1/2014
Zyta Rudzka

fot. Zuzanna Waś

Monolog przed podróżą

 

Jakie futerko było na wystawie. Tu bufka, zakładka na rękaw, wycięcie. Zaraz mi powiesz, że nie lubię granatu, ale takiego granatu w życiu nie widziałeś. Za dwa lata będę miała czterdziestkę. Moje trzy ciotki po czterdziestce zrobiły się strasznie brzydkie. Dobrze, że zdążyły jeszcze wyjść za mąż. Ale co to byli za mężowie? Co jeden, to lepszy. W „Chince” wykupili wszystkie ręczniki. Tylu ludzi wyjeżdża.

Kiedyś ładniutka byłam. Pamiętasz? Pamiętaj o tym. Tego z parteru urządzili. Cały, cały siny. Pobili go. Na uniwersytecie. Ale w domu powiedział, że sam się walił po mordzie. Może ja nie zasługuję na futro, może jestem złą żoną? No, powiedz coś…? To prawda, że zimy nie są już takie jak kiedyś. Palto paltem, ale futro najlepsze. Że mnie zostawisz. Taki sen miałam. Podobno jak się coś śni przed podróżą, to się sprawdza. Zostawisz mnie. Weźmiesz rozwód. A kiedy będę miała czterdzieści dwa stopnie, zawezwę lekarza z rejonu, przyjdziesz mnie osłuchać i nawet nie zerkniesz na moje piersi. Nie. Będziesz mówił mi po nazwisku. Po panieńskim nazwisku. Pani Lachman, już dawno minęła wiosna pani życia, a pani ciągle bez czapki. Nie wstyd pani. Znowu przeziębienie. Taka pani stara, taka brzydka i głupia. Bez czapki w śnieg. A ja ci powiem, nie jak do męża, ale jak do doktora. Doktorze Rosner, ja jestem z tych kobiet, które nigdy nie widzą śniegu. Ja żyję tylko w swoich myślach, a tam w mojej głowie są tylko ciepłe kraje.

A futro mi potrzebne, bo jestem dumna. Ze wszystkich patelni zdzierają emalię. Złota szukają. Mogę być dumna bez futra, wiem. Ale chcę pokazać, że jestem dumna. Im chcę pokazać. Co „acha”? Twoje „acha” oznacza, że mam kuku na muniu. Po co ja za ciebie wyszłam. Ojciec przestrzegał, nie wychodź za kogoś, kto ma buty w glinie. O buty nie umie zadbać, to i o ciebie, dziecino, nie zadba.

Meble trzeba sprzedać lub rozdać. Można zabrać dwie poduszki puchowe, kołdrę oraz pościel. Marzec, noce takie ciepłe, a ja o futrze marzę. Nie myśleć o tym. Ale ty jesteś piękny, Arnold. Piękny z ciebie mężczyzna, wiesz. Po prostu piękny. Piękny i już. Do obiadu zawsze w garniturze. A wiesz, kim był ojciec tego z drugiego? W czasie wojny? No tak, w czasie wojny, nawet z Bogiem mieliśmy problem. Jako doktor przepiszesz mi proszki na sen. Znowu. Tak, znowu. Ty wiesz, ile jest nocy w roku. W głowie tak głośno. I ten turkot. Ten pociąg. I nie chcę, żeby nas ktoś odprowadzał na dworzec.

Najbardziej lubię zimę. Najbardziej lubiłam tu zimę. Tam nie będzie zimy. A kiedy śnieży, potrafi być pięknie jak nigdy. Jak wracałam od fryzjera, taki jeden podszedł i powiedział, że jak zechcę, to on może to załatwić, żebym została, i wcale nie będą mnie ciągać. I nawet nie spojrzał mi na twarz. Tylko tu. Na piersi. Wyśledziłam go. Jest dozorcą. Pójdziesz do niego i mu powiesz, że jako lekarz rejonowy wypiszesz mu skierowanie do czubków. Jak jeszcze raz odważy się potraktować ciało twojej żony jak rzecz codziennego użytku. Pójdziesz i powiesz.

Wstydzisz się. Jak ty medycynę skończyłeś? Ty się tego denata na sekcji zwłok wstydziłeś. Pójdziesz i powiesz, że jako lekarz rejonowy… Dlaczego nie powiedziałeś. Mnie, żonie nie powiedziałeś, że cię wyrzucili z pracy. No, ale co tu mówić? Nieważne, i tak wyjeżdżamy.

Przecież nikomu nie przeszkadzam. Nic nie robię. Codziennie chodzę na spacer. Dookoła domu dziecka. Cztery razy. Trzeba było im powiedzieć, że my… Przecież ty jesteś nikim. Zaglądasz w gardła, opukujesz. Oni cię nawet nie drukują w „Tygodniku Internisty”. Mają cię za nic. A, więc to futerko to wcale nie na rocznicę ślubu. Na podróż, tak? Kiedy chciałeś mi powiedzieć?! Na dworcu?! W wagonie?! Przecież ja już to dziecko nam załatwiłam. Oglądałam je przez siatkę. I jest taki mądry, taki mądry. Wiedział, że to ja będę jego mamusią. Wiedział! Podbiegł do siatki i powiedział: – Ja wiem, na kogo ty tak się gapisz. Na dzieciaki. Bo chcesz jednego do domu zabrać. A mnie nikt nie chce, bo ja jestem rudy. Tak powiedział. Przez siatkę dropsy mu podałam. I poszłam. I podpisałam, że tylko jego. Tylko jego. Ma na imię Tadzio. I nie ma zęba z przodu. I ja też tu mam taką przerwę, i on mnie tym paluszkiem dotknął i powiedział: – O, ty też nie masz zęba.

Wczoraj przyszło pismo, że z powodu wyjazdu i że jesteśmy wrogami, to oni odmawiają nam Tadzia. Myślałam: pomyłka. Pójdę z czekoladą, z ptasim mleczkiem, i Wedlem, z rajstopami, francuskimi rajstopami, pójdę z mydełkiem, tym, co się pieni brzoskwiniowo, nikt nie ma takiego mydełka. Będzie za mną płakał. Pomyślałam sobie, że ta bluzeczka z cekinami, wezmę ją, zawinę w złotko, pójdę z czekoladą. Może go nam nie odmówią. Będzie płakał. Masz rację, usiądźmy przed podróżą. Usiądźmy. Wiesz, ile trzeba tak siedzieć?

pisarka, scenarzystka filmów o sztuce, psycholog.