1/2014
Jacek Kopciński

fot. Kinga Karpati

Widok z Koziej: Oko tłumacza

Zeszłoroczną Nagrodę Specjalną „Teatru” wręczyłem Jackowi Stanisławowi Burasowi, wybitnemu tłumaczowi, który – jak napisaliśmy w eleganckim dyplomie – „przyswoił polskiemu teatrowi arcydzieła literatury niemieckojęzycznej, dawnej i współczesnej”. Pracom naszych laureatów, ich wybitnym rolom czy spektaklom, poświęcam zwykle kilka słów, ale wobec dokonań Burasa poczułem się bezradny. Swoje wystąpienie ograniczyłem więc do wyliczenia sztuk, które przetłumaczył, i choć był to tylko wybór, laudacja ułożyła się w kanon niemieckojęzycznej dramaturgii. Buras przełożył przecież dramaty Goethego, Kleista, Brechta, Bernharda, Dorsta, Handkego, Müllera, Loher, przy czym duża część jego tłumaczeń zaistniała tylko na scenie i nadal czeka na publikację.

Kiedy skończyłem to imponujące wyliczenie, nasz laureat skromnie podziękował za nagrodę, zaznaczając, że w teatrze tłumacz schowany jest za plecami autora, reżysera i aktora, więc właściwie w ogóle go nie widać. – To miłe, że mnie dostrzegliście – dodał. Pomyślałem wtedy o fenomenalnym warsztacie Burasa, do którego tak naprawdę nie mamy żadnego dostępu. Refleksja tłumacza nad dziełem dramatycznym w jego wszystkich wymiarach: językowym, poetyckim, teatralnym, kulturowym, odbywa się przecież za zamkniętymi drzwiami. Tłumacz rzadko tłumaczy się ze swoich tłumaczeń, a szkoda, bo jest on odkrywcą i depozytariuszem największych tajemnic dzieła, które poniekąd znikają z gotowego już przekładu. Dlatego razem z przetłumaczonym utworem warto czytać translatorskie komentarze, zwłaszcza jeżeli kierowane są one do bardzo kompetentnych przyjaciół, na równi z tłumaczem zafascynowanych przekładanym dziełem.

W tym numerze „Teatru” nie tylko przypominamy postać innego giganta polskiej translatoryki, Macieja Słomczyńskiego, który przełożył wszystkie dzieła Williama Szekspira, a ponadto wprowadził do polszczyzny utwory Swifta, Carrolla czy Joyce’a, ale także publikujemy jego listy do Jana Kotta. Ich lektura to przygoda równa tej, której doświadczyła Alicja, przechodząc na drugą stronę lustra. „Widzisz, Janku, jako tłumacz znam te teksty lepiej chyba niż ktokolwiek, bo tłumacz musi czytać je zupełnie inaczej niż badacz. Po drugie, przeniosłem na Shakespeare’a sposób widzenia tekstu, który towarzyszył mi przez 15 lat przy Finnegans Wake, gdzie nieustannie trzeba było sobie zadawać pytanie: jeżeli tekst mówi nam »A«, to gdzie jest »B«, które on w rzeczywistości oznacza? Ta nieustanna spekulacja słowami i obrazami pozwala mi na „chorobliwe” widzenie tekstu i wyławianie wszystkiego, co jawnie ma sens, ale ma równocześnie także pewne zaprzeczenia tego sensu i bezsensowne, drobne dodatki, najwyraźniej wprowadzone z premedytacją, potrzebne autorowi, ale niepotrzebne sztuce w tym kształcie, w jakim się ją na pierwszy rzut oka widzi”. To fragment jednego z listów, w którym Słomczyński pisze o Śnie nocy letniej. Sprawdźcie sami, jakie sekrety kryje ta komedia, jeśli spojrzeć na nią po raz drugi i trzeci okiem znakomitego tłumacza.

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.