2/2014

Samobójstwo Draculi

W Dr@culi… młodzi ludzie obśmiewają w gorzko-ironicznym tonie schematy płciowości, wampiryzm Internetu, fasadowość rzekomych autorytetów, świadomie przerysowując postaci i zdarzenia.

Obrazek ilustrujący tekst Samobójstwo Draculi

fot. Monika Lisiecka

Postać Draculi fascynuje od ponad wieku (powieść Brama Stokera ukazała się w 1897), transylwański arystokrata-wampir pojawiał się w literaturze, filmach (także animowanych), grach komputerowych. Na różne sposoby tematyzowano tę postać, niemniej zamiłowanie Draculi do krwi, zwłaszcza dziewic, pozostawało elementem najbardziej trwałym. Kim byłby Dracula we współczesnym świecie, jak by sobie w nim radził? Tym tropem podążyły autorki poznańskiej premiery w Teatrze Polskim. Już sam tytuł sztuki: Dr@cula. Vagina dentata, zapowiada zderzenie trzech motywów: powszechnie znanego wątku Draculi, cyberświata Internetu (znamienne @) oraz mniej znanego motywu „zębatej waginy”, czyli fantazmatu o kobiecości „pożerającej” męskość.

Paweł Szkotak uruchomił w kierowanym przez siebie teatrze Pracownię Inicjatyw Aktorskich, tworząc scenę eksperymentalną i dając nowe pole do działania swoim aktorom. Pierwszą premierą w ramach PiniA był spektakl Szczaw, frytki Zoltána Egressyego – debiut reżyserski aktora Piotra Kaźmierczaka (prapremiera 5 października 2013). Dr@cula. Vagina dentata to druga propozycja w tym cyklu. Dała ona szansę popisu Piotrowi B. Dąbrowskiemu i Pawłowi Siwiakowi. Choć autorki, Agata Biziuk i Agnieszka Makowska, główną postacią sztuki uczyniły czternastoletnią dziewczynę (Alę), to jej rolę kazały grać na zmianę mężczyznom. Obaj aktorzy muszą w zawrotnym tempie przeobrażać się – z wampira w panienkę, z podstarzałego transwestyty w młodziutkiego prawiczka, z dziewczyny w księdza, potem w cynicznego polityka, po drodze w anioła, nie mówiąc o licznych egzemplarzach mniej lub bardziej anonimowych uczestników internetowego „czatowania”. A na koniec scenarzystki każą aktorom wyjść z ról i zwrócić się do widzów we własnym imieniu. Panowie ironizują („To siksy pisały. Obłe to jakieś takie…”), żartują z „nowej dramaturgii”, robią uniki (jeden ucieka do rekwizytora po „rajbany”, a po powrocie słucha komplementów, że dobrze mu w modnych okularach), w końcu wypowiadają to, co najważniejsze:

AKTOR 2: To może jakiś pomysł, jak to ratować? (do widowni) My już ponadawaliśmy, Wy (tak by wychodziło) poodbieraliście… To może, jak nam się tekst skończył, to może Wy uratujecie sytuację jakąś konkluzją na dobranoc, co? Ktoś coś? Żeby potem nie było, że nie próbowaliśmy, że nie czujemy tego braku refleksji! No nic! nie pomagacie!

Wcześniej też pojawiają się interakcje z widownią – a to poszukiwana jest dziewica lub prawiczek w zastępstwie bohaterki, która nie ma ochoty zostać złożona w ofierze na ołtarzu partii PS (Partia Sytych), a to widzowie proszeni są, by rozświetlili swymi iPhone’ami ciemności, w których zwyczajowo działa Dracula. Autorki i aktorzy zdają się tęsknić za kimś, kto potrafiłby powiedzieć, co z tym wszystkim zrobić – ze światem, który stał się tak nie do zniesienia, że aż sam Dracula popełnia samobójstwo:

DRACULA: Kryzys jakiś! Ideologiczny, kryzys normalnie wartości! […] No i proszę! Nabawiłem się niestrawności! Buzują we mnie wielkie czasy, wielkie rewolucje, wielcy ludzie, buzują trunki treściwej, gorącej krwi… szkoda byłoby się tym wszystkim teraz uświnić. Jeszcze mi się język mój piękny, godny, archaiczny, klasyczny spierdolił przez tę waszą współczesność! Wypierdalam! Wysiadam! Dobranoc!
(Dracula wbija w siebie drewniany kołek i umiera)

Arystokratyczne upodobania Draculi sprawiają, że nie może odnaleźć się w spsiałej współczesności. Także w języku, zwłaszcza w jego karykaturalnej wersji internetowej – czatowej i facebookowej, gdzie angielszczyzna z polszczyzną zlały się w monstrualny, ledwo zrozumiały twór, w którym zamiast „ktoś” mówi się „takie tam nołbady”, a wygadany rozmówca na czacie cieszy się: „Mogę everything – wszystko in inglisz bo i dont noł kto ja. Kumasz?”. To, że w naszym świecie – realnym, medialnym czy wirtualnym – nie ma miejsca dla wampira, mogłoby nas cieszyć, gdyby nie fakt, że – jak się okazuje – nie ma tu także sensownego miejsca dla ludzi młodych, wchodzących w dorosłe życie, jak główna bohaterka. Na jej dramatyczne pytanie: „Jak żyć?”, jeden z czatowników odpowiada: „Nie dorastać”. Tłumaczy: „Dziewczyno, nie wnikaj w pełnoletność, bo potem to już tylko za dużo opcji, a za mało możliwości – będziesz tyrać na emerytów, a na ciebie nikt nie zarobi, bo świat zalały tabletki powstrzymujące dzieciorobienie, więc będziesz zapierdalać, a potem zjadać wapno ze ścian na starość”. Ala idzie się topić, na szczęście nieskutecznie.

Dojrzewanie zawsze było trudne, ale może nigdy aż tak samotne i osaczone ze wszystkich stron. Budząca się seksualność dziewczyny i wyidealizowane marzenia o miłości zderzają się z pornobiznesem i powszechną, maniacką fascynacją jej dziewictwem. Wszyscy pytają ją, czy „już to robiła”, łącznie z podnieconym księdzem, przygodnymi czatownikami czy cynicznymi politykami. Jedyny chłopak (o imieniu Muy), który wydaje się dostrzegać cokolwiek poza seksem, okazuje się psychopatą-nekrofilem, potrafiącym pokochać tylko trupa lub manekina – istotę milczącą, bezwolną, pozbawioną osobowości. Ala tak tęskni za miłością, że gotowa jest udawać trupa, by mu się przypodobać – nie odzywać się, spowolnić oddech („Obniżę temperaturę ciała! Mogę co wieczór obkładać się lodem! Albo się zabiję! Znów będziemy razem!”), lecz w końcu dostrzega, z kim ma do czynienia.

Lider Partii Sytych, Tuczyński, obiecuje wszystkim, co kto chce, a największy apetyt ma na młodych, bo ich najłatwiej omamić i wyssać („Przyjaciele! Młodzi! Piękni! Czyści! Nieskalani! Smakowici! – nadziejo tego narodu!!! Witam na spotkaniu młodzieżowym Partii Sytych – zawsze na tak!”). Prawdziwymi wampirami żerującymi na młodości okazują się politycy, księża, legion internautów. Dracula dobierający się do dziewczęcej szyi to przy nich śmieszny amant à rebours ze starych filmów (przypominanych zresztą w multimedialnych migawkach).

Ala, płacząc, obchodzi swoje piętnaste urodziny. Nie wie, jak być kobietą i nikt nie ma dla niej sensownej propozycji. Kościół podsuwa wzory świętych męczennic i model życia kobiety jako ofiary. Politycy chcą nią manipulować w swoich interesach. Chłopak (Muy) zaakceptuje tylko kobietę – bezwolnego manekina. W dodatku naokoło wszyscy widzą w niej jedynie obiekt seksualny. Ona zaś na razie kocha się zastępczo w idolu, Boberze (mutacji Justina Biebera, zwanego w sieci „skradaczem serc nastolatek”). Gdy dostanie „go” jako prezent na urodziny – uszczęśliwiona, z okrzykiem „kocham cię!”, pożre upragnioną zabawkę. W ten sposób symbolicznie potwierdzi mit zębatej kobiecości, wymienionej w tytule sztuki. Więc kto tu w końcu jest wampirem? Fakt, że ci sami aktorzy grają Draculę, Alę i wszystkie inne postaci, wydaje się podsuwać odpowiedź, że w społeczeństwie szalonego konsumpcjonizmu wszyscy pożerają się nawzajem, wszyscy są wampirami, nawet niewinne panienki, gdy przekroczą próg dorosłości.

Dr@cula. Vagina dentata toczy się w szybkim tempie i ma w sobie wiele humoru. Autorki bawią się tematem i zadaniami stawianymi mężczyznom-aktorom, aktorzy bawią się przebierankami, odgrywaniem nastolatki i prowokowaniem publiczności. Znakiem rozpoznawczym Ali jest sukieneczka na troczki, dająca się narzucić na każde ubranie i ułatwiająca transformację. Jej zbyt długie rękawy przypominają chwilami kaftan bezpieczeństwa, co nadaje przebierankom nowych smaczków. Scenografka, Marika Wojciechowska, wprowadzając charakterystyczne elementy kostiumów (buty na szpilkach, legginsy, stuła), ułatwia aktorom przeskakiwanie z roli w rolę, a zarazem pomaga widzom orientować się, kto jest kim w danej scenie. Centralny element scenografii stanowi wielofunkcyjne łóżko, zasypane maskotkami, chwilami podnoszone do pionu i pełniące rolę parawanu lub drzwi. Wśród rekwizytów pojawiają się lalki – nimfetkowata Barbie, upragniony Bober, czy figurki świętych niewiast (w tandetnym wydaniu – z korkiem w głowie, jako butelki na święconą wodę), jednak pełnią one rolę znaków, nie animantów. Szkoda!

Mała sala Malarni w Teatrze Polskim dobrze służy kameralności przedstawienia. W Dr@culi… młodzi ludzie płci obojga (kobiety jako autorki i mężczyźni jako aktorzy) obśmiewają w gorzko-ironicznym tonie schematy płciowości, wampiryzm Internetu, fasadowość rzekomych autorytetów, od Kościoła po liderów politycznych, ale robią to, świadomie przerysowując postaci i zdarzenia, a także posługując się nieźle podsłuchanym, śmieciowym językiem. Dzięki temu sztuka nie zmienia się ani w lament, ani w farsę, lecz pozostaje inteligentną satyrą, atrakcyjną dla widzów obdarzonych poczuciem humoru. Ponurakom – zakaz wstępu.

Teatr Polski w Poznaniu
Dr@cula. Vagina dentata
reżyseria Agata Biziuk
prapremiera 7 grudnia 2013

polska historyk teatru lalek, doktor habilitowany nauk filologicznych i nauk o sztuce. Autorka Dramaturgii polskiego teatru lalek (2015).