2/2014

Podróży ciąg dalszy. Ganimedes w Peszcie

Z Wrocławia projekt Ganymed goes Europe trafił do Budapesztu. Jesienią w tamtejszym Muzeum Sztuk Pięknych widzowie mogli zobaczyć dwanaście monodramów inspirowanych znajdującymi się w jego zbiorach obrazami.

Obrazek ilustrujący tekst Podróży ciąg dalszy. Ganimedes w Peszcie

fot. Helmut Wimmer

Plac Bohaterów w Budapeszcie. Monumentalna przestrzeń z kolumnadą i usytuowane naprzeciw siebie potężne gmachy – Muzeum Sztuk Pięknych oraz Pałac Ekspozycji (Műcsarnok). Wieczorowa pora, zupełnie ciemno, jednak przed muzeum panuje ruch, po szerokich schodach co chwila wchodzą nowi ludzie. W wielkim holu kłębi się tłum. Wśród odwiedzających, pomiędzy nimi, dwanaście ubranych w beż i brąz postaci, dotykających, szturchających, zaczepiających tego, kto akurat znajdzie się w pobliżu. Nagle krzyk jednej z nich przerywa gwar, pozostałe ruszają z werwą w cztery strony, a zgromadzeni podążają za nimi po schodach, wkraczając w wystawne sale zapełnione dziełami europejskiego malarstwa.

Według historyka sztuki Michaela Brötje, twórcy egystencjalno-hermeneutycznej nauki o sztuce, płaszczyzna obrazu jest absolutem. Dzieje się tak, ponieważ obraz jako zamknięty w płaszczyźnie jest sam sobie wystarczalny. Badacz podkreśla duchowe podobieństwo dzieła sztuki oraz człowieka, mające polegać na tym, że obydwoje skierowani są na absolut. Podjęcie się analizy obrazów jest jednym z podstawowych zadań historii sztuki. Historyk sztuki zwraca uwagę na kompozycję, kolorystykę, styl, pociągnięcia pędzla. Wkraczając do muzeum, oddaje się kontemplacji konkretnego dzieła. Sytuacja komplikuje się, gdy element z zewnątrz ingeruje w tę relację, gdy – tak jak w przypadku projektu, o którym będzie mowa – w grę wchodzi również tekst (literatura) oraz jego interpretacja w formie monodramu (teatr). Włączenie do obiegu obcych dziedzin sztuki odwraca uwagę od tradycyjnej analizy dzieła malarskiego, otwierając jednak w ten sposób alternatywne drogi, wkraczając w inny wymiar, już nie historyczno-artystycznej interpretacji, lecz nowego, interdyscyplinarnego doświadczenia.

W każdym z miniprzedstawień składających się na projekt Ganymed goes Europe mamy do czynienia z niestandardową sytuacją, z niezwykłymi okolicznościami z punktu widzenia historii sztuki. Obecność tekstu oraz gry aktorskiej niweluje wszelkie cechy historyczno-artystycznej analizy obrazu, a powstałe dla projektu dzieła literackie poruszają inne płaszczyzny analitycznej aktywności. Opowieść aktywuje narrację w obrazie. Jest oczywiste, że w każdym obrazie istnieje swoista narracja, jednak ta literacka oraz ta teatralna są zgoła innej natury. Tekst literacki wygłaszany przez aktorów i aktorki staje się swego rodzaju „wtórną”, dopisaną narracją, urozmaicającą świat przedstawiony na płótnie. To niezmiernie ciekawe, jak w „Ganimedesie” te trzy dziedziny sztuki jednoczą się i przenikają.

A mowa o węgierskiej części międzynarodowego projektu Ganymed goes Europe – Wrocław/Budapeszt/Wiedeń. Klasyczne sztuki piękne – współczesne interpretacje, zorganizowanego przez wiedeńskie Kunsthistorisches Museum oraz austriacką trupę teatralną wenn es soweit ist przy współpracy Muzeum Narodowego we Wrocławiu oraz Muzeum Sztuk Pięknych w Budapeszcie. Mowy obrazów wiosną zeszłego roku doświadczyć mogła wrocławska publiczność, skąd „Ganimedes” ruszył dalej właśnie do Budapesztu (o okolicznościach powstania projektu oraz jego wrocławskiej edycji można przeczytać w „Teatrze” nr 7-8/2013). Węgierska odsłona cyklu jest nieco większa od polskiej: prezentuje dwanaście obrazów europejskich malarzy, dwanaście tekstów węgierskich oraz europejskich pisarzy i pisarek (wśród nich teksty Marka Bieńczyka oraz Austriaka Thomasa Glavinica, wykorzystane również we Wrocławiu), prezentowanych przez dwanaścioro aktorów. Tak jak we Wrocławiu, owe miniprzedstawienia odbywają się symultanicznie w różnych galeriach, przed obrazami ilustrującymi konkretne dzieła literackie, a widz może sam zdecydować, ile czasu przeznaczyć na każdy monodram oraz w jakim kierunku poruszać się po muzeum.

Budapeszteńska odsłona projektu również może się poszczycić nazwiskami z najwyższej półki. Wśród nich znajduje się Péter Esterházy, jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy węgierskich, który specjalnie na potrzeby „Ganimedesa” napisał monolog opowiadający historię pewnej przyjaźni. Przed portretem namalowanym przez Francisca de Goyę, ukazującym José Antonia, Marqués de Caballero, występuje rewelacyjny węgierski aktor, János Kulka. Snując opowieść o starym przyjacielu, porusza on kwestię przemijania. Przedstawiony na portrecie druh umarł, portret jednak istnieje nadal, niezmiennie niewzruszony. Jak mówi narrator, patrząc na obraz, ma się poczucie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, że człowiekowi dane jest wieczne życie. W tym monodramie obraz najwyraźniej jawi się jako równorzędny bohater historii, wskazując na relację życie – śmierć, na trwałość obrazu (sztuki) wobec przemijania człowieka. W interpretacji Kulki tekst Esterházyego brzmi równie intrygująco, co autentycznie.

Ścisłe powiązanie z malarstwem obecne jest również we wspomnianym już monodramie Thomasa Glavinica, w którym podziwiać możemy fenomenalną Annę Hay. Stojąca na podwyższeniu aktorka występuje nago przed płótnem Hansa Baldunga Griena przedstawiającym biblijną Ewę. Poruszona zostaje tu relacja nagości i prawdy, narratorka każe patrzeć na siebie jak na dzieło sztuki, prowokuje widzów do wejścia w rolę malarza, zmuszając ich do obserwowania poszczególnych części jej ciała, do analizowania go tak, jakby było ono dziełem sztuki.

Wielkie wrażenie robi również kreacja rewelacyjnej Dorottyi Udvaros, legendy węgierskiego teatru, która przed obrazem Antona van Dycka przedstawiającym parę małżeńską wciela się w sportretowaną kobietę. Autorka tekstu, pisząca po niemiecku węgierska pisarka Terézia Mora, stworzyła trzymającą w napięciu opowieść, w detalach ściśle powiązaną z tym, co przedstawia portret. W monologu skierowanym do męża narratorka wspomina spędzone z nim życie oraz historię powstania ukazującego ich płótna. Wymienia wszystkie elementy świadczące o talencie artysty, które każdy malarz musi umieć malować. „Trzeba nauczyć się malować to, co się widzi” – mówi bohaterka Dorottyi Udvaros, a widzowie widzą w niej ożywioną wersję kobiety sportretowanej przez van Dycka. Połączenie kunsztu pisarskiego literatki ze znakomitą grą Udvaros stanowi, w moim przekonaniu, najsilniejszy z dwunastu elementów edycji, choć trzeba przyznać, że każdy z nich broni się zarówno jako osobny monodram, jak i w kontekście całego przedsięwzięcia.

Wydaje się, że podczas tych ożywczych, inspirujących przedstawień w przestrzeni muzealnej następuje swoiste przewartościowanie roli muzeum. Wystawne galerie, miejsca bytności obrazu przekształcają się w scenę, gmach muzeum natomiast w teatr. Płótna tymczasem stają się dwojako osią tego wszystkiego: służą niejako za scenografię, a także jako inspiracja dla tekstów wygłaszanych przez aktorów. Obserwując widowisko, mamy cały czas w świadomości obraz, będący dosłownie i w przenośni tłem dla owej inscenizacji. W trakcie przedstawień widzowie mają przed sobą płótno, a po ich skończeniu sami – bądź dzięki wskazaniu obrazu przez aktorów – podchodzą do niego bliżej, aby przyjrzeć się mu dokładniej. Jest w tym coś niesamowitego; poczucie, jak gdyby aktor, który właśnie skończył występ, był postacią nie z tego świata, a częścią obrazu, jak gdyby z niego wyjętą. Podchodzimy więc do dzieł malarskich, chcąc wypatrzeć przed chwilą wypowiedzianą historię, chcąc odtworzyć narrację, którą właśnie słyszeliśmy i widzieliśmy w postaci aktora. Zdaje się, że właśnie w tym magicznym sprzężeniu różnych dziedzin sztuki zaklęty jest pewnego rodzaju absolut.

***

Projekt stał się w Budapeszcie jednym z najważniejszych wydarzeń kulturalnych tej jesieni. Po węgierskiej stolicy, w marcu tego roku „Ganimedes” zawita z powrotem do Wiednia, gdzie odbędzie się ostatnia z trzech odsłon projektu.

 

wenn es soweit ist
Ganymed goes Europe
Muzeum Sztuk Pięknych w Budapeszcie
26 września – 21 listopada 2013