2/2014

Migawki z Buenos Aires

To miasto to kulturowy tygiel. Energia gorącego tanga i melancholia starych kolonizatorów łączą się w nim z przerażającą dwudziestowieczną historią i współczesnym globalizmem. Na takim podłożu wyrastają najróżniejsze przedstawienia: od nieprzyswajalnego przez Europę kiczu do spektakli, które warto sprowadzić na stary kontynent.

Obrazek ilustrujący tekst Migawki z Buenos Aires

fot. materiały prasowe

Buenos Aires: tango, piłka nożna i yerba mate. A do tego bardzo ważny ośrodek teatralny. W trzymilionowym mieście podzielonym w kratkę siatką ulic mieści się niezliczona ilość teatrów, sal teatralnych i centrów kultury. W samym tylko 2012 roku odbyło się tu ponad tysiąc dwieście premier. Do tego władze miasta co dwa lata organizują jeden z największych festiwali teatralnych w Ameryce Łacińskiej – FIBA (Festival Internacional de Buenos Aires). To tutaj znajduje się ponad stuletni Teatro Colón i „Broadway Ameryki Południowej”, czyli Avenida Corrientes, na której pełno jest zarówno czysto komercyjnych, jak i wysoce artystycznych teatrów.

Plan ogólny

Pierwsze, co rzuca się w oczy w teatralnym Buenos Aires, to nadprodukcja spektakli. Co wieczór, niezależnie od dnia tygodnia, można przebierać w programie wydarzeń kulturalnych. W okolicach weekendu ciężko już jest się zorientować, co i gdzie warte jest zobaczenia. Trudno jest z tej masy teatrów i teatrzyków wybrać miejsce, w którym spędzi się najbliższy wieczór lub noc. Warto zaznaczyć, że spektakle zaczynają się przeważnie koło dziewiątej, ale też nierzadko o północy lub później.

Poza oficjalnym, profesjonalnym nurtem teatralnym istnieje jeszcze bardzo rozbudowany nurt teatru amatorskiego czy półprofesjonalnego. W tej masie teatrów i ośrodków kultury prowadzone są warsztaty, organizowane są grupy na kształt kółek teatralnych. Funkcjonują też prywatne szkoły działające przy niektórych teatrach alternatywnych. Przede wszystkim są to Sportivo Teatral Ricardo Bartísa oraz Timbre 4. Brakuje jednak proporcji i jasnego podziału między tymi strefami. W Buenos Aires wszystko się miesza, przeplata i często trudno stwierdzić, do której grupy należy dane przedstawienie. Choć czasami na tej niewiedzy można wyjść bardzo dobrze.

Argentyńczycy po latach ideologicznego negowania tego, co europejskie i jankeskie, w dziedzinie teatru są zapatrzeni w stary kontynent i północnego sąsiada. W latach dyktatury 1976–1983 istniały ruchy teatralne lub parateatralne, które sprzeciwiały się rządom junty wojskowej. Obecnie jednak, choć demonstracje polityczne w Buenos Aires odbywają się prawie codziennie, trudno jest znaleźć teatr silnie zaangażowany w sprawy społeczne i polityczne. To, co znajduje się na afiszu, to przeważnie wolne wariacje na temat twórczości lokalnych i europejskich klasyków (na przykład Querido Ibsen, soy Nora na podstawie Nory Ibsena, Casa de Bernarda Alba Lorki) oraz trochę literatury współczesnej (na przykład Incendies Wajdiego Mouawada).

Performans jako taki prawie nie istnieje, choć zdarzają się wydarzenia z pogranicza sztuk performatywnych i teatru. Na przykład tegoroczna Distancia w reżyserii Matiasa Umpierreza, w której połączył on za pomocą Skype’a cztery aktorki z czterech różnych miast na świecie. A wszystko po to, by opowiedzieć o międzyludzkich relacjach, które choć wsparte wszechobecną technologią i kamerkami internetowymi, wydają się jeszcze trudniejsze niż w czasach ręcznego pisania listów.

Miejscem, w którym można znaleźć najwięcej spektakli eksperymentalnych, jest Centro Cultural de San Martín. Regularnie organizowane są tu przeglądy spektakli tańca, sztuk z pogranicza teatru, muzyki i filmu. W dziedzinie teatru tańca istotne są przede wszystkim dwa ośrodki: wspomniany już Teatro Colón, który słynie z baletu i opery, oraz balet teatru San Martín, który bardziej niż stuletni kolos otwiera się na współczesną sztukę.

Warto też zwrócić uwagę na kilka postaci. Po pierwsze: Lola Arias. Aktorka, reżyserka, pisarka i kompozytorka. W jednym ze swoich ostatnich spektakli Melancolía y manifestaciones opowiada osobistą historię swojej relacji z matką chorą na depresję. Po drugie: wspomniany już Ricardo Bartís, aktor teatralny i filmowy, reżyser, jeden z czołowych przedstawicieli argentyńskiej awangardy teatralnej. Na pewno warto też przyjrzeć się twórczości Alejandra Catálana i Rafaela Spregelburda.

FIBA

Miasto Buenos Aires (dla odróżnienia od prowincji o tej samej nazwie) organizuje co roku dwanaście festiwali, między innymi jazzu, tanga, matematyki, oraz ogromny przegląd tego, co w teatrze najważniejsze, czyli międzynarodowy festiwal teatralny FIBA. Z racji swojego rozmachu odbywa się on co dwa lata. Na tegoroczną edycję dyrektor artystyczny festiwalu Darío Lopérfido wybrał szesnaście przedstawień zagranicznych (w tym między innymi spektakle Jana Fabre’a, Romea Castellucciego, Peeping Tom, Lagartijas Tiradas al Sol z Meksyku oraz III Furie Marcina Libera), szesnaście spektakli z Argentyny oraz dwadzieścia przedstawień z samego Buenos Aires, włączonych w orbitę festiwalu. Towarzyszą im liczne spotkania z twórcami, panele dyskusyjne dotyczące teorii teatru, dramaturgii i tańca, warsztaty aktorskie, prezentacja nagrań i filmów o tematyce teatralnej. Wszystko w ciągu czternastu dni festiwalu, organizowanego z wielkim rozmachem, który swoim zasięgiem obejmuje całe miasto. W ciągu tych dwóch intensywnych tygodni przez teatry przewinęło się ponad siedemdziesiąt cztery tysiące osób.

Oczywiście były i zgrzyty. Festiwal sponsorowany jest wyłącznie z budżetu miasta. Obecny zarząd Buenos Aires nie cieszy się wielkim poparciem ulicy, tak więc zdarzało się, że niektóre osoby ostentacyjnie odmawiały uczestnictwa w wydarzeniu artystycznym tylko dlatego, że było sponsorowane przez miasto.

Publiczność

Publiczność argentyńska zasługuje na osobną migawkę. Nigdy, ani w Polsce, ani za granicą, nie widziałam tak żywiołowej i dynamicznej publiczności jak w Buenos Aires. Co istotne, do teatru chodzi praktycznie całe społeczeństwo. Od chłopców z dzielnicy i w dresach, przez studentów, biznesmenów, aż po emerytów. Nieważne, czy to teatr alternatywny, centrum kultury czy Teatro Colón. Przestrzeń ta staje się miejscem spotkania silnie podzielonego społeczeństwa.

Widzowie nie tylko komentują, wzajemnie się uciszają, klaszczą i śmieją się głośno. Bywają też niezdyscyplinowani. Praktycznie przed każdym przedstawieniem razem z prośbą o wyłączenie telefonów komórkowych pojawia się ogłoszenie o zakazie palenia. Ale rola palenia w życiu Argentyńczyków to już zupełnie inna historia.

Jeśli widzom zostanie dana możliwość zabrania głosu, jest spora szansa, że rozpęta się prawdziwa burza, która czasami przybiera rozmiary tornada.

Międzynarodowy festiwal teatralny FIBA. Trzeci dzień festiwalu i pierwsze przedstawienie berlińskiego Schaubühne: Ein Volksfeind (Wróg ludu) w reżyserii Thomasa Ostermeiera. Samo przedstawienie byłoby po prostu dobrą, uwspółcześnioną wersją dramatu Ibsena, gdyby nie to, co wydarzyło się wśród publiczności i wywołało skrajne emocje. Pod koniec spektaklu, podczas anarchistycznego monologu doktora Stockmanna, który odkrył, że woda jest zatruwana przez okoliczną fabrykę, pada pytanie do publiczności zadane przez jego oponenta – burmistrza. Aktorzy pytają, czy publiczność jest za lekarzem, który w imię utopijnych idei przyczyni się do upadku miasteczka i zamknięcia fabryki, czy też opowiada się za przedstawicielem władz miasta, reprezentującego interes większości i racje kapitalizmu. Praktycznie cała sala opowiedziała się za lekko anarchistycznym idealizmem. Aktorzy poprosili więc o wytłumaczenie tego wyboru. W ruch poszły mikrofony, a na scenie pojawiła się tłumaczka konsekutywna. Początkowo widzowie wypowiadali się o wadze ideałów i demokracji, która też ma swoje wady. Stopniowo jednak temperatura dyskusji rosła. Błyskawicznie przeskoczono na grunt argentyński: wielki kryzys, nierozliczoną dyktaturę, niewystarczającą opiekę medyczną, reformę edukacji, problemy w finansowaniu kultury i skażenie rzeki Riachuelo (jednej z najbardziej zanieczyszczonych rzek na świecie). Wszyscy aktorzy skupili się wokół tłumaczki, usiłując wyłapać choć poniektóre kwestie poruszane przez widzów. Co więcej, wśród publiczności byli także politycy, którzy wywołani zostali przez któregoś z widzów do odpowiedzi. Padło na dyrektora artystycznego festiwalu Darío Lopérfido, któremu nie dano czegokolwiek wyjaśnić, bo został momentalnie wygwizdany i zakrzyczany, niekoniecznie w cenzuralny sposób. Jedyne, z czym udało mu się przebić, to to, że większość może się mylić przy wyborze swoich władz, tak jak to miało miejsce w nazistowskich Niemczech i podczas niemego przyzwolenia na dyktaturę w Argentynie.

Argentyńczycy żyją polityką. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych Lopérfido sprawował urząd sekretarza kultury (w randze ministra) w rządzie, za którego kadencji nastąpił wielki kryzys. Do dzisiejszego dnia wszyscy członkowie tego rządu, nie ważne jakie stanowisko piastowali, nie cieszą się przychylnością społeczeństwa.

Dyskusja przerodziła się w walkę wręcz. Doszło do rękoczynów i ogólnego rozprężenia, do tego stopnia, że musiano wezwać ochronę. Po wielu wysiłkach aktorowi grającemu Stockmanna udało się przebić przez okrzyki i wulgaryzmy skierowane w stronę władz w ogóle, jak i konkretnych, obecnych na sali, osób, aby kontynuować swój monolog. Aktorzy Schaubühne byli zachwyceni tym, co się wydarzyło. Pokazywali ten spektakl wielokrotnie, między innymi w São Paulo, i nigdy nie spotkali się z tak silną reakcją.

Gorące przyjęcie III Furii

W Buenos Aires nie brak polskich akcentów kulturalnych. Nazwisko Gombrowicza zna większość mieszkańców miasta, a zaraz za nim pojawia się Kantor i Grotowski. Co roku też organizowana jest wielka fiesta, podczas której Argentyńczycy zajadają się pierogami, tańczą oberki i mazura.

W tym roku, na przełomie października i listopada, odbyła się pierwsza edycja Festiwalu Filmu Polskiego. Podczas wydarzenia zorganizowanego między innymi przez fundację Pro America zaprezentowano dziewiętnaście filmów, w tym między innymi: Wszystko co kocham, Obławę, Jesteś Bogiem, Salę samobójców i Mój rower.

Co jakiś czas wyłania się też jakaś polska perełka. W tym sezonie jest to przede wszystkim Historia na podstawie tekstów Gombrowicza w reżyserii Adriana Blanco, w której opowieści starego Gombrowicza przeplatają się z historiami młodego Witolda. Choć w sztuce pojawiają się liczne nawiązania do Polski lub klasycznych polskich tekstów, argentyńska publiczność generalnie dobrze odbiera przedstawienie, choć czasami gubi się w sensach wielopoziomowego tekstu.

Ważnym polskim spektaklem, który pojawił się w Buenos Aires, są III Furie w reżyserii Marcina Libera z Teatru Modrzejewskiej w Legnicy, prezentowane w ramach festiwalu FIBA. Mocny spektakl o polskości, historii i roli matek, z grającą na żywo grupą punkrockową Semantik Punk nie przeszedł niezauważony. Choć początkowo twórcy spektaklu byli niepewni odbioru przedstawienia przez publiczność argentyńską, okazało się, że historia opowiedziana w III Furiach jest zrozumiała nawet na innym kontynencie. W państwie, które także próbuje od lat rozliczyć się z przeszłością, argentyńscy widzowie dostrzegli treści uniwersalne.

Polskie przedstawienie nieoczekiwanie dotknęło niezwykle istotnej kwestii z niedawnej historii Argentyny, a mianowicie Matek i Babć z Plaza de Mayo. Kobiet, które od trzydziestu lat co czwartek protestują przed Casa Rosada, domagając się sprawiedliwości i odzyskania swoich dzieci i wnuków, ofiar dyktatury wojskowej. Szacuje się, że podczas rządów junty zaginęło ponad 30 tysięcy osób – desaparecidos – a także około pięciuset niemowląt, które albo zostały zamordowane, albo sprzedane, przeważnie rodzinom wojskowym. Jedna z trzech prezentacji przedstawienia odbyła się w bardzo uroczyście tu obchodzony Dzień Matki.

Zarówno prasa argentyńska, jak i sam dyrektor festiwalu ogłosili polski spektakl jednym z najlepszych przedstawień tegorocznej edycji FIBA. A piosenka Gdzie są chłopcy z tamtych lat jeszcze długo brzmiała na ulicach Buenos Aires, choć w dość dowolnej wersji fonetycznej.