2/2014
Rafał Węgrzyniak

fot. Jacek Labijak

Teatr świadków Zagłady

 

Polski teatr Zagłady Grzegorza Niziołka wywołał we mnie sprzeczne reakcje: uznanie i rezerwę. Znam od ponad trzydziestu lat autora, który już w kwietniu 2009 na wrocławskim rynku ujawnił mi plan swej książki. W trakcie lektury przypominałem sobie jego długą drogę do podjęcia tematu, począwszy od sporządzonego w 1986 opisu Powolnego ciemnienia malowideł Jerzego Grzegorzewskiego z całkowicie nieobecnym motywem Zagłady. Studiowałem nieco odbicie stosunków polsko-żydowskich, w tym Zagłady, w rodzimym teatrze. Widziałem aż dziewięć przedstawień analizowanych przez Niziołka i o niektórych pisałem. W książce zresztą znalazł się passus z mojej recenzji Słuchaj, Izraelu! w krakowskiej realizacji Jerzego Jarockiego oglądanej wspólnie z Grzegorzem.

Mój sceptycyzm wzbudził przede wszystkim zawarty w studium tyleż niedookreślony, co radykalny i rzutowany zarówno w przeszłość, jak i w przyszłość projekt przebudowy polskiej kultury poprzez potraktowanie Zagłady jako fundamentalnego doświadczenia zbiorowego. Moje wątpliwości spotęgowała zaś obrona Niziołka niedoszłego spektaklu Nie-boska komedia. Szczątki w Starym Teatrze w Krakowie, pomyślanego jako rozrachunek z antysemityzmem Polaków i ich współodpowiedzialnością za Zagładę. W książce przyjął on, że Polacy na ogół pełnili w trakcie Zagłady rolę świadków, choć niekiedy pozbawionych elementarnej empatii gapiów, czyli „bystanders”. Niestety nie starał się wyjaśnić, dlaczego Polacy w przeciwieństwie do innych narodów nie byli dopuszczani przez Niemców do udziału w masowym zabijaniu Żydów dokonywanym przecież najczęściej na ich ziemiach.

W przenikliwych, chociaż często nazbyt zawiłych analizach autor odwołuje się do dorobku psychologii głębi, marksizmu ze szkoły frankfurckiej czy humanistyki postmodernistycznej. Zarazem dokonuje na gruncie historii nie tylko teatru szeregu nadużyć interpretacyjnych i przeinaczeń, nie zawsze będących rezultatem stosowania zasady pars pro toto przemilczeń bądź po prostu przeoczeń. Dość, że w książce prezentowanej jako monografia nie ma nawet wzmianki o Gałązkach akacji Edmunda Wiercińskiego, czyli napisanym właśnie z pozycji świadka latem 1942 opowiadaniu o likwidacji getta w Otwocku, bodaj pierwszym świadectwie literackim Zagłady, na dodatek stworzonym przez człowieka teatru.

Najbardziej zdumiało mnie jednak usiłowanie włączenia Jerzego Grotowskiego inscenizacji Księcia Niezłomnego w obręb polskiego teatru Zagłady. W szkicu Demontaż widzenia Niziołek w tym spektaklu dostrzegł „obraz człowieka zagonionego do jakieś ciemnej nory, piwnicy, zagrody. Próbującego wymknąć się ścigającej go gromadzie, która szyderczo i agresywnie nuci ludową polską piosenkę”. I dodaje, że w związku z Don Fernandem myśli „o Żydzie, który w rozpaczy rzucił się w Auschwitz w palenisko krematorium”. Z owych sugestii wynikałoby, że Grotowski ukazał mordowanie Żyda przez polskich chłopów. Natomiast reżyser ten po 1989 trzykrotnie podkreślał, że w oficerskich butach z cholewami i sądowych togach przedstawił prokuratorów wojskowych w okresie stalinizmu torturujących polskiego żołnierza ze środowisk niepodległościowych i antykomunistycznych, gdyż wcześniej nikt nie rozpoznał owych realiów.

Nie mam miejsca na dłuższą polemikę. Ponieważ jednak podsunąłem Niziołkowi Spacerek w labiryncie – ze względu na wspomnienie o Dochodzeniu Petera Weissa w reżyserii Erwina Axera – czuję się w obowiązku bronić Zbigniewa Raszewskiego przed rytualnymi już na gruncie ponowoczesnej teatrologii próbami jego postponowania. Niziołek przywołał spór Raszewskiego z Grotowskim wywołany ukazaniem w Studium o Hamlecie powstańców warszawskich w trakcie szturmu opluwających pasywnego Żyda. Raszewski, skądinąd żołnierz AK, przeciwstawił owej scenicznej sytuacji uwolnienie Żydów z obozu Gęsiówka przez baon „Zośka” 5 sierpnia 1944. Oskarżony więc został o uleganie skłonności do „buchalteryjnego bilansowania postaw” Polaków, w odpowiedzi na świadectwa ich niegodziwości, która miała polegać na przypominaniu zawsze przejawów „szlachetności i ofiarności”. W Efekcie kiczu Niziołek pisze już o jakoby „podjętej przez niego próbie narzucenia Grotowskiemu własnej wizji najnowszej polskiej historii, w której nie ma miejsca na zbyt bolesne sprzeczności”. A właśnie w 1964 Raszewski toczył boje o zakazany przez władze zeszyt „Pamiętnika” o teatrze czasu wojny i bynajmniej nie występował w nich w „dwuznacznej politycznie roli obrońcy narodowej godności”, lecz historycznej prawdy.

Z kolei przy okazji omawiania Namiestnika Rolfa Hochhutha w inscenizacji Kazimierza Dejmka Niziołek zarzuca Raszewskiemu, że „najwytrwalej milczał” o tym spektaklu, notabene nie zaznaczając, iż zapewne z powodu identyfikacji z Kościołem katolickim. Konstatuje wyłącznie, że „w artykule o Dejmku dla »Pamiętnika Teatralnego« nie wspomina słowem o Namiestniku”. Szkic Dejmek jednak został pierwotnie napisany do zatrzymanej przez cenzurę książki Teatr Nowy w Łodzi w latach 1949–1979 i dlatego Raszewski skupił się w nim na przedstawieniach powstałych na owej scenie. Ale również generalna teza, że Namiestnik należał do spektakli „pomijanych” w historii polskiego teatru jest bezpodstawna. Sam go komentowałem w 2007 na łamach „Teatru”, dochodząc do odmiennych konkluzji.

historyk teatru, krytyk; autor Encyklopedii „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego (2001).