3/2014

„Każdy sobie szopkę skrobie…”

Polska satyra, zwłaszcza ta polityczna, ma niezwykle bogatą i ciekawą historię, jej twórcami byli zazwyczaj najwybitniejsi przedstawiciele świata literatury. Wydana przez Wydawnictwo Iskry książka Szopki 1922–1931 Pikadora i Cyrulika Warszawskiego jest rzetelnie przygotowanym (choć nadal niepełnym) zbiorem szopek pisanych przez Juliana Tuwima, Jana Lechonia, Antoniego Słonimskiego i Mariana Hemara. Prezentowane najpierw na scenach: Ziemiańskiej, Qui Pro Quo i kinoteatru Colosseum, pojawiały się następnie drukiem w „Cyruliku Warszawskim” i stały się klasykiem gatunku. Szopki były dziełem zbiorowym, możemy jedynie domyślać się autorstwa poszczególnych kwestii. Niektóre zagadki na pewno rozwiąże wnikliwa analiza listów wspomnianych poetów, w których temat pisania szopek pojawia się wielokrotnie. Choć większą zabawą dla miłośników zagadek jest zapewne zgadywanie po stylu, rodzaju dowcipu, sympatiach politycznych, który ze Skamandrytów jest twórcą kwestii Marszałka, a który postanowił dać głos Kasztance czy Kiepurze. Publikacja jest dowodem na to, że humor polityczny nie musi być prymitywny i opisywać rzeczywistości w skali 1:1, ale może być artystyczną perełką, błyskotliwym komentarzem, doskonałą zabawą z tradycją literacką, pozbawioną moralizatorstwa i prostactwa ostrą, karykaturalną formą łączenia sztuki z życiem.

Obrazek ilustrujący tekst „Każdy sobie szopkę skrobie…”

Opracowane przez Tadeusza Januszewskiego szopki to zaledwie siedem programów artystycznych, tyle udało się odnaleźć, poukładać i zebrać w całość, która oddaje specyfikę warszawskich szopek, ich ogólnokrajowy charakter, łączenie tematyki politycznej z towarzyską, literacką i teatralną. Galeria postaci, które występują w programach, pozwala zanurzyć się w świecie, który zapewne często jest mitologizowany, ale też ten sentyment jest w pełni uzasadniony, gdy pomyślimy, że za sprawą twórców szopek na scenie przy Kredytowej 9, Nowym Świecie 19 czy na Senatorskiej 29 spotykali się: Juliusz Osterwa (w szopce Osterkaterwa), Arnold Szyfman (Arnold Szi-Szi lub Krzywman), Kornel Makuszyński (Marnel Kakuszyński), Józef Piłsudski (Dziadek), Ignacy Paderewski (Ignacy Loyola Abderewski), Julian Tuwim (Tuwimes Sokraczący), Tadeusz Boy-Żeleński (Dr Bi-Ba-Boy), Magdalena Samozwaniec (Madzia z Kozaków Samonarwaniec). Kalamburów językowych, nawiązań do ówczesnych awantur towarzyskich, wypowiedzi prasowych, recenzji, repertuarów jest tyle, że można na ich podstawie stworzyć mapę artystyczno-polityczno-towarzyską ówczesnej Warszawy. Na ratunek, gdy już pogubimy się w gąszczu bohaterów i wydarzeń tamtego czasu, przychodzi ponadstustronicowa część publikacji, jaką są objaśnienia do zawartych w szopkach aluzji, stylizacji i postaci.

Szopki gościły nie tylko w kawiarniach, ale także na przykład w Belwederze, gdzie artyści zostali zaproszeni przez Piłsudskiego, a na widowni zasiedli ministrowie i jednocześnie bohaterowie dzieła. Sanacyjne sympatie Skamandrytów zapewne pomagały twórcom czuć się bezpiecznie przy takich nietypowych okazjach, ale jest to też dowód, że był czas, gdy polityczna satyra miała więcej szczęścia i nie była niewolnikiem politycznej poprawności.

Zabawa literacko-publicystyczna, jaką były szopki, to także niezliczone nawiązania do literatury i kultury ludowej, piosenek żołnierskich, dzięki czemu teksty szopek były potem nucone przez warszawiaków i zapewne zaczynały żyć własnym życiem. Krzywe zwierciadło rzeczywistości było połączone z wysoką kulturą literacką i gustem, co niewątpliwie stanowi fenomen gatunku stworzonego przez Hemara, Lechonia, Tuwima i Słonimskiego, a później także przez Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Jerzego Paczkowskiego i Światopełka Karpińskiego. Swoistą definicję gatunku napisali twórcy w Prologu do Szopki politycznej z 1930 roku: „Największe figury, najlepsze szlagiery, obecne bohatery i byłe premiery! Za jedne dwa złote można się zabawić i cały gabinet po kątach rozstawić. […] Wielkiej szopce nic nie jest obce; z pomocą telefonistek opadł figowy listek! Wszystko, co się po cichu gadało, podsłuchane zostało – bum! cyk!”.

Szopki 1922–1931 Pikadora i Cyrulika Warszawskiego to odtrutka na brak tak wyrafinowanej literacko satyry we współczesnym świecie. O tym, że król jest nagi, można mówić z klasą, co sprawia, że z założenia ulotna forma, jaką jest szopka, może przetrwać dłużej niż jeden sezon i bawić nawet po osiemdziesięciu latach.
 

tytuł / Szopki 1922–1931 Pikadora i Cyrulika Warszawskiego
autorzy / Marian Hemar, Jan Lechoń, Antoni Słonimski, Julian Tuwim
wydawca / Wydawnictwo Iskry
miejsce i rok / Warszawa 2013