3/2014

Rzeczpospolita teatralna

Po pięciu edycjach programu Teatr Polska wnioski brzmią jednoznacznie: potrzeba lat, żeby wykształcić w lokalnej społeczności nawyk odbioru teatru.

 

Mapa

Instytut Teatralny, organizator programu Teatr Polska, chętnie podaje statystyki kończącej się właśnie piątej edycji: wzięło w niej udział piętnaście przedstawień, które pokazano łącznie w ponad stu miastach. Większe wrażenie robi jednak mapa na stronie projektu. Są na niej zaznaczone miejscowości, do których dotarły teatry. Punkty na mapie wyjawiają pewne wyraźne tendencje – o ile w zeszłym roku najwięcej spektakli zagrano po lewej stronie Wisły, tak tym razem większość tras przebiegała przez miejscowości z północno-wschodniej Polski oraz województw centralnych: łódzkiego i świętokrzyskiego. W obu edycjach chętnie wybierany był Śląsk i w obu szerokim łukiem omijane było Mazowsze. To ostatnie nietrudno zrozumieć.

Większość punktów na mapie oznacza miejsca, do których dotarł jeden lub dwa teatry. Ale są też miasta wyjątkowo – można rzec – magnetyczne, gdzie mieszkańcy mogli zobaczyć nawet sześć spektakli w ciągu sześciu objazdowych miesięcy. I chociaż każda instytucja teatralna startująca w konkursie o sfinansowanie objazdu układała swoją trasę samodzielnie, nie miały tu większego znaczenia ani osobiste sympatie, ani nawet położenie geograficzne. Pięć lat wystarczyło, by wykształcić w niektórych ośrodkach kultury szczególne zainteresowanie programem i by same zaczęły zapraszać teatry do siebie.

Takich wyróżniających się ośrodków jest kilkanaście, najwyżej dwadzieścia. W różnych częściach Polski, w miejscowościach mniejszych i większych. Nie łączy ich także kubatura sceny ani liczba miejsc na widowni. Zaznaczam to, by uprzedzić znajome głosy pesymizmu: „U nas to niemożliwe”. Wciąż jeszcze jest wiele miejscowości, do których Teatr Polska nie dotarł albo dociera sporadycznie. Niekoniecznie należy się tym martwić, środki nie są przecież nieskończone. Nie wszędzie również wykształciła się potrzeba korzystania z teatru lub dóbr kultury w ogóle. Analiza wybranych przypadków pozwala do pewnego stopnia zrozumieć, jak dokonuje się ten podział.

 

Targi sztuki

W zeszłorocznej edycji Teatru Polska wprowadzono nowy element, dzięki któremu w program zostały zaangażowane nie tylko teatry, lecz także instytucje kultury. Ich przedstawiciele zostali zaproszeni na Targi Sztuki, które służyły zbliżeniu ku sobie obu stron. Dla pewnej części domów kultury było to pierwsze poważne zetknięcie z programem, ale są również takie miejsca – jak Krotoszyński Ośrodek Kultury lub Miejski Dom Kultury w Andrychowie – które są odwiedzane od pierwszej edycji. Targi jednak pomogły wszystkim, a to zaowocowało rozkwitem „festiwali Teatru Polska”. Tak stało się na przykład w Kłodzku (siedem pokazów), Nowej Soli (sześć) czy Suwałkach (pięć). Tamtejsze ośrodki kultury zaprosiły do siebie kilka przedstawień i wpisały je w swoje repertuary. Tam, gdzie opłaca się pokazywać jedynie komercyjne produkcje (ich widzowie zawsze zapełnią salę do ostatniego miejsca, bez względu na cenę biletów), Teatr Polska może stanowić trzon ambitnego sezonu artystycznego. I tak się w istocie dzieje. Nowa Sól organizuje w ten sposób Nowosolską Jesień Artystyczną, której program – oprócz przedstawień – wypełniają koncerty muzyki poważnej i jazzowej oraz występy kabaretowe. W Kłodzku zaś odbywa się również jesienny projekt: Teatr w Kłodzku, tam spektaklom objazdowym towarzyszą własne, lokalne produkcje.

Od dyrektorów aktywnych instytucji słychać przede wszystkim głosy zadowolenia, wręcz zachwytu nad programem Instytutu Teatralnego. Zdarzają się naturalnie i krytyczne uwagi, na przykład niezadowolenie z zakazu grania przedstawień rano lub po południu (również tych dla dzieci) czy z wąskiego kalendarza objazdów (od lipca do grudnia). To jednak nie przeszkadza im zapełniać sal na każdym pokazie. Przynajmniej w większości przypadków. Zdarzają się też porażki. W jednym z miast wielkości Gniezna (nie ma w nim jednak teatru publicznego) odwoływano przedstawienia z powodu znikomego zainteresowania wśród mieszkańców. Tymczasem w ponad dwukrotnie mniejszych miastach, jak Kłodzko czy Krotoszyn, udało się znaleźć tylu teatromanów, by sprzedać lub rozdać wszystkie bilety na jeszcze więcej pokazów. Jak im się to udało? Wnioski brzmią jednoznacznie: potrzeba lat, żeby wykształcić w lokalnej społeczności nawyk odbioru teatru. Początki są trudne – zainteresowaniem cieszy się nieskomplikowana rozrywka, bo ona nie wymaga przygotowania ze strony widza. Tam zaś, gdzie wprowadza się ambitny repertuar konsekwentnie i systematycznie, gdzie aktywnie zachęca się do przychodzenia na przedstawienia (również poprzez tanie albo darmowe bilety), tam z czasem rodzi się potrzeba kontaktu z kulturą na wyższym poziomie intelektualnym i estetycznym. Zwykle nie ma problemu z publicznością w miastach, w których funkcjonuje od dłuższego czasu festiwal teatralny. W Nowej Soli odbywa się Lubuskie Spotkanie Teatrów Otwartych, w Andrychowie – festiwal „Odeon” (a od niedawna także „Kocioł Teatralny” dla dzieci i młodzieży), w Koninie – „Malta na bis” (część programu poznańskiej Malty); w Kłodzku jeszcze do niedawna organizowano Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Zderzenie”, teraz zastąpił go projekt Teatr w Kłodzku. Oprócz tego zwykle współpraca z teatrami (zawodowymi i niezawodowymi) wychodzi tam również poza ramy cyklicznych imprez. Chojnickie Studio Rapsodyczne, formalnie grupa teatralna działająca przy Chojnickim Domu Kultury, to w rzeczywistości swoista instytucja kulturalna: nie tylko systematycznie organizuje premiery własnych przedstawień i zdobywa dzięki nim nagrody na ogólnopolskich festiwalach, ale też jeździ z nimi po mniejszych miejscowościach (jest to autorski projekt – Teatr Jest Wszędzie) oraz regularnie zaprasza na swoją scenę spektakle gościnne, między innymi dzięki Teatrowi Polska. Z kolei w Kłodzku organizowane są wyjazdy do Opery Wrocławskiej – kłodzczanin płaci tylko za bilet (ze zniżką udzieloną miastu), który może odebrać w domu kultury, a przejazd w obie strony funduje miasto. Chętnych nie brakuje.

 

Przede wszystkim zaangażowanie

Szczęśliwy więc ośrodek kultury zarządzany przez specjalistę, którego stać (wedle osobowości, nie tylko finansów) na takie inicjatywy. Najlepiej, gdy jest spoza klucza politycznego. A niech nawet będzie z klucza, tylko żeby się znał na teatrze. Coraz mniej, na szczęście, jest dyrektorów z przypadku. Kultura potrzebuje osób z doświadczeniem i oddaniem pasjonata. Tylko takie osoby są w stanie podejmować ryzyko i wysiłek kolejnych działań na rzecz lokalnego rozwoju kulturalnego, działań, które nie mają w sobie nic ze sztafażu albo atrapy wypełniającej sprawozdania roczne z działalności instytucji.

Niemal we wszystkich miejscowościach, do których dotarł Teatr Polska, pojawiają się także przedstawienia z innego objazdu. Komercyjnego. Spektakle o dolegliwościach wieku średniego i te o potyczkach sercowych cieszą się popularnością, a ośrodki kultury chętnie wynajmują sale, gdyż mają pewność zarobku. Przy zbyt wielkiej otwartości może być to jednak groźne dla pozostałej oferty placówki – gdy doświadczenie teatralne społeczności opiera się na wziętych farsach, popularnych kabaretach i dziecięcych ogniskach, trudniej jest skłonić ją do nowych, bardziej wymagających przeżyć artystycznych. Wówczas instytucja zyskuje wiele finansowo, ale zarazem wiele traci w zakresie wychowywania do odbioru sztuki. Tam zaś, gdzie nie szczędzi się ani czasu, ani pieniędzy (nawet udział w programie Instytutu wiąże się z potencjalnym albo pewnym wydatkiem), ta inwestycja zaczyna się zwracać, a organizatorzy życia kulturalnego znajdują stałych odbiorców.

Istnieją więc miejsca, gdzie przedstawienia objazdowe są elementem szerszej polityki kulturalnej – tam też decydenci sami podejmują starania, by sprowadzić do siebie spektakle z Teatru Polska. Mogą dobierać je według lokalnych potrzeb, by na przykład równoważyć liczbę pokazów dla dzieci i dla dorosłych. W jednym z regionów powstała sieć miast położonych blisko siebie, zrzeszonych wokół programu Instytutu – jest to rodzaj koalicji, w której ośrodki razem decydują o tym, kiedy i które spektakle zaproszą do siebie. Wspólnie też zapewniają pracownikom teatru zakwaterowanie i transport, a to prowadzi do obniżenia kosztów objazdu dla wszystkich członków sieci. Kluczowe jednak nie są oszczędności, a przejaw własnego zaangażowania. Lokalni przedstawiciele kultury dają w ten sposób swoim widzom to, co najlepsze.

Można jednak pozostać biernym beneficjentem, przyjmującym jedynie ofertę tych teatrów, które same się zgłoszą. To wciąż powszechny model. Tak Teatr Polska dotarł do większości z nich: do ośrodka kultury zadzwonił pracownik teatru z propozycją wystawienia spektaklu za niewielkie pieniądze, z możliwością pokrycia kosztów własnych gospodarza ze sprzedaży biletów. Korzyść jest oczywista: ośrodek dostaje gotowe, profesjonalne wydarzenie artystyczne o dużej dostępności (bilety tanie lub darmowe), które praktycznie nic nie kosztuje. Dlatego nawet mniej zainteresowane placówki chętnie przystają na oferty składane przez teatry. Tam jednak objazd pojawi się tylko wtedy, gdy zaproponuje to ktoś inny, czyli nie w każdej kolejnej edycji programu. Chociaż właśnie rozstrzygają się plany objazdów na kolejny rok, nie szukają możliwości ponownego udziału w projekcie.

Nie zawsze jest to przejawem lenistwa odpowiedzialnych za kalendarz artystyczny. Niech przykładem będzie Regionalne Centrum Kultury w Pile. Instytucja ta uczestniczyła w programie przez co najmniej cztery ostatnie lata, udostępniając swoją salę jednemu lub dwóm przedstawieniom w każdej edycji. Nie jest to jednak kluczowa działalność teatralna w tym mieście, ponieważ od czternastu lat odbywa się tam festiwal „Teatr – pasja rodzinna”. Co roku skupia w jednym miesiącu do kilkunastu przedstawień z różnych części Polski, a w większości są to przedstawienia teatrów zawodowych. Ponadto na scenie Centrum regularnie grane są gościnne spektakle teatralne, które nie uczestniczą w objazdach. Teatr Polska jest więc tylko skromnym fragmentem całej polityki kulturalnej. Podobnie dzieje się w innych miejscowościach, w których ludzie kultury inaczej ułatwiają dostęp do teatru.

 

Wspierać najlepszych

Teatr Polska nie jest bezwzględnie potrzebny w każdej małej miejscowości odległej od biegunów kultury. Taki wniosek sam przynosi rozwiązanie problemu podziału ograniczonych środków. Zasadne jest bowiem pytanie: lepiej umożliwiać aktywnym ośrodkom udział w programie, zasilając spektaklami z objazdu i tak bogaty program ich przeglądów teatralnych, czy też rozszerzać mapę tras, nie pozwalając na zbyt wielkie różnice w skali partycypacji.Instytut Teatralny słusznie nie podcina skrzydeł zaangażowanych i sprawnych organizatorów życia kulturalnego. Drugi model tylko pozornie oznacza większą równość, ponieważ narażałby teatry na ryzyko grania dla pustej widowni. Gdzie nie ma zainteresowania ze strony ludzi kultury, tam też nie będzie go u osób nieprzywykłych do korzystania z jej dóbr. A gdzie nie ma zainteresowania widzów, tam marnuje się pieniądze, czas i szansę, której nie dostali mieszkańcy innych miast, w których potrzeba teatru jest silniej rozwinięta. Model taki nie prowadziłby więc do równego dostępu, a raczej do urzędniczej fikcji.

„Oby tylko minister albo Instytut nie zmienił zdania” – tego życzą sobie ci, którzy pragną gościć kolejne objazdowe przedstawienia. To dowód, że Teatr Polska realnie zmienia oblicze polskiej prowincji kulturalnej (w pozytywnym rozumieniu tej kategorii!) i, zgodnie z programowym założeniem, „promuje teatr wśród mieszkańców miejscowości, mających utrudniony dostęp do oferty teatralnej”. Ale zmienia coś jeszcze: motywuje do działania zarówno teatry, jak i ośrodki kultury. Pierwsze przekonują się do nowej (a właściwie zapomnianej) formy docierania do publiczności, drugie zaś uczą się korzystać z programów wspierania kultury i budują ambitny program artystyczny. Na jednym i drugim zawsze zyskuje widz.