3/2014
Jacek Kopciński

fot. Kinga Karpati

Widok z Koziej: Po co?

Niestety sposób, w jaki rozmawiamy na temat zeszłorocznych wydarzeń w Starym Teatrze, zniechęca do zabierania głosu. Dzieje się tak nie tylko za sprawą niekompetentnych dziennikarzy, którzy wszystkim konfliktom narzucają jeden schemat wojny polsko-polskiej. Także za sprawą zazwyczaj bardzo kompetentnych teatrologów, którzy niestety wzmacniają ten fatalny dyskurs.

Na początku grudnia na łamach „Gazety Wyborczej” Joanna Krakowska porównała spektakl Do Damaszku Jana Klaty do wykładu działającego w końcówce lat siedemdziesiątych niezależnego Towarzystwa Kursów Naukowych, a protestujących w Starym widzów do bandy uboli, która pobiła zebranych w mieszkaniu Jacka Kuronia słuchaczy. Analogia wydaje się prawdziwa – oto po raz kolejny przeciw wolnej myśli stanęła tępa siła. Kiedy jednak dokładniej przyjrzymy się obu sytuacjom, stwierdzimy, że to tylko pozór prawdy.

Spektakl grany jawnie w demokratycznym państwie to przecież coś zupełnie innego niż podziemny wykład w państwie policyjnym; aktorzy i reżyser, w nieskrępowany sposób wykonujący swój zawód w publicznej instytucji, nie mają nic wspólnego z narażonymi na aresztowanie opozycjonistami w PRL-u; dotowanego znaczną sumą Starego Teatru nie sposób porównywać z podziemną organizacją utrzymywaną ze składek i zwalczaną przez władzę; grupa widzów przerywających spektakl i członkowie Służby Bezpieczeństwa to dwa różne zbiory; niewyszukane słowa ich protestu to jednak nie pięści i kastety; a dyrektor Klata to w końcu nie dysydent Kuroń. Nie wierzę, że autorka świetnej monografii o Halinie Mikołajskiej i teatrze w PRL-u tego nie zauważyła. A jednak opublikowała swój felieton. Po co?

Żeby nadać krakowskim wydarzeniom wymiar polityczny, obciążyć współczesną opozycję grzechem przeciw wolności, a konserwatywnym mediom odpowiedzieć pięknym za nadobne? Żeby uczynić Klatę nowym bohaterem teatru krytycznego, a przy okazji wytknąć reżyserowi strach i sprowokować go do dalszych „radykalnych” działań? Żeby przekonać starszą część inteligencji do reżysera, którego twórczość pozostaje dla niej w najlepszym razie obojętna? Żeby dopisać kolejny rozdział zmitologizowanej historii Polski jako kraju ciemnych fanatyków? Nie wiem.

Wiem natomiast, że w felietonie nie padło żadne z istotnych pytań, które zrodził konflikt w Krakowie. O kształt i miejsce sceny narodowej w dzisiejszej Polsce, o publiczność, przyciąganą lub wykluczaną na zasadach nowoczesnego marketingu, o zespoły aktorskie wciągane w obcą im, niezrozumiałą grę, wreszcie o poziom spektakli prezentowanych i planowanych w Starym. Choć jest teatrologiem, Joanna Krakowska pominęła te i inne, ważne dla życia teatralnego, kwestie, do których powracamy w tym numerze. Kariery medialnej w ten sposób nie zrobimy, ale może się czegoś dowiemy.

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.