4/2014
Warszawskie pasaże: Pasaż z gilotyną

Zuzanna Waś

Warszawskie pasaże: Pasaż z gilotyną

1.

Na Brzeskiej siedzi facet na wózku inwalidzkim. Siedzi i się śmieje. Chyba ze mnie, ale z innych bliźnich też. Facet siedzi w pasażu. Bliska prowadzi daleko. Na Dworzec Wschodni. Facet siedzi i się bawi. Małą gilotyną do obcinania cygar.

 

2.

Czy na obrazie Balthusa Le passage du Commerce Saint-André widać gilotynę? Jeśli ją dostrzeżemy, to wtedy dzieło odsłoni sens odmienny, niż przywykliśmy mu przypisywać.

Pasaż handlowy Świętego Andrzeja łączy skrzyżowanie Odeonu (Carrefour de l’Odéon) z ulicą Świętego Andrzeja od Sztuki (Saint-André-des-Arts). W latach pięćdziesiątych pasaż był tajemnym przejściem z napisami na murach, szyldami i wywieszkami z czasów Baudelaire’a. I dzisiaj jeszcze czuje się w pasażu dziwne drżenia, chociaż znacznie słabsze i stłumione.

 

3.

Do faceta podeszła dziewczynka. Wyjęła mu z dłoni gilotynkę. Pisnęła. Facet się roześmiał. Cofnął wózek. Dziewczynka dziabnęła gilotynką faceta w palec.

 

4.

Po lewej stronie obrazu dziecko bawi się lalką, a może odprawia przed nią (do niej) jakiś dziwny rytuał, dziewczynka rozmawia ze stojącą w oknie dziwną głową, trochę lalkowatą, może obciętą, może martwą. Balthus trzyma w ręku bagietkę, idzie odwrócony plecami w stronę swojej pracowni znajdującej się tuż obok, w pasażu Rohan. Kobieta podpiera dłonią podbródek, wpatruje się w oglądających. Co widzi?

 

Stara kobieta przechodzi w poprzek pasażu, zgarbiona, podpiera się laską. Przypomina matkę artysty, Baladine Klossowską, która jako Żydówka musiała się ukrywać w czasie wojny. Pod ścianą, na chodniku, siedzi mały, garbaty człowieczek o bosych stopach, patrzy na bawiące się (?) dzieci, przypomina starszego brata Balthusa – Pierre’a Klossowskiego. Światło w zenicie, słońce ołowiane, spokojny, letni dzień. Czeka na wózek inwalidzki.

 

5.

A jednak, niepokój. Bagietka jest zbyt złota, znak klucza na murze złotawy, cyfra 8 też złotawa, chociaż trochę zmęczona. Cisza, spokój, zawieszenie, bezruch i ruch, zagęszczona tajemnica, atmosfera jak z baśni niemieckich lub angielskich, które Balthus uwielbiał: bagietka jest magiczną różdżką, klucz jak złote jabłko, garbusek jak z piosenki, którą niemieckie dzieci znały na pamięć, garbusek prześladujący Waltera Benjamina, ale to inna historia.

Słoneczny dzień w pasażu handlowym Świętego Andrzeja, niby nic się szczególnego nie dzieje, ale jednak dzieje się dużo, bo każda codzienność promieniuje magią i Nieśmiertelnikami. Na Bliskiej się dzieje.

 

6.

W środku obrazu zwierzak, na pierwszy rzut oka przypominający białego pieska wąchającego bruk. Drugi rzut oka ujawnia, że to nie piesek, tylko baranek, biały baranek. Skąd biały baranek na paryskim bruku?

Baranek odsyła do pewnego wydarzenia, które rozegrało się właśnie w tym miejscu, w pasażu handlowym Świętego Andrzeja, 15 kwietnia 1792. Tu dokonała się pierwsza próba gilotyny, na baranku właśnie, in corpore virili, zanim gilotyna nie trafiła do szpitala Bicêtre, w którym eksperyment powtórzono na trzech trupach w obecności doktorów Cabanisa, Pinela, Louisa, Culleriera oraz doktora Guillotin.

 

7.

Kuchnia Café Procope wychodzi na pasaż handlowy Świętego Andrzeja. W Café Procope zbierali się filozofowie Wieku Światła, a później rewolucjoniści. Pod numerem 8 mieściła się drukarnia w pomieszczeniach oznaczonych na obrazie słowem „Registres”. W drukarni Marat tłoczył „L’Ami du Peuple” („Przyjaciela Ludu”).

 

8.
 

Facet podjechał do mnie. Powiedział: „Daj dwa złote”. Dałem. I wypadł mi z kieszeni klucz.

 

9.

Pod numerem 8 znajdował się również gabinet lektury prowadzony przez Madame Brissot, której mąż, słynny żyrondysta, został ścięty w październiku 1794 roku i pozostawił po sobie, oprócz wdowy, wspaniałą bibliotekę. Złoty klucz obok ósemki świadczy o obecności w pamięci Balthusa ulubionej przez niego baśni braci Grimm Goldene Schlüssel, ale przede wszystkim przypomina o zakładzie ślusarskim i kuźni, czynnej jeszcze w latach pięćdziesiątych, w której powstał pierwszy nóż gilotyny. Pod numerem 9 znajdował się warsztat Tobiasa Schmidta, Alzatczyka lub Niemca, stolarza i fabrykanta klawesynów. To on, a nie doktor Guillotin, wymyślił „maszynę do obcinania”. Obok mieszkał Danton.

 

10.
 

Doktor Guillotin myślał o sprawnej maszynie do zabijania, bo był filantropem i hasło „równości” traktował poważnie. Za Starego Reżimu szlachta miała prawo być ścinana, resztę wieszano, ta jawna niesprawiedliwość nie dawała doktorowi spokoju i marzył o mechanizmie braterskim dla całego ludu, który zadawałby śmierć „w mgnieniu oka”, tak, by ścinany „poczuł tylko na szyi odświeżający podmuch”.

 

11.
 

Tobias Schmidt, stolarz i fabrykant klawesynów, mieszkający pod numerem 9 w pasażu handlowym Świętego Andrzeja od Sztuki, przyjaźnił się z oficjalnym katem Paryża, niejakim Sansonem. Tę przyjaźń i wymyślenie gilotyny opisał skrupulatnie w swoim Pamiętniku wnuk Sansona: „Ten Schmidt, stolarz i fabrykant klawesynów wielce był zręczny w mechanice i uwielbiał muzykę, jak prawie wszyscy jego ziomkowie. Poznał się z moim dziadkiem, sprzedał mu kilka instrumentów, przychodził do niego stroić klawesyn i dostarczał różne sprzęty, aż w końcu się z nim zaprzyjaźnił. Wspólnie muzykowali. Pewnego wieczoru, między fragmentem z Orfeusza i duetem z Ifigenii w Aulidzie, zmienili instrumenty, jeśli mogę użyć tak straszliwej gry słów, bo mój dziadek powrócił do rozmowy o narzędziu, które służy mu do uprawiania zawodu i o pragnieniu jego udoskonalenia. Wtedy Schmidt wziął kartkę papieru, powiedział, że ma pomysł i kilkoma kreskami narysował instrument. To była gilotyna! A potem zaproponował, by zagrali Armidę”.

Charles-Henri Sanson pokazał rysunek Schmidta Guillotinowi, który pokazał go doktorowi Louisowi, a doktor Louis się nim zachwycił. Inni historycy – mniej godni zaufania – twierdzą, że Ludwik XVI interesował się machiną do ścinania głów i proponował, by ostrze miało kształt tasaka.

 

12.

Tobias Schmidt był stolarzem zdolnym i fabrykantem nie tylko klawesynów. Po roku 1803 wymyślił piano-harmonium i piano-harmonica. Pomiędzy klawesynem i szafotem występuje podobieństwo, które ujawnia słowo klucz, „la clef”, po łacinie „clavis”, „la clef” – słowo, które mieści się w innych słowach: „clavicule” i „clavecin” (klawesyn). Klucz był kluczem pomysłu Tobiasa Schmidta, bo to właśnie on wymyślił niezawodny i powtarzalny w nieskończoność sposób uwalniania ostrza gilotyny na dystans. Klucz, czyli sprężyna i rodzaj przycisku, którego dotknięcie, niczym dotknięcie klawisza, pozwalało dokonać dzieła.

Klucz klawesynisty okazał się wynalazkiem znamienitym, pozwolił, by egzekucja odbywała się natychmiastowo, bez manualnej interwencji na ciele skazanego, to znaczy odbywała się machinalnie. Emmanuel Levinas pisał, że właściwie nie jest możliwe zabicie z zimną krwią kogoś, kogo spojrzenie się widzi z odległości kilku centymetrów. Maszyna do zabijania stała się pierwszym urządzeniem czasów współczesnych umożliwiającym zadawanie śmierci z maksymalną skutecznością. W czasach terroru ścięto głowy dwóm tysiącom paryżan, na terenie całej Francji co najmniej osiemnastu tysiącom.

 

13.

Nie powiem, co zrobił facet na wózku, bo straciłem głowę.