4/2014

Refleksje bladawca o teatrze robotycznym

Teatr robotyczny to niezwykłe symulakrum, łączące porządki obrazu, energii i modelu. Stanowi przestrzeń, w której naukowa fikcja staje się faktem.

Obrazek ilustrujący tekst Refleksje bladawca o teatrze robotycznym

Centrum Nauki Kopernik

 

Jean Baudrillard wymieniał trzy rodzaje symulakrów. Naturalne miały się opierać na obrazie, produktywne na energii, a symulakry symulacji na modelu. Każdemu rodzajowi miał odpowiadać inny porządek. Pierwsze powiązał z tym, co operatywne (opératique), drugie z tym, co operacyjne (opératoire), trzecie z tym, co operacjonalizowalne (opérationne) (J. Baudrillard, Symulakry i symulacja, tłum. S. Królak, Warszawa 2005). Czy fenomen teatru robotycznego zdołamy objaśnić przez odwołanie do którejś z tych kategorii? Już pobieżne spojrzenie pozwala stwierdzić, że spektakle, w których występują androidy, ciężko byłoby zaszufladkować. Zjawisko to charakteryzuje się bowiem wielowymiarowością. Ale skoro tak, to może warto podążyć tym tropem? Może należy spojrzeć na przedstawienia robotów jako na zjawisko rozciągające się w poprzek wymienionych porządków?

Teatry robotyczne rozwijają się obecnie w wielu krajach. Spektakle japońskiego twórcy Orizy Hiraty zostały przybliżone w „Teatrze” (nr 3/2013). W przedstawieniach tych obok ludzi występują androidy typu Geminoid F oraz roboty domowe Wakamaru. Od jakiegoś czasu mechanicznych aktorów można podziwiać również w Warszawie. Teatr Robotyczny działa bowiem w Centrum Nauki Kopernik („Teatr” nr 3/2013). W widowiskowej sali, mogącej jednorazowo pomieścić kilkadziesiąt osób, prezentowane są obecnie dwa spektakle (każdy z nich grany jest co drugi dzień). Wchodząc do niej, spostrzegamy na oddzielonej od widowni kanałem scenie trzy androidy typu RoboThespian. Roboty stoją nieruchomo w półmroku. Wykonano je z przezroczystego tworzywa, nadając im kształty podobne do ludzkich. Oznacza to, że każdy z nich ma głowę, tułów i kończyny. Jednocześnie jednak zadbano, aby forma podkreślała ich mechaniczną naturę. Przez przejrzystą powłokę dostrzegamy jakieś instalacje i diody, wzdłuż ich „kręgosłupów” widać przewody. Dopóki spektakl się nie rozpocznie, dopóty trudno uwierzyć, że owe androidy zostały specjalnie skonstruowane do celów performatywnych. A właśnie w roku 2005 brytyjski producent Engineered Arts rozpoczął prace nad maszyną-aktorem, który miał występować w kornwalijskim Teatrze Mechanicznym. Dwa lata później rozpoczęto produkcję RoboThespianów, których nazwa nawiązuje do Tespisa czyli praojca europejskiego teatru. Obecnie u brytyjskiego producenta można zamówić nie tylko pojedyncze roboty, ale gotowe teatry. Standardowy zestaw składa się z trzech androidów, sceny, odpowiedniego oprzyrządowania i oprogramowania. Taki właśnie teatr zainstalowano w Centrum Nauki Kopernik.

Spektakle zaczynają się od krótkiego wstępu, wygłaszanego przez pracownika zajmującego się obsługą sceny. Następnie uruchomione zostaje oprogramowanie. W androidy wlewa się życie. Rozpoczyna się widowisko.

Tajemnica pustej szafy, czyli duchy z czwartego wymiaru to spektakl, który powstał na bazie wydanej w 1884 powieści Flatland: A Romance of Many Dimensions. Jego autorem był angielski teolog i pedagog Edwin Abbott Abbott, który w dowcipny sposób omówił ewentualność istnienia czwartego wymiaru. Nasze trudności związane z wyobrażeniem go sobie porównał do sytuacji płaszczaków. Czyż bowiem dla żyjących w wyimaginowanym dwuwymiarowym świecie płaszczaków trzeci wymiar nie jest tak samo niemożliwy do pojęcia jak dla nas wymiary jeszcze wyższe?

Bezdyskusyjnie mamy tu do czynienia z przedstawieniem. Roboty wcielają się bowiem w role. Dwa z nich grają nastolatków – Zosię i Tomka, trzeci – stryja Edwina, czyli autora przywołanego opowiadania. Stryjaszek stara się wyjaśnić zadziwionym dzieciom zagadkę zaginionego kapelusza. W związku z tym roztacza przed nimi opowieść o możliwości istnienia nieznanych wymiarów, które zresztą można przedstawić przy pomocy modeli matematycznych. Gra elektronicznych aktorów jest nieskomplikowana. Mówią ludzkimi głosami, przesuwają się w przestrzeni scenicznej, nadmiernie gestykulują. Zresztą w tych przesadnych poruszeniach dłoni, w wystudiowanym układzie palców kryje się estetyka robotycznego teatru. Gestyka upodabnia roboty do ludzi, a ich przedstawienie – do skodyfikowanych pod względem ruchowym azjatyckich widowisk.

Ażeby spektakl był bardziej atrakcyjny, jego scenografia została przedstawiona przy pomocy projekcji. Animowane filmy obrazują również opowieści stryja Edwina o krainie płaszczaków. Dwuwymiarowy świat, zamieszkany przez figury geometryczne, ukazano na płaszczyźnie stołu. Aby ukazać przepaść panującą pomiędzy taką wizją rzeczywistości a naszym trójwymiarowym jej postrzeganiem, realizatorzy filmu wprowadzają na moment „trójwymiarową” postać kota, wyłaniającego się zza stołu. W podobnym celu nawiązany zostaje dialog pomiędzy granymi przez roboty dziećmi a postaciami reprezentującymi płaszczaki (Kula i Kwadrat). Ta dwuplanowość spektaklu skutecznie przyczynia się do wzmocnienia jego wymiaru symulatywnego. Skoro wraz z androidami oglądamy film, możemy zapomnieć, że roboty są jedynie symulakrami. Z kolei użyczenie zarówno robotom, jak i postaciom z animowanego filmu ludzkich głosów wydaje się wiązać z efektem głębi (mise en abyme). Obydwa zabiegi prowadzą w konsekwencji do wciągnięcia widza w sferę symulacji. Teatr stworzony na podobieństwo świata i androidyczni aktorzy mogą więc zostać uznani za symulakry pierwszego stopnia. Mamy tu bowiem do czynienia z obrazem rzeczywistości (choć zaznaczmy od razu: spotęgowanej o kolejne wymiary).

W drugim spektaklu – inscenizacja bajki Stanisława Lema – efekt głębi zostaje osiągnięty poprzez metarobotyczność. Roboty występują tu bowiem w rolach robotów. Bajka O królewiczu Ferrycym i królewnie Krystali przedstawia historię androida, który za wszelką cenę pragnie zdobyć serce gynoidki. Krystala tymczasem pragnie poślubić jakiegoś bladawca, czyli człowieka. Jedynym rozwiązaniem okazuje się ucharakteryzowanie Ferrycego. Imitacja krwi, oddechu i łez zdaje się potwierdzać, że królewicz jest najprawdziwszym bladawcem. Księżniczka jednak nie dowierza. Jedynym wyjściem jest pojedynek pomiędzy Ferrycym a prawdziwym człowiekiem. Zwycięża w nich królewicz, ponieważ, jak może się przekonać Krystala, fizyczność robota jest doskonalsza, bardziej trwała, a także piękniejsza. Mimo że Ferrycy zostaje zdemaskowany, królewna to właśnie jemu postanawia oddać rękę.

W spektaklu pojawia się pięć robotycznych postaci, którym użyczyli głosów popularni aktorzy (Krystala – Magdalena Różczka, Ferrycy – Tomasz Kozłowicz, Perforat – Marian Opania, Polifazy – Wiktor Zborowski i Cyberhazy – Artur Dziurman). Fizyczną obecność tych pięciu postaci trzeba było jednak ukazać przy pomocy trzech robotów (nieodparte jest tu skojarzenie z teatrem antycznym). Przydatnym środkiem okazała się więc możliwość emitowania przez nie kolorowego światła. Włączając się do akcji jako konkretna postać, android zaczyna emanować światłem w kolorze przypisanym tej postaci. Zamiast zejść ze sceny, po prostu gaśnie. Ucharakteryzowanie Ferrycego na bladawca ukazane jest przybraniem przez niego różowej barwy.

Efekt pogłębienia osiągnięty jest także przez głos narratora (Piotr Fronczewski) oraz projekcje (tak ukazano bladawca walczącego z Ferrycym). Oglądamy zatem symulację świata androidów, w którym człowiek pojawia się dopiero w sferze kolejnej symulacji. Dobrze to współgra z umieszczoną w bajce Lema opowieścią o naszej cywilizacji. Ludzie po stworzeniu zwykłych maszyn zaczęli tworzyć takie, które potrafią skonstruować kolejne maszyny…

Analizowany spektakl przywołuje skojarzenia z symulakrami drugiego stopnia. Aktorskie automaty (wyprodukowane zapewne też automatycznie) to symulacja oparta na energii. To projekcja naszych fantastycznonaukowych fantazji.

Zauważmy jeszcze, że androidy działają dzięki oprogramowaniu. To w nim zakodowane są możliwości maszyn, to z jego pomocą można tworzyć cybernetyczny scenariusz. Pracownicy Centrum Nauki Kopernik zapowiadają przecież kolejne spektakle, kolejne role, których nauczą się roboty. A jest przecież możliwe, że kolejne generacje robotów (na przykład RoboAeschylean?) będą obdarzone zdolnościami aleatorycznymi. Że będą potrafiły nie tylko wiernie odtwarzać scenariusz, ale także improwizować. A może nawet będą umiały same skomponować spektakl? Przecież już teraz w warszawskim Centrum Nauki możemy podejść do robota-poety, który bez trudu pisze wiersze w dowolnym gatunku… Sterowany komputerowo teatr androidów jest więc także symulakrem trzeciego stopnia, opiera się bowiem na modelu (hiperrzeczywistość oprogramowania).

Oglądanie spektaklu granego przez roboty wiąże się z doznaniami nader przejmującymi. Zadziwia nas obraz homunkulusa stworzonego na nasze podobieństwo. Oczarowuje nas nieświadomość androida, dzięki której jest piękny jak teatralna lalka (trudno tu bowiem uniknąć skojarzenia z Traktatem o marionetkach Heinricha von Kleista). Przejmuje nas widok wyłączonych po spektaklu robotów, które nie kłaniają się i nie czekają na oklaski.

Do tych wrażeń dodajmy równie przejmującą refleksję. Teatr robotyczny to niezwykłe symulakrum, łączące porządki obrazu, energii i modelu, stanowi przestrzeń, w której naukowa fikcja staje się faktem. Choć paradoksalnie fakt ten jest tylko symulacją…