5/2014

Dziady naiwne

W dwudziestoleciu 1990–2010 na polskich scenach pokazano ponad trzydzieści inscenizacji Dziadów. Ich opisu (zorientowanego – jak głosi tytuł – na zagadnienia interpretacji i recepcji) podjął się Marcin Górecki, opierając się na opublikowanych recenzjach teatralnych, „częstokroć wzbogaconych programami do spektakli i fotografiami”. Próby rekonstrukcji poprzedza wypracowanie na temat recenzji teatralnej jako dokumentu; przez dziesięciolecia zagadnienie wyobracano do nieprzytomności, dochodząc do oczywistych konkluzji. Czy możliwa jest rekonstrukcja dzieła teatralnego zagranego tam i wtedy? – nie jest możliwa; czy opis spektaklu może być obiektywny? – nie może; czy recenzja z natury rzeczy jest stronnicza? – jest stronnicza; czy język recenzji grzeszy brakiem precyzji? – grzeszy; czy krytyka teatralna posługuje się kliszą i komunałem? – posługuje się; czy pisanie o teatrze (krytyka teatralna) ma wartość o tyle, o ile jest pisaniem o świecie? – oczywiście. Górecki zauważa, że „wykształcenie recenzenta, jego doświadczenie teatralne i poglądy są kluczowymi elementami wpływającymi na treść i jakość jego artykułów”, dlatego „istnieją recenzje wartościowe i bezwartościowe”. Stwierdza także, że nie wszyscy recenzenci „są w stanie zaobserwować, przeanalizować i zapisać najrozmaitsze aspekty przedstawienia”, co prowadzi do „wielu poważnych problemów dla badacza recepcji” (te konstatacje pozostaną bez konsekwencji dla przyjętej przez Góreckiego metody badawczej, wedle której każdy opublikowany tekst został potraktowany z jednakową uwagą i powagą). Na koniec metodologicznych rozważań, z których niejedno powinno trafić do rubryki „humor zeszytów”, Górecki stwierdza, że „największym zainteresowaniem recenzentów w każdych Dziadach cieszy się sposób interpretacji dramatu przez reżysera i sama inscenizacja”.

Obrazek ilustrujący tekst Dziady naiwne

*
W tytułach poszczególnych rozdziałów (rozdział = przedstawienie) pojawiają się określenia z różnych porządków, czasem techniczne, czasem „merytoryczne”, a czasem dość przypadkowe: Dziady po litewsku, obrzędowe, w poetyce horroru, uniwersalne, bez formaliny, wampiryczne, dawnej awangardy, lalkowe, w tryptyku, gigantów. Karta dań złożona z trzydziestu pięciu pozycji, niełatwo wybrać, łatwo się udławić albo popaść w szaleństwo klasyfikacji.

Jestem małej wiary i w tak zwaną rekonstrukcję przedstawienia teatralnego od dawna nie wierzę, nie wierzę też w żadne opisy przedstawień, a czytam je wyłącznie za karę; za to lubię wracać do krytyków, którzy uprawiali recenzję teatralną jako gatunek literacki. Górecki też deklaruje brak złudzeń wobec wiarygodności recenzenckiego świadectwa, które byłoby przydatne w pracy rekonstruktorów, a jednak brnie, i brnie kategorycznie, a przy tym naiwnie. Metodę obrał prostą. Bierze na warsztat kolejne przedstawienia Dziadów, a w towarzyszących im publikacjach szuka odpowiedzi na pytania o reżyserską interpretację, określenie tekstu, scenografię, muzykę, aktorstwo, reakcję widowni.

Mimo powtarzających się narzekań na jakość recenzji wszystkie zawarte w nich stwierdzenia przyjmuje w dobrej wierze, wprost i bez nawiasu. Nie dziwi zatem wniosek, że do czasów Dziadów dwunastu improwizacji Grzegorzewskiego najciekawsze były Dziady zrealizowane w Częstochowie (1992) przez Stanisława Nosowicza, czego niepodważalnie dowodzą entuzjastyczne recenzje dwojga znanych z imienia i nazwiska miejscowych publicystów oraz zawarta w notatce Jacka Sieradzkiego uwaga, że przestawienie miało „swój trudny do wytłumaczenia urok” (poprzedzona wszakże określeniami „kotlet mielony” i „siekanka”). Górecki zapędza się następnie w dociekania, jak to możliwe, by tak wybitne przedstawienie nie doczekało się ogólnopolskiej dyskusji, i wyciąga ostateczny wniosek, że to „skutek generalnego braku zainteresowania Dziadami jako tekstem teatralnym”. Zdaniem Góreckiego przyczyna tego braku zainteresowania wynika z niepodatności Dziadów na transfer do języka popkultury oraz z faktu, że „Dziady były tekstem niewygodnym, uporczywie przypominającym o siermiężnej [!] powstańczej tradycji i komunistycznej przeszłości; tekstem objawiającym się jako ponure widmo, a zarazem wcielenie szkolno-martyrologicznej udręki, o czym twórcy i odbiorcy, choćby na krótko, chcieli zapomnieć”.

Przenikliwość i oryginalność interpretacji Grzegorzewskiego (1995) zdaniem Góreckiego polegała m.in. na tym, że „w przedstawieniu widoczna była wyraźna polaryzacja postaci: na jednym biegunie znajdował się Nowosilcow wraz ze swymi współpracownikami oraz szereg postaci demonicznych, na przeciwnych – Ksiądz Piotr, Panie Rollison oraz Anioły”. No, no, trzeba było aż Jerzego Grzegorzewskiego…

Dlaczego Jacek Sieradzki nie próbował dokonać analizy przedstawienia Szczepana Szczykny w warszawskiej Cytadeli (2005)? „Czy może to wynikać z faktu, iż w gruncie rzeczy nie było co analizować?” (odważna teza). Jednak mimo braku analizy tekst Sieradzkiego ma pewien walor informacyjny; z przytoczonego fragmentu („pod koniec czwartej godziny tej niewiarygodnej grafomanii teatralnej stara Cytadela trzęsie się od oklasków, a młoda widownia […] głęboko wierzy, że ma do czynienia z głębią romantycznych uniesień”), ku nieopisanemu szczęściu badacza, można wyciągnąć śmiały wniosek, „że spektakl trwał blisko cztery godziny oraz że reakcja młodej (w dużej części) publiczności była entuzjastyczna”.

W ogóle Górecki nieustannie się dziwi. Jak to możliwe, że dwie recenzentki, choć widziały zapewne to samo przedstawienie, wygłaszają rozbieżne opinie? Że recenzenci Velines Vaitkusa milczą jak grób na temat wspólnej, polsko-litewskiej historii (a przecież byłaby to taka piękna płaszczyzna porozumienia)? Z drugiej strony za konieczne uważa przytoczyć (a przytoczywszy, opatrzyć przypisem) passus następujący: „Bydgoskim twórcom życzymy sukcesów”. W tych okolicznościach dociekanie, czy Górecki dotarł do wszystkich publikacji, nie ma sensu, choć kołacze mi się po głowie niepokojąca lista nieobecności aktywnych w opisywanym dwudziestoleciu krytyków i nazw kilku „tołstych żurnałow”. Z lektury kolejnych recenzji nie wynikłby większy pożytek, skoro te trzy setki przeczytano i wykorzystano jak wyżej. Nie od rzeczy wydaje się jednak zauważyć, że kluczowej dla interpretacji kwestii określenia tekstu nie da się rozstrzygnąć na podstawie recenzji, bez mozolnego studiowania (rekonstrukcji) teatralnego egzemplarza; z takiej konfrontacji wynikają często zupełnie niespodziewane odkrycia.

 

*

Górecki tak definiuje znaczenie Dziadów: „Mickiewiczowski dramat stanowił (i nadal stanowi) niedościgniony wzór, wręcz archetyp całej epoki, której polskim dziedzictwem jest – poza ludowością widoczną także w innych krajach – mesjanizm, martyrologia, historiozofia romantyczna, niezwykle silna podmiotowość bohatera romantycznego a także szereg nawiązań do religii chrześcijańskiej oraz ludowej moralności”. Podobne, formułowane bez wdzięku, nieporadne klisze (czasem głupstwa) przewijają się przez cały wywód. Jak sugestie, że radykalne skreślenia są wynalazkiem naszych czasów (w prapremierowej adaptacji Wyspiańskiego nie znalazło się ponad czterdzieści procent tekstu). Jak konstatacja, że Dziady grane w kościele często „epatowały tradycjonalizmem połączonym z pewnego rodzaju patosem wzbudzonym przez połączenie wagi miejsca z wagą utworu”. Jak stwierdzenie, że interpretacja Dziadów w duchu „uniwersalizacji uogólniającej” [!] polega na umieszczeniu na pierwszym planie tematu walki dobra za złem, „odwołaniu się do dychotomii natury ludzkiej, co stanowi jedno z uniwersalnych zagadnień filozoficznych i artystycznych co najmniej od czasów Sokratesa” i wymaga osadzenia akcji dramatu poza konkretnym kontekstem historycznym.

 

*

Osobliwe zaokrąglenia są słabością Góreckiego. W jednym z opisów spektakli znalazłam taką oto, dość kategoryczną, uwagę: „I tak jak każdy szanujący się reżyser powinien choć raz w życiu zmierzyć się z dziełem Mickiewicza, tak każdy szanujący się krytyk winien Dziady choć raz zrecenzować”. Jako że zdarzyło mi się napisać kilka recenzji teatralnych, pozwolę sobie zapewnić najuroczyściej, że umrę spokojna, nie zrecenzowawszy Dziadów, o ile tak zdarzy los; tym spokojniejsza, że w gronie nieszanujących się recenzentów i reżyserów znalazłoby się paru niezłych. Będzie mnie za to dręczyć inna myśl: od czasów Celi Konrada Zbigniewa Majchrowskiego, do której w trakcie lektury Młodych czarodziejów… co i rusz wracałam (z satysfakcją i na odtrutkę), uczyniono znaczący krok – wstecz.

Są kwestie, których – sądzę – nie warto rozważać. Na pytanie, czy i dlaczego czytać Dziady, wystawiać Dziady, pisać o Dziadach, odpowiadam jak ludzie, których pytają, dlaczego chcą lecieć na Księżyc albo zdobyć koronę Himalajów – bo są. Każdemu wolno, i słusznie, i na zdrowie. Gdyby Marcin Górecki rozważył rozumną selekcję materiału, pod okiem krytycznego mentora, ze świadomością jasno wyznaczonego celu… Nie tak dawno, na łamach „Teatru”, Krzysztof Rutkowski opisał zajęcia prowadzone w ramach studiów „Artes Liberales”. Powodem tegorocznych spotkań (na kilku byłam) są Dziady; oto istota tych ćwiczeń: można wygłosić każdy banał albo bzdurę, skonfrontować stan (nie)świadomości wynikający z różnic pokoleniowych, (nie)dostatków erudycji, innej (a ulubionej) estetyki. Można wyważać otwarte drzwi, a czasem dochodzić do nieoczekiwanie świeżych pomysłów. Ale to dopiero początek drogi, i nienadający się do publikacji.

Wiem, już słyszę te komentarze, że jednak Górecki wykonał kawał pracy, i niewdzięcznej. No tak, niby prawda. Dawno temu usłyszałam (a może przeczytałam) taką oto parafrazę bajki La Fontaine’a. Wszyscy pamiętamy: konik całe lato śpiewał, podczas gdy mrówka gromadziła. Nastała jesień; mrówka nie mogła się doczekać spodziewanej, proszalnej wizyty konika; nie doczekawszy się, poszła sama, zapytała: „Pewno liczysz na moją pomoc?”. Konik spojrzał zdziwiony, wzruszył ramionami i odparł: „Za chwilę odlatuję do Stanów, podpisałem kontrakt na serię recitali w Metropolitan Opera”.

A morał (może ich być wiele) niech każdy dopisze sobie sam.
 

autor / Marcin Górecki
tytuł / Młodzi czarodzieje. Dziady w teatrze polskim w latach 1990–2010. Recepcja i interpretacja
wydawca / Wydawnictwo Naukowe Katedra
miejsce i rok / Gdańsk 2013