5/2014
Teatr publiczny: Wspólnotowość. O czym warto pamiętać

Zuzanna Waś

Teatr publiczny: Wspólnotowość. O czym warto pamiętać

Dużą karierę robi ostatnio w teatrze przymiotnik „wspólnotowy”. Korzystają z niego dyrektorzy tworzący programy swoich scen, reżyserzy sięgający po „wspólnotowy” repertuar, kuratorzy opuszczający mury instytucji i wychodzący w przestrzeń publiczną, a nawet urzędnicy promujący programy edukacyjne czy partycypacyjne. Ale poszukiwanie nowej relacji z publicznością w przekonaniu, że „siłą teatru jest wspólnota” (jak stwierdził niedawno jeden z krytyków) nie jest wcale tak oczywiste i bezkarne, jak się wydaje na pierwszy rzut oka.

Starając się stworzyć poczucie wspólnoty pomiędzy teatrem i publicznością, łatwo zapomnieć o tym, że teatr powinien być także agonem, przestrzenią wymiany poglądów i starcia idei, w której wykracza się poza istniejące schematy i zbanalizowane oczekiwania publiczności. Stawianie wspólnotowości ponad własne przekonania, także ponad wolność artystycznej wypowiedzi, grozi odebraniem twórcom teatralnym podmiotowości. Wszystko, co ciekawe w polskiej sztuce teatru, powstało na skutek napięcia pomiędzy wspólnotowymi oczekiwaniami odbiorców a dążeniem do podmiotowości teatru i jego twórców. Czy się to komuś podoba, czy nie, polska tradycja teatralna (literacka i sceniczna) jest w bardzo dużej części tradycją sztuki krytycznej, a nawet jawnie „anarchistycznej”, reinterpretowanej, łagodzonej, uklasycznianej w duchu wspólnotowym przez jej interpretatorów. Warto pamiętać, że nawiązywanie do wspólnotowości oznacza w polskim kontekście także formatowanie oryginalnych twórców oraz pochwałę niezaangażowania.

W projektach polskiej wspólnotowości, także w teatrze, często pomija się jej wymiar polityczny. W niemalże powszechnej świadomości społeczeństwa polityka decydująca o życiu, a czasem nawet o śmierci ludzi wciąż nie uzyskała statusu poważnego tematu. Polski teatr, podobnie jak cała sfera publiczna, rozmawiając o Bogu i metafizyce, człowieczeństwie i uczuciach, kipiąc niechęcią do sfery polityki i mnożąc przeszkody przed działaniami krytycznymi, tworzy postpolityczną krainę łagodności, w której nie istnieją podstawowe konflikty i napięcia. Warto pamiętać, że pozbawiona polityczności polska teatralna wspólnotowość jest często zbudowana na fałszu i zakłamywaniu rzeczywistości.

Odwoływanie się do pojęcia wspólnotowości w polskim wydaniu oznacza także utrwalanie całego szeregu praktyk patriarchalnych. Teatr pod pojęciem wspólnotowości najczęściej rozumie tworzenie relacji społecznych poprzez indywidualny gest artystyczny twórcy (najczęściej pana w średnim wieku) oraz za pomocą programów arbitralnie ustalanych przez dyrektorów instytucji (pan w średnim wieku w drugiej roli). Niestety, nowoczesnej wspólnotowości nie zbuduje dyrektor przyglądający się co wieczór publiczności na korytarzu ani twórca projektujący sobie własną widownię. Można ją stworzyć wyłącznie na zasadach partnerstwa w demokratycznym dyskursie. Warto pamiętać, że traktując widzów jak dzieci, którymi trzeba się zaopiekować i które trzeba przytulić, tworzy się jedynie wspólnotowość „specjalnej troski”.

Wspólnotowości nie konstruuje się w oparciu o wartości, które w najprostszy sposób łączą grupę ludzi, tak jak rozmowa nie polega na tym, że mówi się wyłącznie rzeczy, które chce usłyszeć druga strona. Mniej więcej tym, czym polityka różni się od postpolityki, wspólnotowość różni się od wspólnotowości kiczowatej. Teatralna wspólnotowość oznacza często wpisanie się w najprostsze oczekiwania odbiorców, buduje się ją za pomocą banalnych gestów, pod prostymi hasłami. Warto pamiętać, że w ten sposób stworzyć można wyłącznie wspólnotowość infantylną, chwilową, charakterystyczną raczej dla grupy kibiców wymachujących szalikiem, którzy nie zauważając żadnych prawdziwych problemów, mogą przez krótką chwilę cieszyć się sobą i wspólnym szczęściem.

Wspólnotowość nie jest pojęciem neutralnym i przyjmuje rozmaite formy. Jedne z nich są możliwe do zaakceptowania, inne nie. Podobnie teatr wspólnotowy może przybierać różne oblicza. Jedne przyjazne, inne budzące chęć natychmiastowej ucieczki. Wspólnotowość demokratyczną, uwzględniającą potrzeby mniejszości i traktującą podmiotowo jednostki przyjmuję bez zastrzeżeń, tak jak akceptuję z radością funkcję teatru jako narzędzia demokratycznej debaty. Ale nie dam się przekonać do wspólnotowości, która podporządkowuje inaczej myślących, która szczyci się swoją bezmyślną bezideowością. Nie zakceptuję również teatru, który zamiast dążyć do podmiotowości, woli manipulować marionetkami.