6/2014

O Jurku prawie wszystko.

Bal manekinów w Katowicach

[…]

Scena 2
[…] MANEKIN DAMSKI 2:

Prawdopodobnie niektóre kobiety także pójdą na śmietnik. Słyszałam, jak nasza właścicielka mówiła to o jednej klientce z avenue Kléber. Tylko że z ludźmi odbywa się to chyba jakoś inaczej. Widziałam, jak ta sama klientka przyjeżdżała potem jeszcze nie raz i zamawiała nowe toalety. Tak, z pewnością wszystkich płaskich kobiet nie wyrzucą. Kobiety można przerabiać. Mówią, że są nawet jakieś specjalne pracownie czy fabryki, gdzie przerabia się je zupełnie na nowo. Zależnie od mody, obciosuje się je lub przykleja im brakujące części. Widać, to się opłaca. Nas nie przerabiają. Nie opłaca się. Nowy manekin kosztuje taniej. Wy jesteście pod tym względem szczęśliwsi od nas – wasza moda zmienia się rzadziej, żyjecie dłużej od nas. Choćby ty na przykład… Z pewnością dożyjesz do następnego balu…

 

MANEKIN MĘSKI 2:
Cóż ci przeszkadza znów wybrać się na bal chociażby jutro? Że nie będzie muzyki? Obejdzie się bez niej! Trzeba korzystać z okazji. Za kilka dni strajk się kończy.

 

MANEKIN DAMSKI 2:
Obawiam się, że już się skończył. Słyszałam, jak właścicielka mówiła do zarządzającej, że od jutra będzie tu pracował nowy personel. Ani jedna z dawnych krojczyń nie będzie z powrotem przyjęta do pracy. Właścicielka mówiła, że nowe przychodzą tuzinami i błagają, aby im dano pracę. Od samego rana pewnie będzie już wszystko po dawnemu. Znowu zaczną wykańczać suknie po nocach. Nie, w tym sezonie nie uda się nam już nic urządzić…
Tańcząc, para oddala się w głąb sceny.
[…]

 

Scena 4
[…] ARNAUX:
Zanim przejdziemy do salonu, skończmy z naszymi sprawami. Nieprawdaż? Przede wszystkim obowiązek, potem rozrywka. Ta pańska zasada zawsze była również moją. W obecnej sytuacji nie wolno nam dłużej zwlekać. Komuniści w moich zakładach już ogłosili strajk. Oczywiście, wie pan już o tym? Trzeba działać. Pański syndykat, w imię dobrze zrozumianego interesu zrzeszonych w nim robotników, powinien zdecydowanie wystąpić przeciwko strajkowi. W chwili obecnej, kiedy nasz kraj przeżywa ostry kryzys ekonomiczny, wszyscy powinniśmy ponosić ofiary na ołtarzu. Jeśli każdy z robotników nie zgodzi się na potrącenie tych kilku franków ze swej dniówki, to fabryka w ogóle będzie musiała przerwać pracę. Przy obecnym bezrobociu wszyscy znaleźliby się na bruku, powiększając zastępy bezrobotnych. Sądzę, że lepiej stracić pięć franków niż cały zarobek. Nie będzie panu trudno wytłumaczyć to robotnikom. Nieprawdaż? Rozkwit przemysłu i związany z tym dobrobyt całego kraju są oparte całkowicie na wzajemnym zrozumieniu interesów robotnika i pracodawcy. Pod tym względem pańska partia nieraz już dała dowody prawdziwie obywatelskiego zrozumienia obowiązku wobec kraju. […] Jako członkowi tego społeczeństwa, o którego szczęście panowie walczycie, niech mi wolno będzie oddać do pańskiej dyspozycji tę skromną sumę. Niechaj pójdzie na cele pierwszego racjonalnego strajku, który ogłosi pańska partia. (rzuciwszy spojrzenie na drzwi, wyrywa czek z książeczki czekowej i wręcza Manekinowi-Leaderowi)

 

MANEKIN-LEADER:
(niezdecydowanie bierze czek): Tak… Ale…

 

ARNAUX:
Żadnych „ale”, drogi panie! Żadnych „ale”! Sądzę, że mam chyba prawo, jako obywatel tego kraju, troszczyć się o jego racjonalny rozwój i przyczynić się, chociażby w skromnej mierze, do ulżenia warunków pracy ludzi, którzy poświęcają dobru społecznemu cały swój czas i wszystkie swe siły. Doprawdy, nie mówmy o tym więcej. (wstaje) A teraz chodźmy do gości. Nie mam prawa pozbawiać ich pańskiego towarzystwa.
[…]1

W zamyśle Jasieńskiego sztuka przedstawia francuską wielką burżuazję – fabrykantów i bankierów – faktycznie rządzących Francją. Ci wielcy posiadacze mają na swych usługach cynicznych polityków i skorumpowanych przywódców oficjalnych związków zawodowych. Ci ostatni są manekinami, tańczącymi na melodię narzuconą zza kulis przez realną władzę.

W sztuce teatralnej spotykają się na balu różne manekiny: te związane z modą – twory wielkich burżuazyjnych domów mody, żyjące chwilą balu, po czym unicestwiane, oraz marionetki polityczne przebrane w kostiumy manekinów, jak powiedzielibyśmy dziś – dla celów marketingowych.

Przebiegają dwa strajki: realny, dotykający interesów konkurujących ze sobą wielkich posiadaczy, i kostiumowy, związany z żądaniami płacowymi krawcowych-krojczyń. Obydwa, według autora sztuki, odsłaniają mechanizmy bezwzględnej władzy w burżuazyjnej Francji.

Bruno Jasieński, autor obrazoburczej powieści Palę Paryż, zawarł w Balu manekinów swoją subiektywną prawdę o kapitalizmie z przełomu lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku. Był wtedy młodym, ideowym komunistą i wierzył, że Związek Sowiecki jest nadzieją dla całego świata. Z tego przekonania wynikały różne konsekwencje, między innymi odrzucenie pluralizmu politycznego i parlamentarnej gry interesów. Miał talent pisarski i rozumiał, na czym polega dramaturgia teatralna. Sprawiło to, że Bal manekinów nie jest płaski, jednowymiarowy, a dialogi propagandowo-schematyczne.

Jasieński padł jednak ofiarą swej wiary w szlachetne intencje przywódców Związku Sowieckiego i zginął na ich polecenie, jako rzekomy płatny agent burżuazyjnej Polski. Gdyby żył i tworzył w tej ostatniej jako ideowy komunista, miałby trudności, może chwilowo siedziałby w więzieniu, ale zachowałby życie, tak jak wielu polskich komunistów.

Gdy Jurek wziął tę sztukę za podstawę swego dyplomu reżyserskiego, a stało się to za zgodą profesora N.M. Gorczakowa, spotykał się m.in. z wdową po Jasieńskim, którą właśnie wypuszczono z łagru. Miał więc świadomość, że pisarz nie został zgładzony jako pojedyncza ofiara policyjnej pomyłki, ale zginął w zaplanowanej Stalinowskiej akcji masowych represji, obejmujących wszystkie warstwy i kręgi społeczne, w tym szczególnie ludzi sztuki. A więc chodziło nie o „błędy kultu jednostki”, a o wprowadzanie reżimu, w porównaniu z którym system wyszydzany w Balu manekinów był szansą na wolne życie.

Gdyby sztuka Jasieńskiego była jednowymiarową, propagandową agitką, to niezależnie od tragicznego losu jej autora Jerzy by się nią nie zainteresował. Jednak w Balu manekinów znalazł dość surowca dramaturgicznego, prawdziwych ludzkich namiętności, by zrealizować pełnokrwiste, nowatorskie przedstawienie. W przytoczonych fragmentach niektórych scen mowa jest m.in. o skorumpowanych związkach zawodowych. Te sceny w spektaklu katowickim publiczność odbierała jako aluzję nie do stosunków we Francji, ale do kondycji polskich związków zawodowych, będących w okresie stalinowskim przybudówką PZPR – czyli naganiaczy do niechronionej przed eksploatacją, nadludzkiej, ciężkiej pracy górników, także w niedzielę.

Ale, jak już wspomniałem, jego propozycja nie spotkała się w polskim teatrze Anno Domini 1957 z zainteresowaniem i wsparciem. Dyrektorzy teatrów w popaździernikowej atmosferze obawiali się, że absolwent sowieckiego GITIS-u stworzy jakiś socrealistyczny gniot. Wyjątkiem okazał się Józef Wyszomirski, dyrektor Teatru im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach – notabene dzięki rekomendacji Erwina Axera. Wyszomirski nie bał się zaangażować całego niemal teatru w debiut nieznanego młodego człowieka i kontrowersyjnej sztuki. Toteż właśnie tam w połowie 1957 roku odbyła się premiera Balu manekinów.

Powstaje jednak pytanie: dlaczego nie przybył na nią profesor Gorczakow, mistrz Jerzego Jarockiego w GITIS-ie? W dodatku oprócz obejrzenia spektaklu swego ulubionego ucznia miał jeszcze inny powód do przyjazdu do Polski, bowiem Państwowy Instytut Wydawniczy przygotował w połowie tegoż 1957 roku polskie tłumaczenie jego ważnej książki Lekcje reżyserskie Stanisławskiego.

No cóż, zwierzchność polityczna w Moskwie „odradzała” mu jednak wizytę w Polsce, niby pozostawiając ostateczną decyzję do jego wyboru. W tej sytuacji Gorczakow zastanawiał się, czy wystawiać się na ryzyko kompromitacji wobec polskiego środowiska teatralnego, gdyby na pytania rozkołysanych w owym czasie polskich dziennikarzy odpowiadał drętwo i oficjalnie. Ale gdyby był szczery, otwarty i swobodny, to skompromitowałby się w oczach politruków z Moskwy. Doszedł zatem do wniosku – jak sądził Jurek – że w tej sytuacji najlepiej wymówić się od uczestnictwa w przedstawieniu dyplomowym w Polsce. Postanowił, że dyplom Jerzego podpisze po przejrzeniu przywiezionej mu do Moskwy dokumentacji spektaklu. I tak to się odbyło.

Gorczakow zmarł rok później, w wieku 60 lat. Czy była to śmierć nagła, czy w konsekwencji wcześniej dręczącej go choroby? Tego nie wiem.
W każdym razie spektakl dyplomowy Jerzego w Teatrze Wyspiańskiego okazał się udany i intrygujący, toteż w następnym roku został sprowadzony na specjalne gościnne przedstawienia do Warszawy. Jakimś zbiegiem okoliczności stało się to w czasie, gdy w stolicy przebywał Nikołaj Michajłow, minister kultury ZSRR o reputacji wyjątkowo tępego politruka.

Ten minister sowiecki (ongiś ambasador ZSRR w Polsce) wybrał się wraz ze swym otoczeniem na warszawskie przedstawienie Balu manekinów. Towarzyszył mu polski minister kultury i sztuki Karol Kuryluk, następca Włodzimierza Sokorskiego.

Okazało się, że dialogi w sztuce Jasieńskiego nie wiedzieć czemu zabrzmiały drażniąco w uszach sowieckich aparatczyków, choć odnosiły się do Francji i do Zachodu. Jednak delegacji radzieckiej spektakl w ogóle się nie spodobał. Może samo słowo strajk, w kontekście niedawnych przecież wystąpień robotniczych w Poznaniu, nie powinno było być w teatrze przywoływane, bo w tej Polszy licho nie śpi? A poza tym ten Bruno Jasieński nie był chyba pisarzem radzieckim z ducha. No dobrze, padł ofiarą represji, ale jego biografia jest podejrzana: Polak żydowskiego pochodzenia, futurysta, i ten pobyt w Paryżu? Jaki jest sens w propagowaniu jego pisarstwa?

Minister Michajłow nie rozumiał powodów, dla których polskie władze zgodziły się na wyróżnienie tego dyplomowego przedstawienia pokazami w Warszawie. I jeszcze polski minister kultury Karol Kuryluk zachwalał mu tę sztukę! Michajłow tłumaczył to wszystko polskim rozwichrzeniem politycznym i brakiem czujności w PZPR.

Bal manekinów grany w Teatrze im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach oraz na pokazach w Warszawie przyczynił się do znacznego rozgłosu Jerzego Jarockiego. Rozeszła się w ówczesnym środowisku teatralnym fama, że jest zdolny i odważny. Miał więc dobre wejście do dalszej działalności reżyserskiej. Myślę, że jego popularność wynikała również z entuzjazmu, z jakim to przedstawienie zostało przyjęte w środowisku Studenckiego Teatru Satyryków, grupie już wówczas bardzo opiniotwórczej.

Wybiegnę daleko w przyszłość. W 1979 roku Jerzy wyreżyserował Bal manekinów za Uralem w Czelabińsku. Była to zresztą jego pierwsza od ukończenia studiów w moskiewskim GITIS-ie praca w Związku Radzieckim. Owszem, proponowano mu nieraz wystawienie na przykład Niemców Kruczkowskiego, ale on miał kontrpropozycję: Moją córeczkę Różewicza lub Tango Mrożka. Władze w Moskwie na te sztuki się nie zgadzały. Więc Jurek, mimo nacisków polskiego Ministerstwa Kultury i Sztuki, ignorował wspomniane zaproszenia.

Jak więc się to stało, że zainscenizował Bal manekinów za Uralem? To osobna historia, która wynikła z sytuacji rodzinnej. Opowiem o tym oddzielnie.

cdn.

 

1. B. Jasieński, Bal manekinów, [w:] tegoż, Nogi Izoldy Morgan i inne utwory, Warszawa 1966.