7-8/2014

Eksperyment w duchu tradycji

Konkurs Aktorskiej Interpretacji Piosenki zdominowały w tym roku świetne wokalistki ze słabym warsztatem aktorskim.

Obrazek ilustrujący tekst Eksperyment w duchu tradycji

Łukasz Giza

 

Festiwal w swojej 35-letniej historii przeszedł wiele zmian – przychodzili i odchodzili kolejni dyrektorzy, tworzono nowe koncepcje programowe. Jednak to w ciągu ostatniej dekady, głównie za sprawą Konrada Imieli, dokonała się największa rewolucja. Dzisiaj Przegląd ma coraz mniej wspólnego z epoką Aleksandra Bardiniego, ale jednocześnie nadal bliski jest jego ideałom i wartościom: jest tu miejsce zarówno na eksperyment, jak i na interpretację zgodną z kanonem oraz tradycją gatunku.

Pytanie o to, czym jest piosenka aktorska, było w tym roku powtarzane nadzwyczaj często, tak przez widzów, jak i artystów. Podczas jednego z offowych spektakli wprost zagadnięto publiczność, czy ta forma występu to „dobry aktor i zła piosenka, czy zły aktor i dobra piosenka?”, zaś występujący podczas Przeglądu Kabaret Hrabi wyjawił swoją definicję: jest piosenka „jak liść łopianu, który ugiął się ku ziemi pod ciężarem kropli rosy”. W tym przypadku żart oddał wieloznaczność pojęcia. Piosenka aktorska przybiera zaskakujące nieraz formy, co odzwierciedlał bogaty program festiwalu, w tym również Konkurs Aktorskiej Interpretacji Piosenki. Od kilku lat jego uczestnicy muszą jednak uwzględnić w swoich wyborach utwory z tzw. kanonu, czym organizatorzy chronią „czystość” gatunkową.

W tym roku w ostatnim etapie Konkursu zabrakło panów, co bez wątpienia było sporym zaskoczeniem. Równie wielkim, jak poziom finalistek. Każda z nich to bez wątpienia wokalna indywidualność, ale z aktorską interpretacją nie było już najlepiej. Przykładem jest tu Natalia Lubrano (nagroda publiczności), która pokazała ciekawą barwę i siłę głosu w piosence Wariatka tańczy, choć zamiast interpretacji skupiła się raczej na wokalnych ozdobnikach. Od początku pewną kandydatką do nagrody głównej była Irena Melcer: oba jej występy, mimo że najbardziej tradycyjne i w duchu Konkursu, charakteryzowała duża dojrzałość artystyczna. Nie dziwi więc fakt, że to w jej ręce trafił Złoty Tukan oraz nagroda dziennikarzy. Jeżeli ktoś mógł wyrwać jej zwycięstwo, to Klara Broda, która w motocyklowym kasku i białym obcisłym kombinezonie zaśpiewała piosenkę Youkali w sposób daleki od oryginalnego wykonania, oraz Paulina Walendziak, która pomimo młodego wieku pokazała spore umiejętności interpretacyjne.

Wydarzeniem towarzyszącym Przeglądu był koncert Piosenka aktorska… „i inne demony” w reżyserii Bogusława Sobczuka, podsumowujący prowadzone przez ponad dwa lata warsztaty. Nieco z przekory nazwano wykonawców „przeddebiutantami”, bo tak naprawdę wielu z nich ma na koncie laury najważniejszych festiwali. Wśród jedenastu artystów znaleźli się również ci, którzy w tym roku walczyli o Złotego Tukana, m.in. wspominana Paulina Walendziak czy Ewelina Przybyła. Pozbawiony patosu koncert, w którym akademicką poprawność zastąpiono dowcipną konferansjerką (w tej roli Mateusz Bieryt), charakteryzowała świeżość i swoboda, której nieco zabrakło w konkursowych zmaganiach. Sobczuk stworzył przebojowe widowisko, eksponując świetny warsztat oraz interpretacyjne zdolności młodych wokalistów.

Kluczowe dla zrozumienia, czym jest dzisiaj Przegląd Piosenki Aktorskiej, stały się dwa inne wydarzenia, pokazujące różnorodność pokoleniową i artystyczną. Krzysztof Materna przywiózł spektakl Czas nas uczy pogody z warszawskiego Och-Teatru. Wybrani w castingu seniorzy z niezwykłą energią przełamywali w nim swoje słabości – stres, wstyd czy wokalne niedostatki. Nie wszyscy z nich zachwycili wokalnie, ale nie brakowało perełek, jak zaśpiewana przez Hannę Freske Jaskółka uwięziona. Materna dokonał bardzo udanego eksperymentu: odczarował starość.

Zaskakującym dopełnieniem tego spektaklu był koncert zespołu Domowe Melodie, który z internetowej niszy wypłynął na szerokie wody, ale pomimo ogromnej popularności nadal ujmuje swoją skromnością. Odważne teksty w połączeniu z dobrymi kompozycjami oraz sceniczną kreacją budzą ogromne emocje, co najlepiej widać było na sali wrocławskiego Impartu. Oba widowiska, mimo że diametralnie różne, połączyła postawa artystów na scenie – ich naturalność i szczerość.

A tego właśnie zabrakło choćby w spektaklu Joplin w reżyserii Tomasza Gawrona. Najmocniejszym punktem przedstawienia był recital Natalii Sikory, która z powodzeniem naśladowała Janis, choć charyzma aktorki nie uratowała jednak przestylizowanej i bełkotliwej całości. Gawron utopił młodych i jeszcze nie zawsze doświadczonych aktorów w banale golizny, potoku przekleństw i imitacji alkoholowo-narkotycznej balangi, która miała nas przenieść w złote lata rock and rolla. Na domiar złego świetny występ Sikory został przecięty przerwą, po której ponad połowa widzów nie wróciła już na salę. Podobnie zakończyłby się zapewne recital Niny Hagen, gdyby podczas jej koncertu zaplanowano antrakt. Może sceniczny koloryt artystki nadal ma coś z czasów świetności, ale dawne wokalne możliwości niestety ją opuściły. Skrzeczący „kolorowy ptak” zafundował publiczności bolesne przeżycie, a jeżeli wywołał u kogoś dreszcz emocji, to chyba tylko z powodu sentymentu do mitycznej gwiazdy rocka.

Dwie ewidentne repertuarowe pomyłki nie popsuły ogólnego wrażenia tegorocznego Przeglądu, którego program naszpikowany został wieloma udanymi pozycjami z pogranicza piosenki aktorskiej, kabaretu i musicalu. Najlepiej tę gatunkową niejednoznaczność odzwierciedla francuska grupa Airnadette, którą Konrad Imiela wypatrzył na edynburskim festiwalu Fringe. Występ, który w większości opiera się na playbacku, to błaha, ale niezwykle ekscytująca i zabawna podróż po filmowych oraz muzycznych wątkach popkultury. Produkcja wpisuje się w nurt eksperymentalny, od lat obecny podczas Przeglądu. Czarnoskóra drag queen Le Gateau Chocolat z Londynu, czy Mrs Bang z programem A Series of Seductions in 90 Minutes to przykłady show z lat ubiegłych, na które poza Wrocławiem nadal nie ma w Polsce miejsca.

Przegląd stanowi od kilku lat platformę łączącą rozrywkę na najwyższym poziomie z propozycjami przełamującymi konwencje, jednocześnie odnosząc się z szacunkiem wobec tradycyjnie rozumianej piosenki aktorskiej, na którą wbrew pozorom nadal jest bardzo duże zapotrzebowanie – zarówno wśród widzów, jak i artystów. Nie mogło więc zabraknąć w repertuarze takich pozycji. Jacek Bończyk zaprezentował świetny program złożony z piosenek, które odcisnęły piętno na jego karierze, a Magda Kumorek wystąpiła z materiałem z pierwszej solowej płyty Śmiercie. Aktorka zaznaczyła na wstępie koncertu: „To płyta o śmierci, ale powstała z miłości do muzyki i poezji Leśmiana”. Kumorek znakomicie wpisała twórczość poety w ludowe brzmienie. Aranżacje Piotra Dziubka, bogate instrumentarium i interpretacje artystki ułożyły się w cudowną (!) opowieść na tematy ostateczne. Po latach gościnnych występów na Przeglądzie artystka dojrzała do stworzenia własnego materiału – niełatwego i niekomercyjnego.

Od kilku lat jednym z najciekawszych wydarzeń Przeglądu jest gala, która zwykle zaskakuje swoją teatralną formą. Niedoścignionym mistrzem jest tu Wojciech Kościelniak, który zapisał się w historii imprezy znakomitym Kombinatem na podstawie utworów Republiki, Mandarynkami i pomarańczami z poezją Juliana Tuwima czy ostatnim Tak jest z piosenkami Jacques’a Brela. W tym roku ta najważniejsza produkcja powierzona została (po raz drugi) Agacie Dudzie-Gracz, która wyreżyserowała pełnokrwisty spektakl muzyczny, w którym znalazło się blisko pięćdziesiąt piosenek, jakie odcisnęły piętno na światowym i polskim popkulturowym podwórku. Reżyserka i jednocześnie autorka scenografii zbudowała więc na scenie podwórko, na którym przedstawiła życie małej społeczności jednego z bloków: dzieciaki bawią się, dorastają, rodzą się pierwsze miłości, ktoś zachodzi w ciążę, ktoś inny podejmuje próbę samobójczą. Duda-Gracz pokazuje przekrój społeczeństwa, pozornie żyjącego w zgodzie, a jednak pełnego antagonizmów, skrywanych tajemnic i wrogości wobec obcych. Bohaterów nie przejmuje nic poza ich małymi dramatami, niespełnionymi miłościami i marzeniami. Pomimo kilku potknięć udało się tu stworzyć porywające widowisko, w którym sentymentalizm przeplatał się z gorzkim humorem. Wielka szkoda, że praca tak dużej obsady skończyła się na jedynym, premierowym pokazie.

Niespodziewanie jednym z ważniejszych wydarzeń Przeglądu stało się zaskakujące oświadczenie Konrada Imieli, który zrezygnował z dalszego prowadzenia imprezy. Od 2007 roku konsekwentnie budował jej markę, a poprzez wszechstronny program nie tylko „raportował”, co gra świat i czego słucha publiczność największych teatralnych festiwali, ale także próbował znaleźć odpowiedzi na pytania, jak dzisiaj teatr korzysta z aktora i muzyki oraz kim jest aktor śpiewający. To wyzwanie stoi teraz przed Cezarym Studniakiem, który przygotuje kolejną edycję festiwalu. Nowy dyrektor zadeklarował już zmiany proporcji programowych na korzyść teatru. Być może ten zabieg – istotny, choć widoczny i w poprzednich latach – przybliży nas do znalezienia odpowiedzi na zadane przez Imielę pytania.
 

XXXV Przegląd Piosenki Aktorskiej
Wrocław, 20–30 marca 2014