7-8/2014

Zakaz Fotografowania: Pokój dziewczyński

Raz na trzy miesiące przygotowuje buty i, by nie uwierały, na noc wypełnia je pakułami zmoczonych gazet. Rano chodzi po dywanie, żeby się rozeszły. Bywa, że przystaje na krótko, przygląda się noskom, wzdycha, pochyla, przeciera spodem rękawa sukienki skórę, prostuje się, stękając z zadowolenia. Spaceruje dalej. – Schodzi mi dywan. Na szmaty będzie – dogaduje teść.

Obrazek ilustrujący tekst Zakaz Fotografowania: Pokój dziewczyński

Zuzanna Waś

Powiedziała, że wyczekuje każdej takiej niedzieli jak glina, co tężeje na odpustowych figurach. Babka mówi, że to w ten dzień cherubiny dobywają lir, złotych harf, gipsowych trąbek. Panny Boskie tulą dzieciątka, Jezuski wdziewają lazurowe pelerynki. Kawalerowie ślubują pannom, starcy smakują kwaskowatej wieczności, stoły krochmalonych obrusów. Talerze stroją się w cynę, pestki obrastają owocami, trawa przemienia się w zioło. A ona stroi się, opuszcza męża, dzieci, psa i kota, i jedzie do Szczecina, żeby na własne oczy zobaczyć artystę.

Unieruchomiona pożądaniem, siada w drugim rzędzie domu kultury na spotkaniu Fundacji „Wspierajcie Lokalnych Dramatopisarzy”.

Najbardziej lubi autorów, którzy nie mają nic do dodania od siebie. Nie ujawniają żadnego przecieku z rodzinnych historii. Nie korci ich wspominanie dnia, kiedy wpadli na pomysł. Za nic nie powiedzą, co autor miał na myśli. Nie pokażą choćby śladów po wykreślonych postaciach i pomysłach.

Ostatnie spotkania nie zawiodły. Pierwszy dramatopisarz przebierał ustami, jakby chłeptał swoją krew. Żadne słowo się nie ulało.

Potem zasiadła dramatopisarka, która usłyszała od prowadzącego spotkanie, że wadzi się z Bogiem, a w międzyczasie mierzy się z mrokiem rodzinnych psychoanalitycznych ustawień.

Przywołana do mikrofonu, skąpiła brzmienia swego głosu. Jedynie zabawiała się latarką ukrytą w breloczku przy kluczach. Po każdym pytaniu naciskała przycisk, posyłając w kierunku widowni wiązkę światła, tworząc przestrzeń wielopoziomowej i symbolicznej komunikacji, jak podsumował prowadzący.

Główną atrakcją spotkań jest zawsze loteria. Każdy z widzów losuje sobie postać ze sztuki gościa. Najstarsza nie musi grać matki, a najwyższy ojca. Przypadkowe przypisanie ról jest takie rozwijające, za każdym razem przypomina o tym pan prowadzący.

To lato miało być jak poprzednie. Na początku lipca przygotowała buty, zeszła dywan na szmaty, pojechała do Szczecina i zasiadła w drugim rzędzie.

Nie przybył żaden artysta.

Prezeska Fundacji „Wspierajcie Lokalnych Dramatopisarzy” wystąpiła z dramatycznym okrzykiem, że nie ma już kogo wspierać. Dramatopisarze najpierw zamilkli, a potem zniknęli, ale pewnie ciągle gdzieś jeszcze piszą i może kiedyś się ujawnią.

Z sali padł wniosek formalny o zmianę nazwy Fundacji na „Wspierajcie Lokalnych Samobójców”. Głosów przeciw nie było.

Wracała do domu dobrze po północy. Całe miasto spuchło od upału. Płaskowyż asfaltu wreszcie dorównał wyżynie. Kiedy przejeżdżała przez ulicę Korsarzy, zobaczyła, że fragment ulicy pokryty jest twardym szronem siedemnastego grudnia.

Pomyślała, że lato w chłodnych krajach dziwnie się zachowuje. Zmarzlina skuła mrozem fragment domu od piwnicy do pierwszego piętra.

Wyszła z samochodu. Zadarła głowę, zmrużyła oczy, nie oddychała. W jednym z okien widać było profil dziewczyny wyjadającej dżem ze słoika.
W tym bezruchu letniej nocy słyszała świst, wyraźny, robiący lej w powietrzu. Dziewczyna w oknie poruszyła się. Zaledwie ustami, nie na tyle, by się skłonić przed lotem kuli.

Mózg Jadwigi Kowalczyk odkrywa jej starsza siostra. Brejowata substancja obryzguje dziewczęcy pokój, brudzi plakat z Grechutą, bluzkę z bistoru kupioną wczoraj na gwiazdkowy prezent dla matki, jest w bucie porzuconym pod regałem, w słoiku dżemu, który poturlał się w miękkie zagłębienie dywanu i ocalał.

Okno było już puste. Wyjęła komórkę. Chciała zadzwonić pod numer alarmowy, ale zamiast tego napisała SMS, potem drugi, kolejny i następny.

Wysyłając wiadomości tekstowe do samej siebie, już wiedziała, że pisze wojenną historię pewnego pokoju. Miała również pewność, że zapuściła się tej letniej nocy w cudze życie, w sam jego krwawy róg, z którego nie można się już wydostać inaczej, jak tylko chwytając się słów.