9/2014
Warszawskie pasaże: Pasaż krzyżowy

Zuzanna Waś

Warszawskie pasaże: Pasaż krzyżowy

1.

W dniu wyjazdu spostrzegłem z przerażeniem, że z Bliskiej zniknął drewniany krzyż. Stary krzyż, wysoki jak sosna, choć dębowy, lekko pochylony w stronę Soho Factory, ogrodzony płotkiem, majony kwiatami, kadzony zniczami. I ja znicze pod krzyżem paliłem, by prosić o wsparcie i ulgę w rozlicznych cierpieniach.

W dniu wyjazdu straszyła dziura w ziemi po krzyżu. Sztuczne i niegdyś żywe kwiaty czyjeś ręce zrzuciły na śmiecistą kupę obok.

Pod ścianą stało trzech króli. Tak nazywam autochtonów z Bliskiej, z którymi koleguję się od dawna, częstuję fajkami i dorzucam niekiedy monety na harnasie. Po prawdzie tylko dwóch króli stało i szczało twarzami do ściany. Trzeci król siedział. On zawsze siedzi, na wózku inwalidzkim.

Kiedy królowie skończyli, spytałem:
– Gdzie krzyż?
– Zabrali o świcie – powiedzieli chórem, bo trzej królowie od dawna tworzą choreę. W ich słowach zadrgał ton pradawnej pieśni, unieśli do ust harnasie i ciągnęli je ofiarnie.

 

2.

W Medei Pasoliniego boski centaur Chejron wprowadza małego Jazona w tajemnice przedwiecznej mądrości: „Wszystko jest święte… wszystko jest święte…! Nie ma nic naturalnego w naturze, mój chłopcze. Zapamiętaj to sobie. Kiedy natura wyda ci się naturalna, wszystko się skończy. I zacznie coś innego. (…) Gdziekolwiek spojrzysz, kryje się Bóg. Jeśli go nie ma, pozostawił ślady swej świętej obecności: ciszę, zapach trawy, chłód świeżej wody. Tak wszystko jest święte (…) Zawędrujesz do dalekich krajów za morzem. Doświadczysz na świecie rzeczy, które my możemy sobie tylko wyobrażać. Życie jest tam bardzo realne. Bo realne jest tylko to, co mityczne. I na odwrót. Tak jest, jak nam oznajmia nasz boski rozum". (Monolog Chejrona podaję za arcydziełem Wiesława Juszczaka Poeta i mit).

 

3.

Zawędrowałem do dalekiego kraju nad morzem. Gdziekolwiek spojrzałem, ktoś skrywał się w cieniu, trawa dyszała z pagórków, woda przyzywała, opierałem się jej z trudem.

Tamtego sobotniego wieczoru wyraźnie coś się święciło. Raczej niedobrego, nawet bardzo niedobrego, bo plażowy gitarzysta brzdąkający rytmicznie dziwaczną melodię wzniósł nagle instrument nad głowę i grzmotnął nim w beton falochronu. Gitara jęknęła, gitarzysta upadł na kolana, plażowiczom stanęły lody w ustach.

Szybko zjawiło się trzech młodzieńców w koszulkach z napisem „Ratownik" i śladami anielskich skrzydeł. Dwóch podjęło gitarzystę pod ramiona, trzeci niósł pudło z dyndającym gryfem, powoli wyfrunęli z plaży. Gitarzysta płakał, lecz nie stawiał oporu.

 

4.

Gazeta Nicejski poranek napisała, co się stało złego w sobotę nad morzem. Dwóch młodzieńców upiło się w Nicei z wielkiej, choć nieznanej radości. Upiło się piwem. Młodzieńców cisnęły pęcherze, a ochota rosła. Stanęli pod ścianą i szczali. A była to ściana kościoła Świętego Józefa z Areny przy ulicy La Buffa, w dzielnicy Stary Port.

Trzech widziało, jak tamci szczą na krzyż, na kościół. Trzech Gruzinów – według gazety Nicejski poranek – choć jeden podał się podobno za Czecha, drugi za Słowaka, a trzeci za Polaka, słowem: przybysze ze wschodniej Europy, która ciągnie się, dla Francuzów, od Odry w nieskończoność, w każdym razie w nic dobrego, z wyjątkiem Rosji i Putina.

Dwaj młodzieńcy lżejszym krokiem wstąpili na Promenadę Anglików, trzech widzących – za nimi. Na Promenadzie Anglików w sierpniowy wieczór sobotni niezliczone tłumy paradują, pokazują, wystawiają.

Dwaj w tłumie, trzech w tłumie przed nimi. Gazeta Nicejski poranek napisała, że „trójce nie spodobał się gest dwójki i trójka wyraziła swe niezadowolenie, ale dwójka zaczęła krzyczeć, doszło do wyzwisk i szarpaniny, potem do bójki, ktoś wyciągnął nóż i uderzył kilka razy w brzuch jednego z dwóch, a drugi z dwóch padł i wyzionął ducha, choć na jego ciele nie znaleziono żadnej rany”. Bójkę obserwowało wielu promenujących, ale nikt – jak się później okazało – nie chciał zeznawać. Interweniowała policja, trzech trafiło do paki, jeden z dwójki do szpitala, drugi – do kostnicy.

 

5.

Mistrz Eckhart powiadał: „Czas zmienia się i przybiera różne postaci, wieczność pozostaje jedyna i prosta”, a powiedzenie mistyka Heidegger umieścił jako motto wykładu habilitacyjnego Pojęcie czasu w nauce historycznej.

Prasa kłamie. Co było, opowiem, bo widziałem we śnie. Tych trzech nosiło plecaki. W plecakach dziwne rzeczy: jakieś rośliny, jakiś proszek, jakiś żółty metal, kilka puszek z piwem. Przyjechali z daleka, to prawda. Zostawili wszystko, co mieli, a jeden wrzucił do rowu wózek inwalidzki, bo nagle ozdrowiał. Prowadził ich głos, który mówił, że wszystko jest święte, a czas bliski. Posłuchali głosu i poszli.

Tamtego wieczoru na Promenadzie Anglików chcieli powiedzieć dwójce, że nie trzeba tak szczać, bo wszystko się skończy, i chcieli jeszcze poczęstować tamtych dwóch harnasiem.

Winien nóż i słabe serce tego, kto nie wytrzymał spojrzenia.