9/2014

Teatr to odkrywanie sytuacji

NATALIA KOZŁOWSKA Scenografia spektaklu sugeruje, że świat w Fałszywych zwierzeniach to jakby „teatr w teatrze”. Czy w takim razie zaufany służący Dubois [w polskim przekładzie Boya – Sylwester] jest reżyserem?

Obrazek ilustrujący tekst Teatr to odkrywanie sytuacji

Pascal Victor/ArtComArt

 

LUC BONDY Można tak powiedzieć. Wszystko tutaj zdarza się w sposób „pirandellowski”, ponieważ wszystko oscyluje pomiędzy tym, co „odgrywane” i „nieodgrywane”. Dubois faktycznie rozgrywa swoja partię, ale nie tylko on. Zrobiłem wszystko, by Ives Jacques nie grał tego, „że gra”, by jego Dubois miał poczucie, że to, co rozgrywa, jest możliwym scenariuszem. Nie ma dla mnie nic bardziej irytującego niż aktorzy, którzy grają to, „że grają”.

 

KOZŁOWSKA Geniusz Dubois polega na tym, że jako uwodziciel ma on niezwykłą intuicję. Wie, jak usidlić serce kobiety i w jaki sposób rozegrać cały skomplikowany układ społeczny, by bogata Arminta była skłonna poślubić biednego Doranta. Pan jako reżyser w gruncie rzeczy zajmuje się tym samym: rozgrywaniem sytuacji międzyludzkich, a ponadto wybiera Pan najczęściej dramaty o tematyce miłosnej. Czy można powiedzieć, że Dubois w pewnym sensie jest Pana autoportretem?

 

BONDY Nie, nie sądzę, by był moim autoportretem, ale oczywiście podświadomie tak się pewnie dzieje, że jakieś moje cechy odbijają się w moich spektaklach. Jednak zawsze rozkładają się one na wiele różnych postaci. Myślę, że dla Marivaux postać Dubois jest kimś w rodzaju przesłanki matematycznej, rodzajem założenia teoretycznego. Dubois wyraża przesłanie sztuki, której liniowy kierunek zmieniają następujące po sobie incydenty i niezgodności. Dlatego jest to rola niezwykle trudna i, aby być wiarygodnym, trzeba odsłonić jej dramaturgiczny aspekt. Dubois jest w tym dramacie nie tylko reżyserem, ale i aktorem, niewiele o nim wiemy – może jest homoseksualistą? Być może pcha Doranta w ramiona Arminty po to, by widzieć, jak ten cierpi, może po to, by obserwować cierpienie kobiety. Gdy Arminta wykrzykuje: „Sprawia Ci radość robienie zła!”, ma rację. I nawet jeśli Dubois przy okazji chce uczynić ich parą, to dlatego, że sam coś na tym zyska, ma w tym swój cel i swoją korzyść.

 

KOZŁOWSKA Przeszkodą dla połączenia się Markizy i Kawalera w W drugiej pułapce miłości były ich zawiedzione nadzieje i idealistyczne postanowienia pozostania w samotności. Co tutaj jest główną przeszkodą? Czy to, że Arminta jest osadzona w świecie bogatej burżuazji utrudnia jej rozpoznanie uczucia do Doranta?

 

BONDY Oczywiście. Uważam, że relacje towarzyskie, kontekst społeczny, wszędzie na świecie mają kluczową rolę w uwodzeniu. Przekonujemy się o tym już jako dzieci. Nasze uczucia i pragnienia nigdy nie są zsynchronizowane. Związek powstaje tam, gdzie jest gotowość do przystosowania się. U Marivaux interesująca jest dziś już historyczna różnica pomiędzy burżuazją bogatą i biedną. Dorant należy do burżuazji, ale zubożałej. Odczuwa brak pieniędzy, który nie jest naturalny dla jego statusu społecznego. Marivaux nigdy nie pisał o miłości pomiędzy kimś, kto mówi językiem gminu, a mówiąc bardziej współcześnie: imigrantem, i kimś, kto mówi jak arystokrata. W tamtej epoce to było zupełnie wykluczone. A więc skoro różnice klasowe nie mogły odgrywać roli, stworzył taki typ ubogiego, który był w tamtej epoce możliwy do przyjęcia. Dalej, jak sądzę, nie mógł się posunąć. Jeśli dobrze pamiętam, w Pułapce miłości chodzi o zwycięstwo nad samotnością i smutkiem. W Fałszywych zwierzeniach jest to bardziej skomplikowane. Nie wiemy, czy i w jakim sensie ludzie są szczerzy i jaka jest prawda. Gdy na koniec Arminta mówi: „Podziwiam Twoją szczerość”, wcale nie mówi: „Kocham Cię”. Przyjmuje Doranta, ale być może wcale to nie oznacza, że się w nim zakochała. Tego nie wiemy.

 

KOZŁOWSKA W Pana spektaklach aktorzy bardzo rzadko patrzą na siebie, wręcz unikają swojego spojrzenia. To celowe czy przypadkowe?

 

BONDY Nie, to nie przypadek. Zauważyłem, że kiedy patrzymy w oczy, to kwestie potrafią wywierać duży wpływ na partnera, ale – paradoksalnie – są rodzajem monologu. Myślę, że spojrzenie jest w teatrze niezwykle ważnym fenomenem. Trzeba szukać tych momentów, kiedy postacie patrzą się na siebie, ale ich spojrzenie nie powinno być zbyt jawne. Aktor, który tylko patrzy w oczy, nie ma wystarczającej energii. To nie spojrzeniem gra się pożądanie. Gdy młodzi są zakochani, pożądają się, nie patrzą na siebie cały czas, a wręcz rzadko. Koncepcję, że patrzenie sobie w oczy jest oznaką zakochania, uważam za ideę raczej teoretyczną. Być może wzięło się to z kina, ale tam nie dzieje się to w ramach jednego kadru, ale w dwóch obrazach zestawionych ze sobą.

 

KOZŁOWSKA W polityce i biznesie ludzie często patrzą sobie w oczy. Gdy ktoś chce czegoś od drugiej osoby, w systemie władzy używa specjalnego spojrzenia. Na przykład dyktatorzy używają takiego triku, a mianowicie, unikając otwartej konfrontacji, patrzą na punkt pomiędzy oczami rozmówcy, tak by miał on wrażenie, że patrzy mu się prosto w oczy. W ten sposób zdobywają nad nim przewagę. Spojrzenie jest ściśle powiązane z dominacją. Komedia Marivaux kończy się happy endem. Kilka razy zmieniał Pan zakończenie, dlaczego?

 

BONDY Pierwsza wersja była zbyt gładka. Myślę, że rezultatem pracy, jaką wykonali bohaterowie, jest zmęczenie. A w tym ich wyczerpaniu miłosnym (albo wcale nie miłosnym), jest ekspresja całości. Przypominam sobie jedną scenę z Bergmana z Bibi Andersson, która strasznie płacze i nagle niespodziewanie zaczyna ziewać. Myślę, że koniec tej historii jest wyczerpaniem, nie zaś nowym otwarciem. To byłby fałszywy optymizm; Arminta i Dorant są wyczerpani. Nie chciałbym już więcej dopowiadać. Wystarczy, że w zamykającej spektakl piosence jest obecny odcień samotności…

 

KOZŁOWSKA Który etap procesu powstawania przedstawienia uważa Pan za kluczowy?

 

BONDY Ostatni, gdy ponownie stawiam przed aktorami te tematy, które są najważniejsze. Ale jest wiele etapów i tak naprawdę trudno powiedzieć, który jest najważniejszy. Trzeba ze spokojem przejść przez wszystkie poszukiwania, przez to „niewiedzenie”.

 

KOZŁOWSKA Ostatnio często mamy do czynienia z zacieraniem się granicy pomiędzy teatrem a performansem…

 

BONDY Teatr w dużej mierze bazuje na przewidywaniu sytuacji i konstrukcji postaci (nie chodzi mi tu o tworzenie postaci, o jakim mówił Stanisławski, z którym się nie zgadzam). Teatr to szukanie sytuacji, a może raczej „odkrywanie” sytuacji, co wiąże się z wieloma problemami, bo przecież teatr to przestrzeń zamknięta. Wymagania, które sobie stawiam, są różne od tych, które mają inni twórcy teatru. Nie interesuje mnie wystawianie tego, co myślę, i co bym chciał, bo to już wiem. Zamiast tego chciałbym odnajdywać bliskość pomiędzy aktorem i skomplikowanym tekstem, ale nie poprzez „obcość” – dystans, ponieważ dystans to lenistwo. Uważam, że cały system Brechta to g.... Oczywiście, można się tym systemem interesować, ale to będzie gra intelektualna. Bardzo lubię intelektualizm, sam, mam nadzieję, jestem intelektualistą, ale uważam, że nie można nadużywać gier intelektualnych. Nie można sobie pozwolić na to, by zagubić się w fałszywym intelektualizmie.

 

KOZŁOWSKA Co jest według Pana wyjątkowego w doświadczeniu, jakim jest teatr?

 

BONDY Teatr dla mnie to jest fizyczność i natychmiastowość, doświadczanie obecności ciała. Obecność i chwilowość, nawet jeśli ich forma była wypracowana podczas prób, wciąż pozostają tym, czym są: chwilą obecności. A jeśli to dobrze funkcjonuje, to uczucie realności może mieć ogromną moc…

 

Paryż, 16 stycznia 2014