10/2014

Sztuka w czasach zarazy

Byłam właśnie we Lwowie na Festiwalu Współczesnej Dramaturgii Ukraińskiej Drama.UA, gdy rozeszła się wieść, że prezydent Wiktor Janukowicz nie podpisze umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z Unią Europejską.

Obrazek ilustrujący tekst Sztuka w czasach zarazy

Ołeksandr Ratuszniak

 

Wyszłam z teatru na ulicę – w centrum miasta stali już studenci owinięci ukraińskimi flagami i śpiewali pieśń Ja ne zdamsia bez boju (Nie poddam się bez walki) popularnego zespołu Okean Elzy. Na Prospekcie Swobody, tuż obok protestujących, płonęły znicze ułożone w olbrzymi napis „80. Hołodomor” – Ukraina właśnie obchodziła smutną, osiemdziesiątą rocznicę sztucznie wywołanego głodu, który w czasach stalinowskich pochłonął miliony ofiar. Te trzy sytuacje zlały mi się w całość – dramatyczną opowieść o kraju, który od wieków żyje ogromną potrzebą samookreślenia się i od wieków nie może zaznać spokoju.

Euromajdan, zwany przez Ukraińców Rewolucją Godności, nie pojawił się w próżni – nie powstał z niczego. Jego symptomy były wyczuwalne już od dawna w każdym najdrobniejszym aspekcie codzienności. Nie tylko w polityce, wielkiej i małej, ale także w relacjach społecznych, a zwłaszcza w organizacji instytucji i służb państwowych – a właściwie w jej braku. Oczywiście, także w życiu artystycznym, które – nie będzie w tym żadnej przesady – przewidziało Euromajdan. To znaczy stan, w którym społeczeństwo zostanie doprowadzone do ostateczności.

Rząd, który powołał Wiktor Janukowicz, trudno było nazwać rządem ukraińskim. Premier Mykoła Azarow nie był nawet w stanie wypowiedzieć się po ukraińsku, przez co szybko stał się obiektem kpin i tematem nieprzebranej liczby dowcipów. W Internecie powstał nawet słownik ukraińsko-azarowski, parodiujący koszmarne błędy językowe premiera. Natomiast naprawdę znienawidzoną przez Ukraińców postacią był minister edukacji Dmytro Tabacznyk, który ze szkolnego programu nauczania zaczął rugować kulturę, historię i język ukraiński. W licznych wypowiedziach Tabacznyk w ogóle zaprzeczał istnieniu narodu ukraińskiego, stosując wobec niego carską, imperialistyczną terminologię „Małorusini”. Z jednej strony miała więc miejsce konsekwentna rusyfikacja, przejawiająca się chociażby zalewem rynku książkowego przez rosyjskojęzyczne wydawnictwa, czy coraz częstszą obecnością języka rosyjskiego w telewizji, z drugiej zaś trwało celowe osłabianie prestiżu ukraińskich instytucji kultury. Przykładem drastyczne obniżenie kwoty, jaką otrzymywali artyści wyróżnieni najważniejszą na Ukrainie Państwową Nagrodą im. Tarasa Szewczenki. Praktycznie nigdy nie istniał państwowy system grantowy czy stypendialny, wspierający kulturę na Ukrainie. Jego miejsce zajęły prywatne fundacje: „Open Ukraine” Arsenija Jaceniuka czy „Rozwój Ukrainy” Rinata Achmetowa, a także zagraniczne instytucje, które przy okazji promowania kultury swojego kraju zajmowały się także Ukrainą (na przykład Instytut Polski, Goethe-Institut czy British Council).

 

„Tu nie ma dla ciebie Europy”

Twórcy, z którymi rozmawiałam, zgodnie przyznają, że za prezydentury Janukowicza cenzury jako takiej właściwie nie było. Rzecz jasna mowa o cenzurze prewencyjnej, bo z konsekwencjami nieprawomyślnych działań trzeba było się liczyć w każdym momencie. Przekonał się o tym chociażby Wołodymyr Kuzniecow, który na zaproszenie jednej z najważniejszych ukraińskich galerii Mystećkyj Arsenał (Arsenał Artystyczny) zaczął tworzyć obraz Kolijiwszczyna: Strasznyj sud (Koliwszczyzna: Sąd Ostateczny). Ponieważ było to dzieło wielkoformatowe, artysta postanowił je namalować na miejscu. Obraz przedstawiał Boschowskie piekło ze skorumpowanymi urzędnikami smażącymi się w kotle. Na wernisażu miał być sam prezydent, co sprawiło, że dyrektorka galerii Natalija Zabołotna, zobaczywszy płótno, wpadła w panikę i własnoręcznie je zamalowała. Jej zachowanie spotkało się z bardzo żywą reakcją środowiska artystycznego. Pojawiły się liczne protesty i rozgorzała dyskusja na temat wolności sztuki i słowa. Jak widać, dla eliminowania niepożądanych treści w sztuce nie trzeba tworzyć instytucji cenzury, wystarczy powołać na odpowiednie stanowiska odpowiednich ludzi…

Znamienna była także historia pisarki Marii Matios, która w książce Wyrwani storinky z awtobiohrafiji (Wyrwane karty z autobiografii) porównała kijowski Pomnik Zwycięstwa do fallusa. Zdarzenie to, zamiast wywołać krytyczną dyskusję na temat stosowności czy trafności porównania, stało się przyczyną upiornej awantury. Autorce chciano wytoczyć sprawę karną, a w śledztwo zaangażowany został cały sztab milicyjnych funkcjonariuszy. Wcześniej Matios pozbawiono funkcji zastępcy przewodniczącego komitetu Państwowej Nagrody im. Tarasa Szewczenki. Natomiast jakiś czas później ukraińskie władze nie chciały wypuścić na Festiwal Kultury Ukraińskiej w Koszalinie spektaklu według jej książki Słodka Darusia, wystawionego przez teatr w Iwano-Frankiwsku. Zespół dotarł do Polski wbrew woli decydentów i dzięki środkom z prywatnych funduszy, czego władze nie przyjęły do wiadomości. W chwili, gdy aktorzy po udanym występie kłaniali się publiczności w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym, do ambasady Ukrainy w Warszawie dotarł oficjalny telegram z ukraińskiego Ministerstwa Kultury z informacją, że niestety z powodów finansowych teatr z Iwano-Frankiwska do Polski nie przyjedzie… Zakaz był zapewne karą za wypowiedź Matios z 2010 roku, w której nazwała ona Dmytra Tabacznyka „czarnym ukrainofobem”. Przeciwko ówczesnemu ministrowi edukacji protestował także inny pisarz, Wasyl Szklar, odmawiając w 2011 roku przyjęcia Nagrody im. Tarasa Szewczenki. W uzasadnieniu decyzji napisał, że prosi, by „przenieść uhonorowanie go Nagrodą Szewczenki na czas, kiedy w ukraińskim rządzie nie będzie ukrainofoba Dmytra Tabacznyka”.

Ukraińska rzeczywistość kulturalno-społeczna była także wyraźnie kontestowana przez środowisko młodych artystów plastyków. Trudno się temu dziwić. Na Ukrainie nikt nie wydawał ich albumów, nie było dla nich grantów artystycznych, nie prowadzono też żadnej dokumentacji. System państwowy ograniczał się głównie do organizowania wystaw lub jubileuszy wybranym twórcom. Nic więc dziwnego, że wkrótce powstały nieformalne grupy artystów, takie jak R.E.P., SOSka i Chudrada. Zwłaszcza Chudrada jest wyjątkowym zjawiskiem na mapie kulturalnej Ukrainy. Grupa ta działa jako wspólnota edukacyjna, łącząca pisarzy, kuratorów, socjologów, aktywistów politycznych, publicystów i oczywiście artystów. Ich prace można było oglądać wiosną 2013 roku w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej. Na szczególną uwagę zasługuje Eksperyment sądowy – wystawa zorganizowana m.in. przez artystów: Nikitę Kadana, Jewheniję Biełoruseć i Ołeksandra Wołodarskiego, którzy, po własnych doświadczeniach z ukraińskim wymiarem sprawiedliwości, zajęli się tematem przemocy państwa wobec obywateli. Jedną z prezentowanych instalacji było osiem talerzy, na których Kadan namalował wszystkie rodzaje tortur stosowanych wówczas przez ukraińską milicję. Talerze miały złote obwódki, żeby nie było wątpliwości, iż jest to „wersja podarunkowa”. Plakaty z tymi talerzami przez krótki czas wisiały przed wejściem do budynku Akademii Kijowsko-Mohylańskiej, gdzie Eksperyment sądowy był wystawiany. Ktoś z przechodniów natychmiast rozpoznał przesłanie pracy, dopisując na plakacie adres komendy w kijowskiej dzielnicy Podole.

W pomieszczeniu przed salą wystawienniczą można było obejrzeć performance Wołodarskiego, podczas którego na plecach artysty tatuowano hasło „Zdieś tiebie nie Jewropa” („Tu nie ma dla ciebie Europy”). Scena w oczywisty sposób nawiązywała do opowiadania Kolonia karna Franza Kafki i wymyślnej maszyny do wykonywania egzekucji. Tatuowany na plecach napis miał w metaforyczny sposób przedstawiać stosunek władz do obywateli i zasady, jakimi kierowały się ukraińskie organy ścigania. Z perspektywy czasu można go jednak odczytywać jako kwintesencję doświadczeń, które sprawiły, że Ukraińcy z taką desperacją opowiedzieli się właśnie „za Europą”.

 

Au! Powiedziane milionom

Na pierwsze krwawe zajścia na kijowskim Majdanie w nocy z 29 na 30 listopada 2013 roku w błyskawiczny sposób zareagował łucki teatr „Harmyder” („Harmider”), zmieniając zakończenie granej od dwóch sezonów dokudramy Au! Skazane miljonam (Au! Powiedziane milionom). Sztuka napisana została na podstawie wypowiedzi różnych internautów na różnych forach i w różnych mediach społecznościowych. 1 grudnia 2013 roku wystawiono ją, uzupełniając o gorące relacje z wydarzeń na Majdanie. W ten sposób tytuł, który miał sugerować, że „to, co zostało powiedziane w Internecie, zostało powiedziane milionom”, zyskał zupełnie inną, dramatyczną wymowę – z żartu i gry słownej przerodził się w prawdziwy okrzyk bólu. Zapewne niewiele osób dowiedziałoby się o spektaklu, wystawionym bądź co bądź przez amatorski zespół w niewielkim mieście, gdyby nie reakcja lokalnych władz, które chciały odwołać kierowniczkę „Harmidru” Rusłanę Porycką, a sam teatr pozbawić siedziby przy rejonowym domu kultury. Uratowało go zdecydowane i powszechne poparcie ze strony ukraińskiego środowiska artystycznego, wyrażone licznymi petycjami.

Sam kijowski Majdan stał się miejscem, w którym kwitło życie artystyczne. Poza sotniami wojskowymi i medycznymi, działała na nim tzw. Mystećka sotnia (Sotnia artystyczna), która w Ukraińskim Domu organizowała wieczory literackie i poetyckie czytania, warsztaty artystyczne i bibliotekę. Na miejscu można było wykonać nawet tatuaż z patriotycznym motywem. Architekci pod kierunkiem Dmytra Żyły oraz malarze Ołeksa Mann, Andrij Jermołenko i Iwan Semesiuk powołali do życia Mystećkyj barbakan (Barbakan artystyczny), czyli galerię pod gołym niebem. Ustawili na ulicy kilka ścianek, pośrodku beczkę z żarem, by można było się ogrzać, i w tej prowizorycznej przestrzeni prezentowali obrazy i robili performanse. Przez całą dobę odbywały się tam czytania literackie, wystawy i dyskusje.

Sztuka ulicy dała wyraz swojemu zaangażowaniu poprzez liczne graffiti i murale, a także plakaty z serii Revplakat i Strajk Plakat, które pojawiły się w Internecie. Można było je drukować i rozklejać w mieście. Robiono to często w przemyślany sposób, na przykład znacząc nimi drogę prowadzącą do miejsca wydarzeń artystycznych. Plakaty te stanowiły też zawsze aktualny komentarz do wydarzeń politycznych, choć ich twórcy nie byli powiązani z żadną opcją polityczną ani konkretnym ugrupowaniem.

Kronikarzem zarówno historii Majdanu, jak i rosyjskiej interwencji stała się grupa filmowców Wawyłon 13 (Babilon 13). Ekipa kręciła filmy i bezpłatnie rozpowszechniała je w Internecie. Są to kilkuminutowe dokumentalne miniatury, bardzo wyraziste, o wyjątkowo dużym ładunku emocjonalnym, przedstawiające reakcje przechodniów, uliczne walki, poległych na Majdanie, rosyjskich żołnierzy na Krymie… Autorzy filmów potrafili w skrótowy, syntetyczny sposób wyrazić lęki i nadzieje Ukraińców, zwłaszcza zaś uchwycić moment ich wyborów moralnych i rodzących się postaw. Jak choćby we wstrząsającym filmie Sorom (Wstyd), gdzie w jednym krótkim ujęciu widać twarze berkutowców, którzy nie mają odwagi spojrzeć wprost do kamery.

 

Muzy nie milkną

Wojna tocząca się na Ukrainie to także wojna z artystami. Na Majdanie zginął oświetleniowiec z Teatru im. Iwana Franki w Kijowie Andrij Mowczan i student reżyserii teatralnej Równińskiego Uniwersytetu Kultury Ołeksandr Chrapaczenko. Bardzo głośna była sprawa aresztowania i bestialskiego pobicia sześciu studentów Kijowskiego Narodowego Uniwersytetu Teatru, Kina i Telewizji im. Iwana Karpenki-Karego. Zgodnie z oficjalną wersją władz brali oni udział w zamieszkach na ulicy Hruszewskiego. W rzeczywistości jednak studenci ci przebywali w zupełnie innym miejscu, a zostali aresztowani, ponieważ nosili kaski. Dwóch z nich – Andrij Kotlar i Saszko Szkrabak – nakręciło dokumentalny film Hromadianyn (Obywatel) o ludziach Majdanu. W obronie aresztowanych zaczęto pisać listy poparcia, organizować konferencje prasowe oraz akcje pod sądami i aresztami śledczymi. Prawdopodobnie dzięki nim studentów wypuszczono z więzienia i skierowano do „aresztu domowego”. W Warszawie leczono wielu rannych z Majdanu, wśród nich był na przykład wybitny ukraiński rzeźbiarz Dmytro Fedyczew i młody filmowiec, student „operatorki”, Andrij Szewcow, który w czasie walk stracił oko. W dzień krymskiego referendum „nieznani sprawcy” porwali dwóch operatorów z zespołu Babilon 13 – Jarosława Piłunskiego i Jurija Hruzynowa, którzy kręcili materiał w jednym z punktów wyborczych. Mężczyźni przez pięć dni byli więzieni w ciemnym pomieszczeniu i brutalnie przesłuchiwani. Z kolei reżyser teatralny Pawło Jurow i kurator sztuki Denys Hryszczuk prawie trzy miesiące spędzili w niewoli separatystów w Słowiańsku. Apele o ich uwolnienie pojawiły się m.in. w polskiej prasie kulturalnej (w tym w piśmie „Teatr” i na portalu e-teatr.pl).

Mimo wielu ofiar Majdan, aneksja Krymu i wojna na wschodzie kraju nie zakneblowały ust sztuce. Przeciwnie, dodały jej odwagi i nowej energii, zwłaszcza w kwestii zarządzania kulturą. Jeszcze w czasie Majdanu ponad stu artystów, reprezentujących różne dziedziny sztuki, weszło do ministerstwa kultury i ogłosiło okupację budynku (choć tak naprawdę zajęli wyłącznie salę konferencyjną w piwnicy). Następnie powołali do życia Zgromadzenie Działaczy Kultury, reprezentujące różne środowiska i różne pokolenia artystów. Zgromadzenie podzieliło się na grupy robocze i zajęło wypracowaniem propozycji konkretnych reform. Postulowało między innymi wprowadzenie systemu konkursów na stanowiska dyrektorów oraz systemu grantów na projekty artystyczne. Ostatnio Zgromadzenie zaczęło się wręcz domagać rozwiązania samego ministerstwa, które, jego zdaniem, tkwi w starych schematach i nie wyraża żadnej woli reform. Już widać, że artyści raczej nie będą beneficjentami ukraińskich zmian, a w każdym razie nie w stopniu, na który liczyli.

 

Wstyd nam

W Polsce zainteresowanie kulturą ukraińską zrodzone przez Majdan jest coraz bardziej widoczne. Kolejne pisma poświęcają swe łamy ukraińskim pisarzom i artystom, odbywają się liczne spotkania z przedstawicielami sztuki i literatury ukraińskiej, jak chociażby czerwcowe „Z badań terenowych nad ukraińską literaturą” na warszawskim Poddaszu Kultury i „MirUKRAINAlia” w Obrotach Rzeczy. Poetka i tłumaczka Aneta Kamińska pracuje właśnie nad wydaniem tomu ukraińskiej poezji poświęconej Majdanowi.

Coraz częściej pojawia się jednak pytanie o polityczne korzyści wynikające z Majdanu. Jeszcze za czasów ukraińskiej rewolucji, gdy z kijowskiej sceny przemawiali przywódcy opozycji, tłum krzyczał w ich kierunku: „Dajcie nam lidera!”. Dziś na Ukrainie panuje coraz większe rozczarowanie brakiem elit politycznych z prawdziwego zdarzenia. W Polsce pojawiło się bardzo dużo szczerych gestów solidarności z Ukraińcami, płynących przede wszystkim ze strony organizacji pozarządowych i środowisk artystycznych. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że dla polityków kwestia Ukrainy jest kolejną sprawą do „ugrania”, w którą angażować się będą o tyle, o ile wpłynie to na ich notowania wyborcze – i ani o milimetr więcej… Obecny klimat polityczny wyjątkowo trafnie podsumował Bohdan Zadura, kończąc jeden ze swych najnowszych wierszy Hotel Ukraina słowami, z którymi w tak krytycznym momencie trudno się nie zgodzić:

 

wstyd mi kochani
że tym bardziej
jestem z wami
im bardziej nie słyszę
waszych przywódców
i wszystkich
którzy mówią
do was ze sceny
również po polsku