11/2014

Wielkie święto (bez) małego człowieka

Organizatorom festiwalu Korczak i Kongresu ASSITEJ udało się pokazać bogactwo światowego teatru dla dzieci i młodzieży. Niestety, wysoki poziom artystyczny przyćmiła skandalicznie zła organizacja wydarzenia.

Obrazek ilustrujący tekst Wielkie święto (bez) małego człowieka

La Baracca - Testoni Ragazzi

 

Od roku 1964 raz na trzy lata członkowie ASSITEJ (stowarzyszenia zrzeszającego 75 krajów z całego świata) spotykają się, by rozmawiać o najważniejszych zjawiskach, nurtach i tendencjach zauważalnych w teatrze, którego odbiorcami są dzieci i młodzież. W tym roku, po raz pierwszy w historii, organizacja Kongresu przypadła Polsce. Z tej okazji między 23 a 31 maja odbyła się specjalna edycja festiwalu Korczak, podczas której zaprezentowano ponad pięćdziesiąt spektakli. Rada artystyczna dokonała starannej selekcji, wybierając tylko najlepsze produkcje, jakie w ciągu ostatnich kilku lat powstały w krajach Grupy Wyszehradzkiej oraz na wszystkich kontynentach globu. Dodatkowo odbył się szereg warsztatów adresowanych do wszelkich grup odbiorczych (od dzieci, poprzez rodziców, do nauczycieli, praktyków i niepełnosprawnych) oraz sympozjów. Warszawa na dziewięć dni przemieniła się w światową stolicę teatru dla dzieci i młodzieży.

W Polsce wciąż czekamy na pojawienie się pełnowartościowych spektakli teatralnych dla grupy 12+, dlatego szczególnie ciekawą propozycją tegorocznego festiwalu były przedstawienia adresowane właśnie do nastolatków. Zdecydowanie najciekawszą okazało się Muzeum wspomnień z NIE Theatre (Norwegia). Scenografią dla działań aktorów, a jednocześnie widownią była niewielka przestrzeń z czterech stron zabudowana ścianami składającymi się z metalowych szuflad – to archiwum pamięci jednego z bohaterów. Przedstawienie utkano ze wspomnień o braterskiej przyjaźni, więzi między nauczycielem i uczniem, pierwszych miłościach i zakazanych owocach świata dorosłych. Kiedy historia o życiu nastoletniego samobójcy dobiega końca, widzowie mogą poszperać w rzeczach, które po nim zostały: przejrzeć zdjęcia, posłuchać jego kaset, znaleźć gumy do żucia i papierosy ukryte między ubraniami. Doskonale wyważona dramaturgia, brawurowa gra aktorów, wykonywana na żywo muzyka oraz połączenie spektaklu z wystawą sprawiają, że widzowie (zarówno ci nastoletni, jak i dorośli), utożsamiają się z bohaterami i bez reszty angażują w ich losy. Nie przypominam sobie innego przedstawienia, podczas którego reakcje publiczności były tak „równe” – podobne i jednoczesne.

Bardziej oszczędną w środkach, ale równie interesującą propozycją były Lepsze lasy z GRIPS Theater (Niemcy). Spektakl bazujący na świetnym tekście Martina Baltscheita mówi o uprzedzeniach związanych z ksenofobią, posługując się przy tym metaforą owiec i wilków. Nawiązywanie do tradycji bajek zwierzęcych w spektaklach nieadresowanych do dzieci jest ryzykownym zabiegiem, który jednak w tym przypadku okazał się strzałem w dziesiątkę. Umowność scenografii i charakteryzacji oraz minimalizm wykorzystanych środków teatralnych sprawiły, że główne przesłanie spektaklu: „Nieważne, skąd pochodzisz. Ważne, dokąd zmierzasz i w czyim towarzystwie”, wybrzmiewa z odpowiednią siłą. Obie omawiane tu prezentacje udowadniają, że teatr adresowany do młodzieży nie musi zawierać tez czy nachalnej dydaktyki. Recepta na sukces wydaje się banalna – wystarczy poważnie potraktować nastoletnich widzów i uważnie wsłuchać się w ich problemy.

Wśród przedstawień kierowanych do dzieci najwięcej było tych, które nawiązywały do baśni, klasyki literatury dziecięcej bądź tradycji storytelling. Nie zabrakło też spektakli bazujących na współczesnych tekstach oraz takich, których scenariusz nie był oparty na słowie. Łączyła je różnorodność form komunikacji z małym człowiekiem: od widowisk ulicznych i tradycyjnych spektakli lalkowych, przez przedstawienia mieszające plan żywy i lalkowy bądź bazujące wyłącznie na grze aktorów dramatycznych, po pokazy taneczne, wykorzystujące nowe media, wydarzenia o charakterze performatywnym czy spotkania z opowiadaczami.

Dróg interpretacji baśni jest bez liku, podobnie ma się rzecz, jeśli chodzi o wystawianie ich na scenie. Tradycyjny spektakl lalkowy Vitéz László Teatru Lalkowego BábSzínTér (Węgry) to ludowa opowiastka o László (postaci będącej węgierskim odpowiednikiem angielskiego Puncha), który nie tylko wyprowadza w pole nieuczciwego młynarza, ale kpi też z samego diabła. Widowisko zagrane przed Pałacem Kultury i Nauki na jarmarcznej scenie w formie one man show wykorzystującego pacynki, garściami czerpie z uwielbianego przez dzieci slapstickowego poczucia humoru. Siła tej prezentacji tkwi w jej bezpretensjonalności i uniwersalizmie – choć László mówi po węgiersku, nikt nie ma problemu ze zrozumieniem jego perypetii. Zasięg oddziaływania baśni ludowych sięga dalej niż granice państw.

Konik Garbusek – baśń magiczna w wykonaniu Krasnojarskiego Teatru Dramatycznego im. Aleksandra Puszkina (Rosja) – zachwyca bogactwem inscenizacji i bezpośredniością kontaktu z widzem. Utwór Piotra Jerszowa otrzymał oprawę wizualną zapierającą dech w piersiach swoim bogactwem. Zarówno nawiązujące do folkloru kostiumy, jak i scenografię do tego spektaklu wykonano ręcznie, zszywając ze sobą barwne kawałki materiału ozdobione guzikami, koralikami i haftem. Patchworkowe obrazy zdobiące scenę, rekwizyty i aktorów chciałoby się oglądać przez długie godziny po zakończeniu przedstawienia. Atutem spektaklu jest także ludowa muzyka wykonywana na żywo na tradycyjnych instrumentach (na przykład charakterystycznych dla bajki rosyjskiej gęślach) przez ośmiu aktorów oraz przekraczanie przez nich bariery między sceną a widownią, bezpośrednie odnoszenie się do widzów i zręczne włączanie ich do akcji.

Brak przepychu inscenizacyjnego charakteryzował z kolei Calineczkę z Teatru Starego im. Karola Spišaka (Słowacja), gdzie umowna scenografia, w dużej mierze budowana przez grę świateł, stanowiła tło dla przepięknych (a jednocześnie fascynująco mrocznych) lalek. Słowakom udało się zamknąć w tym spektaklu ponury nastrój opowieści Andersena. Jednocześnie ich historia jest bardziej uniwersalna – mała dziewczynka to przede wszystkim dziecko ciekawe otaczającego go świata pełnego niebezpieczeństw, z którymi łatwiej sobie poradzić, mając u boku kogoś podobnego do siebie. Towarzysz niekoniecznie musi być skrzydlatym księciem. Wystarczy, że będzie dobrym kompanem w podróży.

Innym przykładem wariacji na temat znanej historii jest piękna i poetycka Alicja holenderskiej grupy De Stilte. Taniec, gra świateł i proste wizualizacje multimedialne budują oniryczną atmosferę snu dziewczynki, która wpadła do króliczej nory, a potrojenie tytułowej bohaterki oddaje poczucie wyobcowania postaci z książki Lewisa Carrolla. Konsekwentna oszczędność użytych środków (proste kostiumy, scenografia składająca się z przesuwanych parawanów, ściany zamykającej horyzont sceny i czworga drzwi różnej wielkości) oraz abstrakcyjny język ruchu otwierają pole dla dziecięcej wyobraźni i oddziałują głównie na emocje widzów.

Siła spektaklu często leży w tych jego elementach, które wydarzają się wyłącznie w głowach widzów – udowadniają to dwie prezentacje odwołujące się do opowiadania, czyli najbardziej pierwotnego doświadczenia związanego z przyswajaniem przez nas historii. Prawdziwej bajki (koprodukcja duńskich grup Teatret Gruppe 38 i Carte Blanche) widzowie słuchają w warunkach bliskich tym, które towarzyszą wieczornym spotkaniom z opowieścią: leżąc w wygodnych hamakach, pogrążeni w ciemności rozjaśnionej blaskiem świecy i delikatnym światłem kilku lamp. Historię o chłopcu poszukującym czarodziejskiego ogrodu z cygańskich baśni snuje bajarka Bodil Alling. Jej ciepły i spokojny głos prowadzi słuchaczy przez świat, który oglądają oczami wyobraźni. Towarzyszące opowieści projekcje multimedialne rzucane na rozciągnięty nad głowami widzów dach namiotu oraz dźwięki dobiegające z głośników pozwalają całkowicie zanurzyć się w półsennych wizjach. Drugim spotkaniem z opowieścią jest Maszyna do opowiadania bajek Teatru Pinokio. Wydarzenie w całości oparte na improwizacji współtworzą widzowie – zalążki historii powstałe w ich głowach aktorzy i opowiadacze ubierają w słowa. W ciągu jednego spotkania powstaje kilkadziesiąt małych narracji, z których każdą można snuć w nieskończoność w domowym zaciszu.

Podstawą spotkania dziecka ze sztuką nie musi być konsekwentnie prowadzona historia opowiadająca o bohaterach, z którymi najmłodsi mogą się utożsamiać. Farfalle (Compagnia TPO, Włochy) to multimedialne widowisko taneczno-performatywne w dużej mierze oparte na zabawie z podłogą interaktywną. Tancerki dostosowują ruchy do zachowania wizualizacji wyświetlanych pod ich stopami. Do działania zapraszają dzieci, które oprócz tego, że reagują na to, co „robi” podłoga, przy użyciu specjalnych opasek magnetycznych umieszczonych na nadgarstkach mogą zmieniać charakter projekcji. Po zakończeniu pokazu najmłodsi mogą wziąć udział w warsztatach ruchowych będących kontynuacją zabawy zaproponowanej podczas pokazu.

Włoski La Baracca – Testoni Ragazzi to teatr w Polsce uznawany za kolebkę europejskiego nurtu dla najnajmłodszych. Jego przedstawienie Spot adresowane dla dzieci między pierwszym a czwartym rokiem życia to poetycka opowieść o przyjaźni między aktorem Andreą a… reflektorem punktowym. W teatrze adresowanym do maluchów wykorzystywanie ciemności jest niezwykle ryzykownym zabiegiem. Twórcy spektaklu oswajają dziecięcy lęk przed mrokiem, traktując go jako przestrzeń dającą się wypełnić światłem. Jasny blask rzucany przez reflektor w zależności od fantazji człowieka może być księżycem lub balonem, a także może służyć za świetlistą skakankę. Animacja znajdującego się w centrum sceny Spota sprawia, że po skończeniu spektaklu widzowie traktują go tak samo, jak teatralną lalkę – po przedstawieniu podchodzą do niego, by podziękować za występ.

Dróg porozumiewania się z widzami jest prawdopodobnie tyle, ilu artystów chcących podjąć ten dialog. Organizatorom festiwalu Korczak i Kongresu ASSITEJ udało się zestawić wiele z nich i pokazać bogactwo światowego teatru dla dzieci i młodzieży. Poziom artystyczny obejrzanych przeze mnie prezentacji był niezwykle wysoki, niemniej skandalicznie zła organizacja wydarzenia nie może przejść bez echa. Większość naprawdę świetnych przedstawień była grana przy prawie pustej widowni, gdzie dzieci można było policzyć na palcach obu rąk. To skandal, że z powodu zaniedbań dorosłych najmłodsi warszawiacy nie mieli szansy na udział w święcie, które przede wszystkim ich powinno dotyczyć. Zdobycie biletów utrudniał internetowy system sprzedaży, gdzie wiele festiwalowych wydarzeń było niedostępnych. Prawdopodobnie ten sam system w połączeniu z bardzo wysokimi cenami za udział w warsztatach był główną przyczyną odwołania części z nich. Nie słyszałam o żadnych zajęciach, podczas których frekwencja przekroczyła 40%. Innym przejawem braku organizacji imprezy jest fakt, że obsługą spektakli i prowadzeniem rozmów po nich zajmowali się wolontariusze niemający elementarnego przeszkolenia pedagogicznego (przeklinali przy dzieciach i nie potrafili rozmawiać z nimi o tym, co działo się na scenie) oraz zupełnie niezainteresowani sztuką dla najmłodszych. Raz na kilka spektakli zdarzył się prowadzący, który potrafił płynnie i w miarę bezbłędnie przeczytać zapowiedź po angielsku. Organizatorzy nie zadbali o dobrą kampanię reklamową imprezy, wskutek czego największe wydarzenie w świecie teatru dla dzieci i młodzieży pozostało w naszej stolicy praktycznie niezauważone: brak plakatów, dostatecznej informacji w mediach lokalnych, widocznych oznaczeń miejsc związanych z festiwalem (oprócz PKiN oraz Teatru Powszechnego żaden z teatrów nie miał nawet banneru z logotypem festiwalu). Przy tych wszystkich zaniedbaniach brak gości festiwalowych znanych z innych festiwali teatru dla dzieci oraz brak miejsca, w którym wieczorami można się spotkać i porozmawiać o obejrzanych spektaklach wydaje się małym problemem. Do listy braków należy jeszcze dodać: błędy edytorskie i merytoryczne w katalogu festiwalowym (jak można pomylić pacynkę z kukiełką?!), brak systematycznej aktualizacji internetowej strony Kongresu oraz nieprzystosowanie polskojęzycznych prezentacji do odbioru przez obcokrajowców (brak napisów po angielsku czy choćby ulotek streszczających fabułę spektakli zaprzepaścił szansę wielu świetnych rodzimych produkcji na pokazanie się na zagranicznych festiwalach).

Trzy lata temu Polska otrzymała szansę zaprezentowania naszego kraju i polskiego teatru dla dzieci na światowej scenie. W tym roku szansa ta została spektakularnie zmarnowana. Zamiast międzynarodowej chwały, którą miała nam przynieść organizacja Kongresu, zostanie międzynarodowy wstyd. Wielka szkoda.