1/2015
Obrazek ilustrujący tekst Dotknąć granicy między sztuką a życiem

Dotknąć granicy między sztuką a życiem

 

Formuła książki wydaje się oczywista: Tadeusz Sobolewski pyta, a Maja Komorowska odpowiada. Ale w tej książce nic nie jest oczywiste, bo odpowiedzi Komorowskiej są w istocie pytaniami – właśnie tymi, które, zgodnie z tytułem, się nie kończą – zaś pytania Sobolewskiego miewają wagę autonomicznych wypowiedzi. Na dodatek dwojgu rozmówców (bo książka jest rozmową, a nie wywiadem) przez cały czas zdaje się towarzyszyć ktoś trzeci – nieuchwytny, niematerialny, a zarazem nieodłączny. Jak u Eliota: „Kto trzeci zawsze wędruje przy tobie? / Gdy liczę, jesteś tylko i ja / Ale gdy patrzę w przód na białą drogę / Zawsze ktoś jeszcze wędruje przy tobie”.

Tym trzecim, a dokładnie – trzecią jest postać teatralna. Mianowicie Winnie ze Szczęśliwych dni Becketta oraz Sara Bernhardt z Mimo wszystko Murrella – o tych bowiem rolach traktuje zasadnicza część tomu, która dotyka najbardziej tajemniczego i niewyrażalnego doświadczenia aktora i stawia kwestię z zakresu filozofii (metafizyki?) teatru: mianowicie, jak aktor, udzielając własnego bytu postaci, sam poniekąd staje się jej zakładnikiem. Inaczej mówiąc, jak między realną egzystencją a wytworem literackiej fikcji zawiązuje się relacja, która sprawia, że postać zyskuje quasi-realny status i żyje równolegle z aktorem, sycąc się nim niejako, ale i jego samego nasycając. To współistnienie trwa niekiedy tak długo, iż można mówić o życiorysie roli teatralnej, który stanowi pewien aspekt biografii aktora. I odwrotnie. Komorowska gra Winnie od prawie dwudziestu lat, a Sarę Bernhardt od dziesięciu – stąd skojarzenie z pytaniem Eliota: „Kto jest przy tobie u drugiego boku?”.

Dwie wielkie rozmowy o Winnie i Sarze tworzą zasadniczy zrąb książki; dopełnia je dialog o Pannach z Wilka – przedstawieniu dyplomowym, które Komorowska przygotowała ze studentami Akademii Teatralnej w 2011 roku. Resztę tomu wypełniają teksty Sobolewskiego: rodzaj reportażu ze spotkania z Komorowską w Klubie Przyjaciół Życia, króciutkie, ale znakomite portrety ról filmowych, które Komorowska zagrała u Zanussiego i Wajdy, oraz szkic o jej roli rabina Chemelwitza w Aniołach w Ameryce Warlikowskiego.

Jak widać, zamysłem i kompozycją różni się ta książka od Pejzażu – fundamentalnego cyklu rozmów, jakie z Komorowską przeprowadziła Barbara Osterloff (wydanie 2004). Jednak razem tworzą, tak to nazwijmy, układ komplementarny. W Pejzażu, mając za rozmówczynię doświadczonego krytyka i historyka teatru, Komorowska dokonała nadzwyczaj wnikliwego i gruntownego opisu swojego doświadczenia aktorskiego, które kształtowała praca z tak różnymi osobowościami, jak Grotowski, Kajzar, Axer, Jarocki, Lupa… Nadto sformułowała swój światopogląd artystyczny, a nawet pewną terminologię; mówiąc o sztuce Komorowskiej, nie sposób już pomijać takich słów, jak „spontaniczność”, „dyscyplina”, „pamięć ciała” czy choćby ów słynny, tytułowy „pejzaż”. O tym pejzażu, o obrazach, które tkwią w pamięci czy podświadomości, Komorowska powiada, że są strażnikami wyobraźni – aktorka przypisuje im kluczowe znaczenie, określa jako błogosławieństwo. Wreszcie jest Pejzaż osobistą wykładnią reguł tworzenia, padają w nim te znamienne słowa: „Im bardziej się posuwamy w czasie, im ta droga jest dłuższa, tym częściej wracamy do lat, w których wszystko było jeszcze możliwe. Te powroty w nas… do wspomnień, do ludzi, których już z nami nie ma. To poczucie, że coś przeminęło – ten brak – jest ważny. Nie można się go pozbawiać. Ale można starać się go dopełniać. Dopełniać ten brak. Czy nie dlatego tworzymy?”.

W gruncie rzeczy w tych słowach, zamykających rozmowy z Pejzażu, zawiera się niejako zalążek Pytań, które się nie kończą (są zresztą cytowane). W tym sensie obie książki się uzupełniają, a druga jest kontynuacją pierwszej – przy wszystkich różnicach. O pierwszej z tych różnic decyduje osoba rozmówcy. Tadeusz Sobolewski jest, jak dobrze wiadomo, znakomitym krytykiem filmowym, eseistą, prozaikiem, wreszcie jednym z najważniejszych znawców osoby i dzieła Mirona Białoszewskiego – wydawcą jego dzienników. W teatrze bywa con amore, a nie ze względu na takie czy inne obowiązki zawodowe. W żargonie teatralnym Sobolewskiego wypada nazwać cywilem, ale tacy cywile jak on bywają nieocenieni. Patrzą świeżym okiem, przeżywają spontanicznie, myślą w sposób nieobciążony schematami i wnoszą odkrywcze spostrzeżenia. Jak choćby to zdanie ze wstępu do Pytań, które się nie kończą: „Kiedy patrzę na Maję Komorowską, pewne porównanie narzuca się nieodparcie – choć rzadko się patrzy od tej strony na jej sztukę aktorską: ona potrafi używać środków komicznych, błazeńskich, bliskich klownadzie dla uzyskania celu wysokiego, jak Giulietta Masina w Nocach Cabirii, jak Charlie Chaplin w Światłach wielkiego miasta”.

Nie ulega kwestii, że Sobolewski jest zafascynowany Komorowską – moment ugruntowania fascynacji wiąże się bodaj z próbami do Panien z Wilka, w których na zaproszenie Komorowskiej uczestniczył i dzielił się swoimi uwagami; wtedy też zrodził się impuls do rozmów – pierwsza ukazała się w „Gazecie Wyborczej” i stanowiła niejako forpocztę przyszłego tomu.

Fascynacja Sobolewskiego daje mu i prawo, i odwagę stawiania pytań, które teatrolog, zwłaszcza epatujący uczonością, formułowałby pewnie inaczej – chłodniej i z całym, by tak rzec, profesjonalnym oprzyrządowaniem. Tymczasem Sobolewskiemu w jego dociekaniach – ludzkich raczej niż profesjonalnych – zdaje się niekiedy patronować przewrotny wers Szymborskiej: „Nie ma pytań pilniejszych od pytań naiwnych”. Nie trzeba chyba specjalnie dopowiadać, że pytania naiwne to takie, które dotykają sedna – i stawiamy je bez końca.

Druga różnica miedzy Pytaniami, które się nie kończą a Pejzażem polega na prostej sprawie: pierwsza książka miała charakter, powiedziałbym, kanoniczny – ustanowiła język rozmowy o aktorstwie Komorowskiej, nazwała techniczne aspekt jej sztuki, wyraziła poglądy, określiła świat wartości. Wiadomo zresztą, że wielu studentów Akademii Teatralnej traktuje Pejzaż jak swego rodzaju podręcznik – nie tylko zresztą rzemiosła, lecz także etyki zawodowej. Sam korzystam z Pejzażu, próbując na zajęciach z warsztatu krytyka uchwycić misterium powstawania roli, a w konsekwencji zastanowić się nad możliwościami jej opisu. Z tego punktu widzenia rozmowy z Komorowską są nader rzadkim i bezcennym przykładem autokomentarza pozwalającego krytykowi i historykowi teatru choć trochę wniknąć w tajniki aktorstwa – oprócz Spotkań teatralnych Łomnickiego i rozmów Hausbrandta z Holoubkiem nie widzę innych, godnych przywołania pozycji.

W Pytaniach, które się nie kończą Komorowska już nie musi ustanawiać języka, którym mówi o swoich rolach – może od razu wejść w samą istotę rzeczy. Czym ona jest? Stanem albo lepiej powiedzieć – procesem, który toczy się na granicy między sztuką a życiem. Komorowska powiada, że gdy gra, chodzi jej o to, by udało się tej granicy dotknąć. A skoro tak, to trzeba wrócić do kwestii poruszonej już na początku, czyli relacji między aktorką a postacią, która to relacja z natury rzeczy zachodzi w czasie, to zaś ewokuje pytania o ciągłość i zmianę – w obu przypadkach: aktorki i postaci. Ostatecznie, skoro są ze sobą na scenie całymi latami, podlegają procesowi właśnie: przemiany, przemijania…

Komorowska i Sobolewski poświęcają temu tematowi bardzo wiele wnikliwej uwagi, trudno tu powtórzyć przebieg szczegółowej analizy, ale jeden drobny element niech posłuży za przykład. Oto za którymś razem Komorowskiej zdarzył się wypadek i przyszło jej grać Winnie z ręką niesprawną po operacji barku; Winnie, która i tak ma radykalnie ograniczone możliwości działania. Ale aktorka wpisała tę niesprawność w spektakl: „Traktuję to – powiada – jak zadanie, które powierzyła mi Winnie”.

Gdzie indziej dodaje: „Winnie razem z aktorką ciągle szuka sposobu na utrzymanie napięcia i sięgnie po wszystko, co temu służy. Ból też można zaprząc”.

Proszę zwrócić uwagę, jak Komorowska mówi o swojej postaci: „Winnie i ja – musimy sobie poradzić”.

Z takim samym przyznaniem postaci prawa do niezależnej egzystencji mamy do czynienia w przypadku Sary. Komorowska, analizując swoją rolę w Mimo wszystko, mówi tak: „Sara zwraca się do Boga. Różnie to gram przez te lata. Różnie proszę Boga. To znaczy Sara różnie prosi”.
Ostatecznie chodzi o to, co aktorka wyraża w kluczowym zdaniu rozmów: „W miarę upływu lat coraz bardziej interesowało mnie, co aktor może dać postaci, którą gra, a co postać może dać aktorowi”.

Tematu Pytań, które się nie kończą nie stanowią ani technika aktorska, ani rzemiosło, ani nawet sztuka. Albo inaczej, wszystkie te zagadnienia są tematem książki, ale zawsze ujmowane jako formy pojmowania i doświadczania egzystencji; podstawową kategorią przeżywania tej ostatniej jest czas, stąd rozmowom Komorowskiej i Sobolewskiego stale towarzyszy perspektywa jakiejś ostatecznej granicy, ku której zmierzają zarówno aktorzy, jak i grane przez nich postaci.

Czytając Pytania, które się nie kończą, myślałem o słowach z Księcia Niezłomnego, w którym Komorowska grała u Grotowskiego: „Bo ta ziemia, to gospoda / W ogromnej naszej podróży”. Wprawdzie te wersy nie są w książce cytowane, ale w gruncie rzeczy mogłyby posłużyć za jej motto.

autorzy / Maja Komorowska, Tadeusz Sobolewski
tytuł / Pytania, które się nie kończą
wydawca / Mazowiecki Instytut Kultury, Czuły Barbarzyńca Press
miejsce i rok / Warszawa 2014

krytyk teatralny, eseista, felietonista. Absolwent, a następnie wykładowca i prodziekan Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej AT. W latach 1996-2006 redaktor naczelny„Teatru”. Od 2013 pracuje w Teatrze Polskim im. Arnolda Szyfmana, od 2017 jako zastępca dyrektora naczelnego.