1/2015

Wszyscy jesteśmy emigrantami

Niektóre spektakle stają się wydarzeniem na długo przed swoją premierą. Takim przedstawieniem niewątpliwie byli Emigranci w reżyserii Matsa Eka, wystawieni w sztokholmskim Dramaten.

Obrazek ilustrujący tekst Wszyscy jesteśmy emigrantami

fot. Soren Vilks

Powodów było wiele. Ek zmierzył się z kolejnym klasycznym tekstem literatury szwedzkiej, jednak nie z dramatem, a z przeniesionym na scenę pierwszym tomem tetralogii Vilhelma Moberga. Powieść, która ukazała się w 1949, stała się narodową epopeją Szwedów, zapewne dlatego, że doskonale odzwierciedlała ich cechy narodowe: godność, upór, wytrwałość i solidarność w trudnych chwilach. Z drugiej zaś strony Emigranci (Utvandrarna) pozostają bolesną kroniką czasu głodu, poniżenia i desperacji.

Moberg opowiada historię smalandzkich rolników, którzy, po wieloletnim nieurodzaju w połowie XIX wieku, decydują się na opuszczenie ojczyzny i emigrację do Nowego Świata. Podążają za swoim marzeniem, jak prawie jedna trzecia ówczesnych Szwedów, którzy zdecydowali się wówczas opuścić ojczyznę.

Pierwsza część tetralogii pokazuje zmagania z przeciwnościami losu, nieurodzajem i konserwatywną hierarchią społeczną. System staje się zbyt skostniały dla ludzi wolnych, potrafiących czytać i pisać, szukających nowych idei i swobody przekonań. Śledzimy losy małżeństwa Karla Oskara i Kristiny Nilssonów, ich trójki dzieci, a także rodziny, przyjaciół i sąsiadów, którzy podejmując desperacką decyzję, rzucają wszystko, co znane i kochane, na rzecz obcego i nowego na drugim końcu świata. Pierwsza powieść kończy się przybyciem do Ameryki, późniejsze tomy pokazują perypetie Smalandczyków w Minnesocie. Tę historię zna każdy Szwed, a jej rolę w kulturze można porównać z Trylogią Henryka Sienkiewicza w Polsce.

W latach 1971–1972 Jan Troell podjął się nakręcenia dwóch epickich obrazów, opartych na kanwie czterech powieści, z Maksem von Sydowem i Liv Ullmann w rolach głównych. Filmy cieszyły się ogromną popularnością, zdobywając wiele nominacji do Oscara oraz Złoty Glob w 1973 roku, za oba obrazy. Oglądając spektakl Eka, trudno więc uciec od porównań.

Z kolei w latach dziewięćdziesiątych Benny Andersson i Björn Ulvaeus – męska część kwartetu ABBA – zrealizowali na podstawie cyklu powieściowego Moberga musical Kristina från Duvemåla, który cieszył się ogromnym powodzeniem, a piosenki stały się szwedzkimi szlagierami. Ek zwrócił się z prośbą do Anderssona o skomponowanie muzyki. Artysta wykorzystał stylistykę utworów ludowych, używając tradycyjnych instrumentów – usłyszymy tu między innymi piłę i szwedzkie skrzypce.

Zmierzenie się z dziełem o takim bagażu emocjonalnym wymagało ogromnej odwagi. W dodatku reżyser postanowił do roli Karla Oskara zaangażować popularnego szwedzkiego aktora Rolfa Lassgårda, znanego z filmów i seriali. Jednak na początku kariery aktorskiej, jeszcze zanim wstąpił do szkoły teatralnej w Malmö, jego drogi skrzyżowały się z pedagogiem teatralnym Ingemarem Lindhem – współpracownikiem i uczniem Eugenia Barby – założycielem Instytutu Sztuki Scenicznej (Institut för Scenkonst) w Storhögen, który prowadził warsztaty w duchu Grotowskiego. Ćwiczenia z laboratorium odcisnęły na Lassgårdzie pewne piętno. Współpracował z teatrami w Malmö i Gävle, ale nigdy wcześniej nie wystąpił na scenie Królewskiego Teatru Dramatycznego. Było to więc wyzwanie zarówno dla aktora, jak i dla reżysera, zwłaszcza że warunki fizyczne tego pierwszego nie kojarzą się z lekkością, oczekiwaną w choreograficznych układach Eka. A jednak potężny aktor sprostał wyzwaniu, co jest jednym z najbardziej zaskakujących elementów spektaklu. Ciało Lassgårda, z pozoru potężne i niezgrabne, stało się w rękach reżysera plastycznym materiałem. Efekt wzrusza i zadziwia. W dodatku Lassgård śpiewa, o co też nikt by go wcześniej nie podejrzewał.

Taniec, jak zawsze w spektaklach Eka, jest tu ważnym nośnikiem emocji. Owszem, słowa są istotne, ale to ruch pomaga uzewnętrznić najgłębsze, najwstydliwsze emocje, na które nie ma miejsca w codziennym znoju. Są też takie uczucia, których nie da się wyrazić słowami, wtedy ruch sceniczny staje się naturalnym środkiem przekazu. Takim momentem jest śmierć córki Nilssonów, małej Anny. Per Oskar wyraża swój ból, żałobę i wściekłość na Boga właśnie poprzez taniec.

Jak zwykle w spektaklach Eka przestrzeń i scenografia potraktowane są całkowicie umownie, ascetycznie. Tym razem zaprojektowała je fotografka Aida Chehrehgosha, która zadebiutowała w Emigrantach jako scenograf. Dzieli ona przestrzeń dwoma gigantycznymi parawanami z ekranów LED, na których wyświetlane są projekcje multimedialne zastępujące niemal całą scenografię. Dzięki temu widzowie są informowani, gdzie znajdują się bohaterowie: oglądamy ściany czerwonych, drewnianych domków, kamieniste pola, płomienie pożaru, pobłyskujące fale morskie, gdy bohaterowie znajdą się na statku. Najciekawsze użycie multimediów ma miejsce właśnie podczas sceny rejsu. Dzięki kamerze zamontowanej w sznurowni, czyli pod pokładem, możemy na ekranach obserwować dwa plany gry jednocześnie. Zresztą już sam statek jest imponujący – wyrasta na uniesionym o pół piętra proscenium, z użyciem zapadni i platform, otoczony relingiem, sprawia wrażenie prawdziwego okrętu.

Ale nie tylko kwestie związane z przestrzenią pokazują, jakim mistrzem iluzji jest Ek. Stina Ekblad (w roli Kristiny) i Rolf Lassgård dobiegają sześćdziesiątki, jednak w pierwszych scenach spektaklu, grając parę zakochanych nastolatków, robią to z taką gracją i delikatnością, że z łatwością ulegamy złudzeniu. Ruch sceniczny Ekblad zaczyna się też od iluzji – przybliża się i oddala drobnymi krokami od proscenium, tak jakby siedziała na huśtawce. Jej bohaterka szybko dojrzewa, ukształtowana przez biedę, ciężką pracę na roli oraz kolejne porody. Jest jednak przywiązana do swojego miejsca i zgadza się na emigrację tylko ze względu na męża. Sceny miłosne między Kristiną a Perem Oskarem opowiedziane są, jak to zwykle u Eka, za pomocą tańca. Lassgård jest o wiele bardziej przekonywujący w tej roli niż jego filmowy pierwowzór, Max von Sydow: bardziej chłopski, toporny, choć paradoksalnie gra z większą lekkością niż jego wybitny poprzednik.

Kolejny trafiony wybór obsadowy to aktorzy wcielający się w dzieci Nilssonów. I tu też niespodzianka: Ek mógł wybrać aktorów dziecięcych, ale nie zaryzykował. W roli małej Marty wystąpiła Lotta Tejle (ur. 1960), Johana – Pierre Wilkner (ur. 1956), a Haralda – Yvan Auzely (ur. 1959). Wszyscy doświadczeni, niektórzy współpracujący z Ekiem przy innych projektach. W postać Anny, najstarszej córeczki, która umiera z przejedzenia po długim poście, wciela się bliźniaczka reżysera, Malin Ek. Obsadzenie w roli małej dziewczynki aktorki, która niedługo skończy siedemdziesiąt lat, może wydawać się dziwne, jednak to typowy chwyt Eka: aktorzy w jego inscenizacjach zdają się być pozbawieni wieku. Ta przeźroczystość, swoista metrykalna umowność, intensyfikuje iluzję tego teatru.

Interesującą postacią jest też Danjel (Per Mattsson), wuj Kristiny, który jest nawróconym kaznodzieją, przekonanym o misji od Boga, by otworzyć własny kościół, który będzie bliżej chrześcijaństwa. Gra Mattssona pokazuje ogromną skalę uczuć: od fanatycznej wiary w objawienie, do rozpaczy po śmierci żony. Jego postać uzmysławia też inne motywacje emigracji – nie tylko za chlebem, ale też z powodów religijnych, politycznych, wolnościowych. To właśnie najbardziej deficytowe towary w Szwecji w XIX wieku. Swoboda przekonań, wolność stylu życia – to za tym tęskni wioskowa dziwka, Ulrika (w tej roli świetna Kristina Törnqvist), pragnąca żyć bez potępienia i wytykania palcami. Taką samą motywację ma parobek Arvid (Andreas Rothlin Svensson), który ucieka przed posądzeniami o obsceniczne praktyki seksualne. Bunt przeciwko zwierzchności jest jednym z elementów przewodnich spektaklu.

Mats Ek ma ostatnio tendencję do wpisywania swoich przedstawień w nurt debaty społecznej, jak choćby w Sonacie widm, w której silnie wybrzmiał temat starości. Podobnie jest i teraz. Gdy emigranci przybywają w końcu do wytęsknionego Nowego Świata, ich oczom nie ukazuje się Ellis Island, ale Stureplan – centrum Östermalmu, ekskluzywnej dzielnicy Sztokholmu. Grupka bohaterów stoi i podziwia nowy świat. Świat, w którym zwroty językowe, dopiero co przyswojone przez jedną z bohaterek, takie jak „I am a servant”, bardzo się przydadzą, gdy będą sprzątać wille, pracować na zmywaku lub niańczyć cudze dzieci.

Widownia w pierwszej chwili zaczyna się śmiać, ale śmiech zamiera. Widzowie uświadamiają sobie prawdę, o której mówi reżyser. Szwecja, która była kiedyś biednym krajem, stała się „rajem na ziemi” dla przybyszów z innych zakątków globu, w których panuje niedostatek i ucisk. Z uciskanych Szwedzi przeistoczyli się w uciskających. To właśnie na Östermalmie zatrudnia się służących i opiekunki do dzieci, nie zawsze legalnie. Dobrobyt państwa buduje się między innymi na taniej sile roboczej. Ek dobitnie pokazuje, że jego rodacy powinni pamiętać o swoim pochodzeniu i wiejskich korzeniach.

Królewski Teatr Dramatyczny w Sztokholmie
Emigranci Vilhelma Moberga
reżyseria Mats Ek
premiera 27 kwietnia 2014

skandynawistka, teatrolożka, literaturoznawczyni, wykładowczyni w Ateneum – Szkole Wyższej w Gdańsku. Zajmuje się badaniem twórczości Ingmara Bergmana oraz skandynawskiej literatury kryminalnej.