1/2015

Wędrowiec nad morzem blichtru

Na jeleniogórskiej scenie Piotr Jędrzejas zmierzył się z Norwidem, wystawianym niegdyś z sukcesem przez Alinę Obidniak, legendarną dyrektorkę tego teatru.

Obrazek ilustrujący tekst Wędrowiec nad morzem blichtru

fot. Szymon Bogacz

Jednego nie można odmówić dyrekcji Piotra Jędrzejasa w Jeleniej Górze: sukcesu u publiczności. Scena na Wojska Polskiego postawiła na aktywizację lokalnej społeczności. Projekty edukacyjne (skierowane do najmłodszych TEATSYKI) czy wykłady (wystąpienie doktora Gradkowskiego) wskazują na odpowiedzialne traktowanie widza. I rzeczywiście pod tym względem Teatrowi Norwida udało się przyciągnąć publiczność. W tworzeniu repertuaru jest zachowywana równowaga. Obok Erdmana ma pojawić się Gavran, obok komedii Marii Wojtyszko, zrealizowanej w poetyce westernu – zapowiadana jest sztuka Szymona Bogacza o Janie Karskim. Przyszła więc może pora na sztandarowe dzieło Norwida, patrona jeleniogórskiego teatru, wystawianego niegdyś z sukcesem przez legendarną dyrektorkę tego teatru, Alinę Obidniak, obecną zresztą na premierze spektaklu.

Sam Jędrzejas ma świadomość, że w sąsiednim Wałbrzychu funkcjonuje teatr chętnie podejmujący reinterpretacje klasyki (by wspomnieć tylko W pustyni i w puszczy Bartosza Frąckowiaka i Weroniki Szczawińskiej). Podobne ambicje zdaje się mieć dyrektor placówki w Jeleniej Górze. Jędrzejas wyreżyserował już Wyzwolenie, prezentowane cztery lata temu w stołecznym Teatrze Na Woli. Pojedynek Konrada z Geniuszem został zaprezentowany z publicystycznym zacięciem, na co wpływ miała ówczesna gorączka przedwyborcza. Reinterpretacje często wiążą się z podobnymi uproszczeniami i realizacyjnymi ułatwieniami. Taki jest też niestety przypadek Pierścienia wielkiej damy.

Dekoracje Marka Brodowskiego cechuje minimalizm. Wzdłuż sceny rozstawiono podłużną platformę, wyłożoną z wierzchu materiałem odbijającym światło. Oba końce konstrukcji przysłonięto zwiewnymi firanami. Na ścianie widać ramę obrazu, który jest na razie zaciemniony. Sterylność przestrzeni sugerowałaby, że mamy do czynienia z zimnym światem mieszczaństwa, swoistym uniwersum Durejków. Jędrzejas odchodzi jednak całkowicie od poetyki oryginału, chociaż tekst pozostaje w zasadzie nieokrojony. Reżyser wpuszcza do tej ascetycznej przestrzeni życiowy brud z całą jego dosłownością.

Na plan pierwszy wysuwają się postacie z kręgu Hrabiny, a nie Mak-Yks. Sędzia (Robert Dudzik) jest znerwicowanym ekscentrykiem, który wydaje się być wyraźnie zafascynowany postacią grafa Szeligi (Piotr Konieczyński). Szeliga jest dla Durejki wzorem mody i stylu bycia, swoistym Mistrzem Fiorem. W jednej ze scen graf odwraca się plecami do sędziego. Ten natychmiast poprawia swoje spodnie, by zwisały luźno jak u poważanego gościa. Ta fascynacja ma także drugie – dość oczywiste – finansowe podłoże. Durejko robi lunetę z umów podpisanych przez Szeligę. Ten trafny pomysł przywodzi skojarzenia z tytułem sztuki. Człowiek widziany przez oko lunety lub pierścienia staje się zwykłym „zerem”.

Rozmowa małżeństwa Durejków odbywa się w trakcie… stosunku seksualnego. Odźwierna Salome (Iwona Lach) obwija stretchem sędziowską parę. Ci zaś prowadzą swoją kłótnię, turlając się po wspomnianej platformie. Na górze jest ten, który w sporze zdobywa akurat przewagę. Prymitywny popęd staje się także wyznacznikiem działania Magdaleny (Marta Kędziora). Blondynka jest ubrana w zwiewną sukienkę, spod której wysuwa uwodzicielsko smukłą nogę. Kokietuje zarówno Szeligę, jak i Sztukmistrza. Uważa się za przyjaciółkę Hrabiny, ale jej przywiązanie jest nieprawdziwe. Przymierza rękawiczki swojej towarzyszki, zaś flakonik perfum mierzy niczym pierścień. Magdalena ma ambicje bycia damą, ale drogę do tego widzi jedynie w seksualnym oddaniu się Szelidze. Sam graf chętnie wchodzi w te erotyczne gierki: jednocześnie szepcze do ucha Magdy i obwąchuje rękawiczkę Hrabiny. Fascynacja erotyczna łączy się z chęcią zapewnienia sobie ekonomicznego dobrobytu. U Jędrzejasa postacie Pierścienia… postrzegają siebie nawzajem jedynie jako środek do osiągnięcia celu. Spojrzenie na innego człowieka wiąże się z jego uprzedmiotowieniem.

Istnieje jeszcze jedna zasada rządząca światem przedstawionym w spektaklu. Obok cynizmu i seksu króluje jeszcze blichtr. Sceniczna platforma pełni funkcję wybiegu dla modelek. Kostiumy Anety Tulisz-Skórzyńskiej łączą dziewiętnastowieczny fason ze współczesnymi wtrąceniami. Suknia Hrabiny przypomina taftowe kreacje rodem z Francji. Poszczególne elementy krynoliny są jednak wykonane z materiałów odtwarzających wycinki z gazet codziennych. W jednym kostiumie łączy się sztywna konwencjonalność przeszłości i współczesne zamiłowanie do nowinek (domyślnie – także modowych). W podobny sposób skrojona jest suknia Salome. Szeliga ma na sobie płaszcz, na szyi nosi olbrzymi szal-kokardę. Wielkim popisem kreacji staje się bal. U Jędrzejasa jest on dziką dyskoteką, której towarzyszą ostra muzyka i konfetti. Tren sukni Hrabiny ciągnie się zaś przez całą scenę. Uczestnicy imprezy noszą nosy klowna i maski „V” z komiksu Alana Moore’a. Taki bal mógłby prędzej wydarzyć się w rezydencji de Sade’a niż w dramacie twórcy Krakusa.

Rządzący się bezwzględnością i popędami świat ma jednego przeciwnika – Mak-Yksa. Poeta jest tutaj buntownikiem, który swoje wzburzenie zamyka jednak w sobie. Robert Mania ma na sobie kurtkę od munduru i bojówki. Nosi przy sobie słuchawki, których założenie ma być gestem oddzielającym go od innych. Poetę dręczy twórcze cierpienie. Dobrze oddaje to pierwsza scena. Mak-Yks wyrywa z książki kartki, które następnie owija sobie dookoła głowy taśmą klejącą. Podobnie postępuje z pistoletem, który przymocowuje sobie do ręki. Permanentne męki twórcze łączą się jednak z biernością. Sytuację Mak-Yksa oddaje reprodukcja Wędrowca nad morzem mgły Caspara Davida Friedricha. Obraz jest wyświetlany w ramie nad sceną. W pewnym momencie samotnik znika – zostają tylko śnieżnobiałe opary. Podobnie Mak-Yks zostaje zniszczony przez swoiste żywioły natury, których odzwierciedleniem są w tym spektaklu najniższe ludzkie popędy.

Jeleniogórski spektakl staje się opowieścią o świecie pogrążonym w degrengoladzie, w którym wrażliwe jednostki są skazane na upadek. Takie odczytanie Pierścienia… razi łopatologią. Jędrzejas wpadł w pułapkę instrumentalnego sposobu uwspółcześniania klasyki. Najpoważniejszą wadą spektaklu jest zlekceważenie subtelności tekstu. To, co u Norwida było ledwie zasygnalizowane, w jeleniogórskim widowisku musi od razu zostać wyłożone z całą literalnością. Kwintesencją tego jest ostatnia scena. Finałowy gest Mak-Yksa traci swoje znaczenie. W wyrzuceniu kawałków chleba z kieszeni zawierał się cały konflikt jednoczesnego upokorzenia i chęci zachowania godności. Tymczasem u Jędrzejasa chleb i broń są po prostu wyrwane Mak-Yksowi. Tak istotna u Norwida rola pojedynczego gestu po prostu znika pośród ruchów frykcyjnych, krzyków i nieraz bezładnej bieganiny.

Tym samym spłaszczeniu ulegają relacje między postaciami. Nic nie tłumaczy litości Hrabiny wobec Mak-Yksa. Z czego wynika ta nagła zmiana stosunku do krewnego? Trudno również uwierzyć w smutek Salome, gdy ta wspomina swojego syna bez jakiejkolwiek refleksji. Grający nie zwracają uwagi na słynne pauzy. Aktorzy wypowiadają tekst szybko i niezrozumiale, jakby pomysły inscenizacyjne były ważniejsze od kreacji aktorskich. A przecież to właśnie postacie są w Pierścieniu wielkiej damy najważniejsze. Jedynie Piotr Konieczyński dźwiga ciężar niełatwego tekstu. Swoją rolę opiera na spojrzeniach i powolnym sposobie poruszania się. Tylko że za dystynkcją eleganta kryje się podobny jak u innych cynizm. Konieczyńskiemu udaje się jednak w pewnym stopniu ukazać niejednoznaczność stosunku grafa do Hrabiny. Na ile tak naprawdę kierują tą postacią pobudki materialne czy seksualne, a na ile duchowe?

Jędrzejas potrafi sięgnąć po ciekawe pomysły (motyw z Friedricha; luneta z umów), ale większość zastosowanych znaków teatralnych okazuje się po prostu pusta. Poprawnie zorganizowany jest za to ruch sceniczny (efektowne wejścia). Szkoda jedynie, że tak niewiele tutaj twórczej reinterpretacji Norwidowskiego dramatu. Czyżby poetyka utworów twórcy Zwolona nie przystawała do współczesnej wrażliwości? Przeczy jednak temu sukces Aktora Michała Zadary, wystawionego w Teatrze Narodowym. Zatem kolejny raz powracamy do sporu o obecność klasyki w teatrze – jak zachować stylistykę konkretnego dzieła, otwierając zarazem furtki do jego nowych odczytań.

Teatr im. Cypriana Kamila Norwida w Jeleniej Górze
Pierścień wielkiej damy Cypriana Kamila Norwida
reżyseria Piotr Jędrzejas
scenografia Marek Brodowski
kostiumy Aneta Tulisz-Skórzyńska
muzyka Sławomir Kupczak
premiera 29 listopada 2014

teatrolog, od 2016 związany z Teatrem Baj Pomorskim w Toruniu.