1/2015
Natalia Worożbyt

fot. Kateryna Hornostaj

Za kulisami

 

Dorastałam w zupełnie nieteatralnej rodzinie. Co tu dużo mówić, dorastałam w zupełnie nieteatralnym kraju – na Ukrainie. Moje marzenie o teatrze było czyste jak niezapisana kartka. Dlatego też tych kilka kijowskich przedstawień, które zobaczyłam w młodości, na długie lata zafałszowało mi istotę teatru. Urzekła mnie sztuczność, piękna przeszywająca muzyka, jedwabne suknie i parawany na kółkach. Marzyłam, by trafić za kulisy. Zajrzeć do garderoby i dotknąć rekwizytów, których dotykali prawdziwi aktorzy. Co się tam dzieje, gdy my żyjemy naszym zwyczajnym życiem?

Pierwsza okazja nadarzyła się w Moskwie, gdzie studiowałam w Instytucie Literackim. Zaczęłam pracować w MChacie im. Czechowa jako rekwizytorka. Na parterze znajdował się sklep z herbatą i całe zaplecze teatru wypełniał zapach bergamoty. Na korytarzach spotykałam legendy radzieckiego teatru i kina. Patrzyłam, jak się charakteryzują w garderobach, nakładają blizny i siniaki. A więc taki jesteś, teatrze. Niezrozumiały, magiczny. Po co istniejesz? Któż to wie. Ale jesteś taki piękny. Nie miałam z tobą nic wspólnego, cały byłeś samowystarczalnym cudem.

Jedyną realną rzeczą, która została mi w pamięci, była rekwizytorka ciocia Wala. Jej skrajna nędza, czarne kręgi pod oczami, astma. Pracowała na tę ogromną machinę przez całe swoje życie, nie miała rodziny, niczego poza rekwizytornią. Ale tam była królową. Pamiętam uczty, które urządzała po przedstawieniach, gdzie wykorzystywano prawdziwe jedzenie. A myśmy zawsze byli głodni, bo to były biedne lata dziewięćdziesiąte. Ciocia Wala była najżywszym teatralnym doświadczeniem tamtych lat, moim prawdziwym zakulisiem, ale wtedy jeszcze tego nie rozumiałam. Dziś, patrząc wstecz, bardzo się dziwię swoim odczuciom. Gdzie tamten teatr, a gdzie mój? Wszystko się zmieniło, prócz jednego – cały czas marzę, by się znaleźć za kulisami. I coraz częściej tam trafiam. Co się za nimi dzieje w czasie, kiedy my żyjemy naszym zwyczajnym życiem?

Niedawno z wolontariuszami organizacji dobroczynnej „Nowy Donbas” pojechałam na wschodnią Ukrainę, do miasteczka Mykołajiwka. Pracowaliśmy w szkole numer 3, z dziećmi i nauczycielami, którzy w lecie przeżyli wojnę. I to jest zakulisie mojego teatru. Jest tam wszystko, z czego można stworzyć prawdziwy spektakl. Rekwizyty – podręczniki do fizyki z 1983 roku, amunicja z 2014, konfitury, które robiły nauczycielki w czasie ostrzału, portrety trzech prezydentów zamiast pięciu, porzucone przez uciekinierów koty. Dekoracje – radziecka grafika na ścianach stołówki, napisy „DNR” (Donećka Narodna Respublika) w mieście, obrzydliwe budynki mieszkalne, punkty kontrolne, piwnice i schrony. Za tymi kulisami znajduję wszystkie postacie – dziesięcioklasistę Saszę, który zadaje mi poważne pytanie: „I coście osiągnęli przez swój Majdan? Chcieliście do Unii Europejskiej? No to teraz jesteśmy w Unii Europejskiej. I jaki mamy kurs dolara?”. Drugoklasista Bohdan, obrażony za to, że nie dałam mu iPada, krzyczy: „Ach, tak! W takim razie jestem za Rosją i przeciwko Ukrainie”, i zrywa namalowaną przez siebie ukraińską flagę z tablicy. A potem się godzimy i mówi, że żartował.

Siedzę z nauczycielem fizyki w jego na wpół zrujnowanym gabinecie. Jest niepełnosprawny od urodzenia, porażenie mózgowe, od trzydziestu lat pracuje w tej szkole, za własne pieniądze kupił pierwsze komputery. Prosimy siebie nawzajem o przebaczenie za wszystko, co się z nami stało. Za brak dialogu, porozumienia. Razem z dziećmi robimy przedstawienie o ich mieście, które one z niezrozumiałych powodów kochają i z oczywistych powodów nienawidzą. Ale w rzeczywistości wszystkim kieruje moja chęć znalezienia się za kulisami, bym potem miała z czego robić swój teatr. Za tymi kulisami nie pachnie bergamotą. Tam czuć nieprzyjemny zapach szkolnej stołówki. Tam w powietrzu wiszą bolesne ostre niecierpiące zwłoki pytania. Tam jest historia.

Przedtem był Majdan, gdzie też czułam się, jakbym była za kulisami. Podglądałam, obserwowałam, zapisywałam, chciałam dotknąć rekwizytów, których dotykali prawdziwi aktorzy – bruku, koktajli Mołotowa, kasków. Zaglądałam do garderoby, gdzie na twarze nanoszono prawdziwą krew i sadzę… Spędziłam tam trzy miesiące, by potem napisać sztukę o wszystkim, co zobaczyłam i przeżyłam. Teraz Majdan istnieje na prawdziwej scenie teatralnej. No, prawie Majdan. No, oczywiście, że nie Majdan. Ale starałam się zachować smak i zapach emocji, zachować żywe głosy.

Kiedy czuję zapach bergamoty, przypominają mi się czasy, gdy teatr był magią, ozdobą, uroczym akcesorium. I prawdę mówiąc – czasem nawet za tym tęsknię. Ale wiem, że coś się zepsuło i nigdy już tam nie powrócę. Dlaczego tak się stało? Może dlatego, że teatr i polityka zamieniły się miejscami? W czasie, gdy polityczna arena zaczyna przypominać scenę, na której politycy rozgrywają własne przedstawienia – teatr wychodzi na ulice i idzie na wojnę, wzywa do rozmów i kupuje podręczniki dla szkół. A może właśnie to jest istotą teatru?

tłum. Anna Korzeniowska-Bihun

ukraińska dramatopisarka, autorka Dzienników Majdanu (2014).