1/2015

Kolacja artystyczna jako stypa

W Wycince Lupa zdołał połączyć sprzeczne elementy teatru literackiego i postdramatycznego, bezlitosną demaskację i przejmujące współczucie, szyderstwo i patos, wściekłość i melancholię.

Obrazek ilustrujący tekst Kolacja artystyczna jako stypa

fot. Natalia Kabanow

Wycinka to już siódmy utwór Thomasa Bernharda wystawiony przez Krystiana Lupę, po Kalkwerku, Rodzeństwie, Immanuelu Kancie, Wymazywaniu, Na szczytach panuje cisza i Zaburzeniu zrealizowanym niedawno w Lozannie. Wrocławskie przedstawienie Wycinki jest zresztą w znacznym stopniu oparte na inscenizacji powstałej w Schauspielhaus w Grazu i zaprezentowanej po raz pierwszy 10 stycznia 2014. Powieść Bernharda – wydana w Austrii w 1984, a w Polsce w tłumaczeniu Moniki Muskały w 2011 roku – jest relacją z kolacji wydanej przez Maję i Gerharda Auersbergerów, śpiewaczkę i kompozytora, dla przyjaciół ze środowisk literackich i plastycznych Wiednia. Gościem honorowym był na niej aktor wiedeńskiego Burgtheater grający właśnie z powodzeniem Ekdala w Dzikiej kaczce Ibsena. Spotkanie odbyło się jednak w dniu pogrzebu Joany Thul, należącej niegdyś do kółka Auersbergerów niespełnionej tancerki i aktorki, która powiesiła się w rodzinnym domu we wsi Kilb w Dolnej Austrii po długotrwałej chorobie alkoholowej i depresji. Intelektualna debata w eleganckim salonie chcąc nie chcąc staje się dalszym ciągiem stypy odbytej w wiejskiej gospodzie zaraz po pogrzebie. Tym bardziej że wśród na ogół wybitnych gości jest obecny, niczym wyrzut sumienia, ostatni partner Joany, pogrążony w żałobie i z reguły milczący, ubrany w pożyczony czarny garnitur, John.

Mający rysy Bernharda narrator Wycinki, który po dwudziestoletniej przerwie spotkał swych niegdysiejszych przyjaciół z wiedeńskiej bohemy, z całą ostrością dostrzega ich zakłamanie, pozerstwo, egotyzm, sprzeniewierzenie się ideałom z młodości. Oskarża austriackich twórców, że pozwolili się zdeprawować urzędnikom przy pomocy stanowisk, stypendiów, nagród i odznaczeń. A Bernhard sportretował w Wycince realne osoby z kręgów artystycznych Wiednia, pomimo zmiany imion i nazwisk z łatwością rozpoznawalne, co spowodowało wytoczenie mu procesu o zniesławienie przez Lampersberga będącego prototypem Auersbergera i sądowy nakaz konfiskaty powieści obowiązujący przez pół roku.

Lupa z monologu narratora mógł zbudować dramat nader tradycyjny, bo rozgrywający się w ciągu jednej nocy w wiedeńskim mieszkaniu, przypominający inne sztuki Bernharda. Jego scenariusz dzieli się nawet na dwa akty, z których pierwszy wypełnia przeciągające się oczekiwanie na Aktora grającego wieczorny spektakl Dzikiej kaczki, drugi zaś kolacja z jego udziałem zakończona awanturami i rozejściem się gości. Lecz powrót do literatury Bernharda bynajmniej nie oznaczał rezygnacji z elementów teatru postdramatycznego uprawianego przez Lupę pomiędzy Factory 2 ze Starego Teatru w Krakowie a granym w warszawskim TR Miastem snu, we Wrocławiu w Polskim zaś urzeczywistnionym w radykalnej formie w Poczekalni.0.

Lupa, oprócz własnych apokryfów i passusów z utworów dwóch austriackich pisarek sportretowanych w Wycince, wprowadził więc do scenariusza dialogi i monologi oparte na improwizacjach aktorów zarówno z Grazu, jak i z Wrocławia. Narrator figurujący w obsadzie jako Thomas Bernhard (Piotr Skiba) i komentujący dla widzów, na ogół z fotela ustawionego z prawej strony proscenium, zachowania pozostałych uczestników przyjęcia odtwarza w pamięci odwiedziny w mieszkaniu pogrążonej już w stanie abnegacji Joany (Marta Zięba). We śnie współuczestniczy z kolei w odgrywaniu przez Joanę – w ławkach kościelnych, ale po zrzuceniu ubrań – swojej młodzieńczej sztuki Naga księżniczka opartej na jej wyznaniach. Kilka przywoływanych przez Bernharda zdarzeń sprzed kolacji – przypadkowe spotkanie z Auersbergerami przed wiedeńską księgarnią, maszerowanie w kondukcie pogrzebowym i udział w stypie w gospodzie w Kilb – zostało sfilmowanych w plenerach lub wnętrzach. Są one prezentowane w formie projekcji na ekranie zawieszonym nad sceną. Pod koniec spektaklu w salonie pojawia się kolejny raz Joana oraz jej przyjaciółka ze wsi, właścicielka sklepu spożywczo-przemysłowego Mira (Anna Ilczuk), a wszystkie postacie – przy akompaniamencie Bolera Maurice’a Ravela – wygłaszają niemal symultanicznie swe monologi wewnętrzne. W epilogu – już po wyjściu Bernharda z domu Auersbergerów – zakończenie jego powieściowego monologu jest prezentowane jako tekst biegnący nad ramą sceniczną.

Ponadto Lupa dążył we wrocławskim przedstawieniu do nadania austriackiej powieści sprzed trzydziestu lat lokalnego i współczesnego podtekstu. Pominął w adaptacji obsesyjne filipiki Bernharda wymierzone w Austrię. Aktora (Jan Frycz) przeniósł z Burgu do Teatru Narodowego w Warszawie, chociaż w ślad za Bernhardem ukazał go jako kabotyna wygłaszającego komunały mocno ustawionym głosem. Wymiana ironicznych uwag pomiędzy Aktorem a resztą towarzystwa na temat mianowanego przez ministra nowego dyrektora Narodowego odnosi się niewątpliwie do objęcia kierownictwa Starego Teatru w Krakowie przez Jana Klatę, pomimo stanowczego sprzeciwu Lupy (w powieści dyskusja jest wywołana zapowiedzią objęcia dyrekcji Burgtheater przez Clausa Peymanna). Podobnie sarkastyczne komentarze, poświęcone traktowaniu kultury przez państwowych i lokalnych urzędników, nawiązują do sytuacji we wrocławskim Teatrze Polskim, spowodowanej odwołaniem ze stanowiska dyrektora Krzysztofa Mieszkowskiego, skądinąd grającego epizodyczną postać Księdza w filmowej sekwencji pogrzebu. Sceniczny Bernhard celnie zarzuca również rodzimym twórcom, szczególnie stołecznym, konformizm wynikający z utrzymywania zażyłych stosunków z politykami i przyjmowania wysokich honorariów bądź nagród.

Generalnie jednak Lupa tonował nienawiść i pogardę demonstrowaną przez Bernharda wobec sportretowanych w powieści twórców. Asumpt do tego dało mu zresztą zakończenie utworu, w którym narrator przyznaje, że spotkanie z dawnymi przyjaciółmi mimo wszystko wzruszyło go, bo ich wprawdzie nienawidzi, ale zarazem kocha. Ponad siedemdziesięcioletni Lupa w Wycince przywołał ideę klanu, wspólnoty twórców połączonych podobnymi marzeniami, pełniącą istotną rolę w jego drodze twórczej i obecną w wielu spektaklach od jeleniogórskich Pragmatystów Witkacego, poprzez krakowskich Marzycieli Roberta Musila, do Factory 2.

Bodaj nieprzypadkowo w obsadzie Wycinki – poza aktorami wrocławskimi – znaleźli się też należący kiedyś do innych zespołów skupionych wokół Lupy w teatrze jeleniogórskim, Starym w Krakowie i Dramatycznym w Warszawie. A do owych trzech konstelacji aktorskich należał wykonawca drzemiącego w fotelu starego Bernharda, wcielający się dawniej w efebów i duchowych dandysów. Grał on zresztą również we wszystkich polskich wystawieniach utworów Bernharda realizowanych przez Lupę, z wyjątkiem wrocławskiego Immanuela Kanta: Fro/Profesora w Kalkwerku, Vossa w Rodzeństwie, Franza Josepha Muraua w Wymazywaniu i Wydawcę w Na szczytach panuje cisza. W Wycince Skiba chodzi po scenie wręcz w butach pozostałych po austriackim pisarzu. Rolę Auersbergera powierzył natomiast Lupa Wojciechowi Ziemiańskiemu, niegdysiejszemu odtwórcy Plasdorfa w Pragmatystach, i gra on znowu demonicznego manipulatora, ale z powodu nadużywania alkoholu popadającego w demencję i napady agresji. Lupa z perspektywy starości konstatuje – z odrobiną goryczy, za to ze sporą dozą melancholii – atrofię dawnych więzi i rozczarowanie postawą niegdysiejszych przyjaciół, a jednocześnie zdobywa się w stosunku do nich na współczucie. Dlatego w spektaklu rozbudował sekwencje wspomnień związanych z klanem spotykającym się na Sebastianplatz i odgrywania przez Joanę wyrażającej jej marzenia Nagiej księżniczki, przy akompaniamencie przetworzonej arii Cold Song z Króla Artura Henry’ego Purcella. Notabene podczas kolacji arię tę miała zaśpiewać Maja Auersberger (Halina Rasiakówna), która za wszelką cenę stara się zachować pozory spokoju i dystynkcję, a żegnając Bernharda, błaga go: „Nie pisz o tym!”.

Powrót do młodzieńczej wspólnoty okazuje się niemożliwy, zwłaszcza że samobójstwo Joany przypomina Bernhardowi i jego rówieśnikom o zbliżającej się nieuchronnie śmierci. Gdy Bernhard w mieszkaniu pijanej Joany szuka magnetofonowego nagrania Nagiej księżniczki, słyszy od niej kilkakrotnie powtarzane stwierdzenie: „Jestem tobą rozczarowana…”. A właśnie rozczarowanie bliskimi ludźmi popchnęło ją do samobójstwa. Pod koniec Nagiej księżniczki w bocznych drzwiach pojawia się nagle Ktoś rozpoznany przez Joanę jako „Śmierć”. Staje ona wtedy naga z rozłożonymi rękami i krzyczy: „Wbijaj gwoździe, kiedy już mnie ukrzyżowałeś. Wbijaj gwoździe, kiedy już wiszę…”. Kontrapunktem dla tej przenikniętej patosem sceny są brutalne uwagi o fizjologii umierania i trywialności przygotowań do pochówku, wymieniane podczas stypy przez będącą w zaawansowanej ciąży Mirę i załamanego Johna (Marcin Pempuś), którego prześladuje widok zwłok Joany umieszczonych w kostnicy w plastikowym worku.

Kolacja artystyczna staje się w istocie metaforyczną stypą po utraconych młodzieńczych marzeniach związanych ze sztuką i wierze w jej dobroczynny wpływ na twórców i całą ludzkość. W akcie pierwszym, mającym tonację „melancholijnej medytacji”, uczestnicy spotkania rozmawiają ściszonymi głosami, odgrodzeni od widowni szklaną ścianą. W drugim akcie – zaczynającym się od spożywania kolacji przy długim stole obsługiwanym przez starą służącą Marię Magdalenę (Krzesisława Dubielówna) – ton nadaje Aktor. Wypowiadany przez niego monolog na temat pracy nad rolą Ekdala i pojmowania aktorstwa, który pozostałe postacie, skupione na jedzeniu opóźnionego posiłku, słuchają z pozorną estymą, wywołuje rechot widzów. Tyleż komiczny, co męczący popis kabotyństwa przerywa dopiero pisarka Jeannie Billroth (Ewa Skibińska), która prezentując się jako absolwentka „teatroznawstwa” czy raczej wiedzy o teatrze, i uczennica Hansa Kindermanna, zaczyna podważać twierdzenia Aktora. Powołując się na rozprawę Kindermanna Edgar i Ekdal. Porównanie, utrzymuje, że rola Kapitana w Tańcu śmierci Augusta Strindberga jest trudniejsza do zagrania. Ostatecznie wyprowadza z równowagi Aktora, pytając go, czy „u kresu życia” ma poczucie, że się spełnił „w sztuce”. Wraz z jej prowokacjami uruchomiony zostaje mechanizm całkowitej kompromitacji prawie wszystkich zgromadzonych w salonie twórców, może z wyjątkiem malarza Alberta Rehmdena, uparcie nazywanego przez Auersbergera Alfredem Kubinem (Andrzej Szeremeta), i Bernharda.

Lecz Lupa starał się nie dopuścić, aby publiczność, przede wszystkim ta młodsza, demonstrowała poczucie wyższości wobec postaci dojrzałych albo wręcz w podeszłym wieku. Do salonu Auersbergerów wprowadził dwóch początkujących pisarzy – Jamesa (Michał Opaliński) i Joyce’a (Adam Szczyszczaj), którzy na ogół nic nie mówią przy starszych albo reagują chichotem na ich wypowiedzi. Za to w toalecie – w trakcie dwóch zarejestrowanych kamerą wideo oraz prezentowanych na ekranie bełkotliwych i pretensjonalnych rozmów opartych na improwizacjach obu aktorów – kombinują, jak zaistnieć w literaturze. Kiedy po kolacji Billroth wyraża rozczarowanie „brakiem intelektualnego dyskursu”, a Auersberger przyznaje, że bywalców ich salonu ogarnęła duchowa „pustka, nędza twórcza”, na widowni zapala się światło. Zarówno aktorzy, jak i widzowie pozostają przez dłuższy czas we wspólnym stanie prostracji bądź niemocy, z którego nikt nie wie jak wyjść.

W ponad czterogodzinnym przedstawieniu Wycinki Lupa zdołał połączyć sprzeczne elementy teatru literackiego i postdramatycznego, bezlitosną demaskację i przejmujące współczucie, szyderstwo i patos, wściekłość i melancholię. Nic dziwnego, że zgodnie z podtytułem powieści Bernharda wywołał ekscytację prawie całej premierowej publiczności reprezentującej różne generacje i gusta estetyczne.

Teatr Polski we Wrocławiu
Wycinka/Holzfällen
na motywach powieści Thomasa Bernharda
tłumaczenie Monika Muskała
adaptacja, reżyseria i scenografia Krystian Lupa
prapremiera polska 23 października 2014

historyk teatru, krytyk; autor Encyklopedii „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego (2001).