fot. Kateryna Hornostaj
Połączyć we własnej głowie
Odessa to najbardziej południowe miasto Ukrainy od czasu rosyjskiej aneksji Krymu. Ukraińcy jeżdżą do Odessy, by się ogrzać, pośmiać i przywitać morze. My też postanowiliśmy pojechać do Odessy na Sylwestra, by się ogrzać i pośmiać, ale dzień przed naszym wyjazdem powiedzieli w wiadomościach, że Odessę zasypało śniegiem. I to tak zasypało, że przez dwa dni w mieście nie chodziła komunikacja, kilka osób zamarzło w samochodach, a jedna kobieta urodziła w aucie dziecko. Oczywiście nie uwierzyliśmy wiadomościom, bo któż dzisiaj im wierzy. 31 grudnia wyjechaliśmy więc z suchego, bezśnieżnego Kijowa. Droga była lekka i wesoła. I dopiero, gdy zbliżyliśmy się do Odessy, musieliśmy przyznać, że wiadomości nie zawsze kłamią. Odessa była schowana pod śniegiem. Samochody brnęły, a mężczyźni chodzili po ulicach z łopatami, by odkopywać zasypanych ludzi. – Być może Dziadkowi Mrozowi porwał się worek ze śniegiem tuż nad Odessą – powiedziała moja córka. Być może. W końcu przywitaliśmy Nowy Rok w jakiejś bajkowej Laponii. Córka była szczęśliwa. Była tam pierwszy raz i zjeżdżała z trzymetrowych zasp. I już nigdy jej nie przekonam, że Odessa to najbardziej południowe miasto Ukrainy. Zresztą już sama w to wątpię.
Karykatury to satyra w rysunkach. To dowcip. To, kiedy twój długi nos rysują jeszcze dłuższy, a jak lubisz napić się wina – namalują cię w objęciach z własną wątrobą. Może to być trochę obraźliwe, a może być nawet bardzo obraźliwe. Gdy spotykasz karykaturzystę, chcesz się od niego odwrócić. Może nawet namalujesz go z małym członkiem i umieścisz w portalach społecznościowych. Ale przecież nigdy nie będziesz chciała go zabić! Podczas spotkania powiesz: ja cię zabiję! Ale przecież go nie zabijesz, prawda? Kiedyś w szkole, w piątej klasie, namalowałam Lenina. To nie była karykatura. To było szczere. Przerysowałam jego portret z gazetki ściennej, bo byłam jej redaktorką. Po tym wydarzeniu zwolnili mnie z tej funkcji, gdyż nie powinnam była malować Lenina. Jak śmiałam namalować Lenina! Ale ja go lubiłam (bo jak nie lubić Lenina?), dlatego go namalowałam. Ale nie miałam prawa. Bo to była święta rzecz. A co by się stało, gdybym namalowała jego karykaturę?! W czasach radzieckich istniało pismo satyryczne „Krokodił”, w którym pełno było karykatur Boga. To był cały oddzielny gatunek – malowanie karykatur Boga i wierzących. Miłośnicy tego pisma dziś jako pierwsi potępiają zabitych karykaturzystów. Mówią: sami są sobie winni. Ciekawe, jakie karykatury malują na tamtym świecie „sami sobie winni” karykaturzyści? Zakrwawiona redakcja, góry trupów, na ścianach karykatury Proroka. A sam Prorok robi „yes”? Nie zabijajcie mnie za tę karykaturę. Po prostu w mojej głowie nie łączą się te rzeczy – Bóg, satyra i krwawa rzeź.
Lotnisko to miejsce przylotów i odlotów. To połyskujące powierzchnie, wysoki poziom usług, kolejki do odprawy, drogie kawiarnie, to wreszcie Duty Free z perfumami i bezsensownymi upominkami. Donieckie lotnisko to międzynarodowy nowy port lotniczy, zbudowany z okazji mistrzostw świata w piłce nożnej. Tu przylatywali weseli kibice na Euro 2012, machając flagami i wykrzykując hasła. A teraz wyobraźcie sobie, że na miejscu Duty Free znajduje się kuchnia polowa. Cyborg Bohema (z zawodu reżyser teatralny) gotuje zupę. Rozpoczyna się kolejny ostrzał, przez okna wlatują pociski, a do zupy zbędne przedmioty. Problem polega na tym, że garnek nie ma pokrywki. Cyborgi (tak nazywają ukraińskich obrońców lotniska) są niezadowoleni z powodu braku pokrywki. Poza tym brakuje dachu, ścian, okien i wielu innych rzeczy, które powinny być na lotnisku. Za to jest wiele rzeczy, których nie powinno być na lotnisku. Kolejne śmierci, na przykład, i odór trupów dookoła. Jak połączyć to w głowie? Lotnisko i lotnisko. Tamto i to.
Jestem kobietą, matką, dramaturgiem. Czyżby? Już niczego nie jestem pewna. Nic nie jest tym, czym się wydaje. Możliwe, że jestem uciekinierką, bezrobotną, wdową. Możliwe, że jestem żołnierzem. A może dzieckiem. Często czuję się jak dziecko, bo dzieci chcą, by zwykłe rzeczy się nie zmieniały. By Odessa była ciepłym miastem, lotnisko było lotniskiem, a Bóg był dobry. Ale jako dramaturg mam inne potrzeby – dramat, konflikt, paradoksy. Dramaturg i dziecko nigdy się nie porozumieją. Dramaturg prosi – więcej! Więcej dramatu! Pamiętam czasy, gdy ludzie codziennie wysysali dramaty z kroniki towarzyskiej. A teraz jesteśmy świadkami prawdziwych, nie wyssanych, tragedii. Codziennie współczujemy, oczyszczamy się i stajemy się dzięki nim lepsi. Czyli wychodzi na to, że… Jeśli chcę osiągnąć wewnętrzną harmonię, to nie jest ona możliwa bez ofiary, bez oczyszczenia, bez współczucia? Czyli, by być szczęśliwym, trzeba przeżyć tragedię? By mieć pokój – wojnę? By poczuć ciepło Odessy, trzeba tam zmarznąć? By ocenić satyrę, potrzebna jest śmierć satyryka? By zrozumieć przeznaczenie lotniska, trzeba to przeznaczenie zmienić? Życie jest piękne, dlatego że jest okropne? Jak to połączyć we własnej głowie?
tłum. Anna Korzeniowska-Bihun