3/2015

Wojna nie przyszła

Ekranizacja Między nami dobrze jest skupia się na nośnych diagnozach społecznych, gubiąc temat tożsamości bohaterów.

Przymierzając się do ekranizacji Wojny polsko-ruskiej…, Xawery Żuławski twierdził początkowo, że teksty Doroty Masłowskiej są niefilmowe. Ta intuicja ma swoje podstawy. Nie wdając się w ocenę tego dzieła, wydaje się bowiem oczywiste, że siła pisarstwa Masłowskiej polega raczej na twórczym wykorzystaniu funkcji języka niż na tworzeniu sugestywnych, narracyjnych obrazów. Z drugiej strony zaś, jej fascynujące nieraz słowotwórstwo, gra współczesnymi stylami wypowiedzi, zaskakujące sploty skojarzeń czy odniesienia do świata mediów i popkultury stwarzają bogate możliwości przełożenia na język filmu.

Grzegorz Jarzyna, który niedawno zrealizował filmową wersję własnego spektaklu z 2009 roku, wyraźnie starał się wykorzystać ten potencjał. W przypadku sztuki Między nami dobrze jest to zresztą całkiem zasadne: jeden z głównych jej wątków opowiada przecież o uwikłaniu biednych mieszkańców „wielokondygnacyjnego budynku ludzkiego” w iluzoryczny i dekadencki świat telewizyjnego blichtru. Gra planów, zmienna perspektywa kamery, gwałtowny montaż, animacje, czy nawet efekty specjalne w filmie Jarzyny wydobywają ten wątek być może nawet sugestywniej, niż miało to miejsce w jego świetnym przedstawieniu.

Siłą rzeczy więc jego filmowy debiut ogląda się przede wszystkim jako efektowną wizualnie społeczną diagnozę, w której najsilniej wybrzmiewa temat, by tak rzec, klasowy. Halina, Metalowa Dziewczynka oraz Osowiała Staruszka, wpatrujące się w telewizor, konsumują odrażający medialny ekskrement, wydalany przez odczłowieczonych filmowców, trendsetterów i celebrytów. Kiedy jednak Jarzyna burzy między nimi mur telewizyjnego ekranu i sadza na jednej kanapie, widać wyraźnie, że mimo różnic statusu majątkowego wszyscy oni są tak samo dotknięci kryzysem wartości i tożsamości. Choć ta myśl rezonuje wyjątkowo mocno, zdecydowanie brakuje w filmie Jarzyny jej pogłębienia – obecnego przecież i w tekście Masłowskiej, i w spektaklu TR Warszawa.

Zdaje się, że kłopot z ekranizacją Między nami dobrze jest polega na źle wyważonej adaptacji tekstu. Najbardziej dotkliwym brakiem jest tu nieobecność kluczowych scen finałowych, w których Masłowska pokazuje prawdziwy status swoich bohaterów – dowiadujemy się z nich bowiem, że Osowiała Staruszka zginęła w trakcie bombardowania Warszawy w 1939 roku, więc jej córka i wnuczka nigdy się nie urodziły. Świetna początkowa scena, w której Metalowa Dziewczynka i Osowiała Staruszka wyłaniają się z monochromatycznej białej przestrzeni, czy też, jakby powiedziała Masłowska, z „braku pokoju” – nie znajduje w związku z tym rozwinięcia w finale, który w oryginale został pomyślany jako katastrofalne spiętrzenie „braków”, zaburzające ontologię samych bohaterów. To skreślenie jest niestety czymś znacznie więcej niż tylko przesunięciem akcentów: drastycznie redukuje ono wymowę tekstu.

Zubaża też, czego wyjątkowo szkoda, świetną rolę Danuty Szaflarskiej, której postać co prawda wspomina wojnę, ale jedynie w formie nielicznych wtrętów do właściwej akcji filmu. Wykreślenie dialogu, w którym Osowiała Staruszka i Metalowa Dziewczynka rozmawiają o bombardowaniu Warszawy, powoduje też, że bohaterowie Między nami dobrze jest nie stają wobec ważnych pytań o własną historię i egzystencję. Ciężko stwierdzić, skąd tak radykalna decyzja adaptacyjna. Czy twórcy bali się, że widz filmowy, inaczej niż teatralny, nie jest przyzwyczajony do podważania statusu bohaterów? W kinie jednak nie należy to do rzadkości.

Film zamyka monolog Metalowej Dziewczynki: przepełniona rozczarowaniem skarga na dzisiejszą Polskę w ustach młodej postaci brzmi jak głos potransformacyjnego pokolenia Polaków, masowo emigrującego, bo oderwanego od kulturowych korzeni. Gorzkie „między nami dobrze jest”, które pada na końcu, kumuluje w sobie wątki niemożności znalezienia wspólnego języka oraz zerwanych więzi pokoleniowych. Po tej mocnej puencie Jarzyna wykonuje szarżę, niczym David Lynch w swoich późnych filmach – kamera powoli odjeżdża, obejmując swoim okiem kulisy scenografii. Prywatnie zachowujący się aktorzy, członkowie ekipy filmowej, a także sam reżyser wychodzą z planu zdjęciowego poza pole naszego widzenia.

Choć film Jarzyny pozostawia niedosyt, nie można tej ekranizacji odmówić ani wewnętrznej spójności, ani realizacyjnego nerwu. Być może, o czym świadczyć mogą entuzjastyczne recenzje prasowe, dla osób nieznających spektaklu TR Warszawa i tekstu Masłowskiej znaczące braki fabularne nie będą aż takim kłopotem. Cenna jest promocja najnowszej polskiej dramaturgii poza środowiskową świadomością, warto jednak zawalczyć o jej rzetelniejszy obraz.

Między nami dobrze jest Doroty Masłowskiej
scenariusz i reżyseria Grzegorz Jarzyna
premiera 9 stycznia 2015

krytyk teatralny, w redakcji „Teatru” od 2012 roku.