3/2015
Rocznica w mediach

Jacek Labijak

Rocznica w mediach

 

22 stycznia w TVP Kultura zaprezentowana została w programie „Hala odlotów” debata o teatrze publicznym w związku z inauguracją obchodów dwustupięćdziesięciolecia jego istnienia w Polsce. Skądinąd kanał ten na razie owe obchody ignoruje, gdyż nawet dorobek Teatru Telewizji przypominany musi być przez jego dyrektora Wojciecha Majcherka w ramach cyklu „25/250” w salce Instytutu Teatralnego w Warszawie, co rzecz jasna radykalnie ogranicza jego potencjalną widownię. Do dyskusji dyrektor Katarzyna Janowska zaprosiła reżyser Izabellę Cywińską i wrocławską aktorkę Ewę Skibińską, dyrektorów Jana Klatę ze Starego Teatru w Krakowie i Pawła Łysaka z Powszechnego w Warszawie, dramaturg Jolantę Janiczak oraz, dla zachowania pozorów pluralizmu, teatrologa związanego z Telewizją Republika – Jakuba Moroza, chyba rzadko oglądającego spektakle.
Rozmowa nagrana i zapewne pospiesznie zmontowana była zupełnie chaotyczna, bo poruszała zbyt wiele kwestii. Uderzyło mnie w niej wątpliwe lub zgoła opaczne pojmowanie teatru publicznego, czyli powszechnie dostępnego i poruszającego sprawy istotne dla społeczności go utrzymującej. Dla twórców zgromadzonych w studio ważne zdawało się jedynie zapewnienie dofinansowania teatrów z budżetów państwa albo samorządów lokalnych, żeby mogły w nich powstawać przedstawienia nowatorskie, krytyczne lub wręcz studyjne, więc raczej hermetyczne i elitarne. Przy tym sugerowano dość demagogicznie, że w teatrach publicznych prezentowana jest sztuka, w prywatnych zaś proponuje się widzom wyłącznie rozrywkę albo po prostu szmirę. Przecież w przeszłości często bywało, a i teraz jest nierzadko zgoła odwrotnie. Rozumiem jednak, że ma być to argument – tak jak cała obecna idea obchodów rocznicy premiery Natrętów Józefa Bielawskiego, zupełnie odmienna od sformułowanej w 1965 roku przez Kazimierza Dejmka i Zbigniewa Raszewskiego – w walce z tendencją do ograniczania sił, a zwłaszcza środków scen publicznych.
Ponadto Klata, który po objęciu dyrekcji Starego naraził się najpierw prawicy, a potem lewicy przerwaniem prób spektaklu Nie-boska komedia. Szczątki, uparcie powracał do niekompetencji estetycznej recenzentów jakoby nieumiejących ocenić dekonstrukcji dawnych sztuk albo postdramatycznych scenariuszy. Gdy prowadzący dyskusję upomnieli się o przedstawienia zgodne z duchem i literą klasycznych dramatów, Klata stwierdził, że widzowie mogą je sobie przeczytać, jakby zupełnie nieistotne w obcowaniu z nimi były zbiorowe emocje możliwe tylko w teatrze. Zaprzeczył zresztą sobie, przywołując jako świadectwo więzi sceny z widownią w Starym Teatrze odbiór wznowionej właśnie w sześć lat po premierze Trylogii, ale będącej przejawem raczej odmiennego podejścia do rodzimego dziedzictwa, niż jest przez Klatę i jego współpracowników od dwóch sezonów demonstrowane.
W filmowym wprowadzeniu do debaty – zaczynającym się ab ovo, od premiery Natrętów w 1765 roku, lecz wypełnionym głównie migawkami ze Szczurów Mai Kleczewskiej – przywołany i zarazem zrewidowany został pogląd Zygmunta Hübnera z książki Polityka i teatr. Hübner miał utrzymywać, że teatr we wszelkich systemach powinien być w opozycji wobec władzy, co z kolei w dzisiejszej Polsce ma być równoznaczne z krytycznym nastawieniem bynajmniej nie do rządzących, lecz do większości społeczeństwa. Przede wszystkim książka Hübnera, analizująca różne stopnie uwikłania teatru w politykę, nie zawiera żadnej tezy. Ideologiczny koncept zaczerpnięty zaś został z rozmowy Macieja Nowaka o teatrze publicznym z psychologiem społecznym Andrzejem Lederem, przeprowadzonej w Programie 2 Polskiego Radia 2 stycznia. Dla obu aktywistów „Krytyki Politycznej” ową większość – zdaniem autora Prześnionej rewolucji cechującą się staroświeckim myśleniem i gnuśnością – stanowią niewątpliwie konserwatyści, obrońcy tradycji narodowej i chrześcijańskiej, a tym samym przeciwnicy neoliberalno-lewicowej modernizacji. Właśnie w nich, dyskredytowanych w politycznych czy medialnych kampaniach, wymierzone są z reguły przedstawienia z kręgu nowej lewicy. Za to sporadycznie krytykują one sprawujących obecnie władzę albo powstały w postkomunistycznej Polsce system. Teatr w ten sposób staje się uczestnikiem wojny kulturowej, o czym dobitnie świadczyło roztrząsanie w telewizyjnej dyskusji protestów katolików przeciwko rozmaitym prezentacjom bądź co bądź zagranicznego spektaklu Golgota Picnic.
Lewicowy nurt w dzisiejszym teatrze pełni nieco podobną rolę jak Narodowy z czasów stanisławowskich, zgodnie z zaleceniem królewskiego mecenasa począwszy od Natrętów mający doprowadzić do europeizacji Sarmatów poprzez ich ośmieszanie i poniżanie. Ale został on w okresie Sejmu Czteroletniego, czyli budowania społeczeństwa obywatelskiego, zmuszony do szukania porozumienia z obrońcami rodzimej tradycji i stworzył figurę oświeconego Sarmaty, po raz pierwszy wprowadzoną na scenę w 1791 roku w Powrocie syna do domu Juliana Ursyna Niemcewicza. Odtąd teatr jako instytucja społeczna zazwyczaj służył scalaniu wspólnoty widzów reprezentujących różne grupy i warstwy, a nie jej antagonizowaniu czy rozbijaniu.