3/2015
Jacek Kopciński

fot. Zuzanna Waś

Olimpiada

Pod koniec zeszłego roku zaniosło mnie aż do Pekinu, a to z powodu Olimpiady Teatralnej, która tym razem odbywała się w Państwie Środka. Pomysłodawcą i twórcą tego wędrownego, międzynarodowego festiwalu jest grecki reżyser Theodoros Terzopoulos, a pierwsza edycja Olimpiady miała miejsce w Delfach w 1995 roku pod hasłem „Tragedia”. Gospodarzami kolejnych były: Japonia („Dając nadzieję”), Rosja („Teatr dla ludzi”), Turcja („Poza granicami”), Korea Południowa („Sarang – Miłość i Człowieczeństwo”). Hasłem zeszłorocznego festiwalu było „Marzenie”, cokolwiek miałoby to znaczyć we współczesnych Chinach. Polskę reprezentował w Pekinie Teatr ZAR ze spektaklem Cesarskie cięcie. ZAR działa we Wrocławiu – następnym razem Olimpiada odbędzie się właśnie tam.

Festiwal był dość dziwny. Zespoły zagraniczne pokazały w Pekinie spektakle wybitne, jak choćby legendarne już Biesy zmarłego miesiąc wcześniej Jurija Lubimowa, Chińczycy natomiast tradycyjną operę zaśpiewaną do muzyki z playbacku. To żenujące widowisko raczej nie sprzyjało międzykulturowemu dialogowi, na którym tak zależy twórcom Olimpiady.

Z dialogiem w ogóle sprawa trudna. Po jednym ze spektakli Teatru ZAR, jako reprezentant gospodarzy kolejnej Olimpiady, opowiedziałem chińskiej publiczności o polskim teatrze współczesnym. Między nami wywiązała się nawet rozmowa, do dziś jednak zachodzę w głowę, co naprawdę zrozumieli z mojej wypowiedzi chińscy widzowie. Jednym z tematów tabu jest na chińskich scenach religia; w sferze publicznej po prostu nie wolno o niej wspominać, podobnie jak o polityce, seksie, papierosach czy homoseksualizmie. Ciekawe więc, co sobie pomyśleli moi słuchacze, gdy w pewnym momencie wspomniałem im o ostrej krytyce katolicyzmu, jaka w ciągu ostatniej dekady przetoczyła się przez polskie sceny? Że nasz teatr jest wolny, bo może uderzać w to, co dla Polaków ważne? Czy też, że jest nieodpowiedzialny, bo atakuje sferę, którą raczej należałoby raczej chronić?

W Olimpiadzie nie wzięły udziału nieliczne w Chinach teatry niezależne, wśród nich Teatr Penghao – połączenie sceny impresaryjnej, studia i centrum festiwalowego. Założył go w 2008 roku Wang Xiang, z wykształcenia stomatolog i właściciel kilku przychodni dentystycznych, z których dochód po części przeznacza na utrzymanie teatru. Razem z Moniką Blige z Instytutu Grotowskiego i Julią Frąckowską z Instytutu Polskiego w Pekinie spotkałem się z Wang Xiangiem w remontowanej siedzibie jego teatru. Od tamtej pory daleki adres: No.35, Dongmianhua Hutong, Dongcheng District, Beijing, oznacza dla mnie miejsce, do którego chciałbym kiedyś wrócić. Przede wszystkim dla jego skromnego, a zarazem charyzmatycznego twórcy, który z pełnym przekonaniem dzieli teatr na prawdziwy i zakłamany. W tym numerze „Teatru” publikujemy rozmowę z Wang Xiangiem oraz jedną z jego wypowiedzi programowych z 2010 roku. Charakterystyczne, że mówiąc o wartości indywidualnego talentu, rozwoju duchowym i potrzebie różnorodności, twórca Penghao musiał powoływać się przed chińskim audytorium na autorytet ludzi Zachodu.

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.