4/2015
Natalia Worożbyt

fot. Kateryna Hornostaj

Zima

 

 

Czy była zima? Zdaje się, nie było. Bo nie była ona taka straszna jak zawsze. W tym roku znalazłam na nią sposób. Rano się lekko ubierałam i – po odwiezieniu córki do szkoły – jechałam do wielkich parków Kijowa. Udawałam, że biegam, że robię jakieś ćwiczenia. A naprawdę z podziwem obserwowałam przyrodę. Chyba z jakieś dwadzieścia lat nie obserwowałam zimą porannej przyrody. Takiej ukrytej, intymnej. Z ptasimi łapkami na śniegu, zapachem świeżego chłodu, z niewydeptaną ścieżką dokądś. Trochę strasznie było po raz pierwszy iść po takiej ścieżce. Codziennie zmieniała się pogoda i codziennie pod nogami zmieniało się odczucie ziemi. Bywała miękka, śliska, mokra, zamarznięta w różnych proporcjach. W najgorszą pogodę przyroda była przepiękna i zaciszna. I tej zimy to było moje odkrycie.

Zatrzymywałam się na wzgórzu i jak prawdziwa wariatka na poważnie rozmawiałam z przyrodą. O coś prosiłam, coś obiecywałam. My, ludzie, tylko to umiemy – prosić i obiecywać. I zdawało mi się, że w czasie tych spacerów ktoś mnie głaskał po głowie. Potem wracałam na trzynaste piętro swojego nowego bloku z Internetem i wiadomościami – natchniona i ożywiona, gotowa stawić czoła problemom. Moja zima.

Aż tu raptem przyszła wiosna. Bardzo zuchwała, słoneczna. Żąda ode mnie momentalnej reakcji, działania. A ja jestem zupełnie niegotowa do wiosny. Wojna się jeszcze nie skończyła, żeby móc kupować sobie nowe sukienki i się zakochiwać. Oddajcie mi moją surową i powściągliwą zimę, ona uczyła mnie cierpliwości… Teraz nie chce mi się rano jeździć do parku. Wyobrażam sobie, jak przyroda będzie mnie tam drażnić, zmuszać do niepohamowanej radości życia i marzeń.

Prawdę mówiąc, tej wiosny zupełnie nie mam czasu na parki. Jakaś kupa spraw, projektów, jakieś morze obowiązkowych na pierwszy rzut oka zajęć. Ale cały czas pociesza mnie myśl, że to jest takie proste i dostępne, i że w każdej chwili mogę tam wrócić. Choć jak na razie prowadzę swoje intensywne życie w mieście, gdzie odbywają się różne wydarzenia kulturalne. Jestem w nie jakoś zaangażowana. Przez ostatni tydzień, na przykład, zajmuję się castingiem do czytania jednej sztuki. Muszę zebrać 11 aktorów. Kiedy poproszono mnie o to, chętnie się zgodziłam, bo nigdy się czymś takim nie zajmowałam. I oto dzwonię do aktora, mówię, że najlepiej pasuje do tej roli, że bez niego nie damy rady. On mi odmawia z różnych powodów, więc dzwonię do następnego… Rozumiecie.

Potem przyjeżdża reżyserka czytania z Moskwy z Teatru.doc i prosi mnie o zwykłe rzeczy: czerwoną lampę z klipsem i pozytywkę. Okazuje się, że w sklepach są jakie chcesz lampy, tylko nie czerwone. Przejechałam wzdłuż jednego z parków w poszukiwaniu lampy. Wyjrzałam z poczuciem winy z samochodu, jak w inny świat. Powiedziałam przyrodzie: „Wybacz, szukam czerwonej lampy”, i szybko stamtąd uciekłam. Czerwonej lampy i tak nie znalazłam, kupiłam białą, zabieram się do malowania. Na szczęście okazało się, że moja córka ma pozytywkę. I oto wreszcie dziś odbędzie się czytanie.

Ano właśnie. 18 marca na scenie teatru „Dach” odbędzie się czytanie sztuki Ołeha Sencowa Nomera (Numery). Reżyserka z Moskwy, z Teatru.doc, Anastasija Patłaj przyjechała specjalnie, by przygotować to czytanie z naszymi aktorami. Będzie dużo kamer i prawdopodobnie teatr nie pomieści wszystkich chętnych do wysłuchania tej sztuki. Cóż w niej jest takiego szczególnego? Niestety przyczyna zainteresowania dramatem nie tkwi w jego genialności. Przyczyna jest taka, że jego autor Ołeh Sencow od maja 2014 roku przebywa w areszcie śledczym w Moskwie. Zatrzymano go podczas protestu na Krymie (Ołeh stamtąd pochodzi). Oskarżony jest o terroryzm i grozi mu dwadzieścia lat więzienia. Opozycyjny rosyjski Teatr.doc zorganizował kilka czytań jego sztuki ze zbiórką pieniędzy na pomoc dla rodziny (Ołeh ma dwoje dzieci). Na znak solidarności zaproponowali, że przyjadą i zrobią czytanie tu, na Ukrainie.

Reżyserka powiedziała: tymi czytaniami powinniśmy dowieść, że Ołeh nie jest terrorystą, tylko artystą. Dziwnie to zabrzmiało. Nam nie trzeba tego udowadniać. My wiemy, że Ołeh jest artystą, reżyserem filmowym, a nie terrorystą. Po prostu tak się złożyło, że on, obywatel Ukrainy, kocha Ukrainę i protestował przeciw bezprawnej aneksji Krymu. Tak się złożyło, że rosyjski system polityczny wybrał właśnie jego życie, by się zemścić na Ukrainie. Przerobiliśmy tę akcję. Teraz nazywa się to, że artyści łączą się przeciwko złu.

Dziś wieczorem będziemy łączyć się przeciwko złu. To wszystko, co może zrobić teatr. Spotka się wielu ludzi, którzy się od dawna znają. Będą się obejmować, cieszyć, słuchać czytania. Zostawią jakieś pieniądze w dobroczynnej skarbonce, potem rozpełzną się po domach i knajpach, by się napić wina, zaplanować wiosnę, życie, omówić nowe projekty teatralne, podenerwować wiadomościami… Wszyscy poczujemy się troszkę lepiej, że zorganizowaliśmy czytanie, by wesprzeć Ołeha Sencowa. Jakie z nas zuchy. Najważniejsze, żeby potem za dużo nie wypić. Bo rano planuję pojechać do parku. To takie proste – siąść za kierownicę samochodu i pojechać do parku, nawet jeśli przez dwadzieścia lat dobrowolnie sobie tego odmawiałam. Ale przecież dobrowolnie. Nikt mi tego nie zabraniał. Nie wsadzał za kraty, żebym nie mogła chodzić po parku i rozmawiać ze swoim dzieckiem. Zajebista wiosna jest na dworze.

tłum. Anna Korzeniowska-Bihun

ukraińska dramatopisarka, autorka Dzienników Majdanu (2014).