5/2015

Lodówki pełne łez

W dramacie Ostatnia szychta Ołeksij Rosycz prezentuje świat, w którym ludzkie życie bezwolnie poddaje się społecznemu determinizmowi i polityczno-ekonomicznym zależnościom.

 

 

Błyskotliwa tragikomedia z elementami czarnego humoru opisuje smutną rzeczywistość mieszkańców górniczego Donbasu. W świecie górników i ich rodzin nędza, bieda i śmierć pukają do drzwi każdego, bez względu na wiek, płeć czy status społeczny. Ich obecność towarzyszy człowiekowi od narodzin aż po starość, od najmłodszych lat dzieciństwa do ostatnich dni spędzanych w chorobie i cierpieniu. Życie w Donbasie to walka o przetrwanie, codzienna bitwa o zachowanie godności i człowieczeństwa – to nieustanne ścieranie się racji człowieka z prawami bezlitosnego systemu, w którym podmiotowość ludzka zostaje ograniczona do minimum.

Punktem wyjścia staje się katastrofa górnicza. Rodziny kilkudziesięciu ofiar otrzymują od państwa wsparcie finansowe, które ma zadośćuczynić utracie jedynych żywicieli domu. Sytuacja pozostałych górników jest tragiczna. Od wielu miesięcy nie dostają oni pensji, a nadzieję na polepszenie sytuacji finansowej rozwiewa informacja o planowanym zamknięciu jeszcze działającej kopalni. Dramat ludzi staje się pretekstem do podjęcia działań przez przedstawicieli partii rządzącej, która w świetle jupiterów wręcza pieniądze i klucze do nowych mieszkań wdowom i ich dzieciom. Kilku górników wpada na pomysł, by celowo doprowadzić do katastrofy podczas jednej z szycht. Ich śmierć stanie się wybawieniem dla innych. Decyzja o oddaniu życia w imię ratowania drugiego człowieka to w dramacie Rosycza punkt kulminacyjny, decydujący o wymowie utworu, a także element konstytuujący tożsamość postaci.

Ten społecznie zaangażowany dramat wymaga od odbiorcy przyjęcia postawy krytycznej wobec przedstawionej rzeczywistości. Dla autora niesprawiedliwość, która dotyka bohaterów, jest jednoznacznie związana ze sferą działania władz; natomiast bohaterowie odpowiedzialnością za swoje nieszczęście obarczają Boga. Obie perspektywy zostają zderzone w kolejno prezentowanych scenach rodzajowych, których rytm dyktuje nieprzerwane działanie sceny obrotowej. Między polityczną trybuną, z której rozbrzmiewa głos Ważnego Naczelnika, a prawosławną cerkwią, gdzie groźne oblicze Boga spogląda na modlących się górników, obserwujemy fragmenty życia zawieszonego między zmaganiem się z trywialną codziennością a potrzebą nadania mu głębszego sensu i znaczenia. Wpisanie akcji dramatycznej w konkretną przestrzeń inscenizacyjno-scenograficzną opisaną w didaskaliach dodatkowo podkreśla zależność działań bohaterów od świata zewnętrznego. Na scenie stają się oni trybikami teatralnej maszynerii, która, raz wprawiona w ruch, zatrzymuje się dopiero w momencie ich śmierci. W oślepiającym świetle nieustannie włączonych reflektorów przyglądamy się życiu dosadnie ilustrującemu absurd funkcjonowania w zaprogramowanym i niepodważalnym schemacie społecznym. Nieuchronnie wraz z kolejnymi scenami zbliżamy się do tragicznego końca, który w całym utworze jest oddzielnym i znaczącym obrazem.

W dramacie można wyróżnić kilka par przestrzeni współistniejących ze sobą na co dzień, charakteryzujących się jednak zupełnie innym porządkiem. Pierwszą parą opozycji jest wyraźny podział na sferę władzy, w przedstawieniu której dominują jawna teatralność, fałsz i pozór, karykatura i ironia, oraz świat prostego człowieka – przedstawiony w konwencji naturalistycznej, szczery i dosadny, pełen realizmu i prawdy. Krótka scenka, w której przedstawiciele państwa wręczają pieniądze rodzinom ofiar, to nic innego jak odgrywanie przez nich „spektaklu” na oczach publiczności, o którym pisał Guy Debord. Kolejną opozycją jest podział na dwie przestrzenie sprzęgnięte ze sferą działań i codziennej egzystencji bohaterów. Pierwszą jest praca – sfera kopalni przynależna mężczyznom, drugą – dom, miejsce w którym dominuje obecność kobiet i dzieci. Kopalnia to miejsce silnej wspólnoty ludzi, których łączy jednakowa tradycja rodzinna, wykonywany zawód, język i poczucie odpowiedzialności za drugiego człowieka. To tutaj poznajemy górników: Wowkę, Witkę, Romanycza, Andriejka i Zoologa. W pierwszej scenie, kilkadziesiąt metrów pod ziemią, rozmawiają o zbliżającym się zamknięciu kopalni, a także pierwszych pogrzebach tragicznie zmarłych kolegów. Witka: „Ja ze swojej kopalni nigdzie nie pójdę. Tu się wychowałem. Tu mój dziadek i pradziadek pracowali. Dokąd iść? […] A po co my tu siedzimy? Szychta dawno się skończyła. Już się pewno pogrzeby zaczęły. Nie zdążymy i wszystko nam zeżrą. Mówią, że tam tyle żarcia nawieźli”. Wowka: „Ta-ak, w Donbasie porządnie nażreć można się tylko na pogrzebie. Witia, niech to szlag, czterdziestu trzech chłopa za jednym zamachem. I za co? Witia, za co? Już lepiej iść na wojnę, z automatu postrzelać…”.

Praca w kopalni to obowiązek wynikający z tradycji kolejnych pokoleń górników, w który wpisane jest śmiertelne niebezpieczeństwo. Nietrudno sobie wyobrazić, jak ogromna odpowiedzialność spoczywa na barkach bohaterów Rosycza, pod jak wielką presją pracują w najciemniejszych zakamarkach donbaskiego Hadesu. Górnicy schodzą pod ziemię, aby po kilkunastu godzinach ciężkiej, fizycznej pracy, w świetle dnia wyjść na powierzchnię, która niewiele różni się od ponurej jaskini, i zobaczyć nieszczęście swoich najbliższych. Wowka: „Boisz się?”, Witka: „Boję. Tylko że wcześniej to się bałem do kopalni chodzić, a teraz to się boję w domu zostawać. Jak na trzeźwo popatrzysz na te stworzenia boże, to chce ci się pod ziemię uciekać”. Dla mężczyzn w dramacie Rosycza formami ucieczki od problemów i frustracji są alkohol i przemoc. Oba elementy silnie wpisują się w ogólnie akceptowany, patriarchalny model życia, który dominuje w domu. Kobiety i dzieci, choć darzone są szczerą miłością, jako istoty słabsze fizycznie, podległe męskiej sile, stają się ofiarami patologicznych zachowań.

W dramacie stale powraca motyw siniaków wstydliwie zakrywanych przez żony górników. Ciasne mieszkania breżniewowskiego wieżowca to jedyna przestrzeń, w której od mężczyzn naprawdę coś zależy, frustracja budzi w nich jednak złość i agresję.

W czym autor upatruje szansy na lepsze jutro tych ludzi? Niewątpliwie osią dramatu jest miłość, przeciwstawiona nieludzkiej bezmyślności i głupocie władz. Górnicy-ojcowie dla swoich dzieci zrobiliby wszystko, byleby na ich niewinnych twarzach dostrzec promień radości i uśmiechu. Zoolog: „Wiesz co, Andriusza, ja bym sobie i ręce, i nogi poobcinał, byle tylko moje dzieci miały co jeść i w co się ubrać. Żeby choć trochę, mając cztery lata, czuły się dziećmi”. Dramatyczne wyznanie ojca ułatwia zrozumienie motywacji bohaterów planujących zbiorowe samobójstwo. Dla nich śmierć to nie lęk przed bólem czy strach przed egzystencjalną nicością, ale szansa na konfrontację twarzą w twarz z Bogiem, który do tej pory nie kiwnął palcem, by im pomóc. W finale, w stanie agonii i cierpienia, górnicy błagają, żeby ich dobić, jednocześnie bluźniąc. Witka: „Boże, jeśli istniejesz – bądź przeklęty! Cykor! Chłopy, Pan Bóg – cykor! Przestraszył się, bydlak, że mu łeb urwiemy… Słyszysz mnie?! Ty mnie słyszysz, Boże?!”. Pozbawiona wymiaru transcendencji i obietnicy zbawienia, śmierć jest tu tylko naturalistyczną lekcją anatomii lęku i samotności. Paradoksalnie jednak, zabierając życie górnikom, sprawia, że stają się oni prawdziwymi ludźmi.

Finał dramatu jest tragikomiczny i ironiczny. Zamiast Boga umierającym górnikom objawia się amerykańska wokalistka Madonna, której plakatowa fotografia wisi na ścianie w tunelu. Ikona popkultury, wcielenie erotycznego ideału i dobrobytu, w halucynacyjnych wizjach zaprasza mężczyzn do tańca, zrzucając z siebie bieliznę. Dantejskie sceny przerywane błogim uśmiechem wywołanym przez senne obrazy urywają się nagle, gdy z góry dobiega krzyk: „Chłopcy, trzymajcie się, ratunek już blisko…”.

Kto lub co może uratować ludzi, którzy dysponują tylko własną śmiercią? Czy wojna, która trwa w Donbasie, nie jest dla nich jedynym scenariuszem życia? Obok szeregu pytań, które otwiera ten dramat, w czytelniku pozostaje kilka obrazów, z których jeden staje się najmocniejszym symbolem tragizmu i biedy donbaskich górników. To metaforyczny obraz pustej lodówki, którą, zamiast jedzeniem, bohaterowie wypełniają łzami. Mają ich pod dostatkiem.

AUTOR/ Ołeksija Rosycza
TYTUŁ/ Ostatnia szychta
TŁUMACZENIE/ Anna Korzeniowska-Bihun
PUBLIKACJA/ „Dialog” nr 6/2014

absolwentka kulturoznawstwa UKSW. Pracuje w Teatrze Dramatycznym m.st. Warszawy jako sekretarz literacki.