5/2015

Teatralna kolebka demokracji

Wystawa „Historia Europy opowiedziana przez jej teatry”, prezentowana we foyer warszawskiego Teatru Narodowego do końca kwietnia, to część intrygującego projektu Europejski Szlak Teatrów Historycznych. Jego polski fragment zostanie włączony w Trasę Bałtycką już w tym roku.

Obrazek ilustrujący tekst Teatralna kolebka demokracji

 

Nie mamy złudzeń: politycy zazwyczaj nie bywają w teatrze dla przyjemności. Albo „reprezentują”, albo zdobywają w sondażach potrzebne przed wyborami punkty procentowe. To już taki tradycyjny polityczny cyrk.

Tym większe zaskoczenie przynosi wystawa „Historia Europy opowiedziana przez jej teatry”, którą otwiera podana w gigantycznej gablocie oracja Martina Schulza. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego wyraża dumę z faktu, że najstarszym elementem dziedzictwa europejskiej demokracji jest teatr. A na dowód związków, jakie łączą teatr i współczesną politykę, przypomniany jest plan antycznej sceny w greckim Pnyx. To właśnie jej kształt stanowił bezpośrednią inspirację architektów projektujących salę zgromadzeń Parlamentu Europejskiego w Strasburgu. Ciekawe, czy wiedzą o tym parlamentarzyści?

Sześć placówek

Przewodniczący Martin Schulz może mieć też inne powody do dumy. Wzorcowa współpraca sześciu europejskich placówek, w tym Muzeum Teatralnego w Warszawie, doprowadziła do powstania niezwykle efektownej ekspozycji, której nawigacja jest również elektroniczna, dotykowa, interaktywna.

Wystawa, podzielona na kilkanaście działów, jest intrygującym przeżyciem zarówno dla laików, jak i dla ludzi zajmujących się teatrem zawodowo. Warto podkreślić, że dopieszcza narodowe aspiracje i tradycje, dając szansę na prezentację narodowego dorobku na szerszej europejskiej arenie. Również gmach naszego Teatru Wielkiego ma mocną ekspozycję – atrakcyjniejszą nawet niż słynny Królewski Teatr Drury Lane w Londynie, który dał początek dzisiejszemu West Endowi.

Powód do radości mogą mieć Słoweńcy: ich Teatr Stanowy, założony w przebudowanej lublańskiej ujeżdżalni, przekształcony później w Narodowy – również został odnotowany w europejskiej stawce. Wątki polskie można obserwować już w dziale „Doświadczenia śródziemnomorskie”, gdzie głównymi eksponatami są wizualizacje i makiety m.in. teatrów w Epidauros oraz Dionizosa w Atenach. Możemy też oglądać mapę Europy, rejestrującą promieniowanie tradycji antycznej na naszym kontynencie. Teatromani z zachodniej Europy mogą dowiedzieć się, że terytorium, które obecnie zajmuje Polska, znajdowało się poza sferami wpływu zarówno Greków, jak i Rzymian. Podobnie mieli Czesi i Słowacy. Inaczej było już jednak na terenie zamieszkanym obecnie przez Węgrów, gdzie działał jeden rzymski teatr. Najwięcej, poza Grecją i Italią, było ich w dawnej Galii, czyli Francji. Tym większe wrażenie robi amfiteatralna – przypominająca antyczne budowle – bryła stanisławowskiego Teatru na Wodzie w warszawskich Łazienkach. Tym bardziej, że jego budowa nie była wyjątkiem, ani jednostkowym kaprysem, tylko złożyła się na cywilizacyjny proces, który lokował polski teatr w centrum przemian – nie tylko w naszej części Europy, ale też całego kontynentu.

Pamiętajmy o Łumniecu

Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do Epidauros. Początkowo niewielki budynek zamykający obręb sceny od tyłu, służący aktorom za garderobę – w czasach rzymskich powiększał się i nabierał nowego znaczenia w teatralnych budowlach. Aż w końcu przeistoczył się w samodzielną salę teatralną – nowe miejsce gry. Do tego okresu w historii europejskiej sceny nawiązywał m.in. słynny renesansowy Teatro Olimpico w Vicenzie.

Do czasu, kiedy zakładano teatry narodowe, było jeszcze daleko i królowały sceny dworskie, związane z funkcjami towarzyskimi. Ale kolejna mapa potwierdza dużą aktywność Polaków w kwestii unarodowienia życia teatralnego. Ten wątek połączony został na wystawie również z planem reform Rzeczypospolitej i Konstytucją 3 maja. I tu małe zaskoczenie. Powszechnie wiadomo, że pierwszą sceną narodową Europy była Komedia Francuska powstała w 1680 roku. Druga założona została bynajmniej nie w Warszawie, tylko w Sankt-Petersburgu w 1756 roku. Niewykluczone więc, że i tym razem Stanisław August czerpał wzory od swojej politycznej patronki carycy Katarzyny. Jedenaście lat po Warszawie otworzył podwoje teatr narodowy w Wiedniu. Anglicy o publicznej scenie mogli mówić dopiero od 1976 roku, zaś Hiszpanie – dwa lata później.

Nie warto jednak przesadzać z naszą omnipotencją. W polskiej części ekspozycji zabawny efekt wywołuje podobizna Stanisława Moniuszki obłożona portretami, uwaga, Mozarta i Wagnera. Niesamowite wrażenie robi za to brązowe popiersie Wojciecha Bogusławskiego z 1840 roku – odgrzebane po II wojnie z ruin Teatru Wielkiego. Jak pod mikroskopem i zarazem jak w kalejdoskopie, widać bolesną historię budynku. Betonowe fragmenty budowli wpierw przygniotły podobiznę założyciela teatru, a potem – w trudnych warunkach atmosferycznych – odpryski betonu wżerały się w posągową głowę aktora. Wyglądają jak odłamki betonowej bomby, których nie da się usunąć bez zniszczenia odlewu.

Strzępy Wielkiego widać dosłownie. Nie tylko na zdjęciu. Za szkłem gabloty eksponowany jest fragment czerwonego aksamitu z loży prezydenckiej. Oglądamy ją z prezydentem Ignacym Mościckim w roli głównej. To kadr z 1931 roku. Minęła dekada. Bolesny dowód zmian: list gończy wysłany przez SS za Dobiesławem Damięckim i Janiną Górską w związku z podejrzeniem o współudział w wykonaniu wyroku na Juliuszu Symie, kolaborancie niemieckim i zarządcy teatrów warszawskich za okupacji. Nagroda wynosiła ówczesne trzy tysiące złotych. Pouczający jest też afisz zapowiadający, cytuję, „wyprawę artystyczną” Reduty Juliusza Osterwy w 1925 roku. Po przeprowadzce z Warszawy do Wilna grała Uciekła mi przepióreczka Stefana Żeromskiego. Gdzie grała? Wiele nazw miast brzmi znajomo: Pińsk, Lida, Baranowicze. Ale kto dziś pamięta o Mołodecznie? A o Łumniecu? A i tam docierała trupa Osterwy.

Włoscy komedianci

„Wyprawy artystyczne” to wdzięczny temat osobnego działu „Przekraczanie granic”, nomen omen, zbieżnego z ideą europejskiej integracji. Najpierw przekraczały granice amfiteatry, a potem widowiska religijne, prezentowane w dziale „Wpływ religii”. Katem aktorów był cesarz Teodozjusz, który zakazując w 380 roku kultów pogańskich i wprowadzając jednocześnie chrześcijański monoteizm, pośrednio doprowadził do upadku życia teatralnego.

W X wieku teatr zaczął się odradzać, a z czasem, w XIV wieku, wróciły do niego tematy świeckie. Dzięki wystawie nie trzeba sobie tego wyobrażać. Wszystko jest pokazane jak na dłoni. Również dzięki szkicowi Renwarda Cysata, który zapisał plan targu w Lucernie, gdzie grano spektakle. Ale największe zasługi dla przekazania, niemal fotograficznego, tradycji widowisk religijnych ma Denis van Alsloot. Przed dziełem brukselskiego malarza wypada zatrzymać się na dłużej, ponieważ przekazał nam obraz religijnej uroczystości, do której realizacji wykorzystane były niezliczone wozy z podestami ekponującymi sceny biblijne. A także zastępy aniołów i wiele, wiele innych, równie cudownych żywych obrazów. Nie brakowało egzotyki, który to element zapewniały pięknie ubrane wielbłądy.

Gdy teatr świecczał – w objazd ruszyły trupy teatralne. Najwięcej miejsca poświęcono włoskim komediantom, grającym komedię dell’arte. Ich podróże zostały zaznaczone również na mapie Polski. Wielkie wrażenie, tak jak obraz Alsloota, robi reprodukcja najstarszego zachowanego obrazu z włoskimi aktorami – pochodząca z zamku Landshut z lat 1575–1579. Nazywa się Schody głupców, bo oglądamy jednocześnie zabawne i zaskakujące zderzenie dwóch mężczyzn na klatce schodowej. Widać, że do gry wróciły maski, opisujące charakter postaci – dokładnie tak, jak greckie.

Persowie

Niezwykle widowiskowo wypada dział „Pożar!”. O tym strasznym dla życia teatralnego zjawisku dowiadujemy się zazwyczaj przy okazji poznawania historii Szekspirowskiego Globu. Tym razem angielscy wpsółorganizatorzy wystawy postawili na historię Drury Lane, pierwszego publicznego teatru na West Endzie, który palił się aż cztery razy. Jednocześnie, dając szansę właścicielom na kolejne rozbudowy.

Wystawa uświadamia, że pożary były plagą Europy. Główną ich przyczyną było, rzecz jasna, oświetlenie oparte na świecach bądź gazie. Co ciekawe, antreprenerzy podejmowali ryzyko – nawet gdy było oczywiste. Tak działo się m.in. w spektaklu Ulice Londynu, w której największą atrakcją była scena zatytułowana Dom w płomieniach. Kasandryczny bywał to tytuł.

Przełom nastąpił po katastrofie w wiedeńskim Ringtheater, którego ofiarą padło aż 500 osób. Liczne reprodukcje pokazują eksplozję na scenie, tłoczący się tłum oraz widzów skaczących z zewnetrznego balkonu wprost na uliczny bruk. Nie ma wątpliwości: Ringtheater to był teatralny Titanic. Ale też reakcja na śmierć wielu setek widzów okazała się natychmiastowa. Powołono do życia towarzystwo teatralne Asphaleia, które opracowało zasady działania bezpiecznych scen. Podstawą stało się oświetlenie elektryczne z własnych stacji energetycznych, gdy miasto nie było jeszcze zelektryfikowane. Wprowadzono wyjścia ewakuacyjne, materiały niepalne i żelazne kurtyny. Pierwsza działała w budapeszteńskiej Operze już trzy lata po katastrofie w Wiedniu.

À propos żelaznej kurtyny, wystawę współtworzy rozdział zatytułowany „Wojna” ze zdjęciami niemieckich aktorów, którzy wspierali żołnierzy na froncie II wojny światowej. A także aktorów-amatorów z Gułagu. Autorzy ekspozycji wspominają, że pierwszym teatralnym tekstem poświęconym wojnie byli Persowie Ajschylosa.

I tak wracamy do greckiej kolebki teatru, ze świadomością, że dokładne obejrzenie wystawy i zapoznanie się z wieloma elektronicznymi wizualizacjami wymaga dobrych kilku godzin. Jeśli zabraknie okazji w Warszawie – można ruszyć za ekspozycją do Kopenhagi, a potem do Wiednia, Monachium i Londynu. Zgodnie z hasłem Europejski Szlak Teatrów Historycznych.

krytyk teatralny i dziennikarz „Rzeczpospolitej”, redaktor „Teatru” w latach 2013 - 2022.