5/2015

O (nie)pamięci historii

Widowisko w Teatrze Norwida skupia się na problemie pamięci o doświadczeniu słynnego emisariusza.

Obrazek ilustrujący tekst O (nie)pamięci historii

fot. Magdalena Kępińska / Teatr Norwida

 

Wokół postaci Jana Karskiego narosło już tyle kontrowersji, że trudno oddzielić prawdę od fikcji. Dyskusyjna jest nawet data urodzin słynnego emisariusza. Część historyków uznaje niekwestionowane bohaterstwo Karskiego, ale jednocześnie trafiały się nieliczne głosy piętnujące jego udział w filmie Shoah Claude’a Lanzmanna. Badacze wypominają polskiemu agentowi także jego sprzeciw wobec wejścia Polski do struktur NATO. Niejednoznaczność sylwetki Karskiego będzie zapewne nadal budzić spory, ale i tak postać Jana Romualda Kozielewskiego kojarzymy przede wszystkim ze sprawą milczenia Zachodu wobec tragedii Holokaustu.

Jeleniogórskie przedstawienie nie zajmuje się jednak biograficznymi aspektami casusu emisariusza. Już sam tytuł sztuki Szymona Bogacza jest bowiem przewrotny. Julia Mark zaskakuje widzów już we foyer – z głośników dobywa się tajemniczy głos, mówiący: „Witam gości ze świata wiecznej tragedii, franka szwajcarskiego, smutku; witam w krainie demokracji i lukru, cukru, pudru”. Publiczność wchodzi od kulis na dużą scenę Teatru Norwida. Krzesełka znajdują się na wprost tradycyjnej widowni dziewiętnastowiecznego budynku. Znajdujemy się w „świecie równoległym” – naprzeciwko nas siedzi opozycyjne, fantomowe audytorium.

Ciekawe rozwiązanie przestrzenne zostaje dopełnione projekcjami wyświetlanymi na prospekcie opuszczonym kilka metrów nad sceną. Robert Mania opowiada o swojej wizycie w odeskiej restauracji. Jeden z klientów wypowiada się negatywnie o Janie Karskim. Pozostali goście (włącznie z kelnerem) podchodzą do niego i biją go „w mordę”. Wchodzą aktorzy przebrani w kiczowate, futurystyczne kostiumy rodem ze Star Treka. Przeprowadzają wywiad ze starym Karskim. Opowiadają o setkach filmów, które wykorzystywały postać polskiego agenta. Pada wreszcie fundamentalne pytanie: co by było, gdyby panu się nie udało? Emisariusz odpowiada: to was by tu nie było.

Widowisko w Teatrze Norwida skupia się zatem na problemie pamięci o doświadczeniu Karskiego. W demokratycznej rzeczywistości jest miejsce zarówno na apologetów wysłannika, jak i jego zdeklarowanych oponentów. Agata Grobel pojawia się w samej bieliźnie. Porusza się niczym modelka, wychwalając pluralizm republiki. Twórcy przedstawienia wskazują jednak na wady demokracji. W jej ramach zderzają się bowiem rozmaite narracje, które mogą prowadzić do manipulacji. Z jednej strony pojawia się problem swoistej komercjalizacji historii. Aktorzy wcielają się w role specjalistów od marketingu, którzy promują oferty biura podróży „Karski”. Firma sprzedaje specjalny pakiet „Karski Express Holiday”. W jego ramach można przejechać cały szlak emisariusza – od Nowego Sącza, przez Warszawę i Izbicę, aż po Londyn. Ale wycieczka polega tylko na swobodnej turystyce, bez głębszej refleksji nad fenomenem misji Polaka i tragedii Holokaustu.

Najciekawszym elementem spektaklu jest jednak zwrócenie uwagi na problem negowania doświadczenia Karskiego, a w rezultacie – samej zagłady Żydów.

Rewelacyjny Bogusław Kudłek wciela się w postać Jurgena von Jurgena. Aktor wzbogaca swój kostium o dużą pelerynę i logo „SS”. Przybiera komiksową pozę Supermana, czym próbuje zjednać sobie publiczność. Były oficer gestapo opowiada o torturach, jakim poddawał polskiego bohatera. Ale szybko się kryguje i podkreśla, że rozmowa z emisariuszem była w pełni „kulturalna”. Warto zwrócić uwagę na charakterystyczne przesunięcia znaczeń, jakich dokonuje von Jurgen. Według jego relacji Niemcy dokonywali jedynie próby namówienia Karskiego do „bohaterskiej współpracy”. W tle słychać Wariacje Goldbergowskie Bacha. Postać Kudłka odwołuje się do mitu Niemców jako narodu ludzi cywilizowanych. Problem w tym, że ten przekaz został całkowicie zdyskredytowany w wyniku zdarzeń II wojny światowej. Zbiorowość, która wydała Kanta i Beethovena, była zdolna do dokonania okrucieństw zaprzeczających wszelkim standardom człowieczeństwa. Mimo to von Jurgen idzie w zaparte, określając zachowanie Karskiego jako postępowanie „nie po niemiecku”. Kudłek powróci w innej sekwencji jako anonimowy nazista. Dzięki sugestywnej charakteryzacji i kołnierzowi z piór będzie przypominał raczej zblazowaną diwę operową niż hitlerowskiego oprawcę. Udawaną wstydliwością będzie próbował zamarkować rozmaite eufemizmy: że zajmował się po prostu przestrzenią (świetna gra znaczeniowa nawiązująca do pojęcia Lebensraum), gdy Karski doprowadził do zrzucania ulotek obwieszczających Niemcom o eksterminacji w obozach zagłady. Rewiowy występ nada słowom „człowiekiem nad jestem” wydźwięk neutralny, rozrywkowy.

Mark zderza próby relatywizowania niemieckiej winy z ewidentnym przekłamywaniem historii. Kudłek pojawia się jako unieruchomiony na wózku inwalidzkim Franklin Delano Roosevelt. Amerykański prezydent wspomina o rozmowie z Karskim, który jego zdaniem nie potrafił przedstawić żadnych faktów na potwierdzenie swoich relacji. Jedyną reakcją Roosevelta na słowa Karskiego było wpatrywanie się w nogi swojej sekretarki Molly.

Świadomość dokonującej się w Polsce eksterminacji była nie do przyjęcia dla zachodnich dyplomatów. Mark wskazuje, że ten rodzaj doświadczenia nie jest obcy również współczesnym politykom. Padają pomniejszone liczby współczesnych ofiar: z Rwandy, Syrii, Korei Północnej, kiedy świat, podobnie jak wtedy, nie dowierza wymyślnym sposobom zadawania śmierci i rozmiarom tych czystek.

Jeleniogórscy twórcy nie poprzestają jedynie na ironicznych komentarzach w stosunku do konkretnych postaci czy zbiorowości. W jednej ze scen aktorzy trzymają baloniki w kształcie serduszek; Grobel wykonuje efektowny układ choreograficzny z czerwoną wstążką. Te obrazy stoją w ostrym kontraście z relacjami opowiadanymi przez grających. Wizje zagłodzonych dzieci, ludzi w zatłoczonych pociągach, trwających kilka dni zgonów na ulicach getta przypominają o problemie estetyzacji Zagłady. Holokaust stał się przecież wdzięcznym tematem dla twórców z Krainy Snów. Hollywood wykorzystało doświadczenie eksterminacji jako okazję do stworzenia produktu przynoszącego profity – współcześnie podejmowanie tematu Zagłady gwarantuje uwagę części mediów i zainteresowanie publiczności. Ale w tej narracji pojawiają się pęknięcia. Kudłek gra kolejną postać, która oskarża Wszechmogącego w drastycznym monologu. Padają w nim mocne słowa: „pierdol się, Boże”.

Wychodzi ostatecznie na jaw zamysł twórców spektaklu. Świat równoległy jest tak naprawdę zwierciadłem; wyimaginowaną widownią staje się realna publiczność, która dopuszcza do zaniku pamięci o zbiorowych doświadczeniach historycznych. Emblematyczna jest jedna z ostatnich scen, w której Grobel odgrywa postać uczennicy. Aktorka mówi urywanymi zdaniami, prezentując zupełnie fantastyczną wizję historii. Dziewczyna opowiada o ukorzeniu się Niemców, którzy wchodzą w sojusz z zachodnimi aliantami. Cała koalicja pokonuje Związek Sowiecki. W Rosji wprowadza się demokrację. Wszyscy się kochają i zapanowuje powszechna zgoda. Karski jest bohaterem. Rażąca ignorancja dziewczyny jest oskarżeniem nie tyle jej samej, co publiczności – jeśli młodzież jest zdolna do opowiadania takich bzdur, to jak będzie wyglądać nasza pamięć o historycznych doświadczeniach? Czy jesteśmy zdolni do nauczania narracji traktującej poważnie fakty? Karski nie spotkał się przecież ze zrozumieniem. Wprost przeciwnie, zderzył się z murem obojętności. Ukrywanie trudnej przeszłości niczemu nie służy, bowiem sporne kwestie i tak wychodzą na jaw nawet po kilkudziesięciu latach. Na nowo rozpalają się konflikty o pamięć historyczną i problem odpowiedzialności za czyny przodków.

Jeleniogórski spektakl pokazuje, jak przeżycie Zagłady staje się narzędziem rozmaitych ideologicznych narracji, które przestają dbać o samo elementarne doświadczenie eksterminacji. W takim kontekście ostatnie słowa Roberta Mani o esesmanach puszczających Żydów wolno stają się jedynie marzeniem o pozytywnym zakończeniu Historii. Nie pasuje tutaj jedynie sekwencja, w której wspomina się o Casablance – wobec twórców filmu stosuje się nadmierny krytycyzm dotyczący nieuwzględnienia przez nich ludobójczej odsłony II wojny światowej. W 1942 roku pełna prawda o Zagładzie nie była jeszcze znana. Nie zmienia to jednak faktu, że spektakl Mark jest bardzo dobrym przedstawieniem, twórczo podchodzącym do tematu Holokaustu. Ciekawe rozwiązania realizacyjne (jak komiksowa, kadrowana sekwencja ucieczki Karskiego) i świetne aktorstwo jeleniogórskiego tria pozwalają na redefinicję naszej percepcji doświadczenia II wojny światowej bez zbędnej publicystyki czy historycznej manipulacji.

Teatr im. Cypriana Kamila Norwida w Jeleniej Górze
Karskiego historia nieprawdziwa Szymona Bogacza
reżyseria Julia Mark
dramaturgia Zuzanna Bućko
wideo Jarosław Jagodziński
opracowanie muzyczne Szymon Bogacz
premiera 27 stycznia 2015

teatrolog, od 2016 związany z Teatrem Baj Pomorskim w Toruniu.