5/2015
Rafał Węgrzyniak

fot. Jacek Labijak

Uwagi na stronie: Pożegnanie Timoszewicza

 

 

1 kwietnia po południu wśród teatrologów rozeszła się wiadomość, że właśnie odbył się – wyłącznie w gronie rodzinnym – pogrzeb Jerzego Timoszewicza, który zmarł w Warszawie 24 marca. Timoszewiczowi udało się zrealizować, przygotowywany na długo przed śmiercią i ujawniany niektórym osobom, plan pogrzebu bez udziału środowiska, a przede wszystkim bez przemówień nad grobem przedstawicieli Instytutu Sztuki. Przepracował bowiem w Instytucie, zwłaszcza w redakcji „Pamiętnika Teatralnego”, ponad trzydzieści lat. Jednak pod koniec roku 1998 został zmuszony do przejścia na emeryturę, i to w sposób, który go do głębi uraził. Dlatego zerwał kontakty z Instytutem i redakcją. Ale wiadomość o śmierci i odbytym pogrzebie w pierwszej kolejności polecił przekazać krewnym do sekretariatu Instytutu Sztuki.

Po moim odejściu z „Pamiętnika” – do którego doprowadziły te same osoby nieco wcześniej, bo na początku roku 1998 – oraz wyjeździe z Warszawy nasze kontakty bynajmniej się nie urwały. Kontynuowaliśmy korespondencję rozpoczętą w momencie mojego debiutu w „Pamiętniku” w 1987, ostatnio zaś dzwoniliśmy do siebie. Kilka razy złożyłem wizytę Timoszewiczom w ich mieszkaniu przy ulicy Nabielaka. Lecz po śmierci żony, Marianny Gdowskiej, w 2009, Timoszewicz rzadko przyjmował gości w domu. Parokrotnie z różnych powodów odwołał spotkania ze mną. Nie byłem zaś w stanie pojawić się na obu jego jubileuszach zorganizowanych w 2008 i w 2013 roku. Gdy w sierpniu minionego roku przyjechałem na dłuższy pobyt do Warszawy, także nie zdołał mnie przyjąć. Żałował potem, bo miał świadomość, że raczej już się nie zobaczymy. Ponad rok temu przekazał mi część swego księgozbioru i archiwum, które podzielił pomiędzy przemyślnie wybrane osoby i instytucje. Już wcześniej, bo w październiku 2013, pocztą odesłał moje listy, starannie ułożone w małej teczce.

W listach, a później w rozmowach telefonicznych, Timoszewicz analizował – jak w przypadkach wszystkich swoich podopiecznych – opublikowane teksty, namawiał do pisania książek, podpowiadał tematy warte podjęcia. Pozwalał też sobie na wspomnienia, anegdoty, dywagacje oraz drobne albo grube – w zależności od humoru – złośliwości. Unikaliśmy tylko spraw politycznych, bo Timoszewicz pozostawał wiernym czytelnikiem „Gazety Wyborczej” podzielającym formułowane w niej opinie. Ostatnio regularnie, bo niemal co miesiąc, komentował moje Uwagi na stronie. W styczniu po lekturze recenzji Wycinki Krystiana Lupy orzekł, że zbyt powściągliwe oceniłem spektakl, bo pomimo deklarowanej utraty zainteresowania dla współczesnego teatru śledził dokonania niektórych twórców ze starszych generacji. 16 grudnia ubiegłego roku zadzwonił do mnie późno w nocy po obejrzeniu w TVP Kultura transmisji z Teatru Na Woli Naszej klasy Tadeusza Słobodzianka. Wkrótce przysłał mi poświęcone początkom kariery Słobodzianka wypisy ze swego dziennika.

W ramach rewanżu za zainteresowanie i wsparcie przy rozmaitych okazjach przypominałem dokonania Timoszewicza i omawiałem na łamach czasopism kolejne jego prace edytorskie. W grudniu minionego roku zadbał, abym otrzymał z „Więzi” jego – jak podkreślał – ostatnią książkę. Był to wybór przedwojennych esejów Jerzego Stempowskiego „Bez tytułu” oraz inne publikacje nieznane i zapomniane 1925–1939. A pierwszą jego pracą edytorską, jaką otrzymałem, jeszcze jako licealista, w czerwcu 1979, był tom Pism Leona Schillera Na progu nowego teatru 1908–1924 z dedykacją: „Laureatowi wrocławskiego konkursu, życząc, by nie zatrzymał się na progu teatru, wpisuje się wydawca tej książki”.

Po raz ostatni rozmawiałem przez telefon z Timoszewiczem 25 lutego, czyli na miesiąc przed jego śmiercią. Z trudem mówił i szybko się zmęczył, bo miał kłopoty z oddychaniem. Zapytałem, czy nie są to powikłania po przebytym przeziębieniu, ale zaprzeczył i kończąc pospiesznie rozmowę, stwierdził: „Panie Rafale, ja po prostu za długo żyję”.

Jerzy Timoszewicz pochowany został obok rodziców, Pawła i Marii, na cmentarzu prawosławnym na Woli. Kiedyś w redakcyjnej dyskusji przywołał Mirona Białoszewskiego opis wędrówki po tym cmentarzu, zaznaczając, iż poszukiwał on grobu zmarłego w 1940 Dmitrija Fiłosofowa, który uciekł z bolszewickiej Rosji, a w międzywojennej Warszawie redagował emigracyjne czasopisma i prowadził klub dyskusyjny „Domek w Kołomnie”. Timoszewicz się „Domkiem” interesował, bo w jego zebraniach uczestniczyli Stempowski i Józef Czapski. W paryskiej „Kulturze” w 1998 ogłosił – napisany pod wpływem sugestii Jerzego Giedroycia – szkic Fiłosofow – Czapski – Stempowski. Natomiast Białoszewskiemu o Fiłosofowie niewątpliwie opowiadał jego mentor Ludwik Hering, tuż przed wojną związany z Czapskim.

9 kwietnia nie uczestniczyłem w spotkaniu przyjaciół, współpracowników i uczniów przy grobie Timoszewicza. Żegnam go więc, ogłaszając te pośmiertne wspomnienia. Tym bardziej że od pewnego czasu w rozmowach uparcie powtarzał, iż nie uniknę pisania jego nekrologu.

historyk teatru, krytyk; autor Encyklopedii „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego (2001).