5/2015
Jacek Kopciński

Zuzanna Waś

Widok z Koziej: Monologi pszczół

 

 

Gdy listonosz przynosi sporą paczkę, w której równiutko ułożono czterdzieści nowych polskich sztuk, ogarnia was podniecenie. Rozcinacie pudełko i starannie układacie teksty na stole. Potem wyłączacie Internet, ściszacie komórkę i nabożnie otwieracie pierwszy dramat. Po godzinie już wiecie, że to jeszcze nie to. Ale piramida tekstów nadal jest wysoka. Po pięciu godzinach ogarnia was znużenie. Robicie przerwę, uruchamiacie Internet i komórkę. A potem wracacie do lektury. Piramida nadziei maleje, stos rozczarowania rośnie. Już nie chcecie czytać tych sztuk jak szare, bezkresne, stojące morze słów ułożonych w wielogłosowe monologi – mówione, skandowane, śpiewane. Poddajecie się zwątpieniu, niemal rezygnujecie… i właśnie wtedy zdarza się cud. Pierwsze sceny nie zapowiadają jeszcze przełomu. Ale powoli coś się zaczyna zmieniać, coś uruchamiać, aż wreszcie w samym środku tekstu trafiacie na perłę. Ta scena wszystko wyjaśnia, ta scena tworzy nową perspektywę! Rzucacie się więc pod stół i na powrót budujecie swoją piramidę. Uruchamiacie też Internet, włączacie komórkę, piszecie felieton, żeby przekazać światu dobrą nowinę. Ale komentarz nie wystarczy, trzeba cytować, choćby we fragmentach. „Od początku do końca mówi to Wanda”, artystka:

– Zanim panią spotkałam, zastanawiałam się, jak pani właściwie żyje? Czy żyje pani według zasad, jakie ustanawia pani w swoich pracach?
– Nie. Zdecydowanie nie. Oddzielam to grubą kreską. Zresztą zgodzi się pani ze mną, że życie w ten sposób byłoby niemożliwe. Moje prace są przeciw jakimkolwiek zasadom, to, co wiemy o kompozycji i strukturze, wykorzystuję przeciwko ludzkości, którą uważam za pomyłkę.
– Może to pani rozwinąć?
– Oczywiście. Człowiek jako zwierzę dopóki żył w izolacji, w niewielkich grupach i klanach, był autorem struktury materialnej i mitycznej, która go otaczała.
– Jednak w pewnym momencie coś innego przejęło władzę. Co?
– Proszę mnie nie pytać. Ale kiedy z pewnej odległości spojrzeć na to, w czym żyjemy dziś, jasne jest, że nie jesteśmy autorami własnych biografii. Jesteśmy rojem pszczół, które budują coś, dla kogoś, ale nie dla siebie. Mówi się, że dla naszych dzieci, ale nasze dzieci od pokoleń pakujemy w ten sam albo gorszy nawet kierat, oczywiście w przyjemniejszym opakowaniu. Żeby jakoś to przetrwać i mieć iluzję progresu. […]
– Pracuje pani w domu?
– Przede wszystkim. Ale robię to po cichu. Moja praca, jej proces, rejestrowanie, gromadzenie materiałów jest niewidoczne.
– Jak sobie radzą z tym pani bliscy?
– Nie muszą sobie radzić. Jak powiedziałam, oddzielam to. Mam kochającą rodzinę. Męża, który mnie wspiera. Ośmioletniego syna. Ich interesuje przede wszystkim to, że z nimi jestem.
– Ale w pracach wideo, które są niezwykle agresywne, atakuje pani wszelki porządek społeczny, a nawet podstawy człowieczeństwa.
– Anihiluję panią w tej chwili?
– Szczerze mówiąc, nie wiem.
– No widzi pani. Gruba kreska. Aby niszczyć nieścisłości, rozdrabniać je i poddawać torturze pytań, potrzebuję żyć jak każdy.
– Czyli można powiedzieć, że mimo wymowy pani prac prowadzi pani dialog z życiem.
– Co to to nie. Dialog uważam za wielką porażkę europejskiego myślenia, które wywodzi się z nonszalancko pozytywnie nastawionej do życia starożytnej Grecji.
– Jednak rozmawia pani ze mną.
– Tak, ale nie wierzę, że posiada pani rozum, który jest zdolny w najmniejszej choćby skali pojąć, o czym mówimy. Po prostu, spotkałyśmy się i tworzymy tekst.

Dość, tyle wystarczy, wszystko jasne. Spotkaliśmy się i wspólnie tworzymy tekst. Fikcyjna Wanda, prawdziwy Marcin Cecko, wielu innych piszących, wy, którzy to czytacie, i ja, po prostu. Pojąłem, dziękuję.

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.