6/2015

Rejent Milczek

Mrożek w odsłonach to zbiór 39 wspomnień, pokazujący pisarza w relacjach prywatnych, towarzyskich i artystycznych. Ich autorami są m.in. Rita Gombrowicz, Ludwik Flaszen, Jan Nowicki, Wojciech Pszoniak i Jerzy Stuhr.

Obrazek ilustrujący tekst Rejent Milczek

„Żyje się (i umiera) tylko dzięki małym epizodom. Muszą być małe; jeżeli są duże – nie są epizodami. Dzięki przerwom, pauzom, szczelinom…” – ta złota myśl Sławomira Mrożka stała się mottem książki opracowanej przez Magdalenę Miecznicką. Idealnym mottem do tego, by z okruchów wspomnień ułożyć mozaikę stanowiącą wielowymiarowy – nie wolny od sprzeczności – portret artysty. Tym ciekawszego, że wciąż budzącego emocje. Odsyłany do lamusa przez zwolenników nowego, postdramatycznego teatru, nadal jest obecny na scenach i w naszej świadomości. Przekonała o tym m.in. telewizyjna realizacja Miłości na Krymie z Teatru Narodowego. Niegdyś na nią grymaszono. Licytowano się, ile aktów nadaje się do oglądania. Pierwszy? A może pierwszy i drugi? Do czasu, gdy Mrożek nie objawił się jako swego rodzaju polityczny prorok. Przecież, gdy doszło do rosyjskiej aneksji Krymu, sztuka dotykająca istoty rosyjskiego imperializmu, wczoraj i dziś, także w kontrze do mitu Ameryki, stała się zabójczo aktualna.

Również w Narodowym Mrożek powrócił w sztuce i spektaklu Macieja Wojtyszki Dowód na istnienie drugiego, opartym na kanwie legendarnego już spotkania z Witoldem Gombrowiczem. Tego samego, o którym mówił na łamach „Teatru” (nr 2/2012), w jednym z ostatnich wywiadów. Podkreślał, że nie dał się wciągnąć w gry towarzyskie autora Ferdydurke, bo poprzez swoje milczenie był „poza sytuacją”. O wiele boleśniej przeżył informację o świeżo napisanej przez Gombrowicza Operetce, ponieważ na wiele lat zablokowała premierę jego Krawca, oscylującego wokół tych samych zagadnień cywilizacyjnych wyrażonych poprzez kostium mody.

 

Przygody kulinarne

Ze wspomnień wynika, że Gombrowicz zwrócił uwagę na Mrożka ze względu na sławę, jaką zdobyły Tango i Policja. Co ciekawe, międzynarodowa pozycja Gombrowicza nie była wówczas wcale mocniejsza niż Mrożka. Autor Ferdydurke cieszył się uznaniem głównie w wąskim gronie znawców literatury. Mrożek, wzorując się na Gombrowiczu, zaczął poważnie traktować pisanie Dziennika. Najwcześniejsze notatki jednak zniszczył. Miał powody: podczas jego nieobecności w mieszkaniu na Krupniczej przeglądała je ubecja, chcąc poznać detale z życia intymnego pisarza.

Wspomnienia Rity Gombrowicz dobrze wpisują się w dzisiejszą modę na kulinaria. W rozdziale O tym, jak Mrożek gotował dla Witolda Gombrowicza napisała ona: „W mojej ocenie Mrożek przyjechał do Vence, by nawiązać z Witoldem jakąś szczególną więź, myślę, że chciał się z nim zaprzyjaźnić. Witold się tego trochę przestraszył. To nie było w jego stylu”.

Była też obiektywna przeszkoda: Gombrowicz najtrudniej nawiązywał kontakt z ludźmi małomównymi. Tak było z Janem Lenicą. Łatwiej było mu dyrygować Mrożkiem w kuchni, zwłaszcza pod nieobecność Rity. Wskazywał wtedy, gdzie jest makaron, a gdzie mięso. Była to przystawka do polskojęzycznych, wielogodzinnych rozmów, podczas których Rita wychodziła załatwiać swoje sprawy.

Bohdanowi Paczowskiemu, uczestnikowi spotkań z Gombrowiczem, Mrożek wyznał: „Właściwie chciałbym napisać coś, co by wstrząsnęło światem”. Chyba siebie nie doceniał. Pewnie stąd brał się wzmiankowany przez Ritę artykuł Mrożka na temat Witolda, w którym określał go mianem własnego koszmaru. Czuł bowiem, że chce odgrywać podobną rolę w literaturze – nie starczało mu jednak na to ani sił, ani osobowości. Paczowski wspomina: „Dla Mrożka Gombrowicz był punktem odniesienia. Kimś obdarzonym tajemniczą siłą, której nie mógł do końca przeniknąć i czuł, że nie może jej podołać. Zbliżał ich do siebie pokrewny rodzaj twórczości, bliższej budowaniu misternych szkatułek, w których treści redukowały się metaforycznie do absurdu, niż szukaniu bezpośredniego wyrazu dla strumienia żywych dokonań”.

Ciekawe informacje na temat fascynacji Gombrowiczem podaje Ludwik Flaszen. W sprawy gombrowiczowskie wprowadzał w Krakowie młodego Mrożka Stefan Otwinowski, pisarz z przedwojennego kręgu autora Ferdydurke. Polecał książki, opowiadał anegdoty. Tworzył podstawy artystycznego kultu.

Paczowski, będący przyjacielem Mrożka ze studiów na wydziale krakowskiej architektury oraz towarzyszem emigracji w Chiavari, szkicuje tło włoskiego okresu. Nadmorskie, ciche wówczas miasteczko było idealnym miejscem dla Mrożka – również ze względu na małomówność Liguryjczyków. Odpoczywał tam po wizytach w głośnym Rzymie i Mediolanie, gdzie narażony był na nadmierną gadatliwość południowców. Wraz z Paczowskim chadzał i jeździł do teatru. Jego głównym celem były spektakle Giorgia Strehlera, który przyjmował polskiego pisarza z honorami. Mrożek oglądał m.in. słynną inscenizację Galileusza Brechta.

 

Ojciec spod podłogi

Przyczyną małomówności pisarza mogły być kompleksy związane z wiejskim pochodzeniem. W Krakowie Mrożek krzyczał: „Jak ja tego wszystkiego, co chłopskie, nienawidzę!”. Nabijał się z ciemnoty, kpił z takich symboli jak sukmana czy pawie pióro. Miał też skomplikowaną sytuację rodzinną. Mama, z którą był silnie związany emocjonalnie, zmarła na gruźlicę. Z ojcem się skonfliktował, choć znajomi twierdzą, że był człowiekiem kulturalnym.

Tata przerwał edukację, idąc na ochotnika na wojnę z bolszewikami. Do szkoły już nie wrócił. Kombatancka karta miała mu pomóc w karierze na poczcie, ale po wojnie, po nowym politycznym rozdaniu, ją zastopowała. Ojciec pracował wtedy jako szeregowy pracownik listowni. Sławomir mówił o jego awansie niezbyt elegancko, że „wyszedł spod podłogi”.

Już w szkole Mrożek zyskał przydomek Rejent Milczek. Początkujący artysta zamiast mówić, wręczał karteczki „Co u Ciebie?”. Dla dowcipnisiów, którzy próbowali się komunikować w podobny sposób, miał przygotowane zawczasu odpowiedzi. Również na karteczkach. Jednocześnie fascynował się aktorstwem i lubił recytować inwokację Pana Tadeusza. Jak wspomina reżyser Janusz Majewski, rówieśnik z Krakowa, Mrożek zdawał na wydział aktorski, ale nie dostał się ze względu na chorobę strun głosowych. Aktorskie marzenie spełnił, grając w niemym filmie Majewskiego Rondo, gdzie… tańczył tango! Wystąpił w roli Gościa, zaś jego partnerem na parkiecie był Stefan Szlachtycz, obsadzony w roli Kelnera. Było to w 1958 roku. Słynne Tango powstało sześć lat później. Majewski nie ma wątpliwości, że filmowy epizod stanowił inspirację do napisania sztuki.

Już wcześniej Mrożek był częstym gościem premier w Starym Teatrze. Marzył o posadzie kierownika literackiego.

 

Skrywany smutek

Dla Wojciecha Pszoniaka, znającego Mrożka z Paryża, pisarz miał kamienną twarz Bustera Keatona i jak wielu komików wydał się podszyty smutkiem. „Uderzało w nim niesamowite poczucie humoru i dlatego kolacja z nim była zawsze wspaniałym wydarzeniem. W głębi duszy był jednak człowiekiem smutnym, a nawet depresyjnym – wspomina Pszoniak. Był ironiczny, tak jak to potrafią tylko inteligentni ludzie, i ciągle miałem wrażenie, że przebywa w innym świecie, z którego tylko od czasu do czasu wymyka się do nas”. To, zdaniem Pszoniaka, sprawiało, że interesowały się nim kobiety. Chciały się nim opiekować. Chciały być tą jedyną, która wyrwie pisarza z otchłani smutku.

Jak wspomina Antoni Libera, Mrożek był wolny od snobizmów. Słynne było spotkanie z Samuelem Beckettem, podczas którego pili whisky i głównie milczeli.

Nie umiał się ekscytować nie tylko własną, ale i cudzą sławą. Jana Nowickiego, który podjął ten temat, zbył odstręczającą obojętnością. „W ogóle się nie starał. Nie chciał imponować. Nie chciał być lepszy i zabawiać towarzystwa, jeśli nie miał na to ochoty” – tłumaczy Pszoniak.
Z dystansem traktował inscenizatorów. Przed Jerzym Jarockim, któremu wiele zawdzięczał, potrafił uciekać jak dziecko, kryjąc się w teatralnym foyer za kolumną. To – na początku kariery. Potem krytykował Jarockiego za grzebanie w sztukach i dopisywanie obcych cytatów z Lenina. Mówił: „Ja mam taki teatr w dupie”.

 

Cudowna Nicea

Pod koniec życia w relacjach z ludźmi najbardziej cenił naturalność. Rozumiał to Jerzy Stuhr, reżyser Wielebnych w Starym, który potrafił siedzieć z Mrożkiem przy obiedzie przez półtorej godziny i nie odezwać się słowem.

W teatrze cenił prostotę: „Rozmowy o literaturze wprawiają mnie w najwyższe zmieszanie i kompleks niższości” – mówił. Najdłuższy kontakt z polską sceną miał w 2011 roku podczas Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port w Gdyni, gdzie zaprosił go Bogdan Ciosek. Również dzięki niemu został aktorem, zagrał w słuchowisku Polskiego Radia Mołotow.

Po afazji miał świadomość, że już nigdy nic nie napisze. Powstał tylko autobiograficzny Baltazar, który był ćwiczeniem związanym z ratowaniem pamięci. Spotykał się wtedy w Krakowie z dawnymi gimnazjalnymi kolegami. Wielu ludzi jednak nie poznawał. Nie panował nad czasem. Tadeusza Nyczka, do którego przyszedł na długo przed umówionym spotkaniem – skrzyczał za brak punktualności. Potem się tłumaczył: „Nie umiem czytać zegarka i nie wiem, która jest godzina […] wychodzę na chybił trafił i idę. Mniej więcej się orientuję, czy jest przed południem, po południu czy wieczór”.

Jak wspomina Marta Lipińska, poznał się na talencie Doroty Masłowskiej. Uwielbiał Niceę, gdzie mieszkał do ostatnich dni. Za słońce i widok lazurowego morza. „Ta rozrywka zostanie ze mną do końca” – mówił.
 

tytuł / Mrożek w odsłonach. 39 opowieści z różnych miejsc i czasów
opracowanie / Magdalena Miecznicka
wydawca / Wydawnictwo Literackie
miejsce i rok / Kraków 2014