6/2015

Osiem kobiet i zbrodnia

Nowy spektakl Teatru Polskiego jest letnią opowiastką o kobietach hipokrytkach, których wzajemne gry nie mają w sobie napięcia.

Obrazek ilustrujący tekst Osiem kobiet i zbrodnia

Marta Ankiersztejn

 

Próżno doszukiwać się długiej tradycji wystawiania Dziewczynek. Od gdyńskiej prapremiery w październiku 1985 roku pojawiło się zaledwie kilka przedstawień będących adaptacją tego późnego tekstu Iredyńskiego. Mała popularność dramatu może wynikać z faktu, że nie należy on do szczytowych osiągnięć pisarza. Pojawiają się w nim co prawda motywy charakterystyczne dla twórczości Iredyńskiego: przemoc, dążenie do dominacji, okrucieństwo finału, ale Dziewczynki nie stoją na tym samym poziomie dramaturgicznym, co słynne Żegnaj, Judaszu.

Bożena Suchocka powraca do Iredyńskiego po świetnym przedstawieniu, jakim była Kreacja zrealizowana w Teatrze Narodowym. Reżyserka poszła w pewnej mierze na przekór tekstowi. Główni bohaterowie zamienili się wiekiem. Pan Marcina Hycnara był młodym menadżerem sztuki, mistrzem marketingu i PR-u. Nikt miał z kolei zmęczoną twarz Jerzego Radziwiłowicza, podstarzałego artysty, zniechęconego propozycjami malowania „rajskich widoczków”. Spektakl w Narodowym stawiał pytania o współczesną kondycję sztuki, o rosnącą dominację praw ekonomii w środowisku artystycznym. A obok tego rozgrywała się także dwuznaczna gra obu mężczyzn o kobietę – młodą Gosię. Inscenizacja okazała się sukcesem dzięki tej wielopoziomowości reinterpretacji Iredyńskiego.

Punktem wyjścia dla widowiska w Teatrze Polskim jest z kolei spotkanie siedmiu przyjaciółek w ramach nieformalnego klubu kobiecego. Jan Kozikowski siedem krzeseł i kilka stolików ustawia w krąg, co ma podkreślać domniemaną równość dyskutantek. Prowadzącą zjazd jest Justyna (Maja Barełkowska), dostojna dama z pretensjami do przywództwa. Kiedy wypowiada zdanie: „Kobiety obejmą przywództwo nad światem”, po sali niesie się tłumiony chichot reszty towarzystwa. Kółko zostało założone w konspiracji, jako protest wobec świata mężczyzn. Ale bohaterki przypominają raczej zmanierowane mieszczanki, zafascynowane swoją domniemaną niepoprawnością.

Na scenie zderza się kilka rożnych osobowości. Anna (Ewa Domańska) jest zdeklarowaną feministką, która jako pierwsza formułuje postulat stworzenia formalnej organizacji. Wydaje się być zimną idealistką. Przyznaje jednak, że nie unikała seksualnych kontaktów z mężczyznami. Zofia Afrodyty Weselak jest przeciwieństwem Anny. Młoda dziewczyna pozuje na intelektualistkę, chociaż sama przyznaje, że jest zaledwie „inteligentem w pierwszym pokoleniu”. Ta kreacja jest nieco groteskowa – Zofia snuje swoje wywody mechanicznie i z pewnym wewnętrznym napięciem. Zaledwie zostaje wytrącona z równowagi, a zaczyna mówić wiejską gwarą. Irena (Grażyna Barszczewska) jest podstarzałą aktorką, która nie może pogodzić się z własnym przemijaniem. Kobieta próbuje udawać dystyngowaną damę i wielką diwę teatralną w jednym. Tylko że spod tej pozy przeziera niepewność co do przyszłości. Barszczewska wydaje się śmiać z samej siebie, ale jej rola nie jest jakąkolwiek karykaturą.

Bożena (Joanna Halinowska) pojawia się nagle, jest początkowo traktowana jak intruz. Kobieta zdaje się nie rozumieć wrogości grupy, która uznaje ją za burzycielkę jedności koła. Postać Halinowskiej udaje zdziwienie, by potem ukazać twarz manipulatorki. Na uboczu pozostają postaci Ewy (Izabella Bukowska-Chądzyńska) i Agaty (Marta Alaborska). To jednak wynikać może ze struktury Dziewczynek, która nie daje szans na rozwinięcie portretów obu postaci. Ale jest jeszcze jedna kobieta – młoda Kajka. Marta Kurzak wyróżnia się na tle pozostałych pań już poprzez kostium. Dziewczyna ubiera się jak typowa gotka – ma na sobie perukę z długimi włosami i zielonymi warkoczami, czarny gorset i wysokie ciemne buty na koturnie. Jej pobielona twarz nie wyraża żadnych emocji. Kajka nie chce uczestniczyć w spotkaniu. Początkowo jest raczej obserwatorką. Ale wkrótce okazuje się, że całkowicie panuje nad sytuacją. To ona podsuwa pomysł zabicia Bożeny, który podchwytuje niemal całe gremium.

Suchocka idzie tropem Iredyńskiego i wprowadza wątek walki o przywództwo w grupie. Między znajomymi zaczynają narastać negatywne emocje, relacje naznaczone psychologiczną bądź fizyczną przemocą. Dochodzi także do relatywizacji zbrodni – o zabójstwie Bożeny mówi się jako o „złożeniu ofiary z kozła”. Kółko, założone w proteście wobec „męskich” mechanizmów dominacji, przyjmuje je jako własną metodę działania. Panie planują podpalenie samochodu dyrektora teatru, w którym pracuje Irena. Zamierzają ponadto oskarżyć mężczyznę o molestowanie seksualne podstawionej Kajki. Plotki, podstęp, bezpardonowa intryga – wszystkie te elementy stoją w ewidentnej sprzeczności z pokojowym statutem koła.

Walka toczy się także wewnątrz grupy. Justyna przestaje być liderką – jej miejsce zajmuje znienawidzona do niedawna Bożena. Ale i ona musi bronić swojej pozycji. W jednej ze scen Anna próbuje podważyć autorytet nowej przywódczyni, ale ta brutalnie powala kobietę na ziemię, pokazując jej miejsce w hierarchii. Swoistym berłem aktualnego dyktatora jest dzwonek, którym Justyna wzywała na otwarcie pierwszego zebrania. Towarzystwo doprowadza w końcu do zamordowania założycielki grupy. Zgodnie z logiką rewolucji, obalony tyran staje się po jakimś czasie patronem organizacji. Panie zbierają się przed wieńcem i portretem Justyny ulokowanymi na jej krześle. Koło honoruje swoją nazwę imieniem założycielki.

Wszystkie te relacje są w zasadzie zapisane w tekście. Suchocka dokonuje natomiast istotnej zmiany zakończenia. To Kajka okazuje się być panią sytuacji. Używa swojego nieodłącznego smartfona jako nowego symbolu dominacji. Za jego pomocą powoduje miganie żarówek w zawieszonym nad sceną żyrandolu. Na ten widok kobiety pogrążają się w finałowej modlitwie, będącej połączeniem sakralnego hołdu i swoistej ekstazy. Niestety Suchocka ucina tę partię tekstu, przez co moc oracji traci na wartości. Kobiety zaczynają tańczyć do głośnej trance’owej muzyki. Kajka po raz kolejny używa smartfona i zatrzymuje grupę niczym kadr w filmie. „Oto wasza kara” – mówi Kurzak, po czym schodzi ze sceny, nad którą zapada ciemność. Nie ma, jak w dramacie, żądnych gwałtu mężczyzn otaczających stopniowo pogrążone w transie kobiety.

Taka zmiana finału niesie poważne konsekwencje dla interpretacji całości. Po pierwsze, przedstawienie nie zyskuje koniecznego mocnego uderzenia, tak ważnego dla kompozycji tego utworu. Po drugie, swoistego domknięcia nie zyskuje spirala przemocy opisana przez Iredyńskiego. W dramacie kobiety tak chętnie i bezrefleksyjnie przejmują znienawidzone męskie wzorce, że spotykają się w końcu z prawdziwym obrazem tej siły. Roszczą sobie prawo do używania mechanizmów dominacji, więc ostatecznie zostają przez nie zmiażdżone. Trzeba pamiętać, że tytuł sztuki jest mocno ironiczny. Iredyński ukazał temat rozwinięty później przez Hanekego w jego Funny Games – wejście w schematy siły i podporządkowania musi doprowadzić w końcu do brutalnej dosłowności. Panie wzięły do ręki zabawki, których nie powinny brać. Ich złudne wyobrażenia ostatecznie się na nich zemściły.

Ten brak odbija się w całej realizacji. O ile pojedyncze sylwetki aktorskie są sprawnymi kreacjami, o tyle w interakcjach zachodzących między postaciami nie wyczuwa się żadnych znaczących napięć. Reżyserka nie potrafi poprowadzić swoich aktorek tak, aby z ich konfrontacji wynikały mocne psychologiczne konflikty. Inscenizacji można zarzucić brak odwagi w przekładaniu literackich relacji na realia sceniczne. Widowisko Polskiego jest po prostu letnią opowieścią o kobietach hipokrytkach. Ich gry pozbawione są napięcia, które doprowadzałoby do ciekawych wniosków dotyczących funkcjonowania tej wspólnoty. A przecież realizacja Dziewczynek mogłaby być analizą kształtu współczesnego feminizmu, bądź stawiać pytanie o bieżące znaczenie pojęcia męskości i żeńskości. Spektakl Suchockiej jest niestety zawieszony w próżni, z której nie potrafi go wyciągnąć nawet sprawne aktorstwo.
 

Teatr Polski w Warszawie
Dziewczynki Ireneusza Iredyńskiego
reżyseria Bożena Suchocka
scenografia Jan Kozikowski
ruch sceniczny Agnieszka Darkowska
premiera 18 kwietnia 2015