6/2015

Samotność

Przedstawienie w poznańskim Teatrze Polskim rysuje obraz samotności lidera wobec wewnątrzpartyjnych gier członków jego stronnictwa.

Obrazek ilustrujący tekst Samotność

Krzysztof Bieliński

 

Chociaż premiera Demokracji Pawła Szkotaka odbyła się dokładnie na dwa tygodnie przed pierwszą turą wyborów prezydenckich, spektakl nie odnosi się do bieżącej polityki. Niemal nie pojawiają się w nim także ogólne diagnozy dotyczące tytułowego systemu politycznego; nie ma mowy o praktyce zdobywania serc wyborców, oportunizmie rządzących ani o zwalczaniu politycznej konkurencji. Przedstawienie w poznańskim Teatrze Polskim sięga głębiej – pod skórę praktyki sprawowania władzy – rysując obraz samotności lidera wobec wewnątrzpartyjnych gier członków jego stronnictwa. Przede wszystkim jest to jednak wizja relacji pomiędzy dwiema być może najbardziej samotnymi osobami w państwie. Jedną z nich jest wierny sobie ideowiec wybrany na stanowisko kanclerza, drugą – inwigilujący go agent tajnych służb sąsiedniego kraju. Związek wrogów, którzy z czasem stają się jedynymi przyjaciółmi, to najciekawszy wątek poznańskiej inscenizacji, która unika wyraźnych odniesień do rzeczywistości, w której żyjemy. Demokracja prezentuje sensacyjną historię sprzed lat, uatrakcyjniając ją blaskiem zimnych ogni, tańczącym berlińskim niedźwiedziem i innymi, występującymi w nadmiarze, zabiegami inscenizacyjnymi.

W roku 1969, po dwudziestu latach rządów CDU, do władzy w Niemczech Zachodnich doszła SPD. Pierwszym socjaldemokratycznym szefem rządu został Willy Brandt, który w ciągu pięciu lat kierowania państwem, głównie dzięki dążeniu do normalizacji stosunków ze Związkiem Radzieckim, Niemiecką Republiką Demokratyczną, Izraelem i Polską, zyskał znaczącą pozycję na arenie międzynarodowej. W tym kontekście jednym z najważniejszych gestów kanclerza było uklęknięcie przed Pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie w grudniu 1970 roku. Mimo rosnącego poparcia w kraju polityczna kariera Brandta załamała się, kiedy kryzys gospodarczy zbiegł się z informacjami o jego licznych romansach, a na jaw wyszło, że osobisty sekretarz polityka, Günter Guillaume, jest aktywnym agentem wschodnioniemieckiej Stasi. Historia relacji tych dwóch mężczyzn zainspirowała po latach angielskiego autora Michaela Frayna do napisania dramatu Democracy (2003). Jest to, obok wcześniejszej o pięć lat Kopenhagi, najbardziej popularny na świecie jego tekst należący do nurtu dramaturgii dokumentalnej.

Powojenna historia Niemiec zdaje się od pewnego czasu inspirować Pawła Szkotaka, który w zeszłym roku odczytał przez jej pryzmat Operę za trzy grosze Brechta/Weilla, umieszczając jej akcję w powojennym Berlinie. W tym sezonie poszedł o krok dalej, wystawiając dramat, którego bohaterami są osoby kształtujące niegdyś politykę RFN. Reżyser uzasadniał swój wybór uniwersalnym tematem tekstu, twierdząc, że „to historia o tym, jak się uprawia demokrację”. Na scenie Teatru Polskiego próżno szukać jednak znaków współczesnej wizji tytułowego systemu. Nie ma tu mowy o sposobach pozyskiwania poparcia społecznego, medialnym kształtowaniu wizerunku polityków i partii czy pustych obietnicach, mających przekonać wyborców do głosowania na konkretne stronnictwo. Spektakl jest raczej opowieścią o sile oddziaływania wewnątrzpartyjnych układów, które stać się mogą dźwignią awansu wybranych, innych zaś prowadzą do upadku. Osoby związane z polityką wspierają się wzajemnie, dopóki służy to ich osobistym interesom. Dlatego właśnie w tekście Frayna, co podkreśla inscenizacja Szkotaka, najbardziej trwałą z personalnych relacji okazuje się ta łącząca kanclerza i szpiegującego go agenta. To postaci podobnie samotne, na co dzień niemal nie mogące pozwolić sobie na otwartość i szczerość. Dopiero razem, przed sobą – choć nadal nie w pełni szczerzy – ujawniają, że są ludźmi z krwi i kości, że mają wątpliwości i marzenia.

W spektaklu Teatru Polskiego gra dziesięciu aktorów. Większość kreowanych przez nich postaci to ważni członkowie SPD, którzy niebawem powołani zostaną na najwyższe urzędy w Niemczech; ludzie tyleż poważni i konkretni, co cyniczni. Krążą wokół Willy’ego Brandta (Michał Kaleta), którego kandydatura na kanclerza właśnie zyskała większościowe poparcie w Bundestagu. Wkrótce w jego orbicie pojawi się też Günter Guillaume (Przemysław Chojęta), oddany i usłużny pracownik urzędu kanclerskiego, coraz bardziej zbliżający się do unikającego go początkowo szefa rządu. Jako „zwykłego człowieka” promuje go kierownik kancelarii, Horst Ehmke (Jakub Papuga). Nikt w otoczeniu kanclerza nie jest jeszcze świadomy tego, co publiczność spektaklu wie już od jego pierwszej sceny: Guillaume to agent Stasi, służby wywiadowczej Niemiec Wschodnich, utrzymujący ciągłe kontakty z prowadzącym go oficerem (Piotr B. Dąbrowski).

Siłą Demokracji, jak często bywa w poznańskim Teatrze Polskim, są aktorzy. Tym razem szczególnie wyróżnia się trójka grająca główne role, przede wszystkim Chojęta, ale też Dąbrowski i Kaleta. Przemysław Chojęta jako Guillaume to dwulicowy człowiek bez kręgosłupa. Choć pozostaje wierny postawionemu mu zadaniu, sprawia wrażenie wewnętrznego rozdarcia. Potrafi zrozumieć i docenić kanclerza, brakuje mu jednak siły, by porzucić szpiegowską misję, której podporządkowuje wszystko, z życiem rodzinnym włącznie. Prosty człowiek, będący jedynie trybikiem w machinie tajnych służb, szczęśliwym zbiegiem okoliczności pnie się po szczeblach kariery. Od prowadzącego go oficera słyszy nawet osobliwy komplement: „Przejdziesz do historii: w rozdziale o Brandcie będziesz miał swój akapit”. Jego przeciwieństwem jest Brandt. Michał Kaleta rysuje go jako postać świadomą historycznego brzemienia, z którym od czasu dojścia do władzy „jegomościa z wąsikiem” borykają się Niemcy, i roli, która mu przypadła. Kiedy snuje – jakże nierealną na początku lat siedemdziesiątych – wizję zjednoczenia, myśli nie tylko o przełamaniu bariery dzielącej RFN i NRD, ale także o potrzebie zjednoczenia społeczeństw zamieszkujących każde z tych państw. Styl gry Kalety akcentuje odpowiedzialność, z jaką Brandt traktuje swoje obowiązki. Trudno jednak uwierzyć, że nawet wtedy, gdy oddaje się pijaństwu i rozpuście, stać go na głęboką, liryczną refleksję na temat przeszłości kraju i wizji jego przyszłości. Spektakl nie jest jednak pomnikowym wywyższeniem protagonisty. Nie dostarcza nawet przekonujących argumentów za uznaniem wielkości jego wizji. I choć sceniczny Willy nie jawi się architektem historii, nie można też uznać go za bierną marionetkę partii. To człowiek, którego stać na spontaniczność, której dowodem jest – obrazowane na scenie w formie ludzkiego, a nie politycznego gestu – uklęknięcie przed Pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie.

Dramatyczna ekspozycja prowadzona jest na trzech przenikających się poziomach. Symultaniczność prezentacji pozwala Szkotakowi na równoczesne ukazanie działań głównych postaci, autorefleksyjnych komentarzy tajnego agenta i kontroli, jaką nad całością prezentowanych wydarzeń ma komunistyczna służba. Dialogi bezpośrednich uczestników akcji przeplatają się z – kierowanymi wprost do publiczności – monologami Guillaume’a. Widzowie stają się także świadkami spotkań agenta z beznamiętnym oficerem wywiadu NRD, który pojawia się na obrzeżach sceny albo siedzi przy aparaturze nasłuchowej. Postać grana przez występującego w skórzanych rękawiczkach i modnym stroju Piotra B. Dąbrowskiego funkcjonuje jako czujne oczy i uszy tajnych służb, rodzaj wszystkowidzącego, ale niewidocznego ducha. Sceny z jego udziałem przywodzą na myśl kadry z filmu Życie na podsłuchu Floriana Henckela von Donnersmarcka (2006), przypominając o paradoksie niedawnej popularności niemieckiej ostalgii.

Demokracja posiada niemały potencjał dramatyczny, zwłaszcza w portretowaniu stosunków pomiędzy pozornymi przyjaciółmi z jednej partii, a także między przedstawicielami zwalczających się systemów. Dobrze sprawdza się surowa scenografia Agaty Skwarczyńskiej, której centralnym punktem jest konferencyjny stół. Wrażenia tworzonego w poszczególnych scenach dopełniają monochromatyczne projekcje Marka Straszaka. Kiedy obrazowane są napięcia w grupie wyniesionej do władzy, a także działania wrogich jej służb, nastrój sprawnie budowany jest poprzez dialog, z użyciem klasycznych środków dramatycznych. Paweł Szkotak starał się jednak uatrakcyjnić widowisko, wprowadzając mocniejsze akcenty wykonawcze. Wprowadził więc intermedia oparte na muzycznych hitach i zaskakującej, iście estradowej choreografii, przypominającej taneczną oprawę koncertów disco polo. Aktorzy zbyt często kontrapunktują realistyczny styl gry zachowaniem przypominającym dziecięce zabawy, skokami, a nawet (niemal piłkarskimi) ślizgami po blacie stołu. Na tle europejskiej praktyki przełamywania realizmu dramaturgii dokumentalnej – zabiegom tym bliżej do klasyki niż nowatorstwa. Jednak Demokracja Pawła Szkotaka, jako spektakl przypominający historyczną intrygę szpiegowską, która prezentowana jest w bliskiej, ludzkiej perspektywie, pozostawia dobre wrażenie nie tylko w świadomości widzów zainteresowanych współczesną historią. Całkiem zawiedzeni mogą być tylko ci, którzy – sugerując się tytułem – poszukiwać będą zaangażowanej krytyki systemu, albo – ufając promocji spektaklu – oczekiwać będą nawiązań do realiów roku wyborczego w Polsce.
 

Teatr Polski w Poznaniu
Demokracja Michaela Frayna
tłumaczenie Małgorzata Semil
reżyseria Paweł Szkotak
scenografia i kostiumy Agata Skwarczyńska
premiera 26 kwietnia 2015