6/2015
Wygodny zawód

Kateryna Hornostaj

Wygodny zawód

Często myślę o tym, czym się zajmuję, czemu poświęciłam swoje życie. Jestem dramaturgiem. Przez wiele lat wstydziłam się wymawiać to słowo. Jedziesz na przykład pociągiem Kijów – Moskwa, a obok ciebie w przedziale siedzą ludzie z prawdziwymi zawodami – lekarze, budowlańcy, biznesmeni. I jakaś podróżująca z tobą lekarka zapyta (po tym, jak opowie wszystko o swoim życiu z intymnymi szczegółami): „A pani czym się zajmuje?”. Zawsze zaczynałam mamrotać coś w stylu: pracuję w telewizji, dziennikarka, filolog. Po prostu nie mogłam wymówić słowa „dramaturg”. Wstyd, prawda? Pamiętam reakcję swojej siostry ciotecznej z Myrhorodu, kiedy się dowiedziała, że jadę do Moskwy studiować dramaturgię. Powiedziała: „Wyjdziesz za mąż – ot i cała dramaturgia”. Miała rację, zamążpójście to też dramaturgia. Ale okazało się, że nie cała. Mijają lata, a ta nazwa przyrosła do mnie mocno, jak skóra dinozaura.

Nie pamiętam dokładnie, jak to się stało, ale teraz dość pewnie czuję się w tej roli. „Czym się pani zajmuje?” „Jestem dramaturgiem”. Pauza. Współrozmówca szuka w swych plikach jakichś skojarzeń, często nie znajduje, lub znajduje odległe. Trzeba mu pomóc, mogę się ulitować i wyjaśnić, że piszę sztuki dla teatru. Ale to nie bardzo pomaga. Sztuki? M-m-m… Możliwe, że przypomina sobie coś ze szkoły: po lewej stronie – imiona postaci, po prawej – kwestie. Nudne to i niemożliwe do czytania. Nie, no reżyser – mniej więcej wiadomo… Aktor – wiadomo. Ale dramaturg? Nie wychodzi na scenę i nie pokazują go w telewizji, jego nazwisko drukują małymi literami na afiszu. Kto to taki?! Jakaś szara eminencja teatru… No i słowo „teatr” u mojego współrozmówcy wywołuje całkiem usprawiedliwioną nieufność. Mężczyźni się boją. Zawód „dramaturg” nie dodaje kobiecości. Z takim samym sukcesem mogę powiedzieć, że jestem pułkownikiem Ukraińskiej Służby Bezpieczeństwa. Mężczyznom trzeba kłamać. Udaję, że jestem dziennikarką, do dziennikarzy jest ustalony stosunek. Z dziennikarką można sobie strzelić romans – powstało o tym wiele filmów. Kiedy się dowiadują, kim naprawdę jestem, tak jakoś się zwijają, często mrugają oczami, zaczynają się zbierać z myślami i, nie znajdując odpowiednich narzędzi, w końcu uciekają, bo nie wiedzą, czego się można po mnie spodziewać. Muszę przyznać – mają rację. Niczego dobrego od kobiety dramaturga nie doświadczysz. Wszystkie relacje, klęski, ból, cały sceptycyzm i rozczarowanie – wszystko to zostanie przetworzone, wysublimowane i publicznie zaprezentowane. Taka jest nasza podła natura. Moja.

Jakoś tak się stało, że dystans między realnym życiem i twórczością prawie całkowicie zniknął. A może nigdy go nie było i nie powinno być. Ale kiedyś błędnie to rozróżniałam. Teraz – nie. Jestem postacią z własnej sztuki i możliwe, że jest we mnie współautor. Już nie wiem, kiedy żyję własną historią, a kiedy zaczynam ją zapisywać, i oto już ktoś gra ją na scenie… Ale przecież własne życie nie może być zawodem. Dlatego też czuję się awanturnicą.

Ostatnio na przykład: cały mój strach, bezradność, ból za wszystko, co się teraz odbywa na wschodzie Ukrainy, zmaterializowały się w konkretnym człowieku. Pod koniec zimy poznałam żołnierza i strasznie się w nim zakochałam. Podczas jednej ze wspólnych wypraw na Wschód dostałam wiadomość z Londynu, jakąś propozycję, trzeba napisać tekst, potem przyjechać, jasna rzecz, obiecałam, bo przecież to Londyn… Załamanie naszych relacji pokryło się z deadline’em kilka miesięcy później. Na imprezę już sprzedają bilety, a ja mam roztrzaskane serce i nie mam tekstu. Nie pamiętam, co i jak pisałam, szybciej, szybciej, brak powietrza, deadline, litery… Trwało to kilka dni. I już jestem na premierze w Londynie, zajadam homary na koszt organizatorów, udzielam wywiadów i nawet daję dwa autografy. Angielska aktorka czyta na scenie monolog, w którym jest moja historia. Ale ona nadal trwa! Ej, po co wy ją czytacie ze sceny?! Jest mi wstyd. Nie mogłam napisać tego tak otwarcie. Dobrze, że źle mówię po angielsku i mogę się zdystansować, ale po tym czytaniu sztukę zamawia Royal Court Theatre. Chce, bym zrobiła dużą wersję, a to oznacza, że powinnam dalej żyć tą historią, by ją napisać. Wracam do domu – a w telewizji pokazali już materiał o mnie, jestem już autorką nowej sztuki o wydarzeniach na Wschodzie. Poważni ludzie zadają poważne pytania, koledzy gratulują, a żywy człowiek, o którego tam chodzi, być może się bardzo denerwuje i chce ją przeczytać. Może mu się wiele rzeczy nie spodobać. I to będzie kontynuacja sztuki. Nigdy jeszcze nie byłam tak blisko siebie…

Co ja robię ze swym życiem? Czy mnie to boli? Jakie to ciekawe. Czy mnie to bardzo, bardzo boli? Bardzo ciekawe… A tu wszystko dość gładko wychodzi, zobaczę, co będzie, jeśli się rozwali. Łubudu! – Rozsypało się! Jaki ciekawy proces. Wszystko zapisuję, wszystko notuję, wykrztuszam na kartkę w edytorze. Im bardziej wykrztuszam, tym więcej pieniędzy i sławy, i wiz do różnych krajów świata. Jaki wygodny zawód. Żyjesz – masz. Im pełniej żyjesz, tym więcej masz. Tylko to boli. No cóż, każdy zawód ma swoje ryzyko. Siostro, dramaturgia trwa, a ty mówiłaś…

 

tłum. Anna Korzeniowska-Bihun