9/2015

Spektakl w Czytelni

Tekst Marty Guśniowskiej funkcjonuje w spektaklu Daniela Adamczyka jak pełnoprawny bohater – traktowany z szacunkiem, najdosłowniej dopuszczony do głosu.

Obrazek ilustrujący tekst Spektakl w Czytelni

Maciej Rukasz/Centrum Kultury w Lublinie

 

Spektakl Ony to wprawdzie rzecz dla dzieci – lubelski zespół Czytelni Dramatu zaprasza na przedstawienie publiczność w wieku „od ośmiu lat” – ale myślę, że lepiej skontaktują się z nim nieco starsi widzowie, już prawie młodzież, bo mimo pozorów prostoty inscenizacja wcale taka prosta nie jest.

Po pierwsze dlatego, że już tekst Marty Guśniowskiej ma w sobie wiele poziomów. Baśniowość jest w nim przykrywką na garnku z kipiącym wrzątkiem, służy temu, żeby się za bardzo nie poparzyć. Bohater o dziwnym imieniu Ony – które, według autorki, jest jak „oderwana końcówka gramatyczna”, na przykład od wyrazów „niedookreślony”, „porzucony”, „zagubiony” (Gęś nioska, rozmowa Justyny Jaworskiej z Martą Guśniowską, „Dialog” nr 7–8/2013) – to chłopiec z rozbitej rodziny, przerzucany od wuja pijaka do domu dziecka, potem dojrzewający z trudem do podjęcia odpowiedzialności za siebie i innych, w końcu pogodzony ze starością i odchodzeniem. Opowieść o trudnym życiu zaczyna się od dziecięcych myśli o śmierci: był chomik, ale już go nie ma, co się z nim stało?; był ojciec, ale już go nie ma… Ojciec wprawdzie nie umarł, ale porzucił żonę i syna, więc w podobny sposób zniknął z ich życia. Chłopiec tłumaczy to sobie tak, że ojciec został piratem i z kolorową papugą na ramieniu pływa po morzach, mieszka na wyspie i z pewnością kiedyś przypłynie po syna wspaniałym statkiem pachnącym grillowanymi kiełbaskami (bo po cóż pirat miałby hak zamiast ręki, jeśli nie do nabijania szaszłyków?). Ta pierwsza scena determinuje pozostałe: buduje klamrę śmierci (spaja wstępną refleksję bohatera i jego końcowe umieranie), wprowadza najważniejszy dla dramatu symboliczny krąg: wody, a jednocześnie sygnalizuje ów osobliwy baśniowy dystans, utkany z fantazji chłopca, które wcale nie są – jak można by zrazu podejrzewać – wyrazem naiwności bohatera, ale stanowią ochronę widza: doskonale przecież wiadomo, co się kryje za pachnącą drożdżami kuchnią wuja czy zbudowanym w całości ze słodyczy domem dziecka.

Po drugie – w tym dramacie fantazjowanie objawia się przede wszystkim przez słowo. Frazeologiczne zestawienia są namiętnie rozbijane i wprowadzane w nowe związki: bezludna wyspa – to wyspa należąca do kogoś, kto ma na imię Bezludn; kuternoga to nie kulawy kapitan, ale statek noszący stosowne imię, czyli kuter „Noga”; Najwyższy Czas pojawia się jako osoba faktycznie bardzo wysoka – a jeśli Czas płynie, to konkretnie… pieskiem; pasażerowie na gapę nie zapomnieli kupić biletu, lecz udają się na wyspę Gapa – leżącą zresztą na Morzu Możliwości… Te zabawy nie są pozbawione podtekstów, pokazują, jak coś pod czymś się kryje, jak wydobyć nowe znaczenie, jak rozumieć inaczej. I najważniejsze – jak nazywając „po swojemu”, postrzegać świat w zgodzie z własną wrażliwością, stawiając nieszczęściom barierę języka.

Po trzecie – Ony to właściwie inicjacyjna przypowieść o relacji między synem i ojcem, o momencie koniecznego oderwania od rodzica i utraty złudzeń. Syn poświęca życie odnalezieniu ojca i wreszcie się z nim spotyka, ale jest za późno na pojednanie, na zrozumienie, na wspólne życie. Wykonanie wielkiego zadania – okupionego, jak na baśń przystało, długą wędrówką najeżoną przeszkodami – nie przynosi bohaterowi nagrody, a widzom pocieszenia. Ojciec i syn są całkowicie osobnymi bytami i przynależą do różnych światów – co Ony boleśnie sobie uświadamia, gdy ojciec odmawia powrotu do domu („świat zawalił się nagle i bez uprzedzenia”, Marta Guśniowska, Ony, „Dialog” nr 7–8/2013). Ojciec nie jest już „ojcem” (nie „uprawia” tej roli, tylko całkiem inną), syn musi się pogodzić ze stratą. Ta scena zaczyna się w sztuce od dramatycznego, łamiącego serce zdania: „Pan mnie chyba z kimś pomylił…”, ale kończy pełnym zrozumienia, choć smutnym, pożegnaniem dorosłego już syna i starego ojca, którzy wiedzą, że trzeba się rozstać, bo życie nie ułożyło się po ich myśli.

I wreszcie – sama forma tekstu, w której zwracają uwagę przede wszystkim dwie osobliwości. Pierwszą jest bohater, który wypowiada się „narracyjnie”: czasem dialoguje z innymi uczestnikami zdarzeń, ale najczęściej zwraca się bezpośrednio do odbiorcy, opowiadając wprost o rozgrywających się właśnie przygodach, relacjonując i komentując wydarzenia. Drugą osobliwością jest wielka liczba postaci pobocznych – naliczyłam pięćdziesiąt siedem – którym udziela się w dramacie głosu: wszyscy napotkani przez Onego podczas wędrówki wdają się z nim w rozmowy, niezależnie od tego, czy są ludźmi, zwierzętami, przedmiotami czy stanami (jak Wiatr czy Starość). W tym dramacie gada cały świat. Czy nie jest ujmująca scenka, w której dwie stare Dachówki zakładają się, czy wyłażący przez strychowe okno chłopiec spadnie z dachu? Mówią tylko trzy zdania („Spaaadnie…”, „Nie spadnie”, „Chcesz się założyć?”) i w tej migawce od razu widać, że pierwsza Dachówka jest cyniczna, a druga empatyczna. Albo scenka z Muchą, która strasznie się dziwi, że obserwowany przez nią ludzki osobnik ma tylko dwie nogi, i współczująco przypuszcza: „Urwali?”…

Te cudne wstawki powodują jednak, że narrator musi się nieźle uwijać, by obsługiwać zarazem dwie sfery: odbiorcom dostarczyć porcję opowieści, postaciom z dramatu zapewnić interakcje. Ale to dzięki niemu dramat – choć porusza bardzo trudne i „niedziecięce” problemy – przenosi refleksję o starości, śmierci czy porażce z poziomu „takie zjawiska istnieją, pora się bać” na poziom „takie zjawiska istnieją, zobacz, jak można sobie z nimi radzić”. Ony przede wszystkim potrafi i chce się komunikować – nawet z najdziwniejszymi stworami, Ony jest spokojnym optymistą – godzi się z nieuchronnym, Ony ma w sobie odwagę i rozwagę – potrafi się sprzeciwić dorosłym, ale potrafi też poprosić o pomoc. Ony jest także bez wątpienia nadwrażliwcem i autsajderem, ale właśnie taki bohater może zacząć rozmowę od zdania: „Zastanawialiście się kiedyś, jak to będzie, kiedy was już nie będzie?”. I przy tym wszystkim to nie jest wcale ponury dramat, wręcz przeciwnie, w każdej niemal kwestii „łapanie za słówka” odbywa się z gracją i lingwistycznym pazurem, niektóre koncepty są bardzo śmieszne, inne prawdziwie przejmujące (jak Dom Dorosłego, funkcjonujący jako odwrotność Domu Dziecka, gdzie na adopcję czekają mamusie i tatusiowie), całość zaś bardzo przenikliwie obraca baśniową strukturę tak, by wyłaziło spod niej kłopotliwe i skomplikowane życie.

Teatr – zanim w ogóle zabierze się do pracy – ma więc przed sobą kilka trudnych decyzji: kim będzie narrator, jak wymyślić pięćdziesiąt siedem postaci, jaki ma być status świata scenicznego, jak (i czy w ogóle) przełożyć na obraz językowe gry… W Czytelni Dramatu energiczny Ony (Kacper Kubiec) prowadzi narrację z uwagą nieustannie skierowaną w obie strony, widzów i partnerów. Zachowuje wyjątkowy status łącznika pomiędzy światami; jest trochę tak, jakby objaśniał (albo nawet wywoływał) wydarzenia sceniczne, zarazem intensywnie w nich uczestnicząc; jakby ten świat, który się zdarza na scenie, był światem przefiltrowanym przez jego opowieść – pięknie przy tym wybrzmiewają wszystkie słowne zabawy, bo tekst ma dla siebie wiele przestrzeni.

Scena jest prawie pusta, wszystko, co potrzebne, wyczarowuje się na niej za pomocą trzech szkolnych ławek, które mogą być statkiem, wieżą, domem, wyspą – jak w podwórkowej zabawie, kiedy wyobraźnia nie zna granic. W dodatku aktorzy Czytelni Dramatu wyglądają tak, jakby właśnie uciekli ze szkoły (wczesne klasy liceum) i zabrali się do robienia teatru po swojemu, koniecznie w kreacji zbiorowej – zaprosiwszy w drodze wyjątku do ekipy Jarosława Tomicę, doświadczonego aktora, niezbędnego do roli Ojca… Więc ten „teatr z niczego” wygląda w ich wykonaniu niemal „naturalnie”, tłumaczą się nawet różnice w typie aktorstwa („zawodowiec” Tomica, profesjonalnie charczący jako pijany wuj – kontra „amator” Kubiec, jasne chłopię o szczerym obliczu, grające głównie entuzjazmem). Ale to tylko pozór, wszystko jest świetnie przemyślane: wystarczy zwrócić uwagę na pochodzące jakby z innego porządku, znakomicie prowadzone światło czy subtelną muzykę – celowe odwołanie do aktorskich wzorów teatru amatorskiego okaże się zgrabną stylizacją uwiarygodniającą bohatera.

Ta stylizacja pozwala także na opanowanie wszystkich ról przez czwórkę aktorów. Jarosław Tomica gra Ojca i inne role męskie, a trzy aktorki – wszystkie pozostałe. Z boku sceny stoi zwykły metalowy wieszak z kostiumami, a błyskawiczne przebieranki stwarzają kolejne postaci, które w króciutkich scenkach zyskują niewiarygodną wyrazistość: moją ulubioną stała się od razu tajemnicza Pajęczyca, animowana przez dwie akrobatycznie splecione ze sobą aktorki, które nagle miały o wiele więcej rąk i nóg, niż natura przewidziała… To właśnie te magiczne przeobrażenia decydują o zachowaniu atmosfery baśni – a jednocześnie stały i bliski kontakt Onego z widzami trzyma tę opowieść bliżej ziemi. Sam tekst funkcjonuje zaś w spektaklu niczym partner, pełnoprawny bohater – traktowany z szacunkiem, najdosłowniej dopuszczony do głosu. Spektakl w Czytelni nie powstał z arbitralnych pomysłów reżysera, lecz jest efektem bliskiej, uważnej lektury dramatu. No tak, nazwa zobowiązuje.
 

Teatr Czytelni Dramatu w Lublinie
Ony Marty Guśniowskiej
reżyseria Daniel Adamczyk
scenografia i kostiumy Magdalena Franczak
muzyka Szczepan Pospieszalski
dźwięk Tomasz Kraśkiewicz
światła Michał Miros
premiera 28 lutego 2015