9/2015
Emocja miesiąca: Nadawać znaczenie

Kateryna Hornostaj

Emocja miesiąca: Nadawać znaczenie

Latem nie mogę pisać o teatrze… Nie ma o czym pisać. Cały teatr ukraiński jest na urlopie. Odpoczywają zakurzone widownie, aksamitne kurtyny, odpoczywają wielce szacowni dyrektorzy artystyczni i kierownicy literaccy. Odpoczywają zasłużeni – i nie bardzo – artyści. Kopią w ogródku jak zwykli śmiertelnicy, opalają się nad jeziorami, nie podejrzewając nawet, że istnieją młodzi, źli i alternatywni, którzy już jesienią zajmą ich miejsce. Alternatywnych tego lata inspirują suche parki i brudne rzeki przemysłowych miast. Piją z beznogimi żołnierzami i dostępnymi kobietami, by w nowym sezonie wyplusnąć – zanieść do starego teatru nowe przeżycia. Ale może ich idealizuję…

Nie będę latem pisać o teatrze. Jesienią nastanie gorący czas. Wtedy napiszę. Rozpocznie się Gogolfest. To jest taki festiwal, który co roku odbywa się na przekór wszystkiemu: brakowi pieniędzy, brakowi organizacji i wszechobecnemu chaosowi… Ja ten chaos dopełniam, bo zgodziłam się być kuratorką programu teatralnego. Właśnie próbuję go ułożyć (oczywiście trzeba to było zrobić jeszcze zimą, ale kuratorką zostałam dopiero latem). Zwracam się więc do różnych teatrów i reżyserów z zaproszeniem, by przyjechali na własny koszt, z pytaniem o ridery i terminy, a oni wszyscy są na urlopach i bardzo rzadko odpowiadają… Więc nie będę pisać o teatrze latem. Jego nie ma.

Ale o czym pisać? Napiszę o lecie. O rozładowanym akumulatorze. O odnalezionej kamerze. Napiszę o tym, co się będzie działo w czasie, gdy będę pisać.

Moja córka włączyła wczoraj światło w samochodzie i go nie wyłączyła, a dziś samochód nie chciał zapalić. Należy zaznaczyć, że znajduję się na głuchej połtawskiej wsi. Trzeba było wezwać brata ciotecznego z miasta. Akumulator się ładuje, a brat postanowił naprawić kran, który trochę przecieka. W rezultacie trzasnęła nam rura, więc trzeba było poprosić o pomoc sąsiada. Teraz obaj kręcą się wokół kranu i boję się, że znowu coś zepsują. W tym czasie z córką zrobiłyśmy zielnik – przyklejałyśmy przezroczystą taśmą listki morwy, winorośli, wiśni i babki… ładnie wyszło. A jeszcze piszę ten tekst do „Teatru”. Romka, chłopak sąsiadów, pokazuje język mojej córce, mama przebąkuje, że dziś jest Matki Boskiej Kazańskiej i niczego robić nie można, bo to grzech…

Ten dzień się jeszcze nie skończył, jeszcze trwa i nie wiem, co się jeszcze zdarzy, co się zdarzy jutro… Opowieść o tym dniu będziecie mogli przeczytać dopiero za miesiąc. Kiedyś przeczytam ją i ja. Ciekawe, czy poczuję smak morwy i moreli, które jadłam tego dnia?

Niedawno odnalazłam swoją kamerę. Mam problemy ze sprzętem. Zwłaszcza tym, którego nie można obsługiwać jednym przyciskiem. Zawsze gubię kable, ładowarki, baterie, sam sprzęt… Coś podobnego stało się z moją kamerą. Zgubiłam ją pięć lat temu i znalazłam tego lata w domu na półce z książkami. Nagle się nią zainteresowałam i postanowiłam zobaczyć, co w niej jest. Były tam cztery nagrania. Włączyłam pierwsze i nie od razu zrozumiałam, o co w nim chodzi. Ale w końcu dotarło: Charków, rok 2008, festiwal „Kurbałesija”. Ja z malutką, sześciomiesięczną Paraską. Filmuje mnie koleżanka. Na scenie nasz przyjaciel – dramaturg i reżyser Wadym Łewanow. Przyjechał z Rosji do Charkowa i jest poważnym gościem – będą tu czytać jego sztuki. Właśnie w tej chwili opowiada widzom o sobie – miły, dobry, utalentowany kolega. Kilka lat później zabierze go straszna choroba. Ale teraz jeszcze żyje, tego wieczoru będziemy pili koniak, a on będzie podrywał moją koleżankę…

Na drugim nagraniu, z 2009 roku, zobaczyłam… Kiedy obejrzałam wszystkie cztery nagrania, zrozumiałam, że są na nich ci wszyscy, których utraciłam w ciągu ostatnich siedmiu lat. Kolega, koleżanka, babcia, ojczym i pies Browko… Szczęśliwi i zdenerwowani, pijani i weseli lub milczący, cisi i wycofani, jak moja babcia Paraska na swoich 90. urodzinach. Za rok nas zostawi, ale jako jedyna jest gotowa na tę podróż. Nikt ze zmarłych nie wie, że niedługo umrze, nikt z żyjących nie wie, że niedługo wybuchnie wojna. Kobiety nie wiedzą o nowych romansach, mężczyźni – że będą musieli rzucić picie. Najciekawsze czekało na mnie w czwartym nagraniu. Wydawało mi się, że wyłączyłam kamerę, ale tylko zasłoniłam ekran i kamera jeszcze przez półtorej godziny rejestrowała wszystkie dźwięki w domu… W tej ciemności wszystko nabrało znaczenia, nawet najprostsza rozmowa niani z dzieckiem na nocniku. I jeszcze to nagranie, pełne światła. W ogóle przeszłość się świeci. Takie mam wrażenie po obejrzeniu tych nagrań, których istnienia nie podejrzewałam.

Chyba tylko na tym polega moja rola – nadaję znaczenie przeszłości. Kiedy się to działo – nie miało znaczenia. Ale gdy zarejestrowałam i obejrzałam – nabrało sensu. Czasem większego, czasem mniejszego.

Zachodzi słońce. Stara chata, w której mieszkał mój dziadek z babcią i którą odwiedzamy raz do roku, nagrzała się w ciągu dnia. Po werandzie krząta się mama, robi ogórki i suszy jabłka. Przez podwórko przejechał traktor. Ja napisałam krótki tekst dla „Teatru”. Kran nie działa.

Samochód nie zapala.

 

Tłumaczenie Anna Korzeniowska-Bihun