9/2015

Widok z Koziej: Tygrysie Lilie w Gdańsku

Najciekawszym artystą na tegorocznym Festiwalu Szekspirowskim był bez wątpienia Martyn Jacques, wokalista, muzyk i lider kultowego The Tiger Lillies. Kto raz go usłyszał, zapamięta do śmierci, bo Jacques śpiewa falsetem, lirycznym i rozdzierającym, w zależności od wykonywanej ballady.

Obrazek ilustrujący tekst Widok z Koziej: Tygrysie Lilie w Gdańsku

Zuzanna Waś

Zasadniczo należą one do tradycyjnego gatunku zwanego balladą morderców, w jej stu wariantach i odmianach, którą współcześnie upodobało sobie kilku piekielnie zdolnych cyników o gołębich sercach: Tom Waits, Nick Cave i właśnie Martyn Jacques, mniej znany, ale przez wiernych mu fanów (także w Polsce!) ceniony na równi z tamtymi. Ballady The Tiger Lillies jak za dawnych czasów przechwytują także inni wokaliści, zamieniając je czasami w niegrzeczne przeboje w rodzaju Hera, koka, hasz, LSD Karoliny Czarneckiej. Śpiewając, Jacques akompaniuje sobie na maleńkim akordeonie. Pozostałe dwie lilie w zespole to basista, który gra także na magicznym tereminie, i perkusista walący w dziecięcy bębenek. Mocno ucharakteryzowani, na koncertach przypominają smutnych clownów z cyrku, przy czym tylko Jacques, wędrujący z instrumentem po scenie, naśladuje ich drobne kroczki i kanciaste gesty. Natężając swój absolutnie odlotowy głos, z trupiobiałego czoła wznosi co chwila kruczoczarne brwi, a każda z jego pieśni to osobny spektakl zdziwienia, przerażenia i rozpaczy.

Wyjątkowa ekspresja Lillies każe myśleć o średniowiecznych śpiewakach, którzy w karczmach i zajazdach dawnej Anglii mieszali patos z wisielczym humorem. Szekspir całymi garściami czerpał z tej żywej w jego czasach tradycji, która w wiekach późniejszych rozwijała się także pod wpływem teatru. Słynna osiemnastowieczna ballada The Gosport Tragedy opowiada o morderstwie, którego ofiarą padła matka i jej nienarodzone dziecko. Duchy zabitych mszczą się w sposób przewrotny: najpierw uspokajają burzę, która targa statkiem mordercy, a następnie rozrywają łódź na strzępy i topią okrutnika. Jak wiemy, Szekspir w Burzy znacznie zmodyfikował ten tragiczny scenariusz. Gdyby jednak zaśpiewali go grabarze z Hamleta, chętnie przecież nucący nad grobem, z pewnością usłyszelibyśmy jego ludową wersję.

Samego Hamleta w balladę zamienił natomiast potomek dawnych bardów niższej rangi, czyli właśnie wokalista Tygrysich Lilii. Martyn Jacques wybrał z tragedii kilkadziesiąt podstawowych motywów, a następnie skomponował na ich podstawie cykl pieśni lirycznych, które wraz z zespołem wykonuje podczas kapitalnego spektaklu Teatru Republika z Kopenhagi. Wysmakowane plastycznie przedstawienie, które także obejrzeliśmy w Gdańsku, niemal dosłownie unosi się w powietrzu. Natomiast przejmujący śpiew Jacques’a nieustannie ściąga je na ziemię i zakorzenia w tym, co dla tragedii archetypowe: miłości, zdradzie, zbrodni, karze i zemście. Całą historię rozpoczyna pieśń o grzechu... Nadzwyczaj rzadko oglądamy dziś tego rodzaju inscenizacje Hamleta, po raz ostatni chyba za sprawą Petera Brooka i jego międzynarodowego zespołu z Théătres des Bouffes. Podobną ścieżką tradycyjnej muzyki, która usprawiedliwia zupełnie nienowoczesną interpretację Szekspira, podążają duńscy aktorzy. Na scenie stale towarzyszy im smutny clown niczym groteskowe wcielenie królewskiego Ducha.