10/2015

Obserwujmy teatr Ameryki Łacińskiej

„Jest bardzo wielu zdolnych młodych reżyserów, ale nie podoba mi się, że zaczęli się ścigać o to, kto zrobi większą karierę” – mówi Krystyna Meissner, dyrektor festiwalu „Dialog” we Wrocławiu, komentując polskie życie teatralne. I zaprasza na tegoroczną edycję wrocławskiej imprezy z udziałem Ivo van Hove’a.

Obrazek ilustrujący tekst Obserwujmy teatr Ameryki Łacińskiej

Marcin Oliva Soto

JACEK CIEŚLAK Była Pani wierna na „Dialogu” wielkiej trójce nowego polskiego teatru – Lupie, Warlikowskiemu, Jarzynie. Inni pojawiali się epizodycznie.

 

KRYSTYNA MEISSNER Staję się coraz bardziej krytyczna. Jest bardzo wielu zdolnych młodych reżyserów, ale nie podoba mi się, że zaczęli się ścigać o to, kto zrobi większą karierę. I wymyślają!

 

CIEŚLAK O tym jest między innymi Wycinka Lupy.

 

MEISSNER Lupę cenię coraz bardziej, bo pomimo swoich wielkich osiągnięć, doświadczeń, a i wieku, nigdy nie jest zadowolony z tego, co zrobi. To się czuje. Dlatego też sięgnął po Wycinkę. Pokazał kawałek duszy, swój niepokój, ciągłe poszukiwanie i niezadowolenie z siebie. Cały on. Bo Warlikowski chyba jest zadowolony z tego, co osiągnął.

 

CIEŚLAK Może Warlikowski obawia się rozbić skorupę – formę, w której się odnalazł i schronił? Najnowsza premiera, czyli Francuzi, ma trwać 300 minut.

 

MEISSNER Ale będzie krótsza. Warlikowski dostał dobre recenzje w Niemczech. Widzowie czekają na Warlikowskiego. A jak ktoś się znudzi – to wyjdzie. Wycinka też nie jest krótka.

 

CIEŚLAK Ale, pomimo retrospekcji, zwarta i jednorodna dramaturgicznie.

 

MEISSNER Tak.

 

CIEŚLAK Rok po premierze Oczyszczonych, która była koprodukcją kierowanego przez Panią Teatru Współczesnego, Polskiego z Poznania i warszawskich Rozmaitości, pokazała Pani inny spektakl Warlikowskiego – Dybuka, zaś podczas pierwszej edycji jego Bachantki.

 

MEISSNER Oczyszczeni to świetny spektakl, a wielu uważa, że być może najlepszy w dorobku Warlikowskiego. Bo nieprzerośnięty. Dlatego powróciłam do niego dwa lata temu, wiele lat po premierze. Z Jarzyną jest coś dziwnego. Jakby usuwał się z zawodu. Jeszcze to się nie stało i mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Ale kiedy się z nim rozmawia, cały czas nie ma pewności, co ma robić. Na przykład czy sięgać obrazoburczo po drugorzędne teksty, żeby zrobić z nich ambitne dzieło? Moim zdaniem, to jest szalenie utalentowany człowiek, tylko brakuje mu wewnętrznej pewności siebie, czy idzie dobrą drogą.

 

CIEŚLAK To ciekawe, co Pani mówi, bo na mnie nie robi wcale takiego wrażenia.

 

MEISSNER Bardzo go lubię za pokorę. Bo on jest pokorny.

 

CIEŚLAK To też cecha, której raczej nie dostrzegam.

 

MEISSNER Ale jest pokorny. Inaczej pokorny jest Lupa. O młodszych nie mogę tego powiedzieć. Chodzi im tylko o to, żeby zdobyć uznanie, i to tanim kosztem: skandalem i pozorną odwagą, która potaniała. Sięgają po tematy tabu. Rzekome tabu, bo czy jest dziś tabu? Od razu widać, że to jest wykalkulowane, wymyślone. Szkoda, bo mówię przecież o zdolnych ludziach, którzy osiągają marne wyniki przez swoje efekciarstwo.

 

CIEŚLAK A kogo by Pani ostrzegła, że się rozmienia na drobne?

 

MEISSNER Tę najsłynniejszą parę.

 

CIEŚLAK Mówi Pani o Strzępce i Demirskim?

 

MEISSNER Nigdy ich nie zaprosiłam.

 

CIEŚLAK A widziała Pani nie-boską komedię?

 

MEISSNER Nie, ale poza tym prawie wszystko i muszę powiedzieć, że oni poszli na bardzo łatwą sprawę, czyli przeniesienie ulicy, życia na scenę. A mnie się to nie podoba. Mnie to nie ciekawi. To już było.

 

CIEŚLAK To musiało być dużo wcześniej, bo jak oni się pojawili – brakowało takiego teatru.

 

MEISSNER Demirski rozczarował mnie już przy pierwszym spotkaniu. To było przy okazji koprodukcji Teatru Współczesnego z izraelską Habimą i spektaklu Bat Yam – Tykocin. Razem z Michałem Zadarą zrobili coś, co się nie podobało ani w Izraelu, ani w Polsce. Krytykom i publiczności.

 

CIEŚLAK Od kilku lat obaj pracują w duetach: Zadara z Wysocką, a Demirski ze Strzepką.

 

MEISSNER Demirski i Strzępka się powtarzają. Ich chwyt jest znany. Jak się zna tytuł – resztę sobie można wyobrazić. Myślę też, że łapią pomysł, który rodzi się podczas prób – i płyną.

 

CIEŚLAK Tak pracuje Krzysztof Garbaczewski i mówi o tym głośno.

 

MEISSNER Oglądałam. Ale nic nie wzięłam. Długo nie mogłam się przekonać do Kleczewskiej. Uważam, że jest bardzo zdolna. Widziałam jej wszystkie pierwsze spektakle zrobione w Wałbrzychu. Świetne. Ale potem zaczęła się ścigać z Warlikowskim. Tak to wyglądało. Zresztą nie kryła się z tym. Mówiła o tym głośno. I tym pokonywaniem innych – przegrała ze sobą. To, co robi, zrobiło się pretensjonalne. Czuje się, że ona leci za tematem. Szkoda. Bo powtórzę jeszcze raz – jest bardzo utalentowana.

 

CIEŚLAK Kleczewska idzie za ciosem i za emocją. W ogóle to się stało metodą – łapanie chwili, łowienie głównego motywu w improwizacjach i pójście za nim. Pani uważa, że potrzebny jest dystans?

 

MEISSNER Nie można łapać jednego efektu, albo powiedzmy ostrzej – numeru, i używać go jako sposobu na cały spektakl. Pamiętam, jak Kleczewska zrobiła Dziady w Opolu. Aktorzy i widzowie siedzieli na scenie. Aktorzy przez cały spektakl grali wśród ludzi. Kompletne nieporozumienie. Nie podobało mi się. To jest właśnie przykład ścigania się z pomysłem.

 

CIEŚLAK A Jan Klata?

 

MEISSNER Był na „Dialogu” z Rewizorem. Od tego de facto zaczęła się jego kariera. Bardzo się podobał, z czego skorzystałam jako dyrektorka Współczesnego, bo reżyserował u mnie Transfer! o przesiedleniach Polaków i Niemców. Świetnie wyszła nam ta współpraca z Niemcami, z udziałem świadków historii, aktorów amatorów, którzy opowiadali o swoich wojennych i powojennych losach.

 

CIEŚLAK Dlaczego potem nie zapraszała Pani Klaty na „Dialog”? Przecież robił świetne spektakle.

 

MEISSNER Długo się go trzymałam. Do czasu, gdy też zaczął się uganiać za pomysłami. Szkoda, bo on jest bardzo odważny. Bardzo ostry. Ma niesamowitą wyobraźnię… Nie krytykuję go dla samej krytyki. Powtórzę raz jeszcze: kiedy przyglądam się wszystkim reżyserom i autorom, o których wspomniałam, ogarnia mnie żal, że chcą zrobić spektakle i karierę w pięć minut. Przyspieszyć wszystko. Myślą pewnie: niech to się stanie na oczach wszystkich!

 

CIEŚLAK A może powinni mieć bardziej wymagających dyrektorów, którzy nie przyjmują spektakli, jeśli nie są gotowe i trzeba nad nimi jeszcze popracować?

 

MEISSNER Jako dyrektorka teatru rozmawiałam z reżyserami, bo rozmowa dużo daje. Nie dlatego, że starszy dyrektor jest mądrzejszy od młodszego reżysera. Po prostu potrzebne jest zewnętrzne oko, gdy się jest w twórczym procesie. Zdaję się, że teraz zwyczaj rozmowy zanika. Na premierze pokazuje się wszystko jak leci. A może czasami warto coś zatrzymać? Przesunąć premierę, coś poprawić? Albo w ogóle odwołać, jak spektakl nie nadaje się do pokazania. Takie zasady są związane z zespołowością pracy. Tymczasem w teatrach są zespoły, ale reżyser przychodzi zazwyczaj z gronem własnych współpracowników, trochę jak spadochroniarz. I nawet jeśli pracuje ze stałym zespołem – idea zespołowości jest fikcją. Bo nie ma komunikacji. Komunikaty płyną w jedną stronę. To jest bardzo niebezpieczne. I ma już pierwsze konsekwencje. Celińska oznajmiła, że rezygnuje ze sceny. Zaatakowała Krzysztofa Warlikowskiego, oskarżając go, że tworzy teatr tylko dla siebie. Są takie niebezpieczeństwa, że pracujemy tylko z myślą o sobie albo dla jednego człowieka, a nie żeby pogadać, wymienić się myślami.

 

CIEŚLAK Bywa też tak, kiedy artysta wchodzi do teatru i staje się medium spraw, które wcześniej były przemilczane. Tak było z Hamletem czy Oczyszczonymi Warlikowskiego.

 

MEISSNER Ale teraz pytałam się go, o czym będą Francuzi. Powiedział, że będą wątki semicki i homoseksualny.

 

CIEŚLAK Znamy już te tematy z poprzednich spektakli.

 

MEISSNER Tak. Ale pomyślałam, że pokażę Francuzów. Jeśli przez pięć godzin będzie to samo, co już było – ludzie to ocenią. Negatywnie. Ale mimo wszystko spodziewam się, że jeśli Warlikowski drąży i wydłuża swoją opowieść – to wie, co robi. A jednocześnie czas trwania spektaklu, nie bójmy się tego powiedzieć, jest bardzo ważny. Zwłaszcza na festiwalu. I kiedy układam program, zastanawiam się nad godziną rozpoczęcia pokazu, jeśli ma trwać dłużej. Myślę, że idealnie z wytrzymałością widza współgra dwugodzinny przebieg spektaklu. A jeżeli jest dłuższy – trzeba główkować: albo wcześniej zacząć, albo zrobić dłuższe przerwy. Kiedy oglądałam pierwszy raz Tragedie rzymskie Ivo van Hove’a w Niemczech, były dłuższe przerwy na posiłki i na kawę w świetnie zaopatrzonych bufetach. I to wcale nie działa źle. Tworzy się atmosfera samodzielnego świata, który ma swój normalny rytm, jak codzienne życie.

 

CIEŚLAK Miała być na poprzednim „Dialogu” Ewelina Marciniak ze Skąpcem. Ale nie była.

 

MEISSNER Pojechałam do Bydgoszczy pełna nadziei, a był ze mną mój techniczny, teatralny i festiwalowy, stary rzemieślnik – w duszy artysta. Po przedstawieniu spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i powiedzieliśmy: nie. Myślałam, że Marciniak sięgnie głębiej, że obudzi Moliera w naszym czasie, a zrobiło się przedstawienie od pomyśliku do pomyśliku. Wszystko rozwiązane pod względem sytuacyjnym, żeby się oglądało, żeby było ciekawie. Ale głębi brakowało! W teatrze jest bardzo trudno zbudować świat, który wstrząsa widzem, porusza. Przecież już tyle rzeczy było pokazanych, że trzeba bardzo wyraźnie powiedzieć, o co człowiekowi chodzi. I wtedy to jest przyjęte. Zrozumiane. Mam nadzieję na takie pokazy w tym roku. Zaprosiłam na festiwal dwóch Hiszpanów z Losdedae Dance Company, którzy pokażą w prywatnym mieszkaniu spektakl Popioły, albo daj mi powód, żeby się nie rozpaść. W pierwszej części oglądamy rzecz o relacjach matka – syn. Jeden z Hiszpanów gra matkę. Świetnie zresztą. Widząc sceniczną postać, nie przypuszczałam, że gra ją mężczyzna. W drugiej części mamy opowieść o relacjach partnerów. Oczywiście, bliskość aktorów i widzów oraz granie w mieszkaniu są oklepane, nie raz to już było. A mimo to spektakl mną wstrząsnął. Jest o tym, że w życiu wchodzi się w tak złożony emocjonalnie układ, od którego wybawienie przynosi tylko śmierć.

 

CIEŚLAK Może jest inne wyjście. Opowiedzieć o tym w teatrze, co zrobiła Angélica Liddell w psychodramie Ja nie jestem taka piękna dwa lata temu, właśnie na „Dialogu”.

 

MEISSNER Hiszpanie są mocni. Zmysłowi. Emocjonalni. Ściągnęłam też na tegoroczny „Dialog” tancerza flamenco Eduarda Guerrera ze spektaklem Po_wracanie. Oglądałam wiele europejskich rzeczy i jednak różnimy się temperamentem, co jest zresztą bogactwem. W obu hiszpańskich spektaklach czuć siłę namiętności i walki z problemami. Różnie to wychodzi. Raz się udaje, raz nie. W Po_wracaniu jest pasja przełamywania kryzysów. Walki z własnym ciałem. Dałam to do programu, bo spektakl, choć skromny, mówi o powodach tworzenia teatru – o tym, jak człowiek mierzy się ze swoim problemem i życiem.

 

CIEŚLAK Tak jak w Oczyszczonych.

 

MEISSNER Dokładnie.

 

CIEŚLAK Jak w Uroczystości.

 

MEISSNER Tak. To są przykłady sytuacji, gdy nie dajemy sobie z czymś rady, a nie popisów i tego, że ktoś chce zabłysnąć.

 

CIEŚLAK A Janiczak i Rubin, i ich Caryca Katarzyna?

 

MEISSNER Nie. Za łatwe.

 

CIEŚLAK Ujęcie tematu było ryzykowne, a Marta Ścisłowicz zagrała jak kamikadze.

 

MEISSNER Dla mnie to było za płaskie.

 

CIEŚLAK No to ciekaw jestem, co Pani powie o Frljiciu, którego Pani zaprosiła.

 

MEISSNER To jest zupełnie inna sytuacja, bo on wychodzi od dokumentu, nie ubiera się w teatr, nie próbuje zachwycić publiczności. Mówi prosto i na temat. To mnie rozbroiło. Jak ma coś do powiedzenia – to mówi, a nie szuka błyskotliwego pomysłu.

 

CIEŚLAK Demirski i Strzępka też nie owijają w bawełnę.

 

MEISSNER Owijają.

 

CIEŚLAK A co by Pani zrobiła na miejscu Klaty w takiej sytuacji, jaka zdarzyła się przy okazji odwołania prób Nie-Boskiej komedii?

 

MEISSNER Próbowałabym przede wszystkim nie dopuścić do rozłamu w zespole. To by wyszło na dobre zespołowi Starego i publiczności.

 

CIEŚLAK Nie wycofałaby Pani spektaklu?

 

MEISSNER Nie. Myślę, że ludzie teatru wszystko robią za szybko. I reżyserują, i rezygnują. Teatr wymaga czasu. A sprawa z Golgotą Picnic w Poznaniu?

 

CIEŚLAK Chciałem zapytać o Garcíę, bo przecież to Pani go ściągnęła do Polski.

 

MEISSNER Fatalnie się stało, że Michał Merczyński zrezygnował z Golgoty pod presją publiczności.

 

CIEŚLAK Raczej pod presją 50 tysięcy kiboli, którzy wybierali się na mecz do Poznania. Potem komendant policji oświadczył, że nie bierze odpowiedzialności za to, co się stanie. Kto ją miał wziąć? Pani poszłaby na konfrontację?

 

MEISSNER Tak, zabezpieczając się możliwie mocno.

 

CIEŚLAK A gdyby nie miała Pani poparcia prezydenta i policji?

 

MEISSNER Wierzę w możliwość rozmowy do końca. Rozmawiałabym. Z tymi kibolami.

 

CIEŚLAK Weszłaby Pani na barykadę?

 

MEISSNER Dokładnie.

 

CIEŚLAK Tymczasem w Poznaniu doszło do debaty, zaś rejestrację Golgoty pokazano w wielu teatrach, odczytano, a nawet ogłoszono drukiem. A jak było we Wrocławiu, bo na Teatralnych Oskarach García wywołał kontrowersje, pokazując, jak mordowane są w kuchniach całego świata homary.

 

MEISSNER Ja go nie lubię.

 

CIEŚLAK Garcíi?

 

MEISSNER Tak. Ale ja też czasami lubię skonfrontować publiczność z nowymi zjawiskami, żeby nie czuła się rozpieszczana. Jednak eksperymenty z żywymi stworzeniemi mi się nie podobają. Wiadomo na czym to jest oparte – że ma obnażać, ujawniać, oczywiście w odruchu protestu, przez co zyskuje się większe powodzenie. Otóż García dosyć łatwo jedzie na tym koniku, a teatr ma swoje granice i dawno je wytyczył. Dyskusja o tym, czy ma być naprawdę, czy nie naprawdę – trwa od bardzo dawna. Wiemy, że ma być naprawdę, ale nie naprawdę. Iluzja powinna w pewnym momencie się objawić. Co nie znaczy, że trzeba pokazywać rzeczy bezpieczne. Nigdy nie chciałam, żeby „Dialog” był nazbyt komfortowy dla widzów. Zbyt wiele jest takich festiwali. Ten los spotkał Awinion. Festiwal, który był inspiracją dla innych, mojego też, stał się miałki. Z kolei Edynburg rozpłynął się w offie i interdyscyplinarności. Ciekawe są wiosenne i jesienne przeglądy w Berlinie.

 

CIEŚLAK Pokazuje Pani Dziady Rychcika.

 

MEISSNER Rychcikowi raz wychodzi, a raz nie. Jego Dziady pokazuję, bo to pierwsza okazja, kiedy mogę zaprezentować Mickiewicza zagranicznym kuratorom. Jeżeli Tomek Kireńczuk, mój zastępca, będzie sprytny i uda się mu wyjaśnić gościom, o co chodzi – może być spory sukces. Wcześniejsze inscenizacje Dziadów nie dawały na to szansy. Rychcik też nie osiągnął pełni, ale był blisko.

 

CIEŚLAK Czy ma Pani poczucie, że reżyserzy, których Pani zaprosiła na „Dialog” i spektakle, jakie Pani pokazała na festiwalu – wpłynęły na polski teatr?

 

MEISSNER Tak, a jednocześnie wiem, jak taka satysfakcja jest złudna. Zdaję sobie sprawę z tego, że „Dialog” miał wpływ na polskie spektakle oraz widownię, ale mam też świadomość, że ludzie mogą tego nie wiedzieć albo nie pamiętać. Najważniejsze jest to, czy wypełniłam istniejącą wcześniej lukę, bo przecież poczynając od toruńskiego „Kontaktu”, kierowałam się poczuciem braku dostatecznej wiedzy na temat teatru w Europie i na świecie. Pomyślałam sobie, że tak nie może dłużej być, bo to swego rodzaju kalectwo: przecież teatr jest głosem społeczeństw, poprzez teatr się poznajemy. W Toruniu byłam pewna, że zanim spojrzę dalej, muszę rozejrzeć się wokoło. Na „Kontakcie” przedstawiłam Eimuntasa Nekrošiusa, ale też Krystiana Lupę, który dostawał tam pierwsze nagrody. Tak naprawdę trudno mi oddzielić „Kontakt” od „Dialogu”. W Toruniu wszystko się zaczęło, a we Wrocławiu kontynuowałam swoje poszukiwania. A biorąc pod uwagę międzynarodowy, globalny charakter „Dialogu” – więcej mogłam pokazać zjawisk i artystów wcześniej nieznanych. Myślę też o oddziaływaniu „Dialogu” na zagraniczne festiwale, które zaczęły powtarzać spektakle po wrocławskiej prezentacji. Tak było na przykład z maleńkim spektaklem Simulacro w reżyserii Marca Layera Campanii La Re-sentida z Chile, która stała się rozpoznawalna w Europie właśnie na „Dialogu”. Drugim takim spektaklem była Apokalipsa 1,11 Fernanda Bonassiego w reżyserii Antônia Araúja z Teatro da Vertigem z São Paulo. Prawda jest taka, że nawet jeśli poważni południowoamerykańscy artyści pokazują na prestiżowych festiwalach w Ameryce Łacińskiej swoje spektakle – pozostają na świecie niezauważeni.

 

CIEŚLAK Trzeba pokazać się na ważnym europejskim festiwalu, takim jak „Dialog”, gdzie są obecni ważni europejscy kuratorzy?

 

MEISSNER Tak. Ale generalnie warto jeździć do Ameryki Łacińskiej, a zwłaszcza do Santiago de Chile, gdzie festiwal organizuje słynna Carmen Romero. Ma ambicje prezentowania teatrów dwóch Ameryk, ale to się jej nie udaje, bo Ameryka Północna obecnie jest teatralnie nieciekawa. Za to przedstawienia z południowej Ameryki są fascynujące, zmysłowe, a jednocześnie krytyczne wobec rzeczywistości. Tam twórcy szukają nowego języka teatru, podczas gdy w Ameryce Północnej nie ma atmosfery na dobry teatr. Miejmy nadzieję, że to chwilowy problem. Tymczasem w Brazylii, Chile i w Argentynie ciągle się coś dzieje, ciągle coś buzuje. A Carmen ściąga te wszystkie nowe zjawiska na swój festiwal.

 

CIEŚLAK Czy można znaleźć wspólny mianownik tematyczny dla tych spektakli?

 

MEISSNER Każdy spektakl, który zaprosiłam z Ameryki Łacińskiej, był oryginalny zarówno jeśli chodzi o formę, jak i temat, dlatego nie można ich wrzucić do jednego worka. Natomiast wspólna i charakterystyczna jest pazerność na życie, wobec życia. Na przykład Apokalipsa 1,11 zakorzeniona była w więziennym buncie, który zdarzył się naprawdę, ale to był tylko punkt wyjścia, bo zadawała kardynalne egzystencjalne pytania dotyczące naszego przyjścia na świat, życia i śmierci. Mieszały się postaci rzeczywiste i nierzeczywiste. Z kolei w Simulacro teatralna młodzież stawiała pytanie, co robimy w tym zadupiu, jakim jest dla nich Chile? Co ja tu robię, co powinienem robić? Myślę, że Ameryka Łacińska jest ciekawa nie tylko pod względem teatralnym. Tam zaraz coś wybuchnie i trzeba tego pilnować, obserwować. Coś się tam szykuje. Za duża jest mieszanina różnych żywiołów – żeby nie eksplodowała czymś nowym. Tymczasem Europa się wypala.

 

CIEŚLAK Europejski teatr zjada własny ogon?

 

MEISSNER Aż taką pesymistką nie jestem. Jestem szaloną patriotką Europy. Nie wyobrażam sobie światowego teatru bez starego kontynentu. Bez amerykańskiego – dałoby się wytrzymać. Bez europejskiego – już nie.

 

CIEŚLAK To co złego dzieje się z Europą?

 

MEISSNER Wszyscy artyści rozsiedli się w swoich wygodnych fotelach. To typowy przejaw okresu przejściowego, kiedy dzieje się mniej ciekawych rzeczy. Choć może wybuchną zaraz nowe zjawiska, bo Europa zawsze była bogata, jeśli chodzi o rezerwy i zaplecze.

 

CIEŚLAK Co Pani ujawni, jeśli chodzi o rezerwy tegoroczne?

 

MEISSNER Najpierw powiem o Ivo van Hove, który pokazał na „Dialogu” wspomniane już Tragedie rzymskie według Szekspira. Teraz przywiezie dwa bergmanowskie spektakle Szepty i krzyki oraz Po próbie/Persona z Toneelgroep Amsterdam. Bergman był dla nas zawsze ostry, a wręcz drastyczny, a jednak na tle van Hove’a pan Ingmar wypada łagodnie jak baranek. Jeśli chodzi o nowości – zaprosiłam Niemkę Susanne Kennedy, która wychowała się i kształciła w Holandii. I bardzo dobrze. Kennedy dopiero zaczyna, ale to, jak czyta tekst dramatyczny, jest niebywałe. Pokażę dwie jej rzeczy. Pelikana Strindberga, którego zrobiła w Toneelgroep Amsterdam, czyli rzecz o matce pożerającej własne dzieci, jednocześnie udającej, że bardzo je kocha, i żądającej opieki. Ivo jest chyba o ten spektakl zazdrosny.

 

CIEŚLAK Jak matka ze Strindberga?

 

MEISSNER W każdym razie nie zgodził się na teatralną prezentację przedstawienia. Dlatego wzięłam rejestrację filmową, a także Warum. Dlaczego pan R. wpada w szał? z monachijskiego Kammerspiele, gdzie Kennedy pracuje na stałe. Znakiem szczególnym tej młodej reżyserki jest niespotykanie oryginalna forma. Potrafi odebrać aktorom prawo głosu i podporządkować ich sceniczne zachowania ścieżce dźwiękowej.

 

CIEŚLAK Większość z nas musi się wpisać w pewien format.

 

MEISSNER Różnie można to interpretować. A to tylko jeden z wielu jej zabiegów. Generalnie zależy jej na odteatralnieniu teatru i szukaniu nowych dróg. Dodam, że Suzanne Kennedy jest niepozornym dziewczęciem. Ale ma niesamowitą wyobraźnię.

 

CIEŚLAK Już podczas drugiej edycji w 2003 roku pokazała Pani Luka Percevala i jego Sen o jesieni.

 

MEISSNER Pokazał też we Wrocławiu przepięknego Wujaszkę Wanię, w którym ograniczył emocjonalne rozbuchanie aktorów. Reżyserzy, kiedy mają pieniądze, wymyślają różne dziwne, monumentalne rzeczy. Perceval poszedł wtedy inną drogą. Na scenie były tylko kotara, rząd krzeseł i aktorzy, którym zabrał możliwości teatralnej ekspresji, gestykulowania. Grali od krzesła do krzesła, a jednak wytworzyli takie napięcie, które udowodniło, że jest ważniejsze niż ruch sceniczny. Chyba właśnie tego szukają ci najciekawsi reżyserzy. Ale teraz Perceval jest w Hamburgu w Thalia Theater. Niestety, popada w rutynę, która grozi wszystkim najlepszym. Obejrzałam ostatnio kilka spektakli Luka i uznałam, że trzeba sobie zrobić od niego odpoczynek. Niech przestanie być więźniem własnego stylu.

 

CIEŚLAK Stworzyła Pani „Dialog” i zdecydowała się rozstać z festiwalem po tegorocznej edycji. Będzie Pani pomagała przy następnej?

 

MEISSNER Będę, a przy kolejnych też będę na każde zawołanie. Chciałabym, żeby przejęcie dyrekcji przez Tomka Kireńczuka odbyło się płynnie, co u nas jest niezwykle rzadkie. To była moja inicjatywa. Zmiana powinna się dokonywać co osiem lat, co dekadę.

 

CIEŚLAK Tegoroczną edycję zatytułowała pani Świat bez Boga.

 

MEISSNER Spektakle, które zaprosiłam, pokazują świat bez ustalonych wartości, świat, w którym zhierarchizowana moralność nie istnieje. Pozbawieni istotnych punktów odniesienia, błądzimy w tym świecie na ślepo, szukając czegoś, co pozwoli nam poczuć się dobrze, czegoś, co pozwoli nam zawyrokować o tym, co jest dobre, a co złe. Utraciwszy kierunki i znaki, gubimy się i przestajemy się ze sobą spotykać, przestajemy ze sobą rozmawiać, bo porządki i hierarchie, które tworzymy na własne potrzeby, niewiele mają ze sobą wspólnego. Nie mając wiarygodnego kryterium dla postępowania i działania, coraz częściej zadajemy sobie pytanie, dla kogo i po co żyjemy. W imię czego działamy? Nie znajdując na te pytanie odpowiedzi lub znajdując takie, które są łatwe do podważenia, pogrążamy się w chaosie. Świat bez Boga to po prostu życie w chaosie.