10/2015
Uwagi na stronie: Ideologiczne wolty

Jacek Labijak

Uwagi na stronie: Ideologiczne wolty

Pod koniec sierpnia czasopisma sporo miejsca poświęciły objęciu stanowiska dyrektora artystycznego Teatru Polskiego w Poznaniu przez Macieja Nowaka, który skądinąd nie brał udziału w konkursie z powodu braku wyższego wykształcenia. Nowak udzielił kilku wywiadów, w tym dla „Gazety Wyborczej”, z którą od osiemnastu lat jest związany. Zapowiedział w nim, że uczyni z poznańskiej sceny „wzorcowy teatr publiczny”. Kłopotliwy nieco okazał się dla niego widniejący na frontonie budynku Teatru Polskiego od 1875 roku napis „Naród sobie”. Bowiem zaledwie trzy lata temu w spektaklu Krzysztofa Garbaczewskiego, powstałym na tej scenie, a będącym dekonstrukcją Balladyny, pojawił się on w kształcie nawiązującym do bramy nazistowskiego obozu w Auschwitz. „Chcemy zdefiniować – tłumaczy pokrętnie Nowak – co dziś znaczy to »Naród sobie«. Nie trzeba tego wiązać, jak to się czasem dzieje, z ideologią nacjonalistyczną. W znaczeniu słowa »naród« jest także lud, społeczność”. Identycznie jak w przypadku obchodów dwustupięćdziesięciolecia polskiego teatru, Nowak ze względu na lewacką odrazę do faszyzmu usiłuje więc ignorować istnienie narodu jako ukształtowanej historycznie wspólnoty kulturowej i politycznej.

Tym bardziej zaskakująca jest w jego wywodach rewizja dotychczasowego programu nowej lewicy w teatrze, opartego na dewastowaniu narodowej tradycji i kwestionowaniu przekonań konserwatywnej części publiczności. Nowak, który ów program od 2004 roku skutecznie narzucał polskiemu teatrowi, ma obecnie wątpliwości „czy metoda »krytyczna« w sztuce dalej działa, czy konieczne jest bycie w nieustającej polemice” z widzami. Zastanawia się, „na ile można wspierać społeczność, a nie z nią walczyć” oraz „podpowiadać rozwiązania, które służą budowaniu konsensusu i porozumienia”, gdyż „kraj podzielił się dziś na dwa szczepy, które ze sobą w ogóle nie umieją rozmawiać” i „skutkuje to coraz większą agresją, wyniosłością z jednej, a pogardą z drugiej strony”. Uznaje za szkodliwe „wojny kulturowe oraz podziały, które one wytwarzają”, służące często odwracaniu uwagi opinii publicznej od realnych problemów ekonomicznych i społecznych. Przeprowadzającego rozmowę Witolda Mrozka zbulwersowała zgodna z konstatacjami prawicowych publicystów sugestia Nowaka, że wojnę kulturową wywołali „geje, lewica i liberałowie”, przenosząc ją do Polski z Zachodu. Oburzył się, że Nowak nie dostrzega „agresywnych wypowiedzi Episkopatu, prawicowej nagonki”, jakby diagnoza nie dotyczyła kultury, a zwłaszcza teatru. W tej dziedzinie zaś byłby w stanie przywołać jedynie – mające charakter defensywny – protesty katolików przeciwko prezentacjom scenariusza Golgoty Picnic, a właśnie podczas zorganizowanej w Poznaniu Nowak poznał obecnego prezydenta miasta popierającego jego kandydaturę na dyrektora Polskiego. Nowak pod wpływem presji Mrozka wprawdzie przyznał, że także „z drugiej strony jest agresja”. Dodał jednak: „Ale to za »naszą« stronę czuję się odpowiedzialny. Uderzam się więc w swoją pierś, a nie w cudzą”.

Pozostaje mieć nadzieję, że Nowak po złożeniu tej samokrytyki naprawdę podejmie próbę urzeczywistnienia na gruncie teatru – przejętego od prawicy – programu odbudowywania wspólnoty narodowej, a jego śladem pójdą pozostali ideolodzy i twórcy z kręgu „Krytyki Politycznej”. Gdyby tak się stało, dziesięcioletnia dominacja teatru krytycznego będzie może już wkrótce uznawana za okres błędów i wypaczeń, podobnie jak czas obowiązywania realizmu socjalistycznego.

W każdym razie nie można tego wykluczyć, bo z kolei dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu, Krzysztof Mieszkowski, pod koniec sierpnia zdecydował się kandydować do parlamentu z listy partii Nowoczesna.pl, reprezentującej skrajny liberalizm ekonomiczny. Dość, że lider tego ugrupowania działał dotąd w interesie zagranicznych banków i spekulantów giełdowych bądź globalnych korporacji. Mieszkowski objąwszy w 2006 roku dyrekcję Teatru Polskiego, nadał mu oblicze radykalnie lewicowe za sprawą przedstawień Moniki Strzępki, Wiktora Rubina czy Michała Zadary. Zawsze też, gdy władze samorządowe województwa dolnośląskiego starały się narzucić mu dyscyplinę finansową, żeby zapobiec notorycznemu zadłużaniu teatru, i w tym celu wprowadzić menadżera na stanowisko dyrektora naczelnego – prezentował się jako obrońca instytucji społecznej zagrożonej przez neoliberalną politykę rządzących partii, obojętnych wobec kultury. Pod koniec lipca, przy okazji wyjazdowego posiedzenia rządu Platformy Obywatelskiej we Wrocławiu, odrzucony został, sformułowany przez Mieszkowskiego i popierany przez lokalną „Wyborczą”, postulat przekształcenia Teatru Polskiego w trzecią dramatyczną scenę narodową finansowaną z budżetu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Zapewne po tej porażce Mieszkowski postanowił szukać rozwiązania permanentnych problemów finansowych Teatru Polskiego w gronie zwolenników turbokapitalizmu, będących potencjalnymi jego mecenasami, i zdecydował podjąć się w wypadku wygrania wyborów dodatkowych obowiązków posła.