12/2015

Mowa ptaków

„Język, choćby najbardziej twórczy, nie będzie urzekał, jeżeli nie kryje się pod nim prawda bohatera czy zdarzenia” – mówi Malina Prześluga w rozmowie z Szymonem Kazimierczakiem.

Obrazek ilustrujący tekst Mowa ptaków

archiwum prywatne

 

SZYMON KAZIMIERCZAK Pełno Twoich sztuk w polskich teatrach. Zresztą nie tylko Twoich – od paru lat obserwujemy wielki boom na nową dramaturgię dla dzieci…

 

MALINA PRZEŚLUGA Niedawno wróciłam z Moskwy, gdzie prowadziłam wykład połączony z warsztatami dla rosyjskich dramatopisarzy. Kiedy opowiadałam o dramaturgii w Polsce, padło zaskakujące pytanie, dlaczego wybrałam sobie tak trudny, nieintratny zawód. Okazało się, że ich teatr dla dzieci wygląda jak nasz piętnaście lat temu – nie wystawia się tam współczesnej dramaturgii w ogóle. Ten wykład był więc dla mnie bardzo łatwy, bo wszystko, co mówiłam, było dla nich fascynujące. (śmiech) Przez to porównanie zdałam sobie sprawę, jak dobrze się u nas dzieje.

 

KAZIMIERCZAK Jak myślisz, skąd w nas ten głód nowych sztuk?

 

PRZEŚLUGA W wymiarze pragmatycznym duże zasługi mają takie instytucje, jak na przykład poznańskie Centrum Sztuki Dziecka, które o te teksty walczy i poprzez konkurs zachęca twórców do pisania, a później zajmuje się dystrybucją i promocją. Trudniej natomiast odpowiedzieć na pytanie, skąd bierze się na nową dramaturgię popyt wśród widzów, który jest niezaprzeczalny. Na pewno ogromne znaczenie ma tu prężnie rozwijająca się pedagogika teatru, która paradoksalnie edukuje przede wszystkim dorosłych w dziedzinie kontaktów z dzieckiem – poprzez teatr. Ogromną wartością teatru jest także, a może przede wszystkim to, że jest on miejscem niezapośredniczonego spotkania człowieka z człowiekiem, a nie człowieka z ekranem. A może to wiąże się też z tym, że dzisiejsze dzieci patrzą już na rzeczywistość zupełnie inną od tej, która jest zapisana w przysłowiowym Czerwonym Kapturku?

 

KAZIMIERCZAK Może siła Czerwonych Kapturków i Calineczek się wyczerpała? Coraz więcej jest sztuk dla dzieci – jak choćby Twój Dziób w dziób – w których słychać głosy współczesnych ulic i podwórek.

 

PRZEŚLUGA Nie neguję wartości klasyki, która nie bez powodu przetrwała tyle setek lat. Zresztą chyba większość pisarzy marzyłaby, żeby ich teksty były w przyszłości takimi Czerwonymi Kapturkami. Ale też uważam, że nie możemy pozostać wyłącznie przy archetypicznych tematach, ubranych w staroświeckie szaty. Dziś dzieci, które chodzą do teatru, czyli w większości dzieci z miast, niestety nie widują już wilków, krówek i świnek – te zwierzęta są dla nich egzotyczne i obce. Chodzi zresztą o coś wiecej. W Jasiu i Małgosi dzieci są porzucane w lesie, bo rodzicom się nie powodzi – nie wiem, czy ten schemat na poziomie psychologii trafi dziś do dziecka. Do tego dochodzi też kwestia języka. Z jednej strony język w teatrze powinien być wzbogacający, odkrywczy, z drugiej jednak musi czerpać z dzisiejszej potoczności, to powinien być język, którym dziś się wszyscy komunikujemy.

 

KAZIMIERCZAK Język jest jednym z głównych budulców i zarazem tematów Twojej twórczości. Przynajmniej od sztuki Chodź na słówko, gdzie bohaterem jest Język Polski, który, jak sam o sobie mówi, jest chory…

 

PRZEŚLUGA Staram się traktować język jako narzędzie. On jest nośnikiem treści, ale nie powinien być bohaterem samym w sobie. Gry językowe służą u mnie opowieści o świecie. Gdybym wyłącznie na nich opierała swoje teksty, byłoby to przecież pustosłowie. Sam język, choćby najbardziej twórczy, nie będzie urzekał, jeżeli nie kryje się pod nim prawda bohatera czy zdarzenia. Jeżeli język stawia opór, to znaczy, że coś jest nie tak z krwiobiegiem opowieści.

 

KAZIMIERCZAK Tymczasem, głównie w Twoich tekstach dla dorosłych, z językiem ciągle jest coś nie tak. W drukowanej w „Dialogu” sztuce Pustostan język na pewno nie jest narzędziem komunikacji bohaterów, oni za jego pomocą „wypluwają” swoje lęki i frustracje, ale nie można powiedzieć, że się nim komunikują.

 

PRZEŚLUGA Kryzys języka, w ogóle słowo „kryzys”, to dla dzisiejszych autorów szalenie nośne i zdecydowanie nęcące tematy. „Polska w kryzysie” – przy okazji wyborów od dłuższego czasu słyszymy to hasło… W Pustostanie dzięki rozpadowi języka pokazuję rozpad postaci. Lubię mówić o tym tekście, że to dramat pudełkowy – w opozycji do kompozycji szkatułkowej. Nie ma tam więc szkatułek ułożonych jedna w drugiej, ale stojące obok siebie pudełka, jakby porzucone po przeprowadzce. Każdy bohater siedzi w takim pudełku – we własnych czterech ścianach. Zamiast komunikacji – zamknięte pustostany.

 

KAZIMIERCZAK W kluczowej scenie Zbawienia przyznajesz się w didaskaliach do bezradności: „Nie wiem, jak wygląda zbawienie, przyznaję”.

 

PRZEŚLUGA To kwestia uczciwości. Często w analizach i wystawieniach moich tekstów pewne sensy są nadbudowywane, ale pisząc, nie jestem w stanie oszukiwać, że dokładnie wiem, na czym polega zbawienie. Myślę zresztą, że taki przykład może świadczyć o sile danego tekstu – pewne rzeczy, choć istnieją, są niemożliwe do opowiedzenia, a próby opowiadania ich zawsze będą je wypaczały i umniejszały. Sprawy takie, jak zbawienie, można zostawić poza językiem.

 

KAZIMIERCZAK Po Pustostanie z dusznego mieszkania wyszłaś na miasto i namalowałaś znacznie rozleglejszy krajobraz. Myślę o Twojej najnowszej sztuce – Garnitur prezydenta.

 

PRZEŚLUGA Zaczęłam o niej myśleć jakiś czas temu, kiedy szłam ulicą. Przechodziłam obok strasznie drogiego, wyczyszczonego na błysk samochodu. Dokładnie w momencie, kiedy go mijałam, spadła na niego z nieba ogromna ptasia kupa i zabryzgała go kompletnie – to musiał być jakiś orzeł. (śmiech) Ten kontrast początkowo mnie rozbawił, ale chwilę później dało mi to do myślenia, moja wyobraźnia zaczęła pracować na zupełnie absurdalnych obrotach: a co będzie, jeżeli teraz przyjdzie właściciel samochodu, który jest bardzo ważnym człowiekiem, i o tę ptasią kupę oskarży jakichś swoich wrogów? Może będzie miał na tyle władzy i wpływów, że sprawi, że w tę jego spiskową teorię uwierzą inni. To mogłoby stać się zaczątkiem emanacji nienawiści, mogłoby zacząć napędzać strach. O tym właśnie jest ten tekst: o błahej rzeczy, która nakręca machinę histerii i nienawiści, doprowadzając do wojny. Samochód co prawda zamieniłam na garnitur i wyprowadziłam akcję w umowne miasto, czyli właściwie w kraj – i to nie byle jaki, bo nasz. Nie dało się tego tematu ograniczyć do przestrzeni jednego mieszkania.

 

KAZIMIERCZAK Uważasz, że to specyficznie polski mechanizm?

 

PRZEŚLUGA Nie wiem, znam głównie tę naszą rzeczywistość i do niej się odnoszę. Nie umiałabym pisać na podstawie researchu, jak robią niektórzy dramatopisarze. Szanuję autorów, którzy mają w sobie tyle głodu miejsc, w których nie funkcjonują na co dzień, że potrafią miesiącami przygotowywać się merytorycznie do takiego pisania. Mnie brakowałoby cierpliwości, lubię pisać o sprawach, o których nie tylko już coś wiem, ale o których mam też jako tako ugruntowaną prywatną opinię, żeby nie musieć jej budować na potrzeby konkretnego tekstu. Dlatego w moich sztukach dla dorosłych widać specyficzne dla nas tematy, choćby polską rodzinę…

 

KAZIMIERCZAK W Garniturze prezydenta mamy właściwie tylko powidoki tego tematu. Myślę o dwóch postaciach kobiecych: Annie Kowalskiej, której mąż przebywa ciągle na Delegacji, oraz Słowikowej, która straciła swojego Słowika.

 

PRZEŚLUGA Te postaci to swojego rodzaju figury statystyczne. Anna Kowalska jest taką pierwszą lepszą, everywoman. Słowikowa to postać z wiersza Juliana Tuwima Spóźniony słowik. Może przez to, że ona nie jest człowiekiem, tylko ptakiem, a ptaki mają inny rozum, jest prawdziwsza niż wszyscy ludzie razem wzięci. Ona nie daje się wikłać w tę siatkę strachu, bo jest skoncentrowana na tym, by odbudować swoje życie.

 

KAZIMIERCZAK Z kolei poprzez wierszyk Juliana Tuwima Ptasie radio opowiadasz o mediach.

 

PRZEŚLUGA W naszej rzeczywistości siłą napędzania strachu, propagandy, ale i pozytywnych wartości są wszechobecne i wszędobylskie media. One w dużej mierze ustawiają naszą rzeczywistość, wybierając twarze, tematy, o których my będziemy potem rozmawiali przy kawie. Ten tuwimowski archetyp okazał się bardzo pomocny, bo nie chciałam pisać tylko o TVN-ie i tylko o Radiu Maryja, tylko chciałam pokazać ten kociokwik, nieprowadzący do niczego wielogłos. Dużo w tym tekście ptaków, może dlatego, że ptasie figury są w naszym kraju istotne jako symbole.

 

KAZIMIERCZAK Tak jak ludowy Bocianek i państwowy Orzełek. Polskie imaginarium w Twoim dramacie to także postaci wieszczów: Słowackiego i Mickiewicza.

 

PRZEŚLUGA Mickiewicz nigdy do mnie nie trafiał. Miałam zawsze wrażenie, że Dziady to efekt jakiegoś nie do końca uświadomionego furor poeticus, chaosu, który od początku aż do teraz ubierany jest w przypadkowe konstrukcje analiz i przeinterpretowywany na tysiąc sposobów. W mojej sztuce chciałam wieszczów uczłowieczyć, pokazać ludzi, którzy sobie nie radzą z tym, co tu widzą. Nie wiem, czy to ich duchy, czy też żywe, pasywne pomniki, które stoją w mieście. Oni tu jednak są i w pewnej swojej niemocy, bezradności nie reagują tak, jakbyśmy oczekiwali. Z jakąkolwiek emfazą opowiadamy dziś dzieciom w szkołach o tych artystach, musimy pamiętać, że to byli ludzie, którzy podejmowali wybory, poszukiwali, popełniali błędy. Tak też chciałam ich pokazać – cały świat tego tekstu zbudowany jest zresztą wokół nietrafionych wyborów.

 

KAZIMIERCZAK Mickiewicz w pewnym momencie wypowiada bardzo poważną kwestię: „Ten język nie zniesie więcej umierania”. Kolejna granica języka.

 

PRZEŚLUGA To ważne zdanie.

 

KAZIMIERCZAK W pewnym momencie Twój dramat się psuje, rozpada, następuje dziwna katastrofa.

 

PRZEŚLUGA I tam jest prawdziwy kryzys języka. Nie ma słów.

 

KAZIMIERCZAK Potem dramat rusza od nowa…

 

PRZEŚLUGA Kończy się wojna.

 

KAZIMIERCZAK I jako pierwszą postać wprowadzasz gaworzące dziecko.

 

PRZEŚLUGA Wojna niszczy wszystko, również język. Nie umiemy o tej wojnie opowiadać, choć próbujemy. Po każdej wojnie całe pokolenie musi poddać się swoistej terapii – skończył się świat, jaki znało, ono samo się skończyło i skończył się język do opowiadania o świecie. Można posługiwać się tylko półsłówkami, dukać monosylabami, strzępić język, by wyzwolić nienazywalne emocje. Wszystkie pojęcia tracą sens, pozostaje gaworzenie. Po wojnie jesteśmy jak dzieci, na nowo uczące się mówić. Można postać Dziecka w mojej sztuce nazwać promykiem nadziei, jeśli bardzo potrzebujemy takiej nadziei szukać.

 

KAZIMIERCZAK W Twoich sztukach dla dorosłych na ogół nie ma happy endów.

 

PRZEŚLUGA Rzeczywiście, nie jestem tu przywiązana do szczęśliwych zakończeń. W przypadku sztuk dla dzieci nie umiałabym chyba zakończyć tekstu jednoznacznie źle, choć na przykład mój Pręcik kończy się, powiedzmy, nostalgicznie.

 

KAZIMIERCZAK A czy w Garniturze prezydenta nie mógłby pojawić się dzielny wróbel Przemek ze sztuki Dziób w dziób, który uświadomiłby bohaterom, że ich strach jest wyimaginowany?

 

PRZEŚLUGA Znowu te ptaki! Jednak w tym tekście lęki nie są wyimaginowane. Zaczyna się od tego, że jakiś ptak nasrał na garnitur prezydenta, a prowadzi to do prawdziwej wojny światów. Ale tak naprawdę w końcu pojawia się postać, o której mówisz. To jest Mężczyzna z toi toia, który całą tę wojnę przesiedział w toalecie i jako jedyny nie jest dotknięty traumą. Posługuje się normalnym językiem, ale kiedy zostaje poproszony, by opowiedział o wojnie, mówi, że jego przecież nie było, że nie wie nic. Ale paradoksalnie tylko on ma narzędzia, by o niej mówić. Opowiada więc o wszystkim tym, co wojną nie jest. O świecie, który został utracony. Na końcu sztuki natomiast znów pojawia się Tuwim: „I kręci się, kręci koło za kołem, i biegu przyspiesza i gna coraz prędzej, a dokąd, a dokąd, a dokąd…”. Kto wie, czy za chwilę nie będzie kolejnej wojny.

 

KAZIMIERCZAK Myślisz teatrem, pisząc?

 

PRZEŚLUGA Nie. Pisząc Garnitur prezydenta, nie mam pojęcia czemu, widziałam Wałbrzych. Nie mam z tym miejscem żadnych związków, byłam tam może trzy razy w życiu. Moje teksty osadzają mi się zwykle w konkretnej rzeczywistości, w której dzieją się nierzeczywiste już zdarzenia. Nie pytam dlaczego, przyjmuję ją jak leci.

 

KAZIMIERCZAK Pytam, bo wiele Twoich postaci ma, jak zapewne powiedziałaby Halina Waszkiel, autorka monografii Dramaturgia polskiego teatru lalek, ogromny potencjał lalkowości.

 

PRZEŚLUGA Potencjał lalkowości rozumiem jako potencjał nie-człowieczeństwa. To znaczy, że pewne postaci będą autentyczniejsze, jeżeli nie będziemy za nie przebierać aktora, który posiada niepasującą do danego bohatera fizyczność. Pisząc, wyobrażam sobie często filmy animowane, które w skali jeden do jednego podążałyby za moją wyobraźnią. Teatr technologicznie często nie jest w stanie pokazać moich tekstów tak, jak żyją one w mojej głowie.

 

KAZIMIERCZAK A jakie doświadczenia teatralne i literackie zbudowały Cię jako pisarkę?

 

PRZEŚLUGA To duże pytanie, na osobną rozmowę! W ogromnym skrócie – myślę, że wszystko zaczęło się we wczesnym dzieciństwie. Moi rodzice czasem nagrywali mi książki na magnetofon szpulowy, sami robili słuchowiska z podziałem na głosy – to była chyba pierwsza teatralizacja, z jaką miałam do czynienia w życiu, w dodatku tworzona przez najbliższe mi osoby, a więc doskonała. Bardzo dużo w dzieciństwie czytałam. Skrupulatnie prowadziłam też tak zwany zeszyt lektur, gdzie opisywałam skrótowo każdą przeczytaną książkę i robiłam własne ilustracje. Troszkę później, pod koniec podstawówki, zakochałam się w poezji Białoszewskiego i tworzyłam własną, mocno nim inspirowaną. Wiersze pisałam jeszcze przez całe liceum, moi rodzice wydali z nich tomik, na osiemnaste urodziny dostałam sto egzemplarzy własnego zbioru wierszy, to było coś! Niedawno wróciłam sobie do nich i ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że nie są totalną grafomanią. Bardzo ważną osobą był też mój licealny polonista – Michał Ratajczak z poznańskiego LO im. Marii Magdaleny. Widział, jak lubię pisać i dawał mi nadprogramowe zadania specjalne – miałam na przykład opisać swój pokój na dziesięć różnych sposobów, w dziesięciu różnych stylach. Potem chwalił albo mocno krytykował, ale zainteresowanie, jakim mnie obdarzył, dawało napęd, żeby próbować, szukać własnej formy wyrazu. Równolegle zaczęłam interesować się teatrem. Było kółko teatralne, do którego chodziłam blisko osiem lat, były letnie warsztaty, potem dwie próby dostania się do szkół aktorskich – bez powodzenia. Dziś myślę, że dobrze się stało. A pod koniec studiów kulturoznawczych odkryłam poznańskie Centrum Sztuki Dziecka i ich coroczny konkurs. Uważam, że bez czytania nie ma pisania, gdy chce się pisać, warto czytać dużo i wszystko, nie gardząc żadnym gatunkiem literackim, bo nawet najpodlejsza szmira zawiera w sobie jakiś wymyślony świat czy język, który może być inspiracją.

 

KAZIMIERCZAK Wspomniałaś Białoszewskiego, który przecież stworzył swój własny język dramatyczny. Jaką dramaturgię – dzisiejszą i dawniejszą – znasz i cenisz? Co z niej bierzesz dla siebie?

 

PRZEŚLUGA Wstyd się przyznać, ale dramaturgii czytam naprawdę niewiele. Tylko tyle, ile muszę, pracując jako dramaturg w teatrze lalek, do tego teksty zaprzyjaźnionych dramatopisarzy. Czasem kupuję „Dialog”, by wiedzieć, co aktualnie w trawie piszczy. Po licealnych zachwytach Beckettem, Genetem, Ionesco i Gombrowiczem nie przeżyłam już więcej takich uniesień. Chodzi też o to, że w moim pisaniu sporo kradnę, nie z literatury, ale z podsłuchanych rozmów, strzępków dialogów, z prasy, programów publicystycznych, nawet z reklam czy durnych filmików na YouTubie. Rzeczywistość gada do mnie nieustannie, te urywki składam we własną myśl. Boję się czytać za dużo tekstów dramatycznych, żeby niechcący nie przenieść ich niuansów do siebie. Biorąc udział w konkursie na dramat Wrocławskiego Teatru Współczesnego, który był inspirowany twórczością Różewicza, Karpowicza i Kajzara, celowo nie wróciłam do ich sztuk, tylko przypomniałam sobie sama w głowie, co mi w niej zostało po tym, gdy czytałam ich dawno temu.

 

KAZIMIERCZAK Lubisz inscenizacje swoich tekstów?

 

PRZEŚLUGA W dużej mierze tak, ale w reakcjach na te wystawienia zachowuję się nie jak poważny krytyk, ale rozentuzjazmowane dziecko. Kiedy widzę, że ktoś włożył pracę, żeby te teksty ożywały na scenie, mój obiektywizm zostaje za drzwiami. Ale owszem, zdarzały się realizacje, które mnie rozczarowały.

 

KAZIMIERCZAK A nie chciałabyś wejść w buty reżysera i realizować własne teksty?

 

PRZEŚLUGA Nigdy nie mówię nigdy, ale nie mam ani takich aspiracji, ani predyspozycji. Jestem konkretna w pisaniu, ale nie w gadaniu. Chyba byłoby mi głupio kazać innym ludziom coś robić. Raczej marzę, żeby trafić na reżysera i scenografa, z którym mogłabym podjąć długofalową, nie przygodną, współpracę, siedzieć w takim trio na próbach, jako dramaturg. Ale póki co pisanie daje mi totalne spełnienie.

 

KAZIMIERCZAK Zawodowo zajmujesz się już wyłącznie pisaniem?

 

PRZEŚLUGA Tak. Pracuję w poznańskim Teatrze Animacji jako dramaturg. Po sześciu latach orki w agencji reklamowej i robieniu rzeczy, w które nigdy nie wierzyłam, o czym wiedzą nawet moi byli szefowie, zajmuję się etatowo tym, co kocham i co umiem najlepiej. To bardzo dobry moment w moim życiu.
 

Malina Prześluga (1983)
polska dramatopisarka i autorka bajek. Dramaturg poznańskiego Teatru Animacji. Pisze przede wszystkim teksty dla dzieci, wystawiane w wielu polskich teatrach. Jej ostatnia sztuka dla dorosłych, Garnitur prezydenta, zdobyła nagrodę w konkursie Wrocławskiego Teatru Współczesnego Strefy Kontaktu.