1/2016

Anatomia człowieczeństwa

Psie serce Yany Ross porusza problem człowieczeństwa, empatii i solidarności, które przegrywają w starciu z polityką i ideologią, jednak bez zbędnego moralizowania czy narzucania widzom konkretnych poglądów.

Obrazek ilustrujący tekst Anatomia człowieczeństwa

fot. Micke Snadström

Michaił Bułhakow napisał Psie serce w 1925 roku i dość szybko za jego sprawą nabawił się kłopotów. Opowiadanie o psie Szariku, który w wyniku medycznego eksperymentu przeistacza się w człowieka, było satyrą na rzeczywistość po rewolucji proletariackiej i ideę nowego „człowieka radzieckiego”. Satyrą ostrą i czytelną. Nowy człowiek bowiem, dostawszy się w szpony ideologii, wykształcił bodaj najgorsze ludzkie cechy i zamienił życie swego twórcy, profesora Preobrażeńskiego, w istne piekło. Nic więc dziwnego, że pierwsze próby opublikowania tekstu spotkały się z odmową wydawców i rychło doprowadziły do rewizji w mieszkaniu autora i konfiskaty rękopisu. Publikacji opowiadanie doczekało się dopiero w 1987 roku.

W Polsce adaptacje Psiego serca kilkakrotnie trafiały na deski teatru. Prapremiera w Teatrze Dramatycznym w Płocku, w reżyserii Andrzeja Marii Marczewskiego, wyprzedziła o cztery lata rosyjskie wydanie opowiadania. Spektakl jednak z polecenia władz dość szybko zdjęto z afisza, ponoć na prośbę „radzieckich towarzyszy”. Ostatnio w płockim teatrze ponownie wystawiono Psie serce – spektakl w reżyserii Krzysztofa Prusa otworzył bieżący sezon. Niemal równocześnie premierę miała inscenizacja Yany Ross w Teatrze Miejskim w Uppsali.

Yany Ross przedstawiać nie trzeba. W ubiegłym sezonie bardzo silnie zaistniała w Polsce świetnym Koncertem życzeń, zrealizowanym w TR Warszawa w koprodukcji z Łaźnią Nową i festiwalem Boska Komedia. Niedawno na Spotkaniu Teatrów Narodowych można było zobaczyć Naszą klasę Tadeusza Słobodzianka w jej reżyserii (Litewski Narodowy Teatr Dramatyczny). Lada moment kolejna premiera: Jezioro Michaiła Durnienkowa, ponownie w TR Warszawa.

Realizując Psie serce, Ross wyjęła historię o profesorze i stworzonym przez niego nowym człowieku z radzieckiego kontekstu. Akcja jej spektaklu rozgrywa się współcześnie w Uppsali, choć właściwie mogłaby się rozegrać w wielu innych miejscach dzisiejszej Europy. Jednak wybór konkretnego, znanego widzom miejsca akcji wyostrza satyrę, zatem w przedstawieniu pojawiają się aluzje do szwedzkich realiów. Postaci noszą szwedzkie nazwiska, zamiast Szarika jest pies Ludde, pojawiają się elementy topografii miasta, słynna sieć szwedzkich supermarketów czy wreszcie Szwedzcy Demokraci, radykalnie prawicowa partia polityczna, a nawet nazwiska jej liderów.

Zamiast bolszewickiej rewolucji mamy kryzys związany z napływem uchodźców i wzrost nastrojów nacjonalistycznych. Szwedzki rząd boryka się z problemem braku tymczasowych mieszkań dla masowo przybywających Syryjczyków. W tej sytuacji do sławnego genetyka i chirurga plastycznego (w tej roli aktorka Anna Carlsson) przychodzi komitet domowy z nakazem udostępnienia części jego mieszkania-przychodni dla nowo przybyłych, „zanim rząd zdecyduje o ich deportacji”. Profesora jednak nie interesuje ani polityka, ani pomoc uchodźcom. Jako ceniony lekarz, z którego usług korzystają między innymi znani politycy i rządzący, może sobie pozwolić na odmowę. Dużego mieszkania potrzebuje do przyjmowania pacjentów i badań nad możliwościami odmładzania i „ulepszania” ludzi. W jednym z takich eksperymentów przeszczepia bezpańskiemu psu ludzką przysadkę mózgową. Jednak zamiast psa odmłodzić, zabieg zamienia go w człowieka.

Nowo stworzony lokator Profesora, próbujący uczyć się ludzkich zachowań i etykiety, szybko zaczyna sprawiać problemy. Jest nieokrzesany, niegrzeczny i coraz bardziej bezczelny, czym wyprowadza Profesora z równowagi. Na domiar złego zaczyna się zadawać ze zideologizowanymi członkami komitetu domowego, którzy dają mu do czytania manifest Breivika.

U podstaw tej uwspółcześnionej Bułhakowowskiej historii Yana Ross stawia pytanie o to, kto jest odpowiedzialny za wychowanie człowieka – najbliższe otoczenie czy społeczeństwo. A może jednak geny – wszak Profesor zajmuje się eugeniką, tak jak przez długie lata zajmowała się nią Szwecja. Wydawałoby się, że odpowiedzialność za uczłowieczonego psa spada na jego twórcę, jednak dla Profesora Ludde jest tylko wynikiem nieudanego eksperymentu i niechcianym kłopotem. Wyraźnie dystansuje się on do swojego tworu, zabrania mu spoufalania się i co najwyżej zasypuje go dalszymi zakazami bądź nakazami. Dla Szwondera, przewodniczącego komitetu domowego, Ludde to potencjalny poplecznik i narzędzie zemsty na Profesorze, który nie dość, że zadziera nosa, to, co gorsza, nie czuje nacjonalistycznych inklinacji – co według przewodniczącego jest równoznaczne z antypatriotyzmem. Na skutek takiego traktowania Ludde przeistacza się w bezczelnego cwaniaka, oszusta, a nawet złodzieja, i ostatecznie nikt nie chce mieć z nim do czynienia.

Nowe polityczno-społeczne tło wydarzeń rysuje się w spektaklu równie karykaturalnie jak u Bułhakowa. Niechęć do wspierania rządu w rozwiązywaniu problemu uchodźców czy wpłacania datków na rzecz szwedzkich sierot skutkuje oskarżeniami o brak patriotyzmu. Szwedzki dowód tożsamości okazuje się najważniejszym dokumentem na świecie. I choć Szwonder odmówiłby wydania go imigrantom, bez oporów zalegalizowałby istnienie Luddego. Z drugiej strony Profesor, który określa się jako kosmopolita i gardzi pseudopatriotycznymi hasełkami i narodowymi pieśniami, jakie co chwilę ktoś wyśpiewuje pod jego oknem, nie tylko ma w nosie los imigrantów. Przede wszystkim tęskni za dawnym ładem społecznym, za spokojnym i bezpiecznym „krajem, w którym kiedyś żyliśmy”, w którym każdy zajmował się tym, co do niego należało, nie spotykało się na każdym kroku domorosłych polityków i ideologów i nikt nikomu nie narzucał określonych poglądów czy działań. Tak naprawdę więc Profesor tęskni za krajem sprzed masowego napływu imigrantów. Jego prawdziwy stosunek do nich ujawnia się najdobitniej podczas sceny obiadu i dyskusji o zakąskach. Profesor mówi wówczas, że zimne zakąski pod zupę „jedzą wyłącznie imigranci. Każdy chociażby trochę szanujący się człowiek stosuje zakąski gorące”.

Do pytania o to, kto odpowiada za ukształtowanie człowieka, Ross dopisuje więc kolejne: o nasz stosunek do ludzi, którzy się od nas różnią. I nie chodzi tylko o imigrantów czy uchodźców. Również Ludde, który miał być przecież nowym, lepszym człowiekiem, nie spełnia oczekiwań ani Profesora, ani jego antagonistów z komitetu domowego. Tylko co tak naprawdę znaczy „lepszy” i czy ktokolwiek jest uprawniony do wydawania sądów na ten temat? Przecież Ludde, niegdyś sympatyczny piesek, teraz – łotrzyk, po części łączy w sobie cechy wszystkich tych, którzy próbują na niego wpłynąć. Wszak umie obserwować i wyciągać wnioski, i nie jest pozbawiony wolnej woli.

Psie serce Yany Ross porusza problem człowieczeństwa, empatii i solidarności, które przegrywają w starciu z polityką i ideologią, jednak bez zbędnego moralizowania czy narzucania widzom konkretnych poglądów. To zresztą nie w stylu Ross.

Owszem, dostaje się ksenofobom, nacjonalistycznym krzykaczom i pseudopatriotom, jednak główny akcent pada na europejski system wartości. Czy jeszcze jakieś wartości mamy, czy się do nich stosujemy, czy tylko wymagamy ich od innych? Ross wskazuje nam problem, bada go, przygląda mu się z różnych stron, wreszcie stawia pytania i zaprasza do dyskusji. Postawienie diagnozy zaś pozostawia widzom.

Nie przypadkiem używam tu medycznej metafory. Scenografia spektaklu bowiem przenosi nas do teatru anatomicznego, typowego dla dawnych uczelni medycznych. Taki teatr można też obejrzeć w Uppsali w słynnym Gustavianum, w którym dziś mieści się muzeum uniwersyteckie. Tylną ścianę sceny półkoliście zamykają dwie kondygnacje miejsc obserwacyjnych. Pod nimi, na środku sceny stoi elegancki stół na bogato rzeźbionych nogach. Wszystko wokół białe, niemal sterylne, z wyjątkiem wspomnianego stołu i ozdobnego czerwonego żyrandola, świadczących, że jesteśmy w gustownym mieszkaniu Profesora.

Jak na poziomie fabularnym w życie uczonego wkracza chaos, tak i na poziomie estetycznym następuje pewien zgrzyt. W zimnej i eleganckiej, szpitalnej przestrzeni sceny pojawiają się nieprzystające postaci: są tu karykaturalnie przerysowani pacjenci, jak choćby ten z przeszczepionym gigantycznym penisem, beztrosko biega żywy pies (Luddego w psiej postaci gra szkolona suczka); mieszają się teatralne konwencje, pojawiają się i rzucane na ścianę filmowe projekcje i umowna pantomimiczna scena operacji, wielokrotnie spektakl ociera się o slapstick, reżyserka obficie czerpie też z estetyki kiczu. Cały ten chaos osiąga kulminacyjny punkt w scenie cyrkowego występu, w którym uczestniczy Ludde, i psiej orgii z udziałem aktorów przebranych za wielkie różowe pudle. Całą tę popkulturową mieszankę spina i ucieleśnia uczłowieczony pies. Za jego sprawą ten pozorny estetyczny galimatias tworzy spójną całość. Grający rolę Luddego Mathias Olsson nie tylko świetnie stopniuje ludzką gestykulację i zwierzęce odruchy. Aktor umiejętnie porusza się też w narzuconej przez reżyserkę mieszance konwencji.

Psie serce Yany Ross zdaje się jednym z rozsądniejszych głosów w sprawie, która w ubiegłym roku tak poruszyła Europę. Mimo że spektakl mnoży pytania i prowokuje do przemyśleń, wychodzi się z teatru z poczuciem uczestnictwa w spokojnej i otwartej debacie. A może tylko tak to wygląda z perspektywy obywatela kraju, w którym o uchodźcach powiedziano już więcej, niż było trzeba, chociaż żadnego uchodźcy nikt tu jeszcze nie widział.

 

Uppsala Stadsteater
Psie serce Michaiła Bułhakowa
reżyseria Yana Ross
premiera 17 września 2015

krytyk teatralna, redaktorka i fotoedytorka „Teatru”. Współpracuje z Ośrodkiem Badań nad Polskim Dramatem Współczesnym.