2/2016
Obrazek ilustrujący tekst Fascynacje mistrza Adama

Fascynacje mistrza Adama

O Adamie Kilianie wiele już napisano. Nie mieliśmy jednak do tej pory książki o zakroju monografii, obejmującej życie i twórczość tego wybitnego artysty.

To zaniedbanie, by nie powiedzieć: grzech zaniechania, z nawiązką zrekompensował obecnie Teatr Lalka, wydawca albumu Adam Kilian. Fascynacje. Z nawiązką, bo album jest dwujęzyczny, w języku polskim i angielskim (co ułatwia dotarcie do czytelnika za granicą). Otrzymaliśmy rzecz cenną, która łączy w sobie cechy albumu, a więc przedmiotu pięknego, mającego służyć przede wszystkim estetycznej kontemplacji, oraz publikacji o charakterze popularnonaukowym, wzorowo porządkującej zarówno biografię, jak i dorobek artysty.

O walorach albumowych powiem wprost, że zasługują na uhonorowanie jako Najpiękniejsza Książka Roku – i byłoby dobrze, gdyby zauważyły to stosowne gremia przyznające takie wyróżnienia. Ten album po prostu cieszy oko. Z wielkim smakiem opracowany graficznie i typograficznie, ma swoją wyrazistą linię narracji plastycznej, w której znaczy nie tylko każde miejsce ulokowania ilustracji, ale także jej format. Wszystko jest starannie przemyślane i zhierarchizowane, wyważone i skontrastowane; od ilustracji wielkości znaczka pocztowego po imponujące, rozkładane alonże. Nie ma też niczego zbędnego. Jest tylko to, co naprawdę reprezentatywne. Toteż przeglądając ten album, uzyskujemy całościowy obraz bogactwa sztuki Kiliana, przywołanej we wszystkich tematycznych i stylistycznych odmianach; w interdyscyplinarnej i wielogatunkowej aktywności artysty.

Taka jest linia główna, powiedziałabym „metalinia” albumu, jego esencja, natomiast sumiennie przedstawione są także wszystkie przestrzenie działań artystycznych Adama Kiliana: teatr lalkowy, teatr dramatyczny, grafika, film animowany i telewizja. Toteż, jak na dłoni, rysują się tutaj obecne w tytule albumu „fascynacje”, czyli olśnienia, oczarowania, a nawet urzeczenia zdumiewająco trwałe w przypadku sztuki rodzimej, sztuki ludowej (w tym rzeźby) i sztuki naiwnej (w tym kiczu), którym Kilian od lat pozostaje wierny. Ale również sztuka europejska niejednokrotnie inspirowała go do poszukiwań nowych rozwiązań i przełamywania tych świetnie już sprawdzonych, podobnie jak sztuka Wschodu (Pańczatantra, czyli mądrości Indii ksiąg pięcioro, 1973). Dodajmy jeszcze, że wizualne walory tego albumu dobrze sygnalizuje sama okładka, wydawałoby się „niekilianowska”. Jest mroczna, utrzymana w monochromatycznej tonacji błękitów, z których wyłaniają się diaboliczne Lalki Smolików, pochodzące z przedstawienia Kłopoty Kacperka, góreckiego skrzata wg Zofii Kossak (1998). A jednak i te lalki są już mieszkańcami naszej zbiorowej wyobraźni, ukształtowanej przez Adama Kiliana, podobnie jak wiele innych, chciałoby się powiedzieć klasycznych: zamaszysta, okryta łowicką zapaską Pyza na polskich dróżkach z książki Hanny Januszewskiej czy Jacek i Agatka z telewizyjnych dobranocek dla dzieci.

Wspomniana „mroczność”, w której można przecież dopatrzeć się znaku transcendencji, zwraca uwagę na istnienie innej strony światów kreowanych przez pana Adama na scenie, niż ta powszechnie znana, pogodna i radosna. Świat jego scenografii bywał przecież także wrogi i nieprzyjazny, gdy tego wymagała poetyka tekstu lub wizja reżysera. Częściej jednak zdarzało się to chyba w teatrze dramatycznym (na przykład w Śnie nocy letniej, w Burzy Szekspira w Teatrze Polskim w Warszawie) niż lalkowym. Ale i tu, i tam nie był to nigdy świat brutalny czy wulgarny, estetycznie brzydki lub wręcz odrażający – bo takie elementy nie istnieją po prostu w „składzie chemicznym” teatru mistrza Adama. Radość życia, dowcip i humor, także groteskowe przejaskrawienie lub ironia, były i są nadal jego dominantami. Pan Adam wielokrotnie o tym mówił – m.in. w naszej rozmowie zatytułowanej Ruch wachlarza, zamieszczonej swego czasu na łamach „Teatru” – i przyznawał się, że odczuwa potrzebę afirmacji piękna, ale także „dobra i nadziei”.

Chętnie też powoływał się na swój, legendarny już, Dekalog. Ten tekst, napisany w dziesięciu punktach, zawiera jego credo artystyczne i zarazem swoiste wyznanie wiary w kreacyjną moc sztuki i w magię teatru. Nie ma powodu, by przypominać tutaj Dekalog w całości, umieszczony został na skrzydełkach obwoluty albumu, ale jedno przykazanie warto przytoczyć: „Być nowoczesnym, to znaczy starać się w miarę swych możliwości dokonywać w dziedzinie plastyki wynalazków (choćby najskromniejszych)”.

Kilian nigdy nie podążał za modą, był twórcą osobnym, czego świadectw mamy w tym albumie wiele. Uderza przede wszystkim inwencja, z jaką poszukiwał dla siebie nowych tworzyw i materiałów, tworząc własny język plastyczny, własny styl.

Jego autentycznym wynalazkiem okazało się zastosowanie nadwiślańskiej wikliny jako naturalnego tworzywa plastycznego, podatnego na rozmaite przekształcenia. Stosował ją w scenografiach dla teatrów zarówno lalkowych, jak i dramatycznych. W tych pierwszych z wielkim powodzeniem, tworząc ażurowe dekoracje, których faktura pięknie „grała” w zderzeniu ze światłem, a także oryginalne maski dla aktorów (m.in. Zaklęty rumak Zbigniewa Kopalki wg Bolesława Leśmiana, 1960; Pastorałka Leona Schillera w reżyserii Jana Wilkowskiego, 1978; O straszliwym smoku i dzielnym szewczyku, prześlicznej królewnie i królu Gwoździku Marii Kownackiej, 1986). Natomiast w teatrze dramatycznym jego wiklinowe kostiumy i rekwizyty okazały się kłopotliwe dla wykonawców, przeszkadzały w gestach i ruchach. To właśnie był przypadek zrealizowanej w warszawskim Teatrze Klasycznym Lodoiski Bogusławskiego (1962), który przeszedł do teatralnej anegdoty. „Jednym z ważnych elementów tego widowiska – wspominał reżyser Jan Kulczyński – był chór Tatarów. Adam zaprojektował im zbroje z wikliny i bombek choinkowych. Hełmy trzeba im było mocować na głowach za pomocą szelek, jakich używa się do łączenia komandosa ze spadochronem. Tak zaklinowani tańczyli ognistego mazura. Ów wiklinowy kostium spowodował, że wykonawca roli jednego z Tatarów, profesor Józef Szczublewski, zrezygnował z uprawiania aktorstwa i zajął się historią teatru”. Niemniej, w inscenizacji Wesela Wyspiańskiego w Teatrze Powszechnym w Warszawie (1963, wznowienie 1969, reżyseria Adam Hanuszkiewicz), ażurowa góra konstrukcji szopki krakowskiej sprawdziła się w każdym calu, a scenografia organizowała ruch sceniczny, a nawet działania aktorów. Innym, rewelacyjnym tworzywem naturalnym okazała się słoma, wykorzystana przez Kiliana m.in. w Wieży malowanej, słynnym monodramie Wojciecha Siemiona, który występował w towarzystwie ogromnych kukieł-pałub (Studencki Teatr Satyryków w Warszawie, 1959).

Wszystkie tutaj wymienione, a także inne realizacje, znajdujemy w starannie zestawionej dokumentacji, zajmującej znaczną część książki. Jest ona nieoceniona także dlatego, że uzmysławia skalę dorobku Adama Kiliana, w jego najprostszym wymiarze, statystycznym: 313 prac scenograficznych w teatrach; 193 w teatrach lalkowych, 69 w teatrach dramatycznych, 22 w muzycznych, do tego jeszcze prace w teatrach zagranicznych (9), telewizji (22), filmie animowanym (72). Osobny dział to 49 ilustracji książkowych, a znalazły się w albumie nawet skany popularnych świątecznych kartek pocztowych, zaprojektowanych przez Adama Kiliana w latach siedemdziesiątych.

Cała ta dokumentacja, opracowana przez Joannę Rogacką, jest bezcenna. Ale oczywiście, dopiero komentarze interpretacyjne, jakimi są teksty kilku autorów, nadają jej właściwą perspektywę i sens. Ze świetnych szkiców Aleksandry Rembowskiej, a także Joanny Stacewicz-Podlipskiej wyłania się inny nieco portret Adama Kiliana, niż ten, który dobrze znamy. Nie tylko wybitnego scenografa wielu teatrów w Polsce i cenionego autora znanych ilustracji, lecz także wizjonera teatru, którego wyobraźnia nie zna granic, z pasją i konsekwencją eksperymentującego z własnym warsztatem. Artysty, którego twórczość jest głęboko zakorzeniona w polskiej tradycji poprzez liczne nawiązania do tzw. regionalizmu i stylu narodowego. To nie przypadek ani też traf losu, że tak ważna dla Kiliana jest tradycja teatralna Leona Schillera, dzieła Wojciecha Bogusławskiego, Aleksandra Fredry, Stanisława Wyspiańskiego, a z autorów współczesnych na przykład Ernesta Brylla. Ale pisząc o wielkim artyście, autorzy albumu niejedno powiedzieli nam też o człowieku. O uporządkowanym, „europejskim dżentelmenie w każdym calu”, skrzyżowanym z „rozkojarzonym dystraktem”, powszechnie znanym z roztargnienia. O kimś jednocześnie, kogo biografia jest typowa dla pokolenia startującego w życie tuż przed wybuchem II wojny światowej, a zarazem całkowicie osobna, wyjątkowa już poprzez samo miejsce urodzenia – przedwojenny Lwów, miasto polskiej inteligencji, ważny ośrodek życia naukowego, umysłowego i kulturalnego. W rozmowie z bohaterem albumu, ale także w znakomitym Kalendarium życia i twórczości, ilustrowanym nieznanymi do tej pory zdjęciami, pojawia się atmosfera rodzinnego domu, ojciec i matka, a także pierwsze kontakty syna ze sztuką („Zbudowałem miasto z klocków”).

Ich animatorką była przede wszystkim matka, Janina Kilian-Stanisławska, która tutaj jakby wychodzi z cienia, zajmując należne sobie miejsce w rodzinnej narracji Kilianów. To ona, sama artystka, kobieta starannie wykształcona, czuwała nad rozwojem syna oraz jego talentów plastycznych. Miała zresztą żywe kontakty z artystycznym i intelektualnym środowiskiem Lwowa, w domu Kilianów bywał m.in. Leon Chwistek. Oboje, matka i syn, razem przeżyli trudny i niebezpieczny czas zesłania w Kazachstanie, a potem ich drogi się rozeszły. Matka powróciła do Polski, syn z armią Andersa udał się do Anglii (gdzie studiował architekturę). Dopiero powrót do Polski, potem stworzenie teatru Niebieskie Migdały (1950), z którego wywodzi się dzisiejszy Teatr Lalka, rozpoczęły trwający do dzisiaj związek Adama Kiliana z teatrem (jako scenograf debiutował w roku 1959). Ważnym etapem prac teatralnych Kiliana okazała się praca z synem, reżyserem Jarosławem Kilianem. „Kilianowskie państwo teatralne – jak pisze Henryk Izydor Rogacki – objęło dramat Szekspirowski i polski dramat romantyczny. Oczekujący od scenografa efektów magicznych i konstrukcji cudów teatralnych młody reżyser pozyskał starego mistrza do wyznania wiary w to, że teatr jest światem, a wielkie idee sztuki i przekazujące je systemy znaków, zeszłe na poziom kultury popularnej, potrafią ujawnić swą skuteczność, drapieżność i zadziwiającą aktualność”.

Przeglądając ten album, dotknęłam mojego dzieciństwa. Powróciły obrazy, a wraz z nimi emocje. O Zwyrtale Muzykancie, czyli jak się góral dostał do nieba wg Kazimierza Przerwy-Tetmajera było jednym z pierwszych przedstawień, jakie obejrzałam w swoim życiu. Zadziorny baca z nieodłącznymi gęślikami, który wykłócał się ze świętym Piotrem, i z aniołami, a potem symfonia niebiańskich dzwonów, dużych i małych, z których każdy kołysał się w innym rytmie – to była najprawdziwsza góralska „malowanka na szkle”, która stawała się w tym spektaklu żywym obrazem, pełnym jaskrawych barw i fantazyjnych linii. Takie było moje pierwsze spotkanie ze sztuką Adama Kiliana. Zdumienie, radość i zachwyt. Przyznam się teraz, że uczucia, które tamtemu spotkaniu towarzyszyły, nie opuściły mnie do dzisiaj.

 

tytuł / Adam Kilian. Fascynacje
redakcja / Aleksandra Rembowska
wydawca / Teatr Lalka w Warszawie
miejsce i rok / Warszawa 2015

wykładowczyni historii teatru na Wydziale Aktorskim AT i historii dramatu na Wydziale Scenografii ASP, wieloletnia redaktorka „Teatru”, autorka książek, m.in.: Pejzaż. Rozmowy z Mają Komorowską (2004) i monografii Aleksander Zelwerowicz (2011).