2/2016

Hribujem, ziołujem, szepczem

Po eksperymentach związanych z Golemem, Złotym deszczem i Don Kichotem Wierszalin znów interesuje się Podlasiem. Z dobrym skutkiem.

Obrazek ilustrujący tekst Hribujem, ziołujem, szepczem

fot. Teatr Wierszalin w Supraślu

W świetle luny wkracza na scenę mistrz ceremonii. Jego twarz jest ledwie widoczna. W ciemnym stroju i meloniku stawia powoli kroki, wysoko unosząc kolana. Przemierza scenę z laską-parasolem. Co jakiś czas chyli się ku ziemi, jak żuraw. Szepcze tajemnicze słowa („Hriby po hribu, no moj po wierchu”) albo przechodzi, nie mówiąc nic. Układa rekwizyty. Patrzy na mijających go aktorów.

To Piotr Tomaszuk. Spiritus movens scenicznych wydarzeń. Charon. Tutejszy Tulp. Specjalista ds. duszy rodem ze świata wyobraźni Białoszewskiego, którego Wywiad zamyka spektakl. Twórca Wierszalina po raz pierwszy pojawia się na scenie tak intensywnie. Nie uniknie skojarzeń z Kantorowską obecnością, choć tropy wiodące do założyciela Teatru Cricot 2 można było odnaleźć w jego przedstawieniach już wcześniej (J. Sieradzki, Kantor w teatrze Tomaszuka, czyli ostatnia linka ciągłości, „Dialog” nr 1/2008). Sam zresztą odwoływał się do poetyki Kantora, podobnie jak do metod twórczych Grotowskiego i Osterwy, między innymi w tekście zamieszczonym kilka lat temu na łamach „Teatru” (P. Tomaszuk, Teatr to coś ostatecznego, „Teatr” nr 5/2007). Była tam mowa o inspiracjach, ale przede wszystkim o tworzeniu własnego „niepowtarzalnego kodu artystycznej ekspresji”. Ten kod, szlifowany przez dwadzieścia pięć lat (jesteśmy w roku jubileuszowym Wierszalina), zawiera w sobie odrealnione działania aktorskie, wyrazisty rytm i operowanie głosem, scenę jako przestrzeń metafory, obrzędowość w tle. I język – gwarę podlaską, w której tętni język chachłacki, ukraiński, białoruski.

Wszystkie te elementy można odnaleźć we Wziołowstąpieniu, choć tym razem obrzędowość religijną zastąpiła lokalna magia – „szepty”, zamowy, znachorstwo. W bibliografii do swojego spektaklu Piotr Tomaszuk wymienia książki Nadziei Bittel-Dobrzyńskiej (Jak wiedźma Agrypicha znachorstwa mnie uczyła), o. Czesława Klimuszki (Moje widzenie świata) czy Vitala Voranaua (Szeptem). Na tej podstawie powstał scenariusz, który pokazał, że siła tradycji jest siłą ożywczą.

Ciemność. Kroki. Zwłoka. W obecności zwłoki („Zwłoka to jest mianowicie homo sapiens”) odbywa się wykład profesora medycyny dla studentów, nazywanych malowniczo baranami. Skąd te „barany”? Cały spektakl jest pełen cytatów i nawiązań. Baw się widzu i rozwiązuj łamigłówkę, jeśli masz odpowiednie instrumentarium. „Baranów” można szukać u Białoszewskiego – który patronuje duchowo temu przedstawieniu – w jego Rozprawie o stolikowych baranach. Można też wrócić pamięcią do debaty zorganizowanej na Uniwersytecie Warszawskim w roku 2010. Jej temat brzmiał „Dlaczego głupiejemy”. Pewien dziennikarz powiedział wówczas na żywo: „Nie możemy mówić poważnie, bo poważnie to znaczy nudno. A nudno, to te barany wezmą pilota i przełączą”.

W Wierszalinie nikt nie przełącza, nikt nawet nie wychodzi. Jesteśmy zanurzeni w kazamatach Tomaszukowej wyobraźni. Z sufitu zwisają kiście białych wstążek, plątanina sznurów. Czy to korzenie szałwii, rdestu i innych ziół – cichych bohaterów tego spektaklu? Nie ma pewności. Zresztą cała przestrzeń jest nieoczywista. Stoły sekcyjne. Rzędy półek z kolorowymi, zakurzonymi fiolkami. To laboratorium raczej alchemika niż współczesnego medyka, który prezentuje się nam w pierwszej scenie. A do tego często wykorzystywane przez twórcę Wierszalina konstrukcje z metalowych rur i szyby ze zbrojonego szkła, które staną się przestrzenią projekcji. I jeszcze płachty zwyczajnie wyglądającej jasnej materii, które, podświetlone żółtym światłem, okażą się być gigantycznymi kartami z zielnika.

O ziołolecznictwie, zamowach i „szeptach” rozprawia „normalna ludność miejscowa” – Natalka, Józuk, Nastusia, Werek Weremiejczuk od Górki i Kastuś. Co jakiś czas przytaczają slogan: „Znachorstwo pomaga w leczeniu chorób, z którymi współczesna medycyna po prostu sobie nie radzi”. Jakie to choroby? Oto przykładowy zestaw: przepełnienie, wynikające z niewłaściwej zamowy grzybiarza („Źle zamowu po hribom gadał i przepełniło dzieciaka”), krowie wzdęcie („wydeło karowu”), zruszenie męskiej (!) macicy czy długotrwała erekcja („Ogón jemu prichwaciło na oborotnu storonu”), będąca wynikiem zbyt szybkiego zażycia przez Werka Weremiejczuka kropelek od Szeptuna Wasyla, które miały go uchronić od „jebania po pustaku”.

Dużo jest w spektaklu dosadnych określeń, związanych zarówno ze sferą seksualną, jak i z codziennymi rozmowami, gdzie występują chwilami w funkcji przecinka. Na szczęście są wzięte w sceniczny nawias jako element minionego świata, rubasznych anegdot, rozmów prowadzonych przy konsumpcji bimbru albo w trakcie grzybobrania, do którego bohaterowie mają wyjątkowe zamiłowanie.

Scenki rodzajowe w wykonaniu „miejscowych” pokazują energię i zgranie zespołu Wierszalina, gdzie trzeba być pasjonatem, żeby po prostu być. Sam Supraśl liczy około pięciu tysięcy dusz, a najbliższa metropolia to Białystok. Jest więc jasne, że aktorzy i inni twórcy, którzy zdecydują się związać z „laboratorium” Piotra Tomaszuka, swój rytm dobowy podporządkowują teatrowi. Rafał Gąsowski i Dariusz Matys, „weterani” związani z Wierszalinem od 1999 i 2006 roku, nie pojawiają się praktycznie na innych scenach. Zagrali w Reportażu o końcu świata, Bogu Niżyńskim (Gąsowski rolę tytułową), Klątwie, Statku błaznów czy Traktacie o manekinach – spektaklach uznawanych za największe sukcesy teatru. Pojawiają się też we Wziołowstąpieniu. Rafał Gąsowski w kilku wcieleniach (profesor medycyny, szeptun płci obojga i mądry mądrością ludową Kastuś), które w innych okolicznościach uznalibyśmy za charakterystyczne, ale w poetyce tego przedstawienia, gdzie wszystkie postaci są przerysowane, groteskowe i potraktowane z czułą ironią – są to po prostu zwyczajni członkowie tej wiejsko-miejskiej społeczności. Jednym z nich jest także Werek Weremiejczuk w interpretacji Dariusza Matysa, chwat pochodzący z kłótliwej familii Górków, którego awans społeczny nie odmienił ani na jotę. Znakomity śmieszno-straszno-rubaszny typ.

„Gromada” to dla Piotra Tomaszuka wymarzony motyw. Potrafi konstruować bohaterów, którzy się dopełniają. Żyją w jednym rytmie, gnani melodią kolejnych zdań. Tym razem dał życie grupie, którą określa w powtarzającej się frazie: „Nie Germańcy, nie Rasjańcy / Normalna młodzież miejscowa…”.

Potem młodzież zamienia się w inteligencję pracującą, a w końcu w grupę staruszków, którym z uciech życia pozostała szałwijka, pięciornik i czystek. Wraz z nimi dorastać będzie Polska i dadzą się widzieć zmiany obyczajowe. Jedna z najzabawniejszych scen przedstawia pielgrzymki z drucianymi siatkami od sklepu do sklepu, gdzie czekają tabliczki: „remanent”, „zaraz wracam”, „przerwa obiadowa”. W końcu jest! Upragniona rolka papieru toaletowego! A raczej komplet rolek zdobiący dumnym naszyjnikiem szyję szczęśliwego konsumenta. Z tego samego porządku pochodzi epizod związany z Kosmodromem Bajkonur, a z czasów współczesnych – krótki monolog o in vitro.

W ostatnich latach Wierszalin realizował spektakle oparte na tekstach Cervantesa, Meyrinka i Dantego, do czego należy dodać ultranowoczesny w estetyce tego teatru Złoty deszcz Tomaszuka (opowieść o medialnym zakłamaniu i celebrze), oddalając się nieco od nurtu, z którego jest najbardziej znany – spektakli eksplorujących legendy Podlasia, zanurzonych w mistyce pogranicza. Wziołowstąpienie można uznać za udany powrót do korzeni. Spektakl odkrywa dla teatru temat nadal żywy w tkance podlaskiej społeczności, choć pozostający już w sferze legend, zapisów, rodzinnych historii. Sam Piotr Tomaszuk wspomina, że sąsiadką jego dziadków we wsi Trześcianka była szeptucha, więc porusza się dość swobodnie w kręgu „zamów” i uzdrawiania. Z pewnością będzie co jakiś czas powracał do wątków istotnych lokalnie i ciekawych globalnie (a także po prostu bardzo atrakcyjnych dla widza), ale Wierszalin to teatr autorski, który ma w statucie zapisane prawo do eksperymentu i poszukiwań, więc można przypuszczać, że niebawem wykona kolejną woltę i zadziwi widzów na przykład polską klasyką.

 

Teatr Wierszalin w Supraślu
Wziołowstąpienie
inscenizacja i reżyseria Piotr Tomaszuk
współpraca reżyserska i plastyka ruchu scenicznego Rafał Gąsowski
współpraca scenograficzna i projekcje multimedialne Mateusz Kasprzak
opracowanie muzyczne Piotr Tomaszuk, Rafał Gąsowski
premiera 26 listopada 2015

recenzentka teatralna, absolwentka Wiedzy o Teatrze warszawskiej AT.