2/2016

Mantra

Nieznośnie długie objęcia Wyrypajewa to pierwszy prawdziwy sukces artystyczny Teatru Powszechnego pod dyrekcją Pawła Łysaka.

Obrazek ilustrujący tekst Mantra

fot. Magda Hueckel

Półtora sezonu dyrekcji Pawła Łysaka i Pawła Sztarbowskiego minęło zgodnie ze specyficznie przez ten tandem rozumianym Hübnerowskim hasłem. „Teatr, który się wtrąca” komentował w tym czasie ukraińską rewolucję w Dziennikach Majdanu Klemma, rozliczał się z polskimi stereotypami na temat ukraińskich emigrantów i usiłował rozbroić dobre samopoczucie środowiska teatralnego w Szczurach Kleczewskiej, zabierał głos w sprawie rosyjskiej polityki zagranicznej w Wojnie i pokoju Libera, zaś w dyrektorskim spektaklu Krzyczcie, Chiny! opowiedział o wyzysku mniejszości etnicznych przez Zachód. Z tego korowodu wyłamał się Michał Zadara, który zrealizował dwie inscenizacje utworów Słowackiego – bez jawnych politycznych aluzji i w kostiumie z epoki. Patrząc wstecz, trudno oprzeć się wrażeniu, że Powszechnemu Łysaka zdecydowanie brakuje artystycznego sukcesu. Przez półtora roku działalności najczęściej bowiem obnażał rozmaite słabości teatru zaangażowanego w komentowanie spraw społecznych i politycznych. Dlatego prawdziwym zaskoczeniem w repertuarze Powszechnego jest nowy spektakl Iwana Wyrypajewa. Koprodukcja Powszechnego, krakowskiej Łaźni Nowej i festiwalu Boska Komedia nie jest typową produkcją dla teatru Łysaka, choć jak dotąd artystycznie najlepszą. Paradoks to tym większy, że praski teatr bodaj po raz pierwszy od ostatniej zmiany dyrekcji tak zdecydowanie uderzył w akord metafizyczny.

Metafizyka Wyrypajewa jest co prawda zeświecczona, czy nawet wręcz – jak zżymał się w swojej recenzji Andrzej Horubała – adresowana do tzw. lemingów. Coś w tym jest: w Nieznośnie długich objęciach reżyser rzeczywiście nie odsyła do żadnego konkretnego systemu religijnych wyobrażeń, jak choćby w niedawnym Ożenku z Teatru Studio, gdzie w interludiach pobrzmiewały przejmujące prawosławne pieśni. Reżyser i zarazem autor dramatu nawiedza więc swoich bohaterów indywidualnymi, szalonymi, nieraz transcendentalnymi wizjami po to, by uzmysłowić – i bohaterom, i widzom – że mniej lub bardziej dramatyczne zmagania człowieka z toporną codziennością to bynajmniej nie jedyne piętro rzeczywistości. Bohaterami przedstawienia są syci, piękni i młodzi ludzie, kursujący między Berlinem a Nowym Jorkiem, stołujący się w modnych knajpach, uprawiający przygodny seks i orientujący się w końcu, że pod powierzchnią ich atrakcyjnych lifestyle’ów żyją życie kompletnie wyjałowione. Spektakl Wyrypajewa pokazuje ich w momencie przemiany, duchowego rozpoznania.

Płynąca ze spektaklu myśl, jeśli streścić ją jak powyżej, nie wydaje się szczególnie wyrafinowana. Ot, przypowieść o powrocie do odczuwania mistyki, do patrzenia na rzeczywistość wielopiętrowo, przypominająca, że sacrum i profanum współistnieją obok siebie i stanowią jednię. Przy okazji jest to też bardzo dzisiejsza – i chyba dość trafna – diagnoza duchowo wykorzenionego, dekadenckiego, wielkomiejskiego Zachodu. Dla wielu, o czym świadczą bardzo rozstrzelone opnie recenzentów, to za mało. I należy się z tym absolutnie zgodzić. Haczyk tkwi jednak w tym, że Wyrypajew równolegle nastroił swoje przedstawienie w zupełnie innych rejestrach. Wydaje się, że zadaniem widza jest tu nie tylko wysłuchanie i przyjęcie do wiadomości historii podanej przez aktorów, ale przede wszystkim samo doświadczenie wypowiadanych przez nich słów. Doświadczenie napięć, jakie wytwarzają tembrem głosu, rytmem następujących po sobie zdań, zawieszeniami czy pauzami. Doświadczenie słowa w takim sensie, jak doświadcza się chociażby mantry podczas medytacji. Mantry, czyli słowa, które w hinduskich praktykach medytacyjnych często zakorzenione jest w kosmosie pojęć ichniej kultury i religii, jednak w swojej istocie ma działać przede wszystkim brzmieniem, rytmem, który przetacza się przez medytującego i prowadzi go w wewnętrzną podróż. W tym sensie Nieznośnie długie objęcia to nie tyle spektakl teatralny, co raczej medytacyjny seans.

Być może właśnie po to, by poddać widzów wpływowi transcendentalnego brzmienia słów, podobnie jak we wcześniejszych krakowskich Iluzjach, Wyrypajew ograniczył środki inscenizacyjne swojego spektaklu niemal do zera.

Na scenie, oświetlone snopami reflektorów, stoją w równym rzędzie cztery krzesła. Widniejący na skromnym podeście tytuł spektaklu, wobec ascetyzmu inscenizacji, wydaje się gestem dość autoironicznym – podobnie funkcjonowała niegdyś ckliwa, hollywoodzka ścieżka dźwiękowa świetnego Tańca „Delhi” w Teatrze Narodowym. W tle sceny, ponad głowami aktorów, świeci się też neon. To element miejskiej infrastruktury – wszak Nieznośnie długie objęcia to opowieść o mieszkańcach współczesnych wielkich miast – ale i abstrakcyjna forma, zawijas, niejasno sugerujący jakiś obłok, chmurę, czy może nawet statek kosmiczny. Coś z tego i zarazem nie z tego świata. Będzie zwracał na siebie uwagę, kiedy usłyszymy opowieść Amy o tym, jak zamienia się w wielki kwiat, lub gdy Charlie opowie o mieszkającej w nim czarnej żmii.

Reszta należy do czwórki młodych, wyposażonych w mikrofony aktorów. Niemal od początku spektaklu wszystko staje się jasne: Wyrypajew nie postawił przed nimi zadań aktorskich, postawił im zadania lektorskie. Ubrani w czarne, świetnie dopasowane kostiumy, siedzą prawie nieruchomo, czasem wstając do postawionego z tyłu stolika, by napić się wody. Ich jedynymi instrumentami są głosy, ustawione przez reżysera w charakterystycznej, śpiewnej, nienaturalnie rytmizowanej manierze, zrazu brzmiącej jak pełna ironii i dystansu. Ów dystans nie oznacza jednak chłodu czy nieczułości aktora wobec bohatera. Oznacza mniej więcej tyle, że aktorzy nie grają postaci, ale je relacjonują, co dodatkowo wzmacnia konsekwentna, trzecioosobowa forma ich narracji. Nie ma tu więc udawanego „przeżywania” postaci, jest skupienie na wypowiedzeniu, co paradoksalnie z czasem pozwala widzowi wejść w głębszą tkankę spektaklu. W pewnym momencie przestajemy odbierać go na poziomie opowieści o osobliwych epifaniach czwórki bohaterów, których połączyły sploty dziwnych okoliczności. Wchodzimy w transowy rytm słowa, zaś z końcem spektaklu czujemy się jak wyrwani z intensywnego poematu czy właśnie – te skojarzenia podsyca prawdopodobnie fascynacja wschodnią filozofią, deklarowana wielokrotnie przez Wyrypajewa i jego muzę, Karolinę Gruszkę – głębokiej medytacji.

Choć Nieznośnie długie objęcia to świetny przykład kreacji drużynowej, każdy z aktorów zachowuje tu swój indywidualny rys, wynikający zapewne z osobistych cech i predyspozycji. Tembr głosu Karoliny Gruszki, przynajmniej od świetnego Lipca, to właściwie wizytówka teatru Wyrypajewa. Tu aktorka nie opowiada już brutalnej i wzniosłej zarazem historii kanibala. Mówi o Monice, zamieszkałej w Nowym Jorku Polce, która po usunięciu ciąży traci psychiczną łączność ze światem. Dobromir Dymecki, wyraźnie ukształtowany przez współpracę z Moniką Strzępką i Pawłem Demirskim, przekonująco i mocno opowiada o cynizmie swojego Krištofa. Mocna jest także Julia Wyszyńska, która dała się zapamiętać dzięki roli w Podróży zimowej Kleczewskiej. Tutaj opowiada o Serbce Amy, wdającej się w romans z męskimi bohaterami spektaklu. Nie dziwi w końcu obecność Macieja Buchwalda. Jego wieloletnie doświadczenia w impro i stand-upie prawdopodobnie sprawiły, że nie ma dla niego wyzwań zbyt niekonwencjonalnych. Bez zarzutu dotrzymuje kroku swoim wykształconym na wydziałach aktorskich kolegom.

Teatr Wyrypajewa coraz silniej staje się teatrem słów. Słów układających się w poetyckie sekwencje, przywołujące wzniosłe asocjacje, innym razem zaś – jak niejednokrotnie dzieje się w Nieznośnie długich objęciach – schodzących w język potoczny, wręcz kloaczny. Przede wszystkim jednak, jak słusznie zauważyła autorka jednej z recenzji Lipca, u Wyrypajewa „liczy się wykonanie”. „Słowa – twierdzi sam reżyser – mogą wywoływać stan, który jest właśnie łącznością z życiem wewnątrz”. Brzmi to jak wypowiedź kosmity. Bo zdecydowanie nie jesteśmy dziś przyzwyczajeni do takiego odbioru sztuki. Jesteśmy skłonni szukać w niej problemów, dyskursów, aluzji, komentarzy, czasem zajmującej historii, bardzo rzadko zaś – doświadczenia.

 

Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie, Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie, Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia
Nieznośnie długie objęcia Iwana Wyrypajewa
tłumaczenie Agnieszka Lubomira Piotrowska
reżyseria Iwan Wyrypajew
scenografia Anna Met
kostiumy Katarzyna Lewińska
muzyka Cazimir Liske
prapremiera polska 4 grudnia 2015

krytyk teatralny, w redakcji „Teatru” od 2012 roku.