2/2016
Natalia Worożbyt

fot. Kateryna Hornostaj

Emocja miesiąca: Czekając na trzęsienie ziemi

 

 

Zasypało śniegiem jak w dzieciństwie. Słoneczne dni jak w najpiękniejszych wspomnieniach. Na całej Ukrainie kwarantanna w szkołach. Do teatrów też przestano chodzić. Zimno tam i smutno. W kinach pokazują Zjawę. Na Facebooku dyskutują o Oscarze dla DiCaprio. Wygląda na to, że wszyscy umarliśmy po przedawkowaniu noworocznych sałatek i istniejemy teraz poza granicami życia.

Ale to nie tak. Jest kilka absurdalnych rzeczy, które potwierdzają moje istnienie: na przykład kazachski teatr zamówił u mnie sztukę o młodzieży kazachskiej.

Nie wiem niczego o tym kraju. Czemu się zgodziłam? Martwię się, że będzie to skomplikowane i sztuczne, i dość lokalne. Wątpliwe, by ta sztuka zainteresowała później teatry w innych krajach. Ale widocznie lubię przygodę i wyzwania losu, albo nie potrafię odmawiać. Więc po Nowym Roku lecę do Ałma Aty, by się zanurzyć w inną rzeczywistość, bo jest ona naprawdę inna.

W Ałma Acie już od piętnastu lat istnieje niezależny teatr „Artiszok”. Mała, nowocześnie urządzona piwnica w centrum miasta. Taki teatr może istnieć w każdym kraju europejskim. Niewielki zespół złożony z Kazachów i Rosjan. Aktorzy pełnią po kilka funkcji – są administratorami i dyrektorami programowymi, i projektantami, i znajdują sponsorów. Zawsze mają wyprzedane bilety, często jeżdżą na występy gościnne, a co najważniejsze, naprawdę robią fajne, aktualne spektakle. Od dawna marzę o takim teatrze w Kijowie i razem z osobami myślącymi podobnie nawet udaje się go stworzyć. Ale to się dzieje dopiero teraz, choć Ukraina jest krajem niezależnym i powiedzmy demokratycznym już od ponad dwudziestu lat. Nie ma u nas cenzury, nie ma u nas wielu okropnych rzeczy, które się tam dzieją. Ale z jakichś powodów nie mieliśmy takiego teatru.

A w totalitarnym Kazachstanie mają. W kraju, gdzie za krytykę władzy idzie się do więzienia. Za post na Facebooku do więzienia. Od prawie trzydziestu lat jest tam ten sam prezydent. Szeptem nazywają go „papa”, pokazując palcem na niebo. Wszyscy opozycjoniści (oczywiście bandyci) co do jednego w pewnym momencie obowiązkowo kończą życie samobójstwem. Ludzie nie chodzą na wybory, nie ma tam rubryki „przeciwko wszystkim” [na Ukrainie w kartach do głosowania poza nazwiskami kandydatów jest opcja „przeciwko wszystkim” – przyp. tłum.]. Kazachstan dwadzieścia pięć lat temu uzyskał niepodległość, wtedy też zmieniono nazwy wszystkich ulic Ałma Aty. Ale ałmatczycy do tej pory używają starych nazw – Lenina, Kalinina itd. Na jednej z głównych ulic siedzą wróżki z kartami, ałmatczycy znają je po imieniu. A jeszcze stoją tam kobiety, które oferują mieszkania na godziny.

Miastowi Kazachowie nie znają języka ojczystego, Kazachów z aułów nazywają Maurami i traktują z góry. Jest tam wysoki poziom samobójstw wśród młodzieży, która boi się przyszłości. Do tej pory kradnie się tam narzeczone. Rodzice bez wiedzy dziewczyny umawiają się między sobą na ślub, a potem pewnego dnia kradnie ją narzeczony z kolegami. Dziewczyna krzyczy, płacze, wyrywa się, a koledzy rechoczą i filmują to iPhone’em. A potem przywożą ją do domu narzeczonego i kobiety z jego rodziny nakładają na dziewczynę białą chustkę. Jeśli uda się im to zrobić, to po wszystkim – drogi powrotnej nie ma. Rodzice nie przyjmą jej z powrotem. Jeśli dziewczyna nie da sobie tego zrobić i ucieknie, ma szansę wrócić do domu. Po włożeniu białej chustki już nie będzie się uczyć i pracować, jej życie w całości zostanie poświęcone rodzinie. Za to kupią jej futro i kosztowne ozdoby.

Kazachowie żyją w przekonaniu, że wszystko można załatwić za pieniądze lub przez koneksje rodzinne. I to prawda. Korupcja utrzymuje się na wysokim poziomie, zgodnie z najlepszymi postradzieckimi tradycjami.

W tym samym czasie w Ałma Acie działa teatr „Artiszok” – współczesna platforma sztuki teatralnej. W mieście są fajne nocne kluby i kawiarnie. Zbierają się tam miejscowi hipsterzy, bohema, inteligencja. Kiedy w zeszłym roku w Kazachstanie otworzono Starbucks – kolejkę zajmowano już o szóstej rano. „Papa” nazywa Kazachstan świeckim państwem. Sami Kazachowie są bardzo miłymi, tolerancyjnymi ludźmi, za wszelką cenę unikającymi konfliktu.

Ałmatczycy żyją w obawie przed trzęsieniem ziemi. Ałma Ata otoczona jest górami. Śnieg na szczytach nie topnieje w lecie. Trzęsienie ziemi zdarza się regularnie, średnio raz w miesiącu. Zazwyczaj są to małe wstrząsy, które przypominają o śmierci i tymczasowości życia. Ałmatczycy stają w otworach na drzwi (właśnie tak robią teraz Ukraińcy w Donbasie, kiedy ich miasta są bombardowane z gradów i samolotów) i cierpliwie czekają, aż ziemia się uspokoi. Kiedyś, pod koniec XIX wieku, mer miasta wydał nakaz, by każdy ałmatczyk posadził w mieście po dwadzieścia drzew. Korzenie zszywają ziemię i zmniejszają skutki trzęsień. Dlatego też Ałma Ata jest bardzo zielonym miastem z chaotycznie zasadzonymi drzewami…

Zastanawiam się, co wyławia spojrzenie dramaturga, który po raz pierwszy przyjechał na Ukrainę. Czy dla niego też jesteśmy dzicy i ekscytujący? Szkoda, że nigdy nie będę mogła tego przeżyć.

 

tłum. Anna Korzeniowska-Bihun

ukraińska dramatopisarka, autorka Dzienników Majdanu (2014).